Cześć wszystkim "samotniczkom"
Wątek ten kieruje do "samotnych mam", które boją się przyszłości i zaufania mężczyźnie. Od razu prostuję, że nie chcę gratulacji, że mi się udało itp.
Od poczÄ…tku.....
Kiedy byłam w 3 miesiącu ciąży ojciec dziecka zostawił mnie, podając argument, że mnie nie kocha i nie jest gotowy na ojcostwo .... Pokazał się w dniu porodu bo dowiedział się od swojej matki, że urodziłam.
Później był mój płacz, rozpaczliwe próby dogadania się, groźby, prośby.
To trwałopołtora roku, bez skutku (teraz wiem, że na szczęście)
Kiedy mała miała 2 latka poznałam na uroczystości rodzinnej szwagra mojego kuzyna, miał byc ojcem chrzestnym córki kuzyna. Ja wówczas zostałam poproszona o bycie matlką chrzestną małej.
Nigdy wcześniej nie widziałam Grześka, ale w momencie gdy go zobaczyłam to wiedziałam już, że zrobie wiele żeby z nim być.
Na moje szczęście on też się we mnie zakochał. Po pół roku od poznania pobraliśmy się.
We wrześniu minął rok od naszego ślubu. I za każdym dniem wiem, że jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie i wiem też, że dobrze, że rozstałam się z ojcem córki, bo teraz obie jesteśmy szcęśliwe i kochane.
Dlatego babeczki "nigdy nie mówcie", że "nigdy już się nie zakocham"
A ja i tak nie wierzÄ™ w coÅ› takiego.
A tym bardziej po pół roku nie wzięłabym żadnego ślubu.
Ale skoro Tobie się udało to fajnie
Ika u mnie z główką wszystko oki ;p tak więc nie mam skłonności do konfabulacji
Oj nie chodziło mi o to, że nie wierzę w historię autorki wątku, tylko, że nie wierzę w miłość i wiem, że mnie się coś takiego nie przydarzy i wcale mi z tego powodu nie jest smutno.
Wolę być sama niż "użerać" się bądź co bądź a facetem
a czemu zaraz uzerac?? Nie dopuszczasz mysli,ze moze byc normalnie?? Tak bez uzerania na przyklad....
Wiec, ja np mimo tego, ze bardzo chce nie umiem zaufac facetom...co nie oznacza, ze uwazam wszystkich za klamcow itp...po prostu nie umiem uwietrzyc w to, ze to spotka akurat mnie. Chyba nieswiadomie buduje wokol siebi mur, blokade chroniaca przed "obcymi"....ale co zrobic...moze to kompleksy, brak czasu a moze niewiara. Nie wiem...ale ciesze sie szczesciem ktore spotka innych.
Magdalenka - a może po prostu potrzebujesz czasu. U Ciebie chyba jeszcze pewne doświadczenia są świeże, masz prawo nie być gotowa na nowe. Ważne, że niczego nie wykluczasz i się na to nie zamykasz.
*magdalenka* pisząc ten artykuł chciałam pokazać (może mi się to nie udało), że ja "przed" poznaniem mojego męża, miałam wszystkich facetów za kompletne zera, ale wystarczyło jedno spojerzenie żeby znaleźć wyjatek od reguły
Ciesze się, że na moment schowałam dumę w kieszeń bo teraz jestem szczęśliwa
To nie tak jest, że ja sie zamykam na coś...ale chyba jeszcze nie pozbyłam się braku poczucia swojej wartości, który wpoił mi mój były mąż by czekać i w coś wierzyć.
I faktycznie to co przeżyłam wywiera straszny wpływ na moje "myślenie" zwłaszcza, że przeszłość bardzo nie chce się ode mnie odczepić i nadal mnie terroryzuje ;/
Nie mówię - nie, ale na pewno to jeszcze nie ten czas na kogoś jeszcze. I raczej ten czas nie nadejdzie.
Mama Mateo a może rozmowa ze specjalistą?? Wizyta u psychologa to nic strasznego! Wiem z własnego doświadczenia
Kiedyś o tym myślałam i to nawet poważnie.
Tylko tak ciągle coś się dzieje, że nawet nie mam na to czasu.
Chciałabym tylko, żeby eks wreszcie zrozumiał, że jesteśmy już 1,5 roku po rozwodzie a 2,5 po rozstaniu i nic tego nie zmieni i żeby przestał ciągle kłaść mi kłody pod nogi. Wtedy etap małżeństwa i rozwodu zostałby całkowicie zamknięty i mogłabym coś z tym robić i zacząć wreszcie siebie wyprowadzać do pionu
Mama mateo olej go!! Zacznij żyć własnym życiem i bądź szczęśliwa wtedy on odpuści!
Jesteś wspaniale radzącą sobie samotną matką a on.... człowiekiem który podbudowując swoje ego uprzyksza Tobie życie.
