Powiem Ci Inanno, jak ja robiłam.
Koparka wyrównała, ja pograbiłam (pomagała mi teściowa), posiałam trawę. Potem sobie chodziłam i plewiłam. To znaczy, jak zaczynało wyrastać coś innego niż trawa, to wyrywałam. Trawa wyrosła. Jestem zadowolona, bo żadnej chemii w ziemię nie wlałam. A mam zielona trawkę.
Sąsiadka natomiast wynajęła firmę. Firma równała teren koparką potem grabili (tyle że włożyli w to mase pracy, ale efekt jest powalający - jeśłi chodzi o równość terenu). Potem posiali trawę. Pryskali jej też czymś, ale nie randapem. Sąsiadka twierdzi, ze jej to pryskanie nic nie dało.
Obserwowałam prace u sąsiadki, muszę Ci powiedzieć, że jest to dużo pracy.
Wszystko zależy od tego, co chcesz osiągnąć. Jaki efekt końcowy. Jeśli idealnie równiutki trawnik, to koszty większe, bo się trezba namachać grabiami. Jeśli chcesz uzyskać zieloność, to nakłady pracy mniejsze.
JA trawnik zakłądałam tylko na części ogrodu. Reszta zostałą jak była. Czyli pole które porosło trawą, bo nikt go nie uprawiał. Koszę to regularnie. I jakoś to wygląda. No jest zielone, a to mi wystarczy
PS Jak pewnie zauważyłaś, próbuję Cię zniechęcić do oprysków.
Pryskając, możemy sami się nie zbliżać przez jakiś czas. A owady? Zwierzęta żyjące w glebie? A sąsiedzi, którzy graniczą z Twoją działką?