Aktualnoci

12 tysicy dodatkowych miejsc w obkach!

12 tysicy dodatkowych miejsc w obkach!

Rzd postanowi kontynuowa program Maluch, zapocztkowany w 2011, zaproponowa jednak jego zmodyfikowan i rozszerzon wersj, nadajc mu nazw MALUCH plus. Program MRPiPS "Maluch plus" na 2017 r...

Czytaj wicej >

Maluchy.pl logo
cia

Witaj Gościu ( Zaloguj | Rejestruj )

Start new topic Reply to this topic
Start new topic Reply to this topic
11 Stron V  poprzednia 1 2 3 4 5 następna ostatnia   

Jak nasze dzieciaczki przychodziły na świat......

> 
Silije
czw, 26 paź 2006 - 17:37
Ja kiedyś zamieściłam na forum opis mojego drugiego porodu, skopiuję go, ale ostrzegam, że cierpię na słowotok icon_biggrin.gif

Byłam tydzień po terminie co już mnie niepokoiło i niecierpliwiło - w sobotę
po południu znowu uprawiałam szybkie marsze, piłam herbatkę z liści malin,
masowałam brodawki pod ciepłym prysznicem, wykorzystałam męża Wink. Po tych
zabiegach położyłam się spać i obudziły mnie jak zwykle skurcze. Ale tym
razem pojawiła się krew, co wzbudziło moją nadzieję, że tym razem nareszcie
nie są to skurcze przepowiadające! Była siódma rano, ciemny niedzielny
poranek 1 lutego, więc wskoczyłam jeszcze do łóżeczka i koło ósmej obudziłam
męża pytaniem, czy bardzo mu zależy na egzaminie, który miał dziś zdawać,
ponieważ mam dla niego na dzisiaj inną propozycję... Obudziła się Julka,
bidulka chora na ospę, więc poszłam ją przytulić i powiedzieć, że Emilka chce
wyjść na świat i pojedziemy do szpitala ją urodzić i rozstaniemy się na jakis
czas. Jeszcze koło dziewiątej rano wysmarowałam Julce pudrodermem wszystkie
krostki. Chciałam się zabrać za sprzątanie zanim zjawi się opiekunka do
Julki, ale coś mi wybitnie nie szły te porządki - skurcze zrobiły się zbyt
częste czy co? Zjadłam jogurt z musli (nie chciałam być głodna jak przy
długim porodzie Julki hehe). Poszłam zwymiotować jogurtem z musli. Ledwie
zdążyłam wziąć prysznic. W tym czasie mąż spokojnie jadł z Julką śniadanie
(nie chciał byc głodny przy długim porodzie hehehe) więc zaczęłam go
dyskretnie popędzać, żeby dzwonił po panią Anię. Musiałam to powtórzyć
kilkakrotnie, bo pewnie po poprzednim naszym porodzie rodzinnym nie mieściło
mu się w głowie, że można nie zdążyć do szpitala i "zgubić" Emilkę na
przykład w samochodzie Smile. Skurcze były co 3 minuty jak przyjechała ulubiona
pani Ania do zadowolonej Julci, a ja zaczęłam się domagać zakładania butów,
co 2 minuty w samochodzie... Troszkę byłam przestraszona - czemu one już tak
mocno bolą, co będzie później jak się zrobi gorzej to czy wytrzymam. Żebym to
ja wtedy wiedziała, że już nie będzie gorzej Smile. Mąż stwierdził potem, że
gdyby domyślał się mojego zaawansowania nie prowadziłby samochodu tak
spokojniutko Smile. Dojechaliśmy na parking, przeczekałam jeden skurcz w
samochodzie łapiąc męża za kark, drugi skurcz po drodze do drzwi Izby
Przyjęć - musiałam uwiesić się na kracie okiennej. Badanie przy przyjęciu - 8
centymetrów rozwarcia!!! Kilka razy pytam : ile? Ile??? Lekarka mówi do
kogoś - niech szykują wszystko do odbioru, to będzie ładny poród Smile.
Przebieram się, wywiad zbierają szybciutko, mąż też strzeszcza się z
przebieraniem, do windy, po drodze uwieszam się dysząc szybko na jakimś
wózku - do góry na porodówce jest pełne rozwarcie, nawet nie wiem jakim
cudem! Mąż ledwie zdążył wyjąć z torby aparat fotograficzny, o który się
upomniałam i wodę do przepłukania ust (była na dnie, ale nie spodziewałam
się, że będzie musiała byc natychmiast pod ręką.) Marzyłam o porodzie w sali
z wanną, ale w tej chwili nie ma to żadnego znaczenia, i tak nie zdążyliby
nalać nawet paru centymetrów wody. Zajmuję więc pierwsze lepsze stare łóżko
porodowe, z workiem sako pod plecami i ze spokojem nadchodzą skurcze parte.
Pęcherz przebity, wody nie są czyste, co mnie zaniepokoiło, ale KTG pokazuje
tętno jak dzwon. Pytam czy uda się bez nacięcia, lekarka i położna obiecują
się postarać, ale wkrótce okazuje sie że główka będzie duża. Oj, ja też
czuję, że to duże dzieciątko, muszę się napracować, nastękać z całej siły,
żeby je wyprzeć - a przy pierwszym porodzie JUlka (3410 g) wyślizgiwała się
przy całkiem lekkim parciu. Ku pomocy dostaję trochę oksytocynki i
przypominam sobie jak poprzedniego dnia oglądałam w telewizji zawody
strongmanów (jak to się pisze?) - no dosłownie coś identycznego jak ci faceci
wykrzywieni z wysiłku ciągnęli te ciężarówki Smile)). Nie czuje nacięcia,
wychodzi główka, duża okrągła mokra i wyobraźcie sobie, że dotykam jej po raz
pierwszy, to było cudowne! Reszta ciałka (też z caaaałej siły wypycham,
obstawiajcie ile ma to dziecko jak na drobną mamę która w 9 miesiącu ciąży
ważyła 58 kilo, a przed ciążą 42). Paweł robi pierwsze zdjęcie i uwiecznia
chwilę gdy wyciągam ręce po moje dziecko domagając się by natychmiast dali mi
ją na brzuch! Dostaję na chwilkę - jejku jaka słodka kuleczka, dopytuję się o
punkty - jest dziesiątka! Tatuś dumny, zaskoczony tempem całej sprawy
przecina pępowinę, choć przy pierwszym porodzie bał się przeciąć, teraz robi
to z miną "Ech rutyna" Wink i mówi mi na ucho, że właśnie skończył się tamten
egzamin, po czym leci za córeczką z aparatem... Łożysko, sprawne szycie i
podają mi wagę - mała ma 4 kilo! Znów pytam kilka razy czy się nie
przesłyszałam - 4 kilo? Skąd!? Czekamy z mężem aż wróci z obserwacji
noworodków, ja tak niecierpliwie, że kilka razy go tam posyłam - a tymczasem
obdzwaniamy rodzinkę i ślemy SMSy (moi rodzice są w szoku, przecież ledwie
słyszeli ode mnie przez telefon, że wyjeżdżamy do szpitala). Wreszcie,
jeszcze na sali porodowej, dostaję moją dorodną panienkę i przystawiam do
piersi a ona zaczyna ssać tak jakby to robiła juz milion razy! Ma otwarte
cudne oczy, przedstawiamy się jej - to mama, to tata, witamy... Po dwóch
dniach jesteśmy w domu i do kompletu brakuje nam tylko czteroletniej
siostrzyczki, która musi dokończyc ospę u dziadków Sad.
Emilia jest wspaniałym nowym człowiekiem, uwielbia pierś i kąpiel, a ja
jestem oszołomiona tym cudem życia i niesłychanie zrelaksowana przy karmieniu
i pielęgancji w porównaniu do pierwszego razu gdy debiutowałam jako mama.
Niech wam się tez tak rodzą zdrowe kochane dzieci - czego serdecznie życzymy!
Silije


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 9,056
Dołączył: pią, 23 sty 04 - 17:33
Skąd: Okolica Poznania
Nr użytkownika: 1,362

GG:


post czw, 26 paź 2006 - 17:37
Post #41

Ja kiedyś zamieściłam na forum opis mojego drugiego porodu, skopiuję go, ale ostrzegam, że cierpię na słowotok icon_biggrin.gif

