Z tym alkoholem to tak jak u mnie
Kiedy miałam czas, że seks mógł dla mnie nie istnieć to własnie alkohol był takim jedynym "ratunkiem" dla mojego męża, że będzie mógł mieć żonę tak blisko jak tylko sobie zamarzy
. Niestety zabolało mnie kiedyś stwierdzenie, że ja muszę wypić aby mieć na niego ochotę. To nie była kwestia tego, że mój mąż mnie nie pociągał, tylko myśl o pieszczotach i penetracji mnie po prostu zniechęcał. U mnie na brak seksu składały się 4 czynniki:
1.ból podczas stosunku (ale wszystko sie unormowało po pierwszej ciąży),
2.niezadowolenie ze swojego ciała (absolutnie nie czułam się seksowna a zapewnienia mojego męża w niczym nie pomagały),
3.oduzależnienie od bliskości (jakkolwiek to brzmi, kiedy przez dłuższy czas nie pozwalałam na zbliżenie to z czasem seks absolutnie był dla mnie niezauważalny, nic mnie nie mogło ruszyć)
4. stres związany z kryzysem małżeńskim
Poukładaliśmy swoje relacje małżeńskie i atmosfera poprawiła się znacznie. Może nie uprawialiśmy seksu dzień w dzień, ale częstotliwość się zwiększyła. W tym samym czasie wzięłam się ostro za siebie pod względem psycho-fizycznym tzn... Poszłam na dietę, zaczęłam bardziej o siebie dbać. Nie chodzi o to, że wcześniej o siebie nie dbałam, ale z braku czasu na zabiegi typu pilingi, balsamowanie po kąpieli, układanie włosów itp czułam się fatalnie, na pewno nie kobieco. Minął miesiąc kiedy moja samoocena wzrosła i to znacznie, wówczas zaczęłam otwierać się przed mężem. Nie zapomnę TEGO pierwszego razu po przemianie
Nigdy się tak nie czułam! Może nie byłam i nadal nie jestem zapatrzona w siebie i nie uważam się za boginię seksualności, ale jest zdecydowanie lepiej. I nie ukrywam, że w ruch poszła literatura pisana przez seksuologa. Kiedy tak wgłębiałam się książka po książce zaczęłam bardziej rozumieć co się dzieje w mojej głowie. Praca nad sobą zdecydowanie owocuje.
I wiecie co jeszcze zauważyłam w czasie kiedy nie miałam ochoty na seks? Powrócił dyskomfort podczas stosunku (ten sprzed porodu), ból chwilami był nie do zniesienia...nie jedna łza po kryjomu została urojona. Dodam, że również mam tyłozgięcie macicy i byłam kiedyś wręcz pewna, że to właśnie z tej przyczyny, ale czas pokazał, że to jednak nie to. Owe ksiązki nakierowały mnie, że często ból jest spowodowany blokadą psychiczną. Mimo, że ciało może być wykorzystywane mechanicznie (czyli seks z partnerem tylko dlatego bo nam go żal) to psychicznie jesteśmy więźniami własnych niechęci i bolączek. Kiedy pokonamy lęki i bardziej pozytywnie nastawimy się na nieodłączną część życia (w tym wypadku seks) wówczas wyleczymy i duszę i ciało. Uwierzcie mi, to działa! Oczywiście wcześniej konsultowałam się ginekologiem w tej sprawie i nie widział żadnych medycznych powodów owego dyskomfortu podczas stosunku.
Nie ukrywam, w tej chwili też wchodzę w etap niechęci, może nie jest tak "dramatycznie" jak wówczas, ale coś zaczyna się dziać. Przyczyna, brak pewności siebie, niska samoocena, czyli dokładnie to co wcześniej. Zaczynam znów nad sobą pracować i wiem, że jeśli będę uparta to się uda
. I wiecie co jeszcze było motywujące w zmianie samej siebie? Widzieli to wszyscy...nie moją ochotę na seks, ale fakt, ze wyglądam kwitnąco, uśmiechnięta i żyjąca pełnią życia. Zawsze zadbana i nienarzekająca na trudy dnia codziennego. Polecam taką przemianę bo ona owocuje na przyszłość
.
Musimy jednak wziąć pod uwagę to, ze czasami życie daje nam w kość, dzieci absorbują, praca wykańcza i takie tam...przecież nie jesteśmy robotami, mamy nie tylko radości, ale też zmartwienia więc nie wymagajmy od siebie, że zawsze kiedy partner ma ochotę na seks to i my musimy mieć.