Drugi raz przerabiamy i drugi raz diagnoza ścięła mnie z nóg. Pierwszym razem nie gorączkował, ale trochę kaszlał - przy czym chodziło mi po głowie wówczas, że to może alergiczne, a może coś się kluje. Dla spokojności zbadał go lekarz i bach. Tym razem nic - zwykły przypadek. Po prostu standardowa, NFZ-owska wizyta kontrolna u alergologa, gdzie chciałam się skonsultować w zakresie testów, i znowu diagnoza: zapalenie płuc. Nie gorączkuje, nie kaszle, brak widocznych gołym okiem objawów. Nawet przez myśl nam nie przeszło, że cokolwiek może się dziać.
No dobra, a czego chcę? Po pierwsze - skąd się te bezobjawowe biorą? Czy to coś z odpornością na bakier? Doskonale wiem, co ma na myśli Paka, zarzucając sobie to czy owo - bo mi po głowie też chodzi, co ze mnie za matka, skoro nie wyłapałam czegoś tak oczywistego... Po drugie - co robić na przyszłość? Mam na myśli zarówno wszelkie uwagi pod kątem rekonwalescencji / zwiększania odporności, jak i ewentualne badania (morfologia?). W piątek idziemy do kontroli i wypytam rzecz jasna jeszcze lekarza, ale może ktoś napisze mi coś budującego. Po trzecie - u licha, co powinno mi dawać do myślenia? Jak to świństwo wyłapywać? Mam co tydzień profilaktycznie latać z osłuchaniem? Wydaje mi się to nonsensowne, ale z drugiej strony - gdyby nie ta przypadkowa wizyta u alergologa, dzieciak biegałby z zapaleniem płuc. Swoją drogą - kurka blaszka, ile razy on coś takiego już przeszedł...? Może nie tylko (?) dwukrotnie?
--------------------
mama Miłosza (24.12.2003.) i Maksia (15.06.2008.)