hej, może Wy mnie naprostujecie, bo nie potrafię zrozumieć organizacji ruchu rowerowego w mieście. Zawsze mi się wydawało, że celem budowania/malowania pasów rowerowych jest oddzielenie różnych rodzajów ruchu - pieszego, rowerowego i samochodowego. A tymczasem kontrapas to jakby zbudować pół ścieżki - mimo że spokojnie wyminie się na nim dwóch rowerzystów, to jeździ się nim w jednym kierunku a pozostali jeżdżą z samochodami, tak jak było wcześniej. Serce się kroi bo kontrapasy są pięknie wymalowane, bezpieczne - ale nie dla wszystkich.
Inny temat to jednokierunkowe ścieżki rowerowe - mam taką na swojej trasie do miasta: dość szeroka ulica, i po obu stronach (przy chodniku) jednokierunkowe pasy. Niestety mi w obu kierunkach (do miasta i z) bardziej pasuje poruszanie się po jednej i tej samej stronie, a mąż mi się burzy, że jeżdżę "pod prąd" (z masą innych rowerzystów, z którymi bez problemu mijamy się na ścieżce). Jak sobie pomyślę, że mam podjeżdżać do przejścia dla pieszych, naciskać przycisk i czekać dwie zmiany świateł aż wreszcie zapali się zielone dla pieszych i rowerów, a potem 500 metrów dalej znowu czekać na zielone wracając na tę stronę ulicy, na której zaczęłam jazdę - to wybieram jazdę "pod prąd".
No i źle mi z tym, bo przecież jak jeżdżę samochodem, to nie kontestuję jednokierunkowych ulic czy zakazów wjazdu - ale czuję w sobie bunt na ten bezsens. Dla mnie to marnowanie potencjału jaki daje rower. A Wy? Jeździcie po mieście rowerem? U Was też są takie cudne rozwiązania?
--------------------
mama Eweliny i Zofii (2000)
The thing is to keep smiling and never look as if you disapprove. - Lady Violet