A wizyta u specjalisty to pół godziny, które diametralnie zmieni Twoje nastawienie i życie, uwierz mi
Ależ ja wierzę. I skorzystam napewno kiedyś.
A eksa olewam i właśnie to go najbardziej tak boli, a potem ten ból przerzuca całkowicie na mnie i swego syna.
Mati ma 4,5 roku a tyle już przykrości ojciec mu sprawił, że samej mi jest z tym przykro.
Jej jak ja bym chciała, żeby on zaczął żyć swoim życiem
Ale bądź co bądź musze jakoś pozbyć się tej przeszłości bo ciągnie się za mną jak smród po gaciach
Dopisuję się do listy Po różnych perypetiach z różnymi mężczyznami i fatalnym rozstaniu z ostatnim facetem (oszukiwał, zdradził, upokorzył) nie wierzyłam, że jeszcze w życiu kogoś spotkam i że się odważę na kolejny związek. Płakałam w poduszkę, że nigdy nie będę mieć rodziny. Tymczasem 4 miesiące po zakończeniu poprzedniego związku uwziął się na mnie taki jeden i zaczął rozwalać mur, za którym się schowałam. Trzy miesiące później (a to był cholernie ciężki czas dla nas dwojga), przestałam oszukiwać samą siebie i złożyłam broń. I od samego początku żadnych wątpliwości. Od razu zaczęliśmy szukać mieszkania i starać się o dziecko. Minęły 2 lata odkąd jesteśmy razem i - jak Gremi - z każdym dniem kocham go coraz bardziej. Mam nadzieję, że za 16 lat będzie bez zmian
Więc - Mama Mateo, magdalenko, ... - nigdy nie wiadomo, co czeka za rogiem, nawet jak jesteśmy na to zamknięci na cztery spusty
A mnie jakos brak wiary w takie historie, tzn wierze ze sie zdarzaja, ale nie wierze, ze zdarzy sie cos takiego mnie;/ A nawet jak kogos poznaje, to za moment widze w nim milion wad...i nie umiem sie przekonac. Ostatnio nawet kogos poznala ( droga wirtualna), ale...co dziwne...nie umiem sie przekonac do facetow po przejsciach typu rozwod itp, tak tak...sama jakies mam, ale...co mam zrobic...wiem, ze jest niesprawiedliwym wyciagac pochopne wnioski, nie znajac sytuacji itp...ale co mam zrobic, ze slowa "jestem rozwodnikiem" wzbudzaja we mnie mase dziwnych podejrzen.
to cos na zasadzie jak moja rodzina się kiedyś zbulwersowała, że ja niepełnosprawna (epi) poznałam chłopaka paraplegika. Odradzano mi bo On niepełnosprawny
Magdalenko ale faktycznie często jest cos takiego, że ktos rozwiedziony sam unika rozwiedzionych bo wie..... że gdzies tam leżała wina za rozpad i tamtego związku i kto wie czy to nie ten facet był winien.... Dlatego może warto przyjąć postawę, że zawsse winne są obie strony ?? Ja uważam, że u mnie tak było, u mojego M tak samo (pomimo, że mnie mąż lał a żona M trzy razy przyprawiła mu rogi). Wina szczątkowa choćby jest w każdym I think so
magdalenko, ale dlaczego? Mamy już tyle lat, że ciężko spotkać kogoś, kto nie był jeszcze w związku (chyba właśnie takiej osoby bym się bała ). Jeśli ktoś jest po rozwodzie, znaczy, że w miarę poważnie traktował swój związek, ale coś nie wyszło.
Mężczyzna, z którym jestem, też jest po rozwodzie. Owszem - bałam się, że jego uczucie do mnie jest próbą zapełnienia pustki po rozstaniu. Ja sama byłam "rozjechana" po rozstaniu, zdradzie, kłamstwach. Czasem związki się rozpadają, ale to nie znaczy, że ludzie są źli albo jacyś wybrakowani. Może nie byli sobie przeznaczeni?
Dla równowagi - mój eks też był rozwodnikiem i też rozwodził się już będąc ze mną. Różnica (owszem, nie jedyna ) polegała na tym, że o posiadaniu przyznał mi się po jakimś miesiącu, jak się przeprowadził do rodziców. Zapaliła mi się lampka kontrolna - nie był szczery i zataił przede mną niewygodny fakt - ale ją zignorowałam. Efekt był taki, że półtora roku później mi wyciął ten sam numer, który wcześniej żonie... Jednakże - z tego, co wiem - spotkał w końcu kobietę swojego życia, a ja życzę jej, żeby nie padła nigdy ofiarą jego kłamstw.
Jeśli chodzi o "wady" - miałam tak samo. U każdego mężczyzny, próbującego do mnie się zbliżyć, widziałam serię wad i rzeczy, które mi nie odpowiadają. W poprzednich związkach próbowałam jakoś sobie z tym poradzić, ale kiepsko mi wychodziło (jako anegdota: rzeczony eks jadł dość głośno, więc zawsze włączałam radio podczas posiłków, żeby go zagłuszyć, choć szlag mnie trafiał). G. ma mnóstwo wad i nie mają one kompletnie żadnego znaczenia
Wydaje mi się, że nie ma co się nastawiać na jakikolwiek scenariusz życia. Co ma być, to będzie
A ja MagdÄ™ rozumiem bo sama jestem po rozwodzie.