Byłam tydzień po terminie co już mnie niepokoiło i niecierpliwiło - w sobotę
po południu znowu uprawiałam szybkie marsze, piłam herbatkę z liści malin,
masowałam brodawki pod ciepłym prysznicem, wykorzystałam męża Wink. Po tych
zabiegach położyłam się spać i obudziły mnie jak zwykle skurcze. Ale tym
razem pojawiła się krew, co wzbudziło moją nadzieję, że tym razem nareszcie
nie są to skurcze przepowiadające! Była siódma rano, ciemny niedzielny
poranek 1 lutego, więc wskoczyłam jeszcze do łóżeczka i koło ósmej obudziłam
męża pytaniem, czy bardzo mu zależy na egzaminie, który miał dziś zdawać,
ponieważ mam dla niego na dzisiaj inną propozycję... Obudziła się Julka,
bidulka chora na ospę, więc poszłam ją przytulić i powiedzieć, że Emilka chce
wyjść na świat i pojedziemy do szpitala ją urodzić i rozstaniemy się na jakis
czas. Jeszcze koło dziewiątej rano wysmarowałam Julce pudrodermem wszystkie
krostki. Chciałam się zabrać za sprzątanie zanim zjawi się opiekunka do
Julki, ale coś mi wybitnie nie szły te porządki - skurcze zrobiły się zbyt
częste czy co? Zjadłam jogurt z musli (nie chciałam być głodna jak przy
długim porodzie Julki hehe). Poszłam zwymiotować jogurtem z musli. Ledwie
zdążyłam wziąć prysznic. W tym czasie mąż spokojnie jadł z Julką śniadanie
(nie chciał byc głodny przy długim porodzie hehehe) więc zaczęłam go
dyskretnie popędzać, żeby dzwonił po panią Anię. Musiałam to powtórzyć
kilkakrotnie, bo pewnie po poprzednim naszym porodzie rodzinnym nie mieściło
mu się w głowie, że można nie zdążyć do szpitala i "zgubić" Emilkę na
przykład w samochodzie Smile. Skurcze były co 3 minuty jak przyjechała ulubiona
pani Ania do zadowolonej Julci, a ja zaczęłam się domagać zakładania butów,
co 2 minuty w samochodzie... Troszkę byłam przestraszona - czemu one już tak
mocno bolą, co będzie później jak się zrobi gorzej to czy wytrzymam. Żebym to
ja wtedy wiedziała, że już nie będzie gorzej Smile. Mąż stwierdził potem, że
gdyby domyślał się mojego zaawansowania nie prowadziłby samochodu tak
spokojniutko Smile. Dojechaliśmy na parking, przeczekałam jeden skurcz w
samochodzie łapiąc męża za kark, drugi skurcz po drodze do drzwi Izby
Przyjęć - musiałam uwiesić się na kracie okiennej. Badanie przy przyjęciu - 8
centymetrów rozwarcia!!! Kilka razy pytam : ile? Ile??? Lekarka mówi do
kogoś - niech szykują wszystko do odbioru, to będzie ładny poród Smile.
Przebieram się, wywiad zbierają szybciutko, mąż też strzeszcza się z
przebieraniem, do windy, po drodze uwieszam się dysząc szybko na jakimś
wózku - do góry na porodówce jest pełne rozwarcie, nawet nie wiem jakim
cudem! Mąż ledwie zdążył wyjąć z torby aparat fotograficzny, o który się
upomniałam i wodę do przepłukania ust (była na dnie, ale nie spodziewałam
się, że będzie musiała byc natychmiast pod ręką.) Marzyłam o porodzie w sali
z wanną, ale w tej chwili nie ma to żadnego znaczenia, i tak nie zdążyliby
nalać nawet paru centymetrów wody. Zajmuję więc pierwsze lepsze stare łóżko
porodowe, z workiem sako pod plecami i ze spokojem nadchodzą skurcze parte.
Pęcherz przebity, wody nie są czyste, co mnie zaniepokoiło, ale KTG pokazuje
tętno jak dzwon. Pytam czy uda się bez nacięcia, lekarka i położna obiecują
się postarać, ale wkrótce okazuje sie że główka będzie duża. Oj, ja też
czuję, że to duże dzieciątko, muszę się napracować, nastękać z całej siły,
żeby je wyprzeć - a przy pierwszym porodzie JUlka (3410 g) wyślizgiwała się
przy całkiem lekkim parciu. Ku pomocy dostaję trochę oksytocynki i
przypominam sobie jak poprzedniego dnia oglądałam w telewizji zawody
strongmanów (jak to się pisze?) - no dosłownie coś identycznego jak ci faceci
wykrzywieni z wysiłku ciągnęli te ciężarówki Smile)). Nie czuje nacięcia,
wychodzi główka, duża okrągła mokra i wyobraźcie sobie, że dotykam jej po raz
pierwszy, to było cudowne! Reszta ciałka (też z caaaałej siły wypycham,
obstawiajcie ile ma to dziecko jak na drobną mamę która w 9 miesiącu ciąży
ważyła 58 kilo, a przed ciążą 42). Paweł robi pierwsze zdjęcie i uwiecznia
chwilę gdy wyciągam ręce po moje dziecko domagając się by natychmiast dali mi
ją na brzuch! Dostaję na chwilkę - jejku jaka słodka kuleczka, dopytuję się o
punkty - jest dziesiątka! Tatuś dumny, zaskoczony tempem całej sprawy
przecina pępowinę, choć przy pierwszym porodzie bał się przeciąć, teraz robi
to z miną "Ech rutyna" Wink i mówi mi na ucho, że właśnie skończył się tamten
egzamin, po czym leci za córeczką z aparatem... Łożysko, sprawne szycie i
podają mi wagę - mała ma 4 kilo! Znów pytam kilka razy czy się nie
przesłyszałam - 4 kilo? Skąd!? Czekamy z mężem aż wróci z obserwacji
noworodków, ja tak niecierpliwie, że kilka razy go tam posyłam - a tymczasem
obdzwaniamy rodzinkę i ślemy SMSy (moi rodzice są w szoku, przecież ledwie
słyszeli ode mnie przez telefon, że wyjeżdżamy do szpitala). Wreszcie,
jeszcze na sali porodowej, dostaję moją dorodną panienkę i przystawiam do
piersi a ona zaczyna ssać tak jakby to robiła juz milion razy! Ma otwarte
cudne oczy, przedstawiamy się jej - to mama, to tata, witamy... Po dwóch
dniach jesteśmy w domu i do kompletu brakuje nam tylko czteroletniej
siostrzyczki, która musi dokończyc ospę u dziadków Sad.
Emilia jest wspaniałym nowym człowiekiem, uwielbia pierś i kąpiel, a ja
jestem oszołomiona tym cudem życia i niesłychanie zrelaksowana przy karmieniu
i pielęgancji w porównaniu do pierwszego razu gdy debiutowałam jako mama.
Niech wam się tez tak rodzą zdrowe kochane dzieci - czego serdecznie życzymy!

--------------------
"Wierzę, że na mojej drodze zawsze skręcę we właściwą stronę. Bo wierzę że Bóg wytyczy drogę tam, gdzie jej nie ma". N.V. Peale
AnnieLo
czw, 26 paź 2006 - 18:00
Silije - przepiekny opis! icon_biggrin.gif Az mi sie zachcialo rodzic... icon_lol.gif
AnnieLo


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 6,877
Dołączył: wto, 07 mar 06 - 08:50
Skąd: Italiańsko
Nr użytkownika: 5,156




post czw, 26 paź 2006 - 18:00
Post #42

Silije - przepiekny opis! icon_biggrin.gif Az mi sie zachcialo rodzic... icon_lol.gif

