Mój mąż portafi z prezentem trafić w dziesiątkę, chociaż wpadki też się zdarzały. Na pewno nie ucieszyłabym się z czajnika elektrycznego czy kompletu noży, ale kiedy pood choinkę dostałam ekspres ciśnieniowy do kawy, o jakim marzyłam, ale nie było nas na niego stać, oszalałam z radości. Kawę z takiego ekspresu uwielbiam, mąż wiedząc o tym, że zawsze wzdycham w dziale AGD
namówił całą rodzinę, żeby złożyła się z nim na prezent dla mnie - i było cudnie.
Chociaż zdarzały się też wpadki typu: uwielbiam fotografować, zawsze interesowały mnie książki o technicznej stronie robienia zdjęć. Kiedy kupiliśmy w końcu porządną lustrzankę Canona, przy najbliższej okazji dostałam od męża książkę. Bynajmniej nie o tym, jak robić dobrze zdjęcia. Książka była zbiorem danych technicznych i instrukcji obsługi do aparatów Canon produkowanych od lat 50-tych
Ale opowiem Wam o moim teściu, który dla mnie jest idolem, i zrobił żonie chyba najgłupszy prezent w życiu
Jak byli narzeczeństwem, tuż przed ślubem, teściu wyrzucił przyszłej żonie przybory do makijażu, okraszając to komentarzem: Nie będziesz się malować, malują się stare i brzydkie, a jak już będziesz stara i brzydka, to sam ci takie pierdoły kupię.
Po czym jakieś 12 lat po ślubie, podczas Wigilii, zdarzyła się taka sytuacja.
Wszyscy zjedli, dzieci rzuciły się pod choinkę, porozdawały prezenty i każdy zajął się swoimi. Dopiero po chwili zorientowali się, że coś jest nie tak. Teściowa blada jak ściana siedziała w fotelu, patrzyła na swoje koplana, a po twarzy spływały jej łzy jak grochy. No pełna rozpacz
Teściu kupił jej kubeczek z kompletem pędzelków do makijażu...
A ona miała dopiero 31 lat i świetną pamięć...
Teściu zresztą ma rewelacyjne pomysły bożonarodzeniowe. Kiedyś kupił całej swojej rodzinie takie tęczowe "gnieciuchowate" dresy z ortalionu, identyczne, i jak się przebrali w nie w Wigilię, tak chodzili w nich do końca świąt