Poznając kogoś kto też jest "po" mam wrażenie, że to właśnie jego wina była (wiedząc co ja przeszłam sama). Wiadomo, że każdy przyjmuje wersję dobrą dla siebie więc taki eks-żonkoś opowie historię jak to go żona zdradzała, nie zajmowała się domem a on taki biedny żuczek pracował ile się da by miała dobrze....
Wiem - nie generalizować...ale....zawsze jest ale.
Ja wiem jak ludzie mnie postrzegają, ba! skoro dziewczyna jest po rozwodzie to jakaś dziwna bo chłopa nie umiała utrzymać przy sobie...a dziecko? no kurde po co komu bagaż?
Chyba to tak się odbywa. Wiem, że się mówi, że dziecko to filtr na nie odpowiedzialnych facetów...ale skąd ja mam wiedzieć czy to nie jest czasem bardzo dobry aktor?
Mam przykład - znajoma z dzieckiem z pierwszego związku (przed samym ślubem odwołała wszystko), poznała faceta, zabiegał, umilał się, podlizywał do dziecka. Wyszła za niego za mąż, wszystko niby cacy pięknie, ale on nigdy nie zaakceptował dziecka. Strasznie nim pomiata, ja dawno nie widziałam uśmiechu na jego twarzy. I dlatego włąsnie chyba boję się zaufać.
Bojąc się wiązać z kimś mając pewne przejścia, chodzi o zaufanie nie tylko obejmujące nas (kobiety) ale także nasze dziecko. Nie mogłabym związać się z kimś kto mnie dajmy na to kocha ale moje dziecko uważa wyłącznie za MOJE i nic mu do tego, czyli jest bo jest a jak go nie ma to lepiej. I tego się boję. Że nie znajdę kogoś kto zaakceptuje mnie po przejściach, z dzieckiem i.....eksem psychopatą robiącym non stop pod górę.
Tak więc dłuuugaaaaaaaaaa droga przede mną.......
A tak OT zapytam: jak wg Was jest z winą za rozpad małżeństwa?? Jakbyście to rozpatrywały??
Sytuacja hipotetyczna (opowiadała ja sędzina na rozwodzie mnoim rodzicom gdy sie szarpali czyja wina)
Kobieta zachorowała na jakąś chorobe uniemożliwiająca jej współżycie na dłuższy czas. Mąż znalazł sobie kochanke. Żona podała o rozwód z winy męża. Czyja była wina w opinii sądu i jaki wyrok zapadł??
Podobno wina zawsze lezy po obu stronach, ale wcale nie jest tak zawsze. Moj zwiazek (nie malzenstwo) rozpadl sie bo moj ex jest chory i uroil sobie, ze go zdradzam, dziecko nie jego itp.
Co do wczesniejszego tematu, ale ja nie uwazam ludzi po rozwodzie za wybrakowane egzemplarze....I wcale nie mowie, ze nigdy prze nigdy z kims takim sie nie bede, bo nie wiem czym zycie mnie zaskoczy. Mowie tylko, ze poki co...stanowi to dla mnie gruby mur, moze wlasnie dlatego, ze sama nigdy nie bylam mezatka i chcialabym zeby ten "ktos" mial w miare czysta karte? Nie wiem....
Wina zapewne po obu stronach. Zresztą nie chodzi o to czyja wina zapisana jest na papierku rozwodowym (bo różnie z tym bywa) ale chyba o to, że własne przeświadczenia niestety wpływają czasami na obraz innych ludzi i wyobrażenia o nich.
Dlatego jest tak ciężko zaufać drugiej osobie.
W naszej wspólnocie Trudnych Małżeństw Sakramentalnych mówi się, że wina za kryzys małżeński jest owszem wspólna, niezależnie od tego po ile procent na kogo przypada. Tylko że z kryzysu można znaleźć milion innych wyjść niż zdrada i porzucenie. Więc zdrady jest winien wyłącznie zdradzacz. Bo to był jego i tylko jego wybór, aby właśnie takim czymś zareagować na kryzys. Strona zdradzona nigdy nie powinna brać zdrady na swoje sumienie.
no widzisz silije a Pani sędzina powiedziała, że jeśli się upierają na orzekanie winy to albo obydwojga albo bez orzekania. I że o winie jednej ze stron można mówić TYLKo wtedy jak "poszkodowana" strona była kryształowo czysta.