--------------------
Leo(nid): 3.11.2006 & Ma®x: 18.04.2008
aksonia
czw, 26 paź 2006 - 21:51
Ja też się dołaczam icon_biggrin.gif podkreślam że skopiowałam swój opis z lipcówek..bo rodziłam 30 godzin i tego nie byłabym w stanie teraz opisać, bo poprostu zapomniałam jak to było wink.gif
aha dziewczyny które będą rodzić ....nie bierzcie sobie opisu do serca bo każda z nas inaczej to przechodzi
icon_biggrin.gif icon_biggrin.gif Tak więc wszystko zaczeło sie już dzień wcześniej takimi bólami jakby
miesiączkowymi tylko że troszkę bardziej naslionymi ale myślałam że to normalne w ciąży bo wcześniej zdarzało mi się to tylko że były to bóle znacznie lżejsze..około godziny 23:30 jak zwyklt położyłam się spać ale już po 15 min odczułam ból którego wcześniej nie znałam tzn. taki ucisk na dole brzucha i to niezły..pomyslałam o tym że może się coś zaczyna i zaczełam odliczć czas i z tego wszystkiego zasnęłam..ale około godz.1:45 obudziły mnie odchodzące wody, nie było ich dużo ale odchodziły..wyskoczyłam z łóżka obudziłam męża spanikowana..jezdziemy do szpitala..mąż zaczął mnie uspokajać że to jeszcze nie czas, że najpierw policzymy co ile mam bóle, a bóle zaczęły sie już co 15 min..z dokładnością..czekaliśmy tak żeby były co 10 min..i tak pojechaliśmy około godz.5:00 do szpitala...tam zrobili mi badania..ktg wykazywało bóle ale nie było rozwarcia więc kazali spacerować i co pól godzinki przychodzić na badania..około godz..6:30 podłączyli mnie do ktg , bóle były intensywniejsze ale zero rozwarcia, więc tak z bólami chodziłam , zjadłam śniadanie a potem o godz.11:00 zrobiono mi masaż szyjki który holernie bolał..i dalej zero rozwarcia i do tego szyjka zrobiła się twarda..o godz.13:00 zdecydowali się dać pigułkę na to żeby szyjka stała się elestyczna i zaczęła się rozwierać..po tym dostałam bóli okropnych..skurcze były co 5min, nie wytrzymania..dostaliśmy pokój z łóżkiem małżeńskim i mąż leżał ze mną a ja się wiłam z bólu..ciągle przychodził lekarz sprawdzać rozwarcie i dalej nic..potem zrobiono mi lewatywę..i tak męczyłam się z tymi bólami od godz.13:00 do 19;00 bo przyszedł lekarz i zapytał się o znieczulenie w kręgosłup tzw.PDA zgodziłam się odrazu bo już nie mogłam wytrzymac przez te skurcze..zabieg trwał około 10 min...bolało troszkę, i tak z tym welfronem w kręgosłupie byłam przez następne kilkanaście godzin..ale jak mi podano znieczulenie to odrazu poczułam ulgę ale nie na długo bo trwało to zaledwie 2 godzinki i dalej czułam ból..potem dostałam następną dawkę tylko że po następnej dostałam strasznych wymiotów..i lekarz zdecydował że następna będzie lżejsza dawka...i tak do około 23:oo byłam bez bóli..ale tylko z 2 cm rozwarcia..zdecydowano że podadzą mi oksytocynę i wtedy się zaczęło..od podania oksytocyny minęło 2 godzinki i potem już nie liczyłam czasu...dostałam potężnych bóli..czasami traciłam świadomość..podano mi lekkie znieczulenie bo już nie mogłam brać więcej i to tylko zadziałało na godzinkę i tak wlaczyłam z bólem..nie pamiętam dokładnie jak to było tylko mąż mi opowiadał ze błagałam o znieczulenie..płakałam strasznie i prosiłam męża żeby mi pomógł...ja naprawdę tego nie pamiętam..mąż mówił że czasami świadomość traciłam..wiem że przed tymi bólami parłam ze 10 razy, bo po oksytocynie miałam 10 cm rozwarcia...potem dowiedziałam się że mały utknął główką w miednicy i go ścisło bo miał za dużą główkę zeby mógł się normalnie urodzić..a mój organizm zaprzestał akcji porodowej..potem tylko pamietam że przybiegli lekarze..dali mi papiery do podpisania dostałam znieczulenie i zawieżli mnie na sale OP..tak popodłaczali mnie..ja sie okropnie trzęsłam..i nagle poczułam jakk mnie tną..dosłownie czułam jak skalpelem przecinają mi brzuch po lewej stronie..okazało się że zle leżałam podczas znieczulenie i poszło więcej na prawą stronę..potem słyszałam jak doktor mówi coś o narkozie..ja wystraszona..tak bardzo chciałam mieć męża przy sobie a mu nie pozwolono być przy mojej głowie..tylko stał z boku..czułam tylko głaskanie po policzku przez panią anestozjolog że ma się uspokoić i potem błogi sen..obudziłam się z wodokiem na mojego męża trzymającego maluszka w ramionach..płakał bardzo a jak mi go mąż położył obok to się uspokoił..po narkozie miałam wysoką gorączkę i ogólnie dwie godzinki po ciężko to przechodziłam..Danielek był na świecie o 5:45 a ja już o 18 stej wstała z łóżka..i to zaważyło na tym iż potem szybko doszłam do siebie..na szczęście...i tak oto przebiegał mój poród..był ciężki ale już zapominam..bo jak patrze na synka to on mi wszystko wynagrodził
icon_biggrin.gif icon_biggrin.gif
aksonia


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 567
Dołączył: nie, 30 paź 05 - 00:49
Skąd: Halden NO
Nr użytkownika: 3,945

GG:


post czw, 26 paź 2006 - 21:51
Post #43

Ja też się dołaczam icon_biggrin.gif podkreślam że skopiowałam swój opis z lipcówek..bo rodziłam 30 godzin i tego nie byłabym w stanie teraz opisać, bo poprostu zapomniałam jak to było wink.gif
aha dziewczyny które będą rodzić ....nie bierzcie sobie opisu do serca bo każda z nas inaczej to przechodzi
icon_biggrin.gif icon_biggrin.gif Tak więc wszystko zaczeło sie już dzień wcześniej takimi bólami jakby
miesiączkowymi tylko że troszkę bardziej naslionymi ale myślałam że to normalne w ciąży bo wcześniej zdarzało mi się to tylko że były to bóle znacznie lżejsze..około godziny 23:30 jak zwyklt położyłam się spać ale już po 15 min odczułam ból którego wcześniej nie znałam tzn. taki ucisk na dole brzucha i to niezły..pomyslałam o tym że może się coś zaczyna i zaczełam odliczć czas i z tego wszystkiego zasnęłam..ale około godz.1:45 obudziły mnie odchodzące wody, nie było ich dużo ale odchodziły..wyskoczyłam z łóżka obudziłam męża spanikowana..jezdziemy do szpitala..mąż zaczął mnie uspokajać że to jeszcze nie czas, że najpierw policzymy co ile mam bóle, a bóle zaczęły sie już co 15 min..z dokładnością..czekaliśmy tak żeby były co 10 min..i tak pojechaliśmy około godz.5:00 do szpitala...tam zrobili mi badania..ktg wykazywało bóle ale nie było rozwarcia więc kazali spacerować i co pól godzinki przychodzić na badania..około godz..6:30 podłączyli mnie do ktg , bóle były intensywniejsze ale zero rozwarcia, więc tak z bólami chodziłam , zjadłam śniadanie a potem o godz.11:00 zrobiono mi masaż szyjki który holernie bolał..i dalej zero rozwarcia i do tego szyjka zrobiła się twarda..o godz.13:00 zdecydowali się dać pigułkę na to żeby szyjka stała się elestyczna i zaczęła się rozwierać..po tym dostałam bóli okropnych..skurcze były co 5min, nie wytrzymania..dostaliśmy pokój z łóżkiem małżeńskim i mąż leżał ze mną a ja się wiłam z bólu..ciągle przychodził lekarz sprawdzać rozwarcie i dalej nic..potem zrobiono mi lewatywę..i tak męczyłam się z tymi bólami od godz.13:00 do 19;00 bo przyszedł lekarz i zapytał się o znieczulenie w kręgosłup tzw.PDA zgodziłam się odrazu bo już nie mogłam wytrzymac przez te skurcze..zabieg trwał około 10 min...bolało troszkę, i tak z tym welfronem w kręgosłupie byłam przez następne kilkanaście godzin..ale jak mi podano znieczulenie to odrazu poczułam ulgę ale nie na długo bo trwało to zaledwie 2 godzinki i dalej czułam ból..potem dostałam następną dawkę tylko że po następnej dostałam strasznych wymiotów..i lekarz zdecydował że następna będzie lżejsza dawka...i tak do około 23:oo byłam bez bóli..ale tylko z 2 cm rozwarcia..zdecydowano że podadzą mi oksytocynę i wtedy się zaczęło..od podania oksytocyny minęło 2 godzinki i potem już nie liczyłam czasu...dostałam potężnych bóli..czasami traciłam świadomość..podano mi lekkie znieczulenie bo już nie mogłam brać więcej i to tylko zadziałało na godzinkę i tak wlaczyłam z bólem..nie pamiętam dokładnie jak to było tylko mąż mi opowiadał ze błagałam o znieczulenie..płakałam strasznie i prosiłam męża żeby mi pomógł...ja naprawdę tego nie pamiętam..mąż mówił że czasami świadomość traciłam..wiem że przed tymi bólami parłam ze 10 razy, bo po oksytocynie miałam 10 cm rozwarcia...potem dowiedziałam się że mały utknął główką w miednicy i go ścisło bo miał za dużą główkę zeby mógł się normalnie urodzić..a mój organizm zaprzestał akcji porodowej..potem tylko pamietam że przybiegli lekarze..dali mi papiery do podpisania dostałam znieczulenie i zawieżli mnie na sale OP..tak popodłaczali mnie..ja sie okropnie trzęsłam..i nagle poczułam jakk mnie tną..dosłownie czułam jak skalpelem przecinają mi brzuch po lewej stronie..okazało się że zle leżałam podczas znieczulenie i poszło więcej na prawą stronę..potem słyszałam jak doktor mówi coś o narkozie..ja wystraszona..tak bardzo chciałam mieć męża przy sobie a mu nie pozwolono być przy mojej głowie..tylko stał z boku..czułam tylko głaskanie po policzku przez panią anestozjolog że ma się uspokoić i potem błogi sen..obudziłam się z wodokiem na mojego męża trzymającego maluszka w ramionach..płakał bardzo a jak mi go mąż położył obok to się uspokoił..po narkozie miałam wysoką gorączkę i ogólnie dwie godzinki po ciężko to przechodziłam..Danielek był na świecie o 5:45 a ja już o 18 stej wstała z łóżka..i to zaważyło na tym iż potem szybko doszłam do siebie..na szczęście...i tak oto przebiegał mój poród..był ciężki ale już zapominam..bo jak patrze na synka to on mi wszystko wynagrodził
icon_biggrin.gif icon_biggrin.gif
Silije
pią, 27 paź 2006 - 10:52
Aksonia, współczucia, to ile ważył twój synek, że był za duży, aby się urodzić? Dobrze, że wszystko się dobrze skończyło.
Silije


