Co do błędów ortograficznych, ja notorycznie mam problem ze "skurczami", sprawdzałam już tyyle razy, a i tak raz sobie piszę tak, raz tak
Dzisiaj za nic nie jestem w stanie sobie przypomnieć jak nazywa się po polsku to badanie na raka szyjki miacicy, co wymaz się bierze, no bij, zabij, nie pamiętam
Ja dziś odwiedziłam swoją porodówkę
Położna w piątek powiedziała, że jak będzie mnie coś bolało, żebym jechała do szpitala, bolało, więc pojechałam. Kłuło niemiłosiernie, że ruszyć się nie mogłam, łyknęłam no spę i niby przeszło. Gdybym miała normalną opiekę medyczną, pewnie olałabym temat, ale tutaj stwierdziłam, że jest okazja, żeby ktoś mnie obejrzał. Nie wiedziałam dokładnie gdzie się zgłosić, bo szpital spory, w karcie ciąży mam podane tylko numery telefonu, a uznałam, że jak zadzwonię, to jeszcze mnie zleją
Pani z recepcji wysłała mnie na porodówkę... Zdziwiona, ale poszłam, zadzwoniłam domofonem i tłumaczę, że recepcja mnie tu wysłała, ale ja tylko z bólem, 26 tygodni. Wpuścili mnie bez dyskusji, bardzo miła pani położna wprowadziła mnie od razu na salę porodową, tłumacząc, że nie ma innej. W pierwszej chwili miałam ochotę uciekać
Cały ten sprzęt, ogromna wanna, fotel/łóżko, ale teraz się cieszę, bo na spokojnie mogłam oswoić się z tym wszystkim
Zwłaszcza, że spędziłam tam 2h. Jedna położna wypełniła jakiś papier, poszła, potem przyszła druga, zmierzyła mi ciśnienie, poszła, znów wróciła pierwsza, sprawdziła tętno malucha, moje, poszła, jakiś czas później przyszedł lekarz, pogadał ze mną (zaczął od rozmowy na temat książki, którą czytałam), wyjaśnił, że będzie musiał mnie zbadać ginekologicznie, kilkakrotnie spytał, czy nie mam nic przeciwko? Również poszedł... Dobrze, że miałam książkę
Do badania wrócił z położną i najbardziej co mnie rozwaliło, porodówka, lekarz ginekolog, a żebym zdjęła gacie, stanął za zasłonką (odgradzającą drzwi od reszty sali), tylko mu czubki butów wystawały. Musiałam się rozebrać, nakryć prześcieradłem, które i tak zaraz siłą rzeczy trzeba było zadrzeć do góry
Wzięli mi właśnie jeszcze ten wymaz, którego nazwy po polsku nie pamiętam. Szyjka długa, zamknięta, także nic złego się niby nie dzieje. Albo infekcja moczowa (próbkę wzięli do laboratorium), albo Pestka ryje mi głową dół, bo aktualnie spoczywa w pozycji nietoperza.
W sumie dobrze, że pojechałam, bo teraz na wieczór znów zaczęło boleć, kazali mi brać paracetamol, ale oczywiście biorę sobie no spę i pomaga
Cherie, to bardzo dobre wieści
Najważniejsze, że Ola lepiej się czuje, a z bakterią antybiotyki już się rozprawią
Ja komicznie wysiadam z samochodu, zwłaszcza zza kierownicy, bo mam mniej miejsca
Muszę złapać się dachu od zewnątrz, żeby wypełznąć ze środka;)
Ten post edytował kajetanka śro, 30 lip 2014 - 00:01