Drugi przypadek- mojej koleżanki. Zakochani po uszy, slub jak Bóg przykkazał, dwoje dzieci planowanych***.... i w momencie gdy drugie dziecko miało 5 mcy on odchodzi do innej. Żył z nia już ok 2 lata. Żył na dwa domy po prostu. My w lubuskiem Ona w kujawsko-pomorskim. On - praca na wyjazdach to i podejrzeń dłuższy czas nie było. Za około 2 nast lata podał żone o rozwód (bez orzekania o winie). Koleżanka wnioskowała o wine jego. On podał powód, że odszedł do innej, bezdzietnej panienki, wysoko postawionej Pani dyrektor czegos tam bo "przy rodzinie nie mógł sie rozwijać zawodowo". I orzeczono bez winy.... Bo żadna strona idealna nie była. Dziwne jak dla mnie. Obydwa przypadki dziwne ale cóż.
edit:
***- wystaranych - w tym sensie
Martucha - czegoś nie rozumiem jeśli w pierwszym przypadku choroba żony uniemożliwiała współżycie, to gdzie tu jej wina? Chyba że sędzina podała przykład bez wchodzenia w szczegóły, a diabeł tkwi w szczegółach.... Zresztą nie do końca wiem, jaki jest cel orzekania o winie. Satysfakcja? Większe przydziały dla "poszkodowanego" przy podziale majątku? wyższe alimenty?
Zgadzam się z tym, co pisze Silje. Sama zostałam zdradzona. Byłam w kiepskim związku, nie pasowaliśmy do siebie i ta relacja żadnemu z nas nie dawała satysfakcji. Paradoksalnie łóżko było jedynym miejscem, gdzie się dogadywaliśmy. Jednak żadne z nas nie miało odwagi zakończyć związku, bo najgorzej przecież nie było. Jemu pewnie było wygodnie (miał dach nad głową); ja przyklepywałam wszelkie "ale". Wiem, czemu było mu ze mną źle, ale to nie usprawiedliwia zdrady. O wiele większy miałabym szacunek do niego, gdyby odszedł, kiedy uznał, że nie jest ze mną szczęśliwy, nie czekając, aż pozna inną. A jeśli już tak się stało, miałabym większy szacunek, gdyby miał odwagę powiedzieć mi prawdę. Kłamstwami przekreślił wszelkie dobre wspomnienia z czasu, jaki spędziliśmy razem. I cały czas uważam, że za zdradę odpowiedzialna jest strona zdradzająca, nie zdradzana. Za rozpad związku - obie.
Mama Mateo - dwa razy związałam się z rozwodnikami. Żaden z nich nie mówił źle o żonie! A za rozpad związku w równym stopniu obarczał siebie i żonę. Poza tym znam mężczyzn fatalnie potraktowanych przez swoje żony. Świat nie jest czarno-biały choć rozumiem, że widzisz go przez pryzmat swoich doświadczeń.
magdalenko - co znaczy dla Ciebie "czysta karta" jesteś po związku, którego owocem jest dziecko, więc chyba był on w miarę poważny? Czym różni się taki związek od małżeńskiego? Kiedyś mój znajomy trafnie to ujął - rozstawał się z kobietą, która formalnie nie była jego żoną, ale określał tę sytuację właśnie "rozwodem". Sama jestem w związku nieformalnym. A gdybyśmy (tfu tfu) się rozstali, to jaka jest moja przewaga nad kobietą, która w formularzach zaznacza okienko "rozwódka"?
Z tego, co piszecie, najbliższa mi jest obawa o dziecko, bo sama swojej córki nie dałabym skrzywdzić. Czasem na jej własnego ojca warczę, kiedy zachowuje się wobec niej niewłaściwie (moim zdaniem). Mądra i silna kobieta poradzi sobie z chronieniem swoich dzieci. Będzie umiała pogonić partnera, który nie znajdzie w swoim sercu dla nich miejsca. Wy już macie doświadczenia, które pewnie dadzą Wam tę siłę. Nie boicie się być same, jak mniemam, a to jest dobry bagaż do wejścia w jakąkolwiek relację
Walizko...nie jestem przesadnie wierzaca, nawet do kosciola chodze rzadko...ale wlasnie o to chodzi, o moja regligie i w to co wierze. Podkreslam po raz kolejny, nie wiem co bedzie...moze ja tez wejde z wiazek z kim po rozwodzie, nie wiem jak potoczy sie zycie...ale na dzien dzisiejszy takie sa moje poglady.
No właśnie ja patrzę przez pryzmat moich doświadczeń - i ciężko będzie mi zaufać komuś, skoro wiem jak facet może idealnie grać.
Zresztą ktoś już tu trafnie napisał - nigdy nie wiadomo co będzie, nie ma co sie też za bardzo rozczulać nad sobą.
Kiedyś (świeżo po rozwodzie) nie wchodziło w ogóle w grę ewentualne spotykanie się, wiązanie z kimś po rozwodzie. Ale z czasem zrozumiałam, że ja też jestem po rozwodzie i komuś też może to nie odpowiadać a ja na pewno bym się z tym źle czuła, że ktoś mnie "odpuszcza" bo się rozwiodłam. Tak więc nie mówię "nie" takim panom choć jednak jest jakieś ale....
może dlatego że moje małżeństwo trwało bardzo krótko i jakoś tak nie "czuję" że byłam kiedyś żoną. Ale zobaczymy.
