ciąża i poród
dziecko
kobieta
dla dzieci
rodzina
podróż
zobacz koniecznie

Nowotwór u dziecka - kiedy zmienia się życie całej rodziny

-
Nowotwór u dziecka - kiedy zmienia się życie całej rodziny
Smutne szpitalne korytarze, kroplówka, która godzinami przykuwa dziecko do łóżka, i strach - taki zwykły codzienny przed bolesnym zabiegiem, czy trudnym badaniem. I ten najgorszy, którzy przychodzi nocą i nie daje spać - strach o życie swojego dziecka, które zmaga się miesiącami z nowotworem. Rzeczywistość rodziców i dzieci z oddziałów onkologii jest ciemna i szara. Ale każdy z nas może zrobić coś, żeby ją rozjaśnić.

Gdy zaczyna chorować dziecko, każdy z rodziców szuka jakiegoś logicznego uzasadnienia dla objawów choroby. Maluch miesiącami pokasłuje – pewnie alergia. Boli go główka – pewnie przemęczony. Wymiotuje – to musi być jelitówka. Ma nogi całe w siniakach – znowu się wywrócił podczas zabawy. Nikt nie myśli o najgorszym. O diagnozie, która za każdym razem ścina z nóg i zmienia życie całej rodziny. Tak było w przypadku Julii Starosty, rezolutnej ośmiolatki, która walczy z białaczką. Dziewczynka i jej rodzina razem stanęli do tej trudnej walki i wiedzą, że muszą być bardzo silni. Bo przed nimi jeszcze co najmniej półtorej roku zmagań z chorobą, która postawiła ich życie na głowie.

- Pierwsze zetknięcie z taką szpitalną rzeczywistością to był koszmar. Wiedziałyśmy, że jest dziecięca klinika onkologiczna, wtedy jeszcze przy ul. Bujwida, że leczą się tutaj dzieci, ale sami doświadczyliśmy tego 10 lipca 2015 roku – opowiada Anna Starosta, mama Julii.

Strach w szpitalnym korytarzu

Juleczka bardzo szybko przystosowała się do nowego, klinicznego świata. Bez najmniejszego problemu „żongluje” szpitalnym żargonem. Mówi o chemioterapii, punkcji, broviaku. Doskonale zna większość procedur i wie, co znaczą gorsze wyniki, które zatrzymują cykle chemii. Razem z mamą musiały stawić czoła nowym wyzwaniom. A te było wyjątkowo duże również ze względu na szpital, w którym przyszło im się leczyć. Trafiły do starej kliniki onkologii dziecięcej, która funkcjonowała we Wrocławiu przy ul. Bujwida. Jak można ją najkrócej opisać? Świetni lekarze, którzy potrafią stanąć na głowie, żeby wyleczyć małego pacjenta. Nie boją się wyzwań, a ich zaangażowanie i gotowość do poszukiwania nowych metod leczenia sprawiła, że ich klinika stała się największym ośrodkiem przeszczepiania szpiku u dzieci w Polsce. Niestety – za kompetencjami lekarzy nie nadążały warunki, w których musieli pracować, a małe dzieci walczyć o życie. Budynek kliniki był w opłakanym stanie. Stare poniemieckie mury. Grzyb na ścianach, tynk odpadający z sufitów. W lecie gorąco nie do wytrzymania, a w zimie dokuczliwy ziąb. A w tym wszystkim dzieci walczące z rakiem. Z osłabioną odpornością, narażone na wirusy i bakterie, które dla nich były śmiertelnym zagrożeniem.

Pospolite ruszenie za 1%

Z tego względu Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową”, która opiekuje się pacjentami wrocławskiej kliniki onkologii dziecięcej zainicjowała budowę Przylądka Nadziei, najnowocześniejszego dziecięcego szpitala onkologicznego w Polsce. Ten pomysł zjednoczył tysiące ludzi w całej Polsce. Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” przeprowadziła największą w całym kraju społeczną akcję zbierania środków na rzecz Przylądka Nadziei. Dzięki temu udało się zgromadzić pierwsze 10 mln zł. Fundacja zorganizowała też kampanie społeczne, zachęcające do wsparcia nowej kliniki i dzieci, które będą się w niej leczyć. Robiła wszystko, żeby przekonać podatników, że 1% przeznaczony na tą wielką inicjatywę jest bardzo cenny. Dzięki temu w trudny proces powstawania Przylądka Nadziei włączyło się wielu ludzi dobrego serca, którzy poświęcili swój czas, zaangażowanie i pieniądze po to, by we Wrocławiu powstała klinika dla małych pacjentów walczących z rakiem.

W tych medialnych działaniach Fundację wsparła podróżniczka Martyna Wojciechowska, która została ambasadorką idei budowy Przylądka Nadziei. Kampanie z jej udziałem spowodowały prawdziwe pospolite ruszenie wśród społeczeństwa. Pomoc docierała z całej Polski. Sam 1% podatku postanowiło Fundacji przekazać aż 150 tysięcy osób!

Pacjenci Przylądka proszą o pomoc

Do setek tysięcy ludzi wspierających Fundację dołączyli urzędnicy. Na budowę Przylądka pieniądze wyłożyła też Unia Europejska i Ministerstwo Zdrowia. Dzięki takiemu wsparciu udało się błyskawicznie ukończyć budowę. W listopadzie ubiegłego roku Przylądek Nadziei zaczął przyjmować pierwszych pacjentów. Budynek nowej kliniki jest bardzo przyjazny dzieciom. Jest mocno przeszklony, a wnętrza są słoneczne. Na każdej sali rodzice maluchów mają wygodne miejsce do spania i czuwania przy dziecku, które zmaga się z chorobą. Jednak Przylądek to nie tylko piękne wnętrza. Najważniejsze jest to, że w tej nowoczesnej klinice lekarze będą mogli leczyć małych pacjentów zgodnie z najnowszymi procedurami medycznymi.

Ale żeby było to możliwe, wciąż potrzebne są pieniądze. Dlatego Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” nie ustaje w zachęcaniu podatników do wpłacania 1% podatku na rzecz dzieci chorych na raka. Dzięki takim pieniądzom będzie mogła cały czas wyposażać Przylądek Nadziei w najlepszej jakości sprzęt medyczny, ale przede wszystkim finansować niezwykle kosztowne leczenie maluchów. Leki i rehabilitacja potrafią czasem kosztować po kilkaset tysięcy złotych, a to wydatek, który przekracza możliwości rodziców. Wtedy z pomocą przychodzi im Fundacja. A Fundacji może pomóc każdy z nas. Wystarczy w zeznaniu podatkowym wpisać KRS 86 210 i przekazać maluchom swój 1%. Na stronie https://1procent.naratunek.org/program-pit/ można znaleźć program, który pomoże nam … pomagać!



Nowotwór u dziecka - kiedy zmienia się życie całej rodziny - dodano: 2016-02-22

Portal maluchy.pl jest serwisem edukacyjnym. Informacje zawarte na naszych stronach służą wyłącznie celom informacyjnym. Wszelkie problemy muszą być konsultowane z odpowiednim lekarzem specjalistą. Autorzy i firma ITS MEDIA nie odpowiadają za jakiekolwiek straty i szkody wynikłe z zastosowania zawartych na stronach informacji lub porad.