Witam,
Jak nauczyć, tak nauczyc prawie 3 letnie dziecko jedzenia owoców, warzyw itd. Filipek jak był młodszy tzn miał ok roku do 2 lat wcinał wszystko co popadło. Ziemniaczki polane sosikiem, buraczki, zupki, mandarynki, generalnie wszystkie owoce i warzywa. Z obiadem nie było problemu czy była to pomidorowa, czy rosół...pierogi czy ziemniaki. To samo było z owocami. Generalnie był to taki mał "śmietnik" co oczy zobaczyły, to zjadły.
Kiedy wszedł w okres buntu 2-latka ( tak to się nałożyło) za pierona nic nie tknie. Zupy owszem, ale tylko takie z makaronem lub ryżem. Jak juz pojawi sie ziemniak, chociażby milimetowy wypluwa wszystko co ma w buzi.
Drugie danie porażka. Zje na siłe pierogi z mięsem, bo nie daj Bóg z jakimś owocem.
Owoce - poza bananem nic.
Warzywa - nic, ani gotowanych, a co dopiero surowych. nawet marchewki wygrzebie z zupy.
Pomidor, ogórek, ziemniaki, mandarynki, kiwi, maliny, truskawki...wszystko to co pyszne i pełne witamin nie było u niego w buzi od pół roku.
Dodam, iż nie zmuszam go na siłę. Chodziałm za nim np. z kawalkiem jabłka czy truskawką, aby ugryzł...ale miał mnie gdzieś. Spróbowałam inaczej, pokroiłam na talerzyku jego ulubionym, kolorowym, na małe kawałeczki...nic. Polałam odrobiną bitej śmietany...śmietana znikneła, reszta nie ruszona. Dodam, iż jak " w czymś" mu przemyce kawałek owoca, warzywa...np ziemniaka w zupie....pomidorka na kanapce....pluje i naciąga sie na wymioty...efekt zwymiotuje to co zjadł i tak w kóło.
Nawet cofnęłam sie z nim do etapu niemowlaka. Starłam jabłko z marchewka...porazka. Kupiłam deserek w słoiczku Bobowity...porazka.
Przybieram posiłki zabawnie, np. na kanapeczce zrobię uszy z rzodkiewki, z serka białego oczka i td....mama, ale ładna myszka, po czym wcina chleb z masłem, a reszta leży na talerzu.
Za to parówki, pierogi i mleko modyfikowane jadłby i piłby kilogramami/litrami. Zauwazyłam, że za wszelką cenę, chce zwiększyć ilość posiłków w postaci butli z mlekiem niz "normalnego" jedzenia. Tzn. potrafi nie zjeść obiadu i czeka do kolacji na butle, nie jedząc nic między czasie, bo "....on bedzie pił butle".
Jak widzę, jak koleżanki córy wcinają sałatki owocowe, warzywne, chodzą z marchewka obraną, surowa w ręce.....naprawde wyć mi sie chce....bo ten mój oszołom to nic nie chce. On nawet nie chce spróbować. Czasami myślę, że jakby udało sie go chociaż przekonać, wetknąc np truskawkę do buzi, aby poznał jej smak, to może by jadł. ale jak to zrobić jak on zaraz ( nawet na widok zbliżającej się do buzi) naciąga się na wymioty.
Jak pisalam błaganie, proszenie, krzyknięcie, przetrzymanie z posiłkiem ( nie zje obiadu to nic innego nie dostanie), robienie dodatków w postaci np. bitej śmietany, czy "strojenie potraw", na zwierzątko, kwiatek itp ...... nic nie daje.
Obecnie Filip zjada: mleko modyfikowane, chleb z masłem ( czasami jak ma dobry dzień to z pasztetem...szynka, kiełbasa...bleee), parówki, zupy, danonki, jogurcik przez rurkę i tyle.
Jak on ma się zdrowo odzywiać i mieć witaminki jak nic nie chce jeść. Ile można "jechać" na chlebie z maslem i parówkach
Prosze o rade....