Dzisiaj byłaby piąta rocznica ślubu...a jestem juz 1,5 roku po rozwodzie (2,5 po rozstaniu), tak więc było krótko a dosadnie.
Amore....miejmy nadzieje, ze kiedys bedzie lepiej:)
W głębi duszy tez mam taką nadzieję.............
Cześć Dziewczyny .Co prawda długo nie uczestniczyłam na forum ,ale wreszcie znalazłam trochę czasu:).W moim życiu troszkę się zmieniło.Po pierwsze jako tako Dogaduje się z "tatusiem" można powiedzieć,że "współpracujemy" jeśli chodzi i Małego Adasia.Wydaje mi się,że po częsci żale poszły w dal."Tatuś" zabiera małego w weekendy w sobote i niedziele od 10tej do 18tej,z tego co widzę Mały przyjeżdza usmiechnięty,przewinięty nakarmiony (oczywiście "tatuś" zakupuje ubranka,jedzonko i pampersy na czas kiedy Mały jest u niego).Co Do mnie hmmmm....związałam się z kimś .Kiedyś był moim przyjacielem przez wiele lat,wspierał mnie ciepłym słowem gdy miałam doła podczas ciąży gdy "tatuś mnie zostawił".I tak sie złozyło,że od pół roku jesteśmy Razem .Szczerze mówiac jestem sceptycznie do tego nastawiona (ze wzgledu na wczesniejsze potraktowanie przez faceta"tatusia")Ale od pewnego czasu czuje się doceniana,rozumiana i otoczona ciepłem .Jesli chodzi o Małego hmmm.... jest dla niego jak kumpel (jesli mozna tak powiedziec) Mały go uwielbia .Mam nadzieje,ze bedzie coś z tego powazniejszego:D Bo naprawde mogę na niego liczyc
Fajnie,ze niektorym dziewczynom udalo sie utworzyc nast zwiazek po ojcu dziecka
moze to jeszcze przede mna,nie wiadomo???
ale wiem,ze na pewno nie zamieszkalabym po krotkim czasie z nim i nie planowala dzieci czy slubu,balabym sie czy po slubie czy narodzinach dziecka wszystko dobre sie zmieni i bedzie powtorka z rozrywki
inezz zgadzam siÄ™ z TobÄ… w 100%
bibi super, że Ci sie udało.
Tak na marginesie.... chyba ta grafika z podpisie za duża
Cieszę się dziewczyny, że czujecie się szczęśliwe po związaniu z kimś nowym
Ja miałam takie fazy jak magdalenka czy Mama Mateo, ale po porządnym przemeblowaniu swojej głowy, wyleczeniu się z załamania nerwowego, czuję się odrodzonym człowiekiem Odmłodniałam (młoda jestem tak czy siak, ale przez jakieś 3 lata wyglądałam jak własna matka), wypiękniałam, według najbliższych przyjaciół zyskałam tajemniczy blask w oczach i cieszę się z każdego dnia Zainwestowałam też w siebie, swoje pasje, dobre samopoczucie. Podjęłam pewne wybory, które mi ulżyły w życiu (np. rzuciłam studia uzupełniające) i teraz mogę śmiało powiedzieć, że pogrzebałam swoje złe wspomnienia i wypracowane mechanizmy. I jestem jeszcze bardziej otwarta na ludzi niż byłam.
Napisałam to po to, żebyście wiedziały, że można zmienić swoje nastawienie, ale to wymaga pracy. Ale warto, dziewczyny!!!!! Ja nie czuję się wreszcie jak stary sprzęt pokryty kurzem, który już tylko może wegetować i się użerać z życiem, ale czerpię z niego pełnymi garściami.
Buziaki!
czytam i czytam, i fajnie dziewczyny że wam się udało, też bym chciała kiedyś powiedzieć, że spotka mnie jeszcze coś pięknego. Narazie jednak nie umiem, ale moze kiedyś...
Mi też się udało )))
Zostałam sama w 5 miesiącu ciąży, na początku miałam takie samo podejście co większość z Was... żadnego faceta, faceci to kłamcy, oszuści, nie zaufam żadnemu itp itd...
Po ponad dwóch lata "leczenia" się ze wstrętu do facetów postanowiłam dać sobie szansę, dać córce normalny dom, rodzinę... spotykałam się z kilkoma aż w końcu pojawił się mój obecny facet. Jesteśmy ze sobą na razie 8 miesięcy, ale wiem, że to jest TO i już na zawsze...
Więc jak tylko przejdzie Wam ten wstręt i rany się zagoją to dajcie sobie szansę na szczęście :*
Mnie się rany zagoiły już dawno, może i nawet ten wstręt by minął (w końcu już prawie 2 lata od rozwodu) ale ja nawet szansy nie mam by móc kogoś mieć.