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 9,056
Dołączył: pią, 23 sty 04 - 17:33
Skąd: Okolica Poznania
Nr użytkownika: 1,362

GG:


post pią, 27 paź 2006 - 10:52
Post #44

Aksonia, współczucia, to ile ważył twój synek, że był za duży, aby się urodzić? Dobrze, że wszystko się dobrze skończyło.

--------------------
"Wierzę, że na mojej drodze zawsze skręcę we właściwą stronę. Bo wierzę że Bóg wytyczy drogę tam, gdzie jej nie ma". N.V. Peale
kasienka25
pią, 27 paź 2006 - 13:09
To fakt każdy poród inny ale za to dzieciak wszystko wynagradza:)))
kasienka25


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 193
Dołączył: sob, 21 paź 06 - 13:38
Skąd: Kraków
Nr użytkownika: 8,091

GG:


post pią, 27 paź 2006 - 13:09
Post #45

To fakt każdy poród inny ale za to dzieciak wszystko wynagradza:)))

--------------------
user posted image

user posted image

www.pitek.smyki.pl
Agulka 333
pią, 27 paź 2006 - 14:49
Ja też dorzucę swoje wspomnienia z porodów.
Jak przyszedł na świat Pawełek
To było w styczniu 2001 roku. W nocy z sobotę na niedzielę obudziłam się o 3.00 w nocy z uczuciem wilgoci. W pierwszym momencie pomyślałam sobie, że posiusiałam się poszłam do łazienki przebrałam się i wróciłam do łóżka. Mój mąż jeszcze nie spał siedział całą noc przed komputerem bo miał pilne zlecenie. Zapytał się czy wszystko w porządku a ja tylko wygoniłam go spać. Podczas gdy on rzeczywiście położył się spać ja już nie zasnęłam. Rozpoczęły się skurcze. W pierwszym momencie nie wiedziałam, że to skurcze odczuwałam ból jak przy okresie intensywny tylko w dole brzucha. Po godzinie skurczy zaczęłam podejrzewać co się kręci i zaczęłam te skurcze mierzyć. Z początku były co 15 min, potem co 10 min Byłam totalnie zaskoczona nawet nie miałam spakowanej torby. Dopiero kiedy skurcze były już co 3 min stwierdziłam, że nie ma na co czekać i wtedy około godziny 7.00 obudziłam mojego ślubnego oznajmiając mu, że rodzę. Trafiliśmy do szpitala około godz. 8.30. Na dzień dobry zaczęło się od miliona pytań dobrze, że miałam męża ze sobą on odpowiadał a ja ... oddychałam. Na szkole rodzenia nauczyłam się oddychać torem brzusznym i ten oddech po prostu przynosił mi ulgę. Może z zewnątrz to śmiesznie wyglądało ale mnie przynosiło to ulgę. Zostałam zbadana - rozwarcie na 6cm, i dostałam lewatywę. Potem oboje przebraliśmy się i wsparta na ramieniu męża pokulałam się na porodówkę. Dostaliśmy pojedynczą salę do porodów rodzinnych. Skurcze już w tym momencie były bardzo częste - nie miałam siły chodzić więc siedziałam na łóżku w pozycji, która przynosiła mi ulgę oparta ramionami z tyłu. Największą katorgą było KTG. Leżenie na plecach przynosiło mi ból a tu jeszcze nie wolno się ruszać. Za to mój mąż był wspaniały. Cały czas był mi pomocny, dowcipkował z położnymi i masował mi plecki. O godzinie 12.oo było już pełne rozwarcie. Położna kazała mi położyć się na łóżku i zacząć przeć. Jednak moje wysiłki były bezowocne skurcze parte były słabiuteńkie. Z początku myślałam, że źle to robię ( tak też myślała położna) ale widząc jak się wysilam a postępu nie ma zaraz dostałam cos na wzmocnienie - oksytocynkę. Niestety nic to nie pomogło - został więc zawołany lekarz. Przez chwilę były jakieś szepty potem po 1,5 godziny mojego parcia (byłam już wykończona) podniesiono mnie na nogi i tak z główką ( bo mąż mi mówił, że było już widać czuprynkę między nogami icon_biggrin.gif ) przekulałam się na salę do porodów ogólnych gdzie były wyższe łóżka i znów podjęłam próbę parcia dostając nastepną buteleczkę na ocucenie. A potem było tak: doktorka położyła mi jedną rękę z jednej strony mąż drugą z drugiej strony i zaczęli uciskać mnie nad brzuchem i wtedy dopiero mój synuś został wspólnymi siłami wypchniety na świat. W tym momencie poczułam taką ulgę i poczucie szczęścia, że w pierwszym momencie nawet nie zauważyłam, że synusia nie dano mi na brzuszek i tatuś nie przecinał pępowinki. Pawełek urodził się o godz. 15.30 b.wymęczony trudnym porodem i trzeba mu było podać troszkę tlenu. Ale zaraz jak tylko w asyście tatusia został zważony (3500g) i zmierzony (53cm) zaraz mi go przynieśli i w jednym momencie zapomniałam o bólu w czasie porodu. No i położne gratulowały mi super cichego choć trudnego porodu. Byłam nacinana ale nawet tego nie czułam a zszyła mnie rewelacyjnie lekarka, że nawet nie poczułam. Ogólnie byłam bardzo zadowolona z opieki położnych, które wspaniale pomogły mi przy porodzie a mąż przy porodzie to super sprawa polecam.

