Tak na szybko:
W domu nigdy nie mieszkałam, bywałam tylko i zazdraszczałam po cichu.
W mieszkaniu blokowym jednak się nie upchniemy.
Do poniedziałku mamy podjąć decyzję, czy kupujemy coś, co...
no właśnie:
Spółdzielnia buduje osiedle domków (tzw. bliźniaków), trzeba się zapisać i czekać ok. 3 lat.
Wśród domków oddawanych pod koniec tego roku jest jeden, z którego pewien pan chce zrezygnować (problemy rodzinne), więc jest do szybkiego kupienia.
120m2 (w tym 20m garaż, z którego zrobimy pokój), dwa poziomy, maleńki ogródek, duża (w miarę) kuchnia z oknem, obok jadalnia i salon, na piętrze trzy pokoje dla dzieci... Rozmarzam się.
I teraz po kolei:
Na zakup tego lokum spłukujemy się zupełnie+kredyt, jeśli dadzą.
Mieszkanie jest w stanie deweloperskim: wylewki, stolarka okienna, drzwi (wewnętrzne też), piec gazowy i ściany do pomalowania.
Wymyśliłam, że pomalutku będziemy robić, że nawet w surowym mogę mieszkać, ale po nocy koszmarów z betonem i tynkiem w rolach głównych już mi nie tak optymistycznie.
Ile trzeba włożyć tam pracy (i kasy), żeby nie tyle urządzić, co doprowadzić na razie do stanu używalności i wprowadzić tam małe dzieci.
Jak mi napiszecie, że do każdego metra trzeba dołożyć kilkaset zł., to od razu zrezygnuję, ale może jednak...
A, i jeszcze jedno - parter jest niepodpiwniczony - czy nie jest za zimny?
No proszę, powiedzcie, że się mamy w to wpakować
Ten post edytował Adasia czw, 09 paź 2008 - 15:01