Emilowi dziś wyjęłam kleszcza z głowy - wyszedł dość łądnie, ale zostały w ranie chyba szczęki (policzyłam odnóża dziada - po wyjęciu - i miał po cztery nogi z każdej strony, więc chyba komplet... więc obstawiam, że zostały te szczęki).
Emil nie dał się już operować, więc pojechałąm na izbę przyjęć. Emilka dostała profilaktycznie Sumamed przez 3 dni.
Ale... nie kazali usuwać resztek kleszcza. Tzn kazali rozmaczać rane mydłem szarym i okładać rivanolem - i że te szczęki same niby z rany wylezą...
jakoś mi tkwi w głowie, że zawsze huczą przy tych kleszczach, żeby usuwać w całości i coś mi tu nie gra z tym zostwieniem dziada we łbie mego dziecka...? mam jej w tym grzebać, czy nie?
a czy ktoś kiedykolwiek wysyłał kleszcza do badania? mam go w szczelnym woreczku, na wilgotnym płatku kosmetycznym (taka gdzies była instrukcja) i łamię się przed wysłaniem go - 150 zł za badanie. Kurna, mieszkam w krzakach, pewnie to nie pierwszy i nie ostatni. Będę bulić za każdym razem 150 zzł? a może wydać te 150 zł na offy i inne takie na zapas?