Fief przede wszystkim chęci i spokój. Weź sobie dużo wody do szpitala, przystawiaj małą jak tylko się da, a jak nie będziesz jej szybko miała, to wtedy laktator.
Też uważam że karmienie siedzi w głowie-mi siedziało tak mocno, że nawet sztuki butelki w domu nie miałam jak dzieci szłam rodzić (ku szokowi mojej mamy i teściowej), nie dałam sobie wmówić za chudego pokarmu (bo ona ciągle ssie i ssie), gronkowca (patrz wyżej) i innych. Kinga poraniła mi sutki tak, że ssała mleko z krwią-wyleczyłam je bephantenem (polecam).
Przy Tomku było trudniej, bo przez 1/3 ciąży brałam norplrolac na zbicie prolaktyny, a ona przy karmieniu raczej potrzebna
.
Zagoń też rodzinę i znajomych do pomocy-jeśli będzie trzeba niech cię nawet karmią, niech piorą, sprzątają i gotują póki nie rozkręcisz i nie ustabilizujesz sobie laktacji