Eks cały czas łazi za mną, męczy mnie, cały czas ciągnie za sobą przeszłość i tym samym robi to w stosunku do mnie. Dlatego na razie nawet nie chcę i nie mam siły na kogoś. Najpierw muszę pozbyć się eksa by wreszcie dał mi spokój.
MamaMateo Rozumiem Cię doskonale,też miałam wątpliwości,ale z drugiej strony nie byłoby Ci łatwiej gdybyś miała wsparcie odpowiedniego faceta??Kiedy czułabyś się bezpiecznie?Znowu kochana? Gdybyś wiedziała,że Twoj Mały ma wzór normalnego faceta,który Kocha mamę a nie tylko z nią walczy??Napewno byłoby Ci łatwiej gdyby ktoś taki był...
A pewnie, że byłoby mi łatwiej...ale gdzie ja znajde faceta któremu nie będzie przeszkadzało, że 1. jestem po rozwodzie i mam dziecko, 2. że mam po****** byłego męża 3. i który będzie umiał się mu przeciwstawić i nie uciec ode mnie
tak więc nie szukam...bo się po prostu boję.
"1. jestem po rozwodzie i mam dziecko"- w dzisiejszych czasach to nie jest problem ponieważ faceci z reguły uważają taką kobietę za osobę,która wie czego chce,która ma doświadczenie życiowe i że tak powiem coś w głowie."2. że mam po****** byłego męża"-jeżeli będzie mu zależeć na pewno nie będzie to dla niego problemem hehehe normalni faceci lubią być tzw.Rycerzami .Nie każdego faceta interesują 18to latki z tipsami i po solarium .Wierz mi..Może faktycznie powinnaś spróbować oczywiście nic na siłę ale jeśli nie spróbujesz nigdy się nie przekonasz...Powinnaś wyjść z domu.Z tego co wiem masz rodziców przy sobie,wyjdz gdzieś choćby do kina...Naładuj baterie żeby mieć siłę na incydenty z ex....
PS.Ja też ponad 2 lata nie jestem z ex,bo zostawił mnie w ciąży a Mały ma już 1,5 roku.Też schizował kiedy byłam sama,robił najazy na mój dom jednym słowem wchodził mi na głowe itd,ale odkąd wie ze jestem z kimś poczuł respekt(no bo w jego mniemaniu kto będzie chciał samotną kobietę z dzieckiem) i się zmienił(tak jakby zaczął rywalizować o małego,stara się,może obawia,że Mały będzie mówił "tato" do kogoś innego).Dodam,ze tak się zmienił,że jutro idziemy razem na "naukę pływania" z Małym
No właśnie...dawno nie byłam nigdzie to fakt więc to wszystko po prostu mnie przytłacza.
A ja się boję tego, że jeśli będę mieć kogoś to właśnie eks będzie bardziej natarczywy - tylko po to żeby mi się nie udało. Już nawet kilka razy padł tekst: "jak kogoś będziesz miała to ja musze z nim sobie porozmawiać" jasne, żeby czasem się nie zdziwił ;
Ja niestety nie umiem sobie poradzić z tym wszystkim....mąż się wyprowadził z dwa miesiące temu , rozmawiamy już tak jakby normalnie, przyjezdza do synka, cały czas żyje w huśtawce ,bo niewiem ,on sie nie umie zdecydować ,czy nie wie sam co chce ....,teraz wygląda to tak ż ja mieszkam z synkiem u mamy, a on u swojej mamy i boje się że jak tak dalej będzie to my sie jeszce bardziej oddalimy od siebie, ale wogóle prestanie mnie kochać, o ile jeszce kocha.....
Dawno to nie zaglądałam i jestem miło zaskoczona, że wątek tak fajnie się rozwinął.... i że jest nas aż tak dużo, bo jesteśmy doskonałym przykładem, że życie potrafi wspaniale zaskakiwać ;]
inezzinezz walcze o nasz związek cały czas ,jak tylko potrafie, ale mój M mnie o wszystko obwinia itp, i niewidzi tego że się staram,on twierdzi ze ja w tym kierunku nic nie robię...
Myszko może trzeba zmienić strategię - polecam ci do poczytania książkę "Miłość potrzebuje stanowczości", a przynajmniej te cztery rozdziały które są tu:
https://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/milosc_potrzebuje_01.html
Jakis czas temu, pisałam na forum o tym, że nie takie straszne być samotna matką. Wtedy nie wiedziałam, że i mnie spotka to co niektóre z Was. Mam 38 lat, 6 letnią córkę i poznałam faceta najwspanialszego na świecie. Nie szukałam, nie myslałam, było mi dobrze, ale teraz jest jeszcze lepiej. Przyszło nagle i niespodziewanie. W zasadzie nie wyobrażam sobie już życia bez niego. Tworzymy zgrany duet a w zasadzie trio:) jakbyśmy znali się już 20lat. Oboje jesteśmy po przejściach, ale żadne z nas nie było w formalnym związku. Wiem, czego chcemy..ta miłość jest jakby dojrzalsza niż poprzednie, a przez to inna. Jest piekna. Życzę każdej z WAS , takiej dojrzałej, pieknej miłości, bo jak widać w zyciu zdarzają się cuda.
