Dziewczyny kochane, dzięki za miłe słowa. Pomimo mojego totalnego wyczerpania psychicznego i fizycznego chrzciny były cudowne
Jeszcze w niedzielę rano jak Zuzia zakaszlała, to myślałam, że wylądujemy na pogotowiu, ale najwyraźniej się tylko zakrztusiła, bo potem kaszlała sporadycznie, a katar to już jej prawie całekim przeszedł. Nie na darmo mówią, że po chrzcinach to dzieci tylko zdrowieją
Albo w końcu antyb. zaczął działać.
Natalka wróciła w sobotę o 22.00 ze szpitala, przez godzinę była do mnie przyklejona, ale większość przygotowań miałam już za sobą; potem bawiła się z dziadkami i wujkiem (przyjezdnymi), którzy obsypali ją prezentami.
W niedzielę był moment krytyczny, kiedy wychodziliśmy do kościoła, Natalka przywarła do mnie mocno i zaczęła płakać i za nic nie chciała puścić, potem przez pół mszy nie mogłam sobie poradzić z emocjami, że ją zostawiłam, mało co się nie rozpłakałam; Zuzia za to ślicznie spała (niedługo wkleję zdjęcie), nie kaszlała, nie miała zatkanego noska (gruszkę i sól fiz. miałam w razie czego w torebce
) i nie miała kolki spowodowanej antybiotykiem.
Obiadek był pyszny (wprawdzie nie 11 sałatek jak u Paki
, a tylko 4) gościom humory dopisywały, prezenty prześliczne, Natalka szczęśliwa szalała z wujkami i ciociami, Zuzia większość czasu słodko spała - naprawdę jeszcze w sobotę rano nie wierzyłam, że dojdzie do tych chrzcin, a w niedzielę już cała rodzinka w komplecie i coraz zdrowsza (choć mój głos brzmiał tak jakbym nieźle piła przez ostatnie dni
!
Ach, ale jestem szczęśliwa!!! Nieważne, że bałagan totalny w mieszkaniu i senność wszechogarniająca....Najważniejszejsze, że wszyscy jesteśmy razem.
Kingus, nie martw się; będzie dobrze, w końcu sytuacja zmieni się na lepsze; ja też byłam długo załamana przed tymi chrzcinami, a teraz już jest coraz lepiej. Też bym się chętnie spotkała; a te Twoje 17 km to w którą stronę od Wrocławia? - ja mieszkam we Wrocku, ale 17 km od centrum.
Paka, jak to mówią "wynieśliśmy diabołki, a przynieśliśmy aniołki"
Ewelina, fajny wątek utworzyłaś