Pierwsze pedalowanie za mna,w wlasciwie juz dwa.
Wczoraj przejechalam 5 km i przyznam szczerze,ze sie zmachalam,tylek mnie bolal ,ale czulam sie swietnie.Nie jezdzilam wiecej,bo nie chce sie forsowac na poczatek.Na rozgrzewke wystarczy.Tymbardziej,ze ja kompletnie bez kondycji jestem,nigdy w zyciu nie uprawialam zadnych sportow,tyle co na lekcji w-f,a i od tego sie wymigiwalam
Tak wiec poomalutku bede przyzwyczajac organizzm do wysilku fizycznego.
Dzis wstalam z bolacym tylkiem,usiadlam na rower i ledwo przejechalam 10 minut.Normalnie niem oge siedziec,podkladam poduszke,ale niewiele daje.Mam nadzieje,ze w koncu tylek przywyknie.
I jak dla mnie,przyznam szczerze,jezdzenie na stacjonarnym jest bardziej wyczerpujace niz na zwyklym.O ile dobrze pamietam,na zwyklym sie tak nie meczylam,a moze mialam lepsza kondycje>
No ni,w kazdym razie jazda rozpoczeta.
Mialam ochote wczorajk na loda,ale jak zobaczylam ile bym musiala pedalowac,zeby go spalic,to mi sie odechcialo
Dobra metoda.
kasiurybko czekalam na Twoja wypowiedz,bo wlasnie pamietam,ze ty jezdzilas.Ale do tego stosowalas diete.A powiedz mi,ile dziennie pedalowalas?I jak nogi?Ladniejsze?
Ten post edytował Tina25 wto, 13 paź 2009 - 09:08