Zazdroszczę rodzicom zorganizowanych dzieci, Julka się ciągle tego uczy ale myślę, że jest na dobrej drodze. W naszym przypadku na nic się zdało wymaganie i ponoszenie konsekwencji. Dziecko sobie po prostu samo nie radziło, konsekwencje sprawiały że popadała w coraz większe przygnębienie, w końcu wylądowaliśmy w szkole na rozmowie, bo nauczyciele zaczęli obserwować u młodej stany depresyjne. Nie wiem czy w tej kwestii J. jest wyjątkiem, widzę, że nasze wsparcie bardzo jej pomaga. A wsparcie objawia się tym, że:
* J. notuje na lodówce wszystkie zapowiedziane testy/klasówki (to jest jej obowiązek) - kiedyś przypominałam i uczyłyśmy się razem, teraz już tylko pokazuję termin, a J. przychodzi żeby ją przepytać
* lekcje odrabia samodzielnie, ale zeszyty i ćwiczenia codzień lądują do sprawdzenia
* basen pakowany jest zaraz po wyschnięciu, rozpakowanie też jest obowiązkiem J. o którym tylko czasem zapomina
* pakowanie plecaka jest obowiązkiem J., niestety co jakiś czas zbiera się tam dużo różnych niepotrzebnych rzeczy, niewypakowywanych, co zwiększa ciężar plecaka, więc od czasu do czasu przegląd robimy wspólnie
Poza tym J. jest w stanie zupełnie samodzielnie:
* wyjść do szkoły (na określoną godzinę na autobus) po zrobieniu wszystkich porannych czynności (toaleta, ubieranie, zrobienie i zjedzenie śniadania, zrobienie kanapek do szkoły, wyjście z psem)
* zrobić drobne zakupy po drodze do domu (głównie pieczywo)
* pójść do baru na obiad po szkole (szkolne obiady bardzo odbiegają jakością od tych z sąsiedniego baru)
* dojechać i wrócić ze szkoły autobusem nawet z przesiadkami (podróż w zasadzie przez pół miasta)
Ostatnio umówili się klasą na wyjście do galerii handlowej do Empiku. Zbladłam, wiedząc do czego są zdolni w grupie
ostatkiem sił opanowałam się przed śledzeniem jej cichaczem, podobno nie narozrabiali
Mam duże opory przed wpuszczeniem J. do kuchni, nie potrafię się przełamać, wiem że dzieci w jej wieku już gotują. W wakacje moja mama ma się tym zająć, ja nie potrafię