A ja tak z ciekawości zapytam, gdzie poznałyście swoich obecnych partnerów?
Ja tez przez internet - portal randkowy - ślub 9 lipca, w ciąży na listopad jestem - tylko ta ciąża nam się w plan ślubu wkomponowała i teraz mam problem w czym pójdę
ja też poznałam męża dzięki internetowi... Ale w innym sensie.... Jego ówczesna żona poznała kochanka przez nk.pl i wywaliła mojego M z domu, bo kochaś miał przyjechać. Kilkanaście dni potem umówiliśmy się na pierwszą rankdę, za tydzień zamieszkaliśmy razem... i tak jakoś leci... W lutym był rok po ślubie, nasza córa też zaraz rok skończy chwała netowi zatem, portalom randkowym i społecznościowym!!!!
A ja hmmmm......za ścianą. To syn sąsiadów. Nie mieszkał z nimi, ale często przychodził, gawędzilismy na balkonie (balkon w balkon mamy), pół roku. Potem z dnia na dzień zapadła decyzja o wspólnym zamieszkaniu i tak mieszkamy sobie juz prawie 5 m-cy razem:)
hehe, ja też przez internet Szukałam pracy i odpowiedziałam na ogłoszenie w firmie, którą on prowadzi. Wtedy oboje byliśmy w związkach. Mój związek rozpadł się jakiś miesiąc po tym, jak zmieniłam pracę, a jego małżeństwo kilka miesięcy później.
netty5 - znaczy, że Twój partner nigdy wcześniej nie był w żadnym związku? To rzeczywiście ewenement
MamaMateo - Czytam Twoje posty i takie myśli mnie nachodzą:
Po pierwsze - nie uważam, że bycie w związku jest jedynym słusznym sposobem na życie. Na pewno są ludzie, którzy świadomie z tego rezygnują, choć szczerze przyznam, że osobiście takich nie znam. Więcej znam za to osób, którym "tak się życie ułożyło". Mam wrażenie, że większość z nich uciekała przed związkami ze strachu przed utratą niezależności i/lub przed zranieniem. Moja mama ma za sobą ciężkie małżeństwo, po którym zdarzyły jej się przynajmniej ze dwa związki, jednak żaden z nich nie przerodził się w nic poważniejszego. Twierdziła, że jest zrażona do facetów, że nie wyobraża sobie męskich gaci suszących się na jej sznurze do bielizny, że nie ma do tego głowy. Dziś widać (choć sama się do tego nie przyzna), że bardzo brakuje jej towarzystwa. Całą energię i miłość oddaje wnukom, tylko potem wraca do pustego domu... A odwagi na "ruszenie w miasto" ma coraz mniej.
Z Twoich postów wyczytuję obawy, a strach nie jest najlepszym doradcą. Twierdzisz, że najpierw musisz się pozbyć eksa. A niby jak? I niby dlaczego jego u*****liwość ma rozwalać Twoje życie. Piszesz, że nigdzie nie bywasz. A może to jest lekarstwo na pozbycie się byłego? Zacznij na nowo żyć, zacznij o siebie dbać, odśwież stare znajomości, zawrzyj nowe. Zrób coś dla siebie. Nie bój się I niepotrzebne jest tu nastawienie, że musisz kogoś poznać. Bo nie musisz Wyjdź tylko ze swojego kąta. Rozejrzyj się po świecie - zobacz, jaki jest kolorowy i ile możliwości oferuje Wszystko jest w zasięgu ręki. Wystarczy się nie bać!
Może inaczej jest, kiedy nie ma się dzieci?
Po ostatnim rozstaniu złapałam wiatr w żagle. Ciągle gdzieś chodziłam. Spotykałam się ze znajomymi, wróciłam do tańca, teatru. Nawet zapisałam się na jakiś portal randkowy. Wszystko to robiłam, żeby nie wracać do domu i nie wyć do samotnie nad kieliszkiem. Bo eks zachował się wobec mnie podle i miało co boleć. Kręcili się koło mnie różni faceci. Ale drażnili mnie swoimi zalotami. Kumpla potrzebowałam, nie adoratora.
Człowiek, z którym sie związałam, długo i natrętnie rozbijał moją skorupę. W końcu mu się udało, choć z wielu powodów był dla mnie "spalony". Widocznie tak miało być
Strach jest obecny to fakt. Ale jak się nie bać, gdy ktoś kto miał by na zawsze po prostu skrzywdził najmocniej jak tylko umiał?
