Ja jestem absolutnym wulkanem, zarowno w strone radosci, jak i zlosci. No, wiec potrafie wrzasnac, ze az echo niesie. Nadia ostatnio reaguje na to placzem (jak to na nia). I wtedy mi strasznie przykro i zle, ze nie umialam sie powstrzymac. Szybciutko ja przytulam i przepraszam, tlumaczac, ze mama sie zdenerwowala. Nie wiem, czy to wlasciwe
Czasem, jak mi bardzo zle, to mowie, ze mama jest smutna. Nie staram sie tlumaczyc dlaczego, bo chyba za mala, a poza tym mam wrazenie, ze moze mnie i lzej by bylo, ale ja bym obarczyla swoim problemem. Jak sie ciesze, jest mi dobrze, to tez staram sie jej wytlumaczyc dlaczego i tu juz mowie konkrety.
Natomiast ostatnio nagminnie sie przy niej klocimy
, niestety i wyzwiska sie zdarzaja
Jakos ni edaje po sobie poznac, by ja to cokolwiek obchodzilo. Moze sie przyzwyczaila
A tak na powaznie - pewnie gdzies to w niej zapada i dobre to na pewno nie jest. Zwlaszcza, ze u nas po danej klotni (zwykle wieczornej) do pojednania nie dochodzi wczesniej jak rano
I co ja mam z tym poczac? Ktos doradzi. A zaznacze, ze cholerykiem strasznym jestem