He, no nie czyni. Żeby robić za dinozaura należy albowiem udowodnić skostnienie mózgu i to wielokrotnie, bo jednorazowo może się każdemu zdarzyć.
CYTAT
jak to się dzieje, że jeszcze - powiedzmy - moje pokolenie wszędzie szło ubrane jak trzeba (w większości przypadków) za to już następne - nie. Jeśli rzecz jest w nauce to czy powyższe oznacza, że w pewnym momencie matki przestały wpajać pewne normy dzieciom? Czy może w ogóle nigdy ich nie wpajały i cała rzecz tkwi w dostępności cekinowych sukienek o łącznej powierzchni 20 cm2... w sklepach?
Przyczyny upatruję w instytucjach, bo to one narzucają standardy, do których większość rodziców, a potem samych młodych jednak próbowało się kiedyś dostosować. Pamiętam moją szkołę podstawową, a potem liceum, do których nie należało zakładać określonych strojów oraz robić na sobie makijażowych i fryzjerskich eksperymentów.
Pokolenie po nas (a przynajmniej po mnie) to pokolenie zachłyśnięcia się wolnością - również w sferze tego, co wypada nosić do szkoły (a potem do pracy itd., czym skorupka...). Próbą ucieczki przed totalnym bezhołowiem są oczywiście mundurki (eksperyment mniej czy bardziej udany, z różnych stron słychać różne opinie), ale to nie wystarcza, bo zamiast uczyć się tego, co na daną okazję ładne i stosowne, dzieci uczą się sprzeciwu wobec unifikacji (często niestety do tego niegustownej, bo niektóre mundurki przypominają robocze drelichy).
Dobrym wsparciem byłyby programy telewizyjne, ciekawie prowadzone i skierowane szczególnie do młodzieży. Jednak formuła naprawdę musiałaby być odkrywcza, bo obecne polskie produkcje dla dorosłych po prostu zwalają z nóg nudą.
PS. A czemu akurat raróg? Dla mnie fajny ptaszor, wcale nie skamielina...
Może raczej ślimak jakiś, albo inna mumia?