Jak przyszli na świat Dominisia i Piotruś
To już trudniejszy dla mnie temat wiecie dlaczego.
Początek znacie. Dzieci miały urodzić się w grudniu. Jednak niestety z zaskoczenia do dzisiaj nie wiem dlaczego 5-go września zaczęły odchodzić mi wody płodowe. Pojechaliśmy do szpitala w którym chciałam rodzić ale niestety lekarz stwierdził, że sprawa jest bardzo poważna i że on nie może mnie tu zostawić bo nie mają takiego sprzętu, żeby przyjąć takie malutkie dzieciątka. Wezwał karetkę i zostałam przewieziona do kliniki w Bytomiu. Tam trafiłam od razu na porodówkę. Tam położono mnie na sali porodowej (ohydnej zielonej ) i zrobiono mi wszystkie badania. Jakaś okropna ruda baba doktor powiedziała mi na dzień dobry czy zdaję sobie sprawę, że jak teraz urodzę to moje dzieci umrą icon_evil.gif możecie sobie wyobrazić co czułam. Tylko położne były bardzo życzliwe i b. mnie pocieszały i mój mąż był cały czas przy mnie (dobrze, że tego nie słyszał) Nie zdecydowano się od razu na cesarskie postanowiono mnie zostawić do rana, okazało się, że mam jakiś stan zapalny dlatego podano mi antybiotyk. Leżałam tak przez tydzień, dwa dni na porodówce potem na patologii ciąży. Wód było dużo więc była nadzieja, że uda się utrzymać moją ciążę jak najdłużej. Oczywiście musiałam cały czas leżeć i miałam krew pobieraną trzy razy dziennie, antybiotyk dożylnie i zastrzyki na rozwój płucek dzieci domięśniowo. Jednak niestety w nocy z poniedziałku na wtorek o godz 12.00 nagle zupełnie znienacka poczułam silne skurcze. Już od pierwszych chwil wiedziałam, że to skurcze chociaż jakaś wiedźma siostra (trafiłam na noc kiedy dyżur miała najgorsza czarownica siostra nazywana siostrą Hitler)wątpiła, że mam skurcze bo kładąc rekę na brzuchu ona ich nie wyczuwa. Ale ja byłam uparta więc siostra stwierdziła, że lekarz robi cesarkę więc muszę czekać. Ale się uparłam bezszczelnie siadłam jej na łóżku mówiąc, że poczekam (skurcze juz miałam co minutę) No to ona łaskawie zadzwoniła do innego lekarza. Dostałam butlę magnezu w kroplówce na powstrzymanie skurczy, Nic to nie pomogło. Skurcze były coraz silniejsze kiedy przyszedł lekarz i mnie zbadał powiedział już tylko jedno słowo - RODZIMY rozwarcie na 10 cm główka praktycznie już wychodzi. Rozpłakałam się bardzo nie chciałam już urodzić panicznie bałam się o dzieci ale niestety nie miałam już wyboru. Piechotą podreptałam na porodówkę - nikt mnie nie pocieszał nikt mnie nie trzymał za rękę nikt nie powiedział, że będzie dobrze.Na sali czekała już ekipa ludzi . Nie zdążyli zrobić mi lewatywy, nie pozwolono mi iść do ubiekacji i byłam we własnej koszuli. Usiadłam na fotelu porodowym i jednym skuczem partym urodziła się moja córeczka o 1.35, drugi sprawił, że mój synek wstawił się w kanał rodny a za trzecim o 1.37 przyszedł na świat mój synek. Nie pokazano mi dzieci - usłyszałam jedynie cichutkie miałknięcie moich dzieciątek co oznaczało, że żyją. Moje maluszki przyszły na świat 1 dnia 27 tygodnia ciąży świat mój synek. wg wyliczeń szpitalnych z wagą 900 i 700g . Zaraz potem podano mi narkozę - byłam czyszczona. Kiedy obudziłam się o 3.00 w nocy z narkozy myślałam, że to zły sen i dopiero kiedy pogłaskałam brzuszek doszło do mnie, że to prawda. Nie wiedziałam co dzieje się z dziećmi niewiele myśląc zadzwoniłam po męża. Możecie sobie wyobrazić jaki był zaskoczony z początku myślał, że coś mi się pomyliło w środku nocy kiedy jednak domyślił się, że to prawda zaraz przyjechał. Nie chcieli go z początku wpuścić ale był tak nachalny, że musieli to zrobić. Poinformowano nas, że stan dzieci jest stabilny. Następnego dnia przewieziono dzieci do Centrum Pediatrii do Sosnowca. Resztę już znacie. Przyczyną śmierci Piotrusia było zakażenie wewnątrzmaciczne spowodowane pękniętym pęcherzem płodowym. Dlaczego pękł pęcherz tego nie wie nikt.

Podsumowując wolałabym cierpieć jak przy pierwszym porodzie a żeby wszystko skończyło się szczęśliwie niż mieć taki lekki poród po którym nic mnie nie bolało a z takim zakończeniem.
Więc pomyślcie o tym kiedy będzie Was bolało dziewczyny.
A wszystkim dziewczynym które mają porody przed sobą życzę powodzenia.
I oddaję hołd wszystkim, którzy dobrnęli do końca - nie pytajcie ile czasu to pisałam. Pozdrawiam Aga
Agulka 333


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 2,232
Dołączył: pią, 28 mar 03 - 23:38
Nr użytkownika: 202




post pią, 27 paź 2006 - 14:49
Post #46

Ja też dorzucę swoje wspomnienia z porodów.
Jak przyszedł na świat Pawełek
To było w styczniu 2001 roku. W nocy z sobotę na niedzielę obudziłam się o 3.00 w nocy z uczuciem wilgoci. W pierwszym momencie pomyślałam sobie, że posiusiałam się poszłam do łazienki przebrałam się i wróciłam do łóżka. Mój mąż jeszcze nie spał siedział całą noc przed komputerem bo miał pilne zlecenie. Zapytał się czy wszystko w porządku a ja tylko wygoniłam go spać. Podczas gdy on rzeczywiście położył się spać ja już nie zasnęłam. Rozpoczęły się skurcze. W pierwszym momencie nie wiedziałam, że to skurcze odczuwałam ból jak przy okresie intensywny tylko w dole brzucha. Po godzinie skurczy zaczęłam podejrzewać co się kręci i zaczęłam te skurcze mierzyć. Z początku były co 15 min, potem co 10 min Byłam totalnie zaskoczona nawet nie miałam spakowanej torby. Dopiero kiedy skurcze były już co 3 min stwierdziłam, że nie ma na co czekać i wtedy około godziny 7.00 obudziłam mojego ślubnego oznajmiając mu, że rodzę. Trafiliśmy do szpitala około godz. 8.30. Na dzień dobry zaczęło się od miliona pytań dobrze, że miałam męża ze sobą on odpowiadał a ja ... oddychałam. Na szkole rodzenia nauczyłam się oddychać torem brzusznym i ten oddech po prostu przynosił mi ulgę. Może z zewnątrz to śmiesznie wyglądało ale mnie przynosiło to ulgę. Zostałam zbadana - rozwarcie na 6cm, i dostałam lewatywę. Potem oboje przebraliśmy się i wsparta na ramieniu męża pokulałam się na porodówkę. Dostaliśmy pojedynczą salę do porodów rodzinnych. Skurcze już w tym momencie były bardzo częste - nie miałam siły chodzić więc siedziałam na łóżku w pozycji, która przynosiła mi ulgę oparta ramionami z tyłu. Największą katorgą było KTG. Leżenie na plecach przynosiło mi ból a tu jeszcze nie wolno się ruszać. Za to mój mąż był wspaniały. Cały czas był mi pomocny, dowcipkował z położnymi i masował mi plecki. O godzinie 12.oo było już pełne rozwarcie. Położna kazała mi położyć się na łóżku i zacząć przeć. Jednak moje wysiłki były bezowocne skurcze parte były słabiuteńkie. Z początku myślałam, że źle to robię ( tak też myślała położna) ale widząc jak się wysilam a postępu nie ma zaraz dostałam cos na wzmocnienie - oksytocynkę. Niestety nic to nie pomogło - został więc zawołany lekarz. Przez chwilę były jakieś szepty potem po 1,5 godziny mojego parcia (byłam już wykończona) podniesiono mnie na nogi i tak z główką ( bo mąż mi mówił, że było już widać czuprynkę między nogami icon_biggrin.gif ) przekulałam się na salę do porodów ogólnych gdzie były wyższe łóżka i znów podjęłam próbę parcia dostając nastepną buteleczkę na ocucenie. A potem było tak: doktorka położyła mi jedną rękę z jednej strony mąż drugą z drugiej strony i zaczęli uciskać mnie nad brzuchem i wtedy dopiero mój synuś został wspólnymi siłami wypchniety na świat. W tym momencie poczułam taką ulgę i poczucie szczęścia, że w pierwszym momencie nawet nie zauważyłam, że synusia nie dano mi na brzuszek i tatuś nie przecinał pępowinki. Pawełek urodził się o godz. 15.30 b.wymęczony trudnym porodem i trzeba mu było podać troszkę tlenu. Ale zaraz jak tylko w asyście tatusia został zważony (3500g) i zmierzony (53cm) zaraz mi go przynieśli i w jednym momencie zapomniałam o bólu w czasie porodu. No i położne gratulowały mi super cichego choć trudnego porodu. Byłam nacinana ale nawet tego nie czułam a zszyła mnie rewelacyjnie lekarka, że nawet nie poczułam. Ogólnie byłam bardzo zadowolona z opieki położnych, które wspaniale pomogły mi przy porodzie a mąż przy porodzie to super sprawa polecam.

