Magenta, nie reygnuj z wyjscia kuchni na taras!! Za nic na swiecie!!! Przez dwanaście lat byłam szczęśliwą użytkowniczką kuchni z wyjsciem na ogród. Od półtora roku mam co prawda kuchnięladnieszą, co prawda nowocześniejszą, zdecydowanie bliżej pozostałych pomieszczen mieszkalnych (poprzednio kuchnie miałam na parterze, pokoje na drugim piętrze, teraz wszytsko na jednej kondygnacji) i nijak się do cholery przekonac nie mogę. Nie potrafię jej polubic. Gotuje mi się w niej szpetnie, posiaduje popołudniami bez przyjemnosci. A wszystko za sprawa braku drzwi na świat. Żadne okna, nawet takie od sufitu po podłogę nie zastąpią drzwi
Latem i wiosną - kawa w szlafroku o szóstej rano smakowała jak napój bogów, zimą człowiek się szybciej budził jak zaczerpnął po przebudzeniu chaust lodowatego powietrza. Poza tym - w przypadku posiadaczy dzieci kuchnia z wyjściem ma jesczze jeden plus, chyba największy z możliwych - kręcace się w tę i nazad trasą dom - podwórze słodkie maleństwa nie muszą urządzać przemarszu wojsk przez połowę domu by skosztować jak smakuje kropla soku. A za chwilę następna. I kolejna
I tak przez pól dnia. Kiedyś miałam do zamiatania dwa metry kwadratowe powierzchni, teraz - klatkę schodową (wa piętra, przypomnę), przedsionek, hall, często gęsto pierwsze piętro, bo wszak a nuż moze się okazac, ze jednak u babci tez jest kropla wody
i notorycznie piętro drugie, po którym przemarsz następuje regularnie - a to rzeczona kropla, piłeczka, wstążeczka, miś, laleczka i cholera wi co jeszcze
Pól biedy latem, przynajmniej nie ma błota. Gorzej jesienią i zimą. Spuszczone z oczu dzieci zapominają, iż obuwie zewnętrzne zdejmuje sie o wejsciu do domu.
No i sezon wiosenno-letni szumnie zwany grillowym. W tym przypadku wyjście z kuchni na podwórze jest wrecz niezbędne. Odkąd nie mam wyjścia bezpośrednio z kuchni wykonałam słownie dwa proszone grille i po każdym obiecywałam sobie, ze niegdy więcej
Noszenie tych wszystkich szklanek, talerzyków, latanie dookoła domu, bo zabrakło chleba, keczupu, kiełbasy, musztardy. Bo sobie stryj przypomniał, że on własciwie wolałby kawę. Katorga. Wizyty przyjaciół dziatwy też zdecydowanie wolałam mając kuchnię z drzwiami. One szalały na podwórzu a ja spokojnie mogłam nadzorować z oddali na przykład gotując i mając ten komfort,że w razie nieszczęścia dopadam poszkodowanego nie tracąc cennych minut. Przemarsz wojs tym razem pominę milczeniem, choć w takich razach zawsze nalezało go pomnożyć przez liczbę gosci plus czterdzieści na godzinę
Ha! I zapomniałabym, o najwazniejszym. Otóż, otóz najbardziej mi brakuje suszarki do prania ustawionej tuż za kuchennymi drzwiami, na świezym powietrzu. Teraz muszę latać z praniem dookoła domu, co skutkuje tym, ze suszę na strychu