Ja mieszkam w bloku, w dodatku nie mam nawet balkonu, ale lubię swój dom. Od ukończenia 18 lat nie mieszkałam z rodzicami, a tu gdzie w tej chwili, mieszkam od prawie 12 lat. Wydaje mi się, że o zadowoleniu w tej kwestii decyduje mnóstwo szczegółów. Dla mnie ważne jest m.in. to, że nikt nie przechodzi obok mojego mieszkania, nie hałasuje mi winda, nie słyszę ruchu ulicznego, a to wszystko dlatego, że mieszkam na najwyższym piętrze
. Cenię sobie bardzo widok z okna, jeden z ciekawszych możliwych do osiągnięcia w moim mieście. Tak, takie rzeczy mają dla mnie znaczenie. Dlatego np. nie mam w ogóle zasłon.
Jestem osobą, która nie znosi wokół siebie walających się przedmiotów, niepoukładanych, rzuconych byle gdzie: ciuchów, gazet, książek, itp., itd. Bałaganu na półkach, stosów jakichs papierzysk, niepowkładanych na swoje miejsce naczyń i zastawy w kuchni...
Dużo mniej przeszkadza mi np. kurz
.
Dwa lata temu przebudowaliśmy nasze mieszkanie (część wewnętrznych ścian) aby uzyskać wygodne pokoje dla obojga dzieci. Nasze mieszkanie bowiem miało bardzo nietypowy i dośc niewygodny układ. Teraz jest jeszcze bardziej nietypowe, ale do naszej czwórki prawie idealnie dotosowane. Dobrze się w nim czuję, choc na pewno wiele osób o większych oczekiwaniach zrobiłoby taką minę
słysząc moją deklarację.
Mieszkanie we własnym domu wolno stojącym - kojarzy mi się w aspekcie negatywnym głównie z oknami do mycia, otoczeniem, o które trzeba zadbać (zamiast leżeć na kanapie z książką) no i z obawą o rozpleniającą się niepowstrzymaną rupieciarnię. Taką rupieciarnię, która pleni się w róznych suterenach, garażach, pralniach, na strychach, u wszystkich znanych mi posiadaczy domków. A ja takiej rupieciarni organicznie nie znoszę. Jestem typem "maniakalnego wyrzucacza rupieci"