Na dzień dzisiejszy nie mówię "nie" ale nie mówię też "tak". Jest ktoś, z kim znam się od dłuższego czasu i coś się w nim niedawno zrodziło co to jest do końca nie wiem, ale ja właśnie teraz zauważyłam jaki mur mnie otacza i jak boję się zbliżyć do faceta. Więc zobaczymy, może będzie cierpliwy ale fakt jest mi może trochę łatwiej bo wie jaką mniej więcej mam sytuację z eksem no i młody to dla niego nie problem.....
Tak czytam o rozterkach niektórych z Was... Mama Mateo szczególnie Twoje.... I nie wiem czy to zależy od człowieka czy od kopa jakiego dostał. No mnie życie tez nie popieściło w tej kwestii ale kurcze już jakas taka jestem, że nawet jak mnie sto osób zrani i zawiedzie, na horyzoncie pojawi się sto pierwsza, to ja i tak okaże kredyt zaufania... i tak będę gotowa uznać, że ta sto pierwsza osoba jest szczera w tym co okazuje. Fakt, że mam przy tym twardą dooopę ale jakoś nie zauważyłam, że mam przez to trudniej, przykrzej czy trudniej... O ile się da to polecam taka postawę Ułatwia życie- serio
I ja poznałam kogoś przez Internet Zawsze sądziłam, że to ciężkie znaleźć kogoś "normalnego" w ten sposób, ale z drugiej strony, przy obecnym tempie życia, wszystko jest możliwe.
Tylko ja tak sobie myślę, że wciąż się boje, spotykam się z kimś od pół roku, ale nadal boje się go wpuścić do "mojego świata", bo nie chcę przyprowadzać do domu kolejnych "tatusiów" dla syna. No i...chyba ogólnie się boję, nawet boję się go moim partnerem, chłopakiem czy jak kto woli. Ciężko mi opisać targające mną uczucia. Póki co nie planuje, nie zakładam, że będzie tak i tak...pozostawiam sprawy własnemu biegowi.
Aga nooo to świetnie, daj szanse, a nóż rozwinie się z tej znajomości fajna rzecz. Jesteś fajną kobietką i zasługujesz na kogoś kto będzie Cię szanował, doceniał i te inne Chyba musimy się wybrać na kawkę
Dlatego zostawiam to swojemu biegowi. Zaufać bym bardzo chciała ale się boje.
Kawka koniecznie Madzia:)
Witam. Dopiero niedawno założyłam konto i tak czytam Wasze wypowiedzi w tym temacie - miło jest poczytać, że komuś się ułożyło. Może na każdego w życiu trochę szczęścia czeka? Choć ja jeszcze w ciąży, więc na swojego księcia długo przyjdzie mi czekać, wiec na razie trzymam kciuki za inne samotne panie
M4R7U6H4%, będę trzymać za słowo
Piękna historia... Nie pogratuluję, jednak tylko dlatego, że o to prosiłaś;p Po prostu zazdroszczę... Ja nie mam jeszcze dzieci, jednak bardzo chciałabym je mieć...i też mam teraz swoje perypetie, bo po 2 latach planowania z moim chłopakiem ślubu i dzieci okazało się, że On "nie jest gotowy" i że nie wie, czego chce...Czuję się trochę zagubiona...Wiem, że to nie jest dział dla mnie, bo nie jestem samotnym rodzicem, jednak...Przebywam tu z pewnym sentymentem...tego, o czym zawsze marzyłam..a czego moge nigdy nie mieć. Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie z pewną dozą zazdrości...
Piękna historia, ale tak - już nigdy się nie zakocham..
Fakt, fajnie się czyta, ja na pcżątku nawet nie myślałąm o randkach , poponad roku juz zaczęło mi czegś brakować i takjak większość z was zaczęłam szukać przez internet, tyle że na portalu randkowym.Tak chyba łatwiej i wygodniej
Ja jakoś nie wierzę w miłość i facetów. Może mam pecha i tyle. Byłam w 2 długoletnich związkach i nic z tego nie wyszło. Zawsze rzucaja mnie faceci. Dałam sobie z nimi spokój.
_______________
Nowoczesny [edit: moderacja]
Witam, jestem tu nowa...w trakcie rozwodu. Mamy 2,5 letnią córkę. Mąż chociaż to będzie jego drugi rozwód już układa sobie
z kolejną kobietą...Ja nawet nie mogę sobie wyobrazić, że mogłabym teraz zacząć nowy związek... i chyba już zawsze będziemy tylko we dwie...
najlepiej do specjalisty się wybrac to pomoże
Zawsze trzeba wierzyć w miłość! Nawet po takich przejściach, jakie tu opisujecie...
Mimo wszystko trzeba wierzyć, że gdzieś tam jest ta druga połowa, która nigdy nas nie opuści. Mam jeszcze do Was pytanie: co jest ważniejsze? Kochać czy być kochanym? Ten artykuł https://forwoman.pl/co-jest-wazniejsze-kochac-czy-byc-kochanym/ zainspirował mnie do takich rozważań, lecz tak naprawdę po długim zastanowieniu nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
Powered by Invision Power Board (http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)