Martucha - czegoÅ› nie rozumiem
jeśli w pierwszym przypadku choroba żony uniemożliwiała współżycie, to gdzie tu jej wina? Chyba że sędzina podała przykład bez wchodzenia w szczegóły, a diabeł tkwi w szczegółach.... Zresztą nie do końca wiem, jaki jest cel orzekania o winie. Satysfakcja? Większe przydziały dla "poszkodowanego" przy podziale majątku? wyższe alimenty?
Zgadzam się z tym, co pisze Silje. Sama zostałam zdradzona. Byłam w kiepskim związku, nie pasowaliśmy do siebie i ta relacja żadnemu z nas nie dawała satysfakcji. Paradoksalnie łóżko było jedynym miejscem, gdzie się dogadywaliśmy. Jednak żadne z nas nie miało odwagi zakończyć związku, bo najgorzej przecież nie było. Jemu pewnie było wygodnie (miał dach nad głową); ja przyklepywałam wszelkie "ale". Wiem, czemu było mu ze mną źle, ale to nie usprawiedliwia zdrady. O wiele większy miałabym szacunek do niego, gdyby odszedł, kiedy uznał, że nie jest ze mną szczęśliwy, nie czekając, aż pozna inną. A jeśli już tak się stało, miałabym większy szacunek, gdyby miał odwagę powiedzieć mi prawdę. Kłamstwami przekreślił wszelkie dobre wspomnienia z czasu, jaki spędziliśmy razem. I cały czas uważam, że za zdradę odpowiedzialna jest strona zdradzająca, nie zdradzana. Za rozpad związku - obie.
Mama Mateo - dwa razy związałam się z rozwodnikami. Żaden z nich nie mówił źle o żonie! A za rozpad związku w równym stopniu obarczał siebie i żonę. Poza tym znam mężczyzn fatalnie potraktowanych przez swoje żony. Świat nie jest czarno-biały
choć rozumiem, że widzisz go przez pryzmat swoich doświadczeń.
magdalenko - co znaczy dla Ciebie "czysta karta" jesteś po związku, którego owocem jest dziecko, więc chyba był on w miarę poważny? Czym różni się taki związek od małżeńskiego? Kiedyś mój znajomy trafnie to ujął - rozstawał się z kobietą, która formalnie nie była jego żoną, ale określał tę sytuację właśnie "rozwodem". Sama jestem w związku nieformalnym. A gdybyśmy (tfu tfu) się rozstali, to jaka jest moja przewaga nad kobietą, która w formularzach zaznacza okienko "rozwódka"?
Z tego, co piszecie, najbliższa mi jest obawa o dziecko, bo sama swojej córki nie dałabym skrzywdzić. Czasem na jej własnego ojca warczę, kiedy zachowuje się wobec niej niewłaściwie (moim zdaniem). Mądra i silna kobieta poradzi sobie z chronieniem swoich dzieci. Będzie umiała pogonić partnera, który nie znajdzie w swoim sercu dla nich miejsca. Wy już macie doświadczenia, które pewnie dadzą Wam tę siłę. Nie boicie się być same, jak mniemam, a to jest dobry bagaż do wejścia w jakąkolwiek relację