Dziewczyny, błagam tylko nie pomyślcie, że ironizuję:
Czytając posty osób, które żyją za tak małe kwoty, muszę powiedzieć, że jestem pełna podziwu i tego, co wyraża znaczek
.
Wiecie co mi przyszło do głowy? Że jesteście tak sprytnymi, mądrymi, obrotnymi babkami, że mogłybyście ZARABIAĆ na radzeniu ludziom, jak przeżyć za małe pieniądze
.
Powiem na swoim przykładzie. Zapożyczyliśmy się zeszłej jesieni na bardzo porządne sztuczne zęby dla mojego męża
i myśleliśmy, że w pół roku się z tego wygrzebiemy. Co się jednak okazało, w wakacje 2006 doszło do tego, że nasz dług jeszcze wzrósł, i nadszedł taki moment że musieliśmy dwa dni przed wypłatą pożyczać na chleb ze skarbonek dzieci
. Jakoś nie umieliśmy zacisnąć pasa, tylko wydawaliśmy cały zarobek, zamiast spłacać długi.
Postanowiłam więc od sierpnia wdrożyć "program oszczędnościowy". Założyłam sobie wydawanie 500 złotych tygodniowo (4-osobowa rodzina, 1000 złotych opłat, jak wymieniłam w tym wątku wcześniej). Z każdych 500 złotych pobranych z konta w poniedziałek 250 odkładało się na bok "na rachunki" (przychodzą nieregularnie, więc żeby zawsze było z czego zapłacić), 250 miało być na życie (w tym paliwo).
Tak więc chcieliśmy się ograniczyć do ok. 2200 złotych miesięcznie.
I wiecie co?
NAPRAWDĘ SIE STARAŁAM, wydawało mi się, że unikam za wszelką cenę wydawania pieniędzy na wszystko, co nie jest konieczne. A ja naprawdę mam małe potrzeby - zdziwiłybyście się... Gdybyście wiedziały jakie tricki stosowałam, jak kombinowałam, jak chodziłam przez dwa dni z 10 zł w portfelu nic nie kupując, aż w lodówce był tylko stary dżem!
I NIE UDAŁO SIĘ. Nie było takiego tygodnia przez 7 tygodni, żeby mi starczyło
. Usiłowałam "dopożyczać" z budżetu przeznaczonego na następny tydzień (np. w piątek dobierałam z konta 100 zł z myślą że w poniedziałek wezmę już tylko 400) i nigdy mi nie starczyło
.
W końcu musiałam złamać reżim i dobrać z konta 1000 zł i wydać je w jeden dzień : bo nie było wyprawki dla dziecka, mieszkanie nie zapłacone, PZU szkolne, i... nie było nic do żarcia.
WIĘC SERIO - gdyby taki ktoś jak Wy zamieszkał ze mną na miesiąc albo spotykał sie ze mną codziennie i mówił mi co mam kupić a co nie, aby STARCZYŁO mi 2000 na miesiąc, to byłabym skłonna temu komuś ZAPŁACIĆ te pozostałe 200 zł
.
Hehe nie wiem czy śmiać się czy płakać.
Jeszcze sie nie poddaję ale limit MUSZĘ zwiększyć, bo inaczej całkiem machnę na to ręką i znowu zaczniemy sie zadłużać...
.