Jak przyszli na świat Dominisia i Piotruś
To już trudniejszy dla mnie temat wiecie dlaczego.
Początek znacie. Dzieci miały urodzić się w grudniu. Jednak niestety z zaskoczenia do dzisiaj nie wiem dlaczego 5-go września zaczęły odchodzić mi wody płodowe. Pojechaliśmy do szpitala w którym chciałam rodzić ale niestety lekarz stwierdził, że sprawa jest bardzo poważna i że on nie może mnie tu zostawić bo nie mają takiego sprzętu, żeby przyjąć takie malutkie dzieciątka. Wezwał karetkę i zostałam przewieziona do kliniki w Bytomiu. Tam trafiłam od razu na porodówkę. Tam położono mnie na sali porodowej (ohydnej zielonej ) i zrobiono mi wszystkie badania. Jakaś okropna ruda baba doktor powiedziała mi na dzień dobry czy zdaję sobie sprawę, że jak teraz urodzę to moje dzieci umrą icon_evil.gif możecie sobie wyobrazić co czułam. Tylko położne były bardzo życzliwe i b. mnie pocieszały i mój mąż był cały czas przy mnie (dobrze, że tego nie słyszał) Nie zdecydowano się od razu na cesarskie postanowiono mnie zostawić do rana, okazało się, że mam jakiś stan zapalny dlatego podano mi antybiotyk. Leżałam tak przez tydzień, dwa dni na porodówce potem na patologii ciąży. Wód było dużo więc była nadzieja, że uda się utrzymać moją ciążę jak najdłużej. Oczywiście musiałam cały czas leżeć i miałam krew pobieraną trzy razy dziennie, antybiotyk dożylnie i zastrzyki na rozwój płucek dzieci domięśniowo. Jednak niestety w nocy z poniedziałku na wtorek o godz 12.00 nagle zupełnie znienacka poczułam silne skurcze. Już od pierwszych chwil wiedziałam, że to skurcze chociaż jakaś wiedźma siostra (trafiłam na noc kiedy dyżur miała najgorsza czarownica siostra nazywana siostrą Hitler)wątpiła, że mam skurcze bo kładąc rekę na brzuchu ona ich nie wyczuwa. Ale ja byłam uparta więc siostra stwierdziła, że lekarz robi cesarkę więc muszę czekać. Ale się uparłam bezszczelnie siadłam jej na łóżku mówiąc, że poczekam (skurcze juz miałam co minutę) No to ona łaskawie zadzwoniła do innego lekarza. Dostałam butlę magnezu w kroplówce na powstrzymanie skurczy, Nic to nie pomogło. Skurcze były coraz silniejsze kiedy przyszedł lekarz i mnie zbadał powiedział już tylko jedno słowo - RODZIMY rozwarcie na 10 cm główka praktycznie już wychodzi. Rozpłakałam się bardzo nie chciałam już urodzić panicznie bałam się o dzieci ale niestety nie miałam już wyboru. Piechotą podreptałam na porodówkę - nikt mnie nie pocieszał nikt mnie nie trzymał za rękę nikt nie powiedział, że będzie dobrze.Na sali czekała już ekipa ludzi . Nie zdążyli zrobić mi lewatywy, nie pozwolono mi iść do ubiekacji i byłam we własnej koszuli. Usiadłam na fotelu porodowym i jednym skuczem partym urodziła się moja córeczka o 1.35, drugi sprawił, że mój synek wstawił się w kanał rodny a za trzecim o 1.37 przyszedł na świat mój synek. Nie pokazano mi dzieci - usłyszałam jedynie cichutkie miałknięcie moich dzieciątek co oznaczało, że żyją. Moje maluszki przyszły na świat 1 dnia 27 tygodnia ciąży świat mój synek. wg wyliczeń szpitalnych z wagą 900 i 700g . Zaraz potem podano mi narkozę - byłam czyszczona. Kiedy obudziłam się o 3.00 w nocy z narkozy myślałam, że to zły sen i dopiero kiedy pogłaskałam brzuszek doszło do mnie, że to prawda. Nie wiedziałam co dzieje się z dziećmi niewiele myśląc zadzwoniłam po męża. Możecie sobie wyobrazić jaki był zaskoczony z początku myślał, że coś mi się pomyliło w środku nocy kiedy jednak domyślił się, że to prawda zaraz przyjechał. Nie chcieli go z początku wpuścić ale był tak nachalny, że musieli to zrobić. Poinformowano nas, że stan dzieci jest stabilny. Następnego dnia przewieziono dzieci do Centrum Pediatrii do Sosnowca. Resztę już znacie. Przyczyną śmierci Piotrusia było zakażenie wewnątrzmaciczne spowodowane pękniętym pęcherzem płodowym. Dlaczego pękł pęcherz tego nie wie nikt.

Podsumowując wolałabym cierpieć jak przy pierwszym porodzie a żeby wszystko skończyło się szczęśliwie niż mieć taki lekki poród po którym nic mnie nie bolało a z takim zakończeniem.
Więc pomyślcie o tym kiedy będzie Was bolało dziewczyny.
A wszystkim dziewczynym które mają porody przed sobą życzę powodzenia.
I oddaję hołd wszystkim, którzy dobrnęli do końca - nie pytajcie ile czasu to pisałam. Pozdrawiam Aga

--------------------
Paweł 2001 r i siostrzyczki



Mama Piotrusia i Dominisi (MPDz) -urodzonych przedwcześnie 12.09.06 w 26 tygodniu ciąży
Piotruś dołączył do grona aniołków 13.09.2006

PODARUJ DOMINISI 1% PODATKU
Choco.
pią, 27 paź 2006 - 15:22
Aga przytul.gif chciałabym mieć w sobie taką moc, żeby cofnąć czas i sprawić, byś szczęśliwie dotrwałam do grudnia. Nie ma dnia bym nie myślała o Tobie, o Was...podziwiam Twoją siłe i trzymam kciuki za Dominiczkę.
Choco.


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 7,882
Dołączył: pon, 10 paź 05 - 18:00
Nr użytkownika: 3,791




post pią, 27 paź 2006 - 15:22
Post #47

Aga przytul.gif chciałabym mieć w sobie taką moc, żeby cofnąć czas i sprawić, byś szczęśliwie dotrwałam do grudnia. Nie ma dnia bym nie myślała o Tobie, o Was...podziwiam Twoją siłe i trzymam kciuki za Dominiczkę.

--------------------
Michał 08.11.2006 i Maciej 03.01.2011
AnnieLo
pią, 27 paź 2006 - 15:45
Agulka333 dziekuje Ci za te opisy. Jestes silna i madra kobieta. Zapamietam sobie na zawsze to zdanie, ktore napisalas: "Więc pomyślcie o tym kiedy będzie Was bolało dziewczyny.". Dziekuje! przytul.gif
AnnieLo


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 6,877
Dołączył: wto, 07 mar 06 - 08:50
Skąd: Italiańsko
Nr użytkownika: 5,156




post pią, 27 paź 2006 - 15:45
Post #48

Agulka333 dziekuje Ci za te opisy. Jestes silna i madra kobieta. Zapamietam sobie na zawsze to zdanie, ktore napisalas: "Więc pomyślcie o tym kiedy będzie Was bolało dziewczyny.". Dziekuje! przytul.gif

--------------------
Leo(nid): 3.11.2006 & Ma®x: 18.04.2008
KlaudiaGuza
pią, 27 paź 2006 - 16:15
Agulka bardzo Cię podziwiam musisz mieć w sobie dużo siły żeby to wszystko opisać. Życzę całej Twojej rodzince duuuużo zdrówka! przytul.gif przytul.gif przytul.gif przytul.gif przytul.gif
KlaudiaGuza


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 1,828
Dołączył: nie, 23 lip 06 - 20:40
Skąd: Pionki, mazowieckie
Nr użytkownika: 6,699

GG:


post pią, 27 paź 2006 - 16:15
Post #49

Agulka bardzo Cię podziwiam musisz mieć w sobie dużo siły żeby to wszystko opisać. Życzę całej Twojej rodzince duuuużo zdrówka! przytul.gif przytul.gif przytul.gif przytul.gif przytul.gif

--------------------

Z tym kobiety si? ju? rodz? https://www.youtube.com/watch?v=flmWMu2jc0E
Inek
pią, 27 paź 2006 - 20:44
Agulka333 pamiętałam jak rozpoczęłam wątek lutowy, a Ty pisałaś, że dopiero wyskoczył ci brzuszek, przeczytałam opisy twoich porodów. Modliłam się za Was i modlą się, wierzę, że Piotruś czuwa nad Dominiką, by na święta wróciła do domu przytul.gif
Inek


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 2,889
Dołączył: nie, 21 maj 06 - 22:18
Skąd: dolnośląskie
Nr użytkownika: 5,943




post pią, 27 paź 2006 - 20:44
Post #50

Agulka333 pamiętałam jak rozpoczęłam wątek lutowy, a Ty pisałaś, że dopiero wyskoczył ci brzuszek, przeczytałam opisy twoich porodów. Modliłam się za Was i modlą się, wierzę, że Piotruś czuwa nad Dominiką, by na święta wróciła do domu przytul.gif

--------------------
Żaba, Bąbel i Dziubek, czyli moje trio AAA


mam(a)
sob, 28 paź 2006 - 16:47
Agulka333 przeczytałam opisy Twoich porodów i porównuję do moich, chcoiaż u mnie nieco inaczej było.

Poród Natalii i Agnieszki
Trudno mi to nazwać porodem, ponieważ przyszły one na świat przez cięcie cesarskie. Termin cc ustalono mi miesiąc przed cięciem. Cała moja ciąża przebiegała z wilkimi komplikicjami, kiedy mój lekarz prowadzący zobaczył bliźniaki, powiedział mi, żebym szykowała się na cesarkę. Nie mogłam nic zmienić, prawie całą ciążę przeleżałam. Nie mogłam wstawać, żeby nie spowodować wcześniejszego porodu, pod koniec 3 miesiąca założyli mi szwy i leżeć!! Denerwowało mnie to bardzo, ale słuchałam się, nie mogłam wstawać, więc poznałam wszystkie filmy i gazety. Na ostatnie dwa tygodnie trafiłam do szpitala, ponieważ chcieli mnie jeszcze przetrzymać z porodem, a mi zaczęły lecieć wody płodowe. Sam "poród" trwał bardzo krótko. Miałam znieczulenie zewnątrz oponowe i widziałam wszystko co się dzieje, usłyszałam płacz moich dzieci, ale zabrali je ode mnie, zszyli mnie, powoli znieczulenie przestawało działać, wszystko mnie bolało, brzuch, szwy mnie ciągnęły, ale po 15 minutach przynieśli moje dwa Aniołki: Natalkę i Agę, dostałam je już ubrane i przebadane. Ból nasilał się kiedy się ruszałam, ale kiedy patrzyłam na moje skarby byłam najszczęśliwszą na świecie.

Poród Maji
Kiedy tylko o tym zaczynam mysleć, zaczynam płakać. Kolejną ciążę przeleżałam, przez 6 miesięcy byłam "wyłączona" z życia moich kochanych bliźniaczek, ale robiłam to dla Maji. 33 tc trafiłam do szpitala, znowu wody się leją, a lekarze nie mogą nic robić, przeleżałam Sylwestra 2004/2005 w sali szpitalnej i wspominam tego Sylwestra jako najgorszego, nie chcieli męża do mnie wpuścić, więc ślęczeliśmy na telefonie bez przerwy. Ja płakałam, a on ze mną, tak doleżałam do 3 stycznia. Poczułam skurcze, a lekarze wiedzieli, że uparłam się na to, by rodzić normalnie, a nie przez cesarskie cięcie. Mąż przyjechał, skurcze bardzo szybko się nasilały, po dosłownie 1,5 godzinie urodziłam moją trzecią córeczkę. Nie chcieli mi jej dać, ryczałam, że oni tylko poszli i nie chcieli mi powiedzieć co się dzieje z moją córcią. Bałam się, że przeze mnie, przez to, że ja się uparłam na naturalny poród, jej coś się stanie. Po 1 godzienie przyszła położna, bo darłam się, żeby powiedzieli mi co się dzieje z moją córką na cały szpital i powiedziała mi, że moja córka jest w bardzo ciężkim stanie, pocieszała, bardzo miła kobieta, jej zawdzięczam, że przynajmniej na następną godzinę nieco się uspokoiłam. Mąż ode mnie nie odchodził, po dwóch godzinach powiedziałam mu, że wstaję i idę zobaczyć Mała i wtedy przyszedł. Przyszedł i powiedział mi. Lekarz. Że moja córka nie żyje, miałam ochotę go zabić, wyrywałam sobie włosy z głowy, nikt mnie nie mógł uspokoić, leżałam już na sali pooperacyjnej na szczęście sama. Ryczałam, ryczałam, płakałam, a mąż nie mógł ani nikt uspokoić, co z tego, że ja jestem słaba chociaż nie ma mojej córki? Obwiniałam wszystkich po koleji za to, w końcu bez mojej zgody dali mi środki iuspoka[użytkownik x]ące i usypiające. Zasnęłam, a obudziłam się dopiero po 10 godzinach, nic nie pamiętałam, dopiero jak zrozumiałam gdzie jestem, chciałam znów ryczeć, ale tym razem mojemu mężowi udało się mnie opanować. On już ten szok miał za sobą i rozmawiał ze nmą, to mi najbardziej pomogło.
Z samych porodów może mało tu historii, więcej przed i po, ale wiem że muszę o tym napisać, pamiętajcie, że mimo każdego bólu, kiedy spojrzycie na swoje dzieci, wszystko zostanie Wam wynagrodzone.
mam(a)


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 737
Dołączył: pią, 09 cze 06 - 22:33
Nr użytkownika: 6,213




post sob, 28 paź 2006 - 16:47
Post #51

Agulka333 przeczytałam opisy Twoich porodów i porównuję do moich, chcoiaż u mnie nieco inaczej było.

Poród Natalii i Agnieszki
Trudno mi to nazwać porodem, ponieważ przyszły one na świat przez cięcie cesarskie. Termin cc ustalono mi miesiąc przed cięciem. Cała moja ciąża przebiegała z wilkimi komplikicjami, kiedy mój lekarz prowadzący zobaczył bliźniaki, powiedział mi, żebym szykowała się na cesarkę. Nie mogłam nic zmienić, prawie całą ciążę przeleżałam. Nie mogłam wstawać, żeby nie spowodować wcześniejszego porodu, pod koniec 3 miesiąca założyli mi szwy i leżeć!! Denerwowało mnie to bardzo, ale słuchałam się, nie mogłam wstawać, więc poznałam wszystkie filmy i gazety. Na ostatnie dwa tygodnie trafiłam do szpitala, ponieważ chcieli mnie jeszcze przetrzymać z porodem, a mi zaczęły lecieć wody płodowe. Sam "poród" trwał bardzo krótko. Miałam znieczulenie zewnątrz oponowe i widziałam wszystko co się dzieje, usłyszałam płacz moich dzieci, ale zabrali je ode mnie, zszyli mnie, powoli znieczulenie przestawało działać, wszystko mnie bolało, brzuch, szwy mnie ciągnęły, ale po 15 minutach przynieśli moje dwa Aniołki: Natalkę i Agę, dostałam je już ubrane i przebadane. Ból nasilał się kiedy się ruszałam, ale kiedy patrzyłam na moje skarby byłam najszczęśliwszą na świecie.

Poród Maji
Kiedy tylko o tym zaczynam mysleć, zaczynam płakać. Kolejną ciążę przeleżałam, przez 6 miesięcy byłam "wyłączona" z życia moich kochanych bliźniaczek, ale robiłam to dla Maji. 33 tc trafiłam do szpitala, znowu wody się leją, a lekarze nie mogą nic robić, przeleżałam Sylwestra 2004/2005 w sali szpitalnej i wspominam tego Sylwestra jako najgorszego, nie chcieli męża do mnie wpuścić, więc ślęczeliśmy na telefonie bez przerwy. Ja płakałam, a on ze mną, tak doleżałam do 3 stycznia. Poczułam skurcze, a lekarze wiedzieli, że uparłam się na to, by rodzić normalnie, a nie przez cesarskie cięcie. Mąż przyjechał, skurcze bardzo szybko się nasilały, po dosłownie 1,5 godzinie urodziłam moją trzecią córeczkę. Nie chcieli mi jej dać, ryczałam, że oni tylko poszli i nie chcieli mi powiedzieć co się dzieje z moją córcią. Bałam się, że przeze mnie, przez to, że ja się uparłam na naturalny poród, jej coś się stanie. Po 1 godzienie przyszła położna, bo darłam się, żeby powiedzieli mi co się dzieje z moją córką na cały szpital i powiedziała mi, że moja córka jest w bardzo ciężkim stanie, pocieszała, bardzo miła kobieta, jej zawdzięczam, że przynajmniej na następną godzinę nieco się uspokoiłam. Mąż ode mnie nie odchodził, po dwóch godzinach powiedziałam mu, że wstaję i idę zobaczyć Mała i wtedy przyszedł. Przyszedł i powiedział mi. Lekarz. Że moja córka nie żyje, miałam ochotę go zabić, wyrywałam sobie włosy z głowy, nikt mnie nie mógł uspokoić, leżałam już na sali pooperacyjnej na szczęście sama. Ryczałam, ryczałam, płakałam, a mąż nie mógł ani nikt uspokoić, co z tego, że ja jestem słaba chociaż nie ma mojej córki? Obwiniałam wszystkich po koleji za to, w końcu bez mojej zgody dali mi środki iuspoka[użytkownik x]ące i usypiające. Zasnęłam, a obudziłam się dopiero po 10 godzinach, nic nie pamiętałam, dopiero jak zrozumiałam gdzie jestem, chciałam znów ryczeć, ale tym razem mojemu mężowi udało się mnie opanować. On już ten szok miał za sobą i rozmawiał ze nmą, to mi najbardziej pomogło.
Z samych porodów może mało tu historii, więcej przed i po, ale wiem że muszę o tym napisać, pamiętajcie, że mimo każdego bólu, kiedy spojrzycie na swoje dzieci, wszystko zostanie Wam wynagrodzone.

--------------------
By?am Mam, teraz ju? Mam(a)

urodzony w Walentynki - w domu od Dnia Mamy!
CUDA SI? ZDARZAJ?!
Maja (33tc) - 03.01.05
Maczek (13tc)
z_m
sob, 28 paź 2006 - 18:43
CYTAT(Agulka333)
Podsumowując wolałabym cierpieć jak przy pierwszym porodzie a żeby wszystko skończyło się szczęśliwie niż mieć taki lekki poród po którym nic mnie nie bolało a z takim zakończeniem.  
Więc pomyślcie o tym kiedy będzie Was bolało dziewczyny.  
A wszystkim dziewczynym które mają porody przed sobą życzę powodzenia.
I oddaję hołd wszystkim, którzy dobrnęli do końca - nie pytajcie ile czasu to pisałam. Pozdrawiam Aga


Agulka- będę zawsze o tym pamiętać przytul.gif Dziękuję
z_m


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 1,893
Dołączył: pią, 28 kwi 06 - 11:28
Skąd: Szczecin
Nr użytkownika: 5,683




post sob, 28 paź 2006 - 18:43
Post #52

CYTAT(Agulka333)
Podsumowując wolałabym cierpieć jak przy pierwszym porodzie a żeby wszystko skończyło się szczęśliwie niż mieć taki lekki poród po którym nic mnie nie bolało a z takim zakończeniem.  
Więc pomyślcie o tym kiedy będzie Was bolało dziewczyny.  
A wszystkim dziewczynym które mają porody przed sobą życzę powodzenia.
I oddaję hołd wszystkim, którzy dobrnęli do końca - nie pytajcie ile czasu to pisałam. Pozdrawiam Aga


Agulka- będę zawsze o tym pamiętać przytul.gif Dziękuję
kasienka25
pon, 30 paź 2006 - 14:05
Agulka333 i mam nie mam słów bo każde nie oddaje tego co czułam gdy Wasze opisy czytałam jedynie łzy w oczach i jedyne co chciałabym zrobić to Was przytul.gif
kasienka25


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 193
Dołączył: sob, 21 paź 06 - 13:38
Skąd: Kraków
Nr użytkownika: 8,091

GG:


post pon, 30 paź 2006 - 14:05
Post #53

Agulka333 i mam nie mam słów bo każde nie oddaje tego co czułam gdy Wasze opisy czytałam jedynie łzy w oczach i jedyne co chciałabym zrobić to Was przytul.gif

--------------------
user posted image

user posted image

www.pitek.smyki.pl
goszka
pon, 30 paź 2006 - 14:33
mnie takze poruszyly opisy porodów agulki i mam... icon_cry.gif icon_cry.gif icon_cry.gif
agulka i mam przytul.gif
goszka


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 971
Dołączył: pią, 17 mar 06 - 14:56
Skąd: O-le
Nr użytkownika: 5,268




post pon, 30 paź 2006 - 14:33
Post #54

mnie takze poruszyly opisy porodów agulki i mam... icon_cry.gif icon_cry.gif icon_cry.gif
agulka i mam przytul.gif

--------------------
Mama Mai.


Yulita
pon, 06 lis 2006 - 10:01
Córkę rodziłam szybko ale bardzo boleśnie z oxy, przez 3 godziny czułam jeden wielki rozrywający mnie ból, przyrzekałam sobie ze to moje pierwsze i ostatnie dziećko bo drugi raz tego nie chcę przeżywać. Rodziłam bez męża przykuta do łóżka bez mozliwości przekręcenia się icon_evil.gif Nawet widok tej słodkiej kruszynki nie ukoił tej traumy jaką przeżyłam.
Potem tłumaczyłam sobie ten silny ból oxytocyną.

Zdecydowaliśmy się jednak na drugie dziecko ale potrzebowałam aż 7 lat.
Jednego byłam pewna jeżeli naprawdę nie będzie takiej konieczności nie dam sobie podłączyć kroplówki przy drugim porodzie tylko dlatego żeby było szybciej.

Drugim razem bylo tak:
Cały wieczór i noc miałam bezbolesne skurczyki a że je miałam już od ponad tyg więc nie robiłam sobie zbytniej nadzieji. Całą noc przespałam, wstając na siusiu czułam że nadal są ale kładłam się dalej spać.
Punktem przełomowym była godz. 5, wstałam do ubikacji i na papierze toalet. zauważyłam krew i już wiedziałam że się zaczęło, miałam pospać do 7 godz i córkę do szkoły zaprowadzić ale oboje z mężem już nie mogliśmy zasnąć i wstaliśmy. Brzuch spinał mi się co 3-5 minut więc trochę już byłam zdezorientowana i postanowiliśmy tak na wszelki wypadek pojechać do szpitala.
W szpitalu byliśmy ok 7 po badaniu okazało się że rozwarcie tylko 3 cm, szyjka twardawa i główka wysoko byłam załamana.
Na korytarzu zjedliśmy śniadanie, skurczyki słabiutkie.
O 8 położyli mnie na porodówkę na obchód i zapadła decyzja oxy, aż mi się płakać chciało i powiedziałam że nie chcę, jednak po długiej rozmowie z bardzo fajną położną zgodziłam się. O 8:30 podłączyli mi oxy ale nie leżałam na łóżku taki był warunek, chodziłam z mężem po holu, on mierzył skurcze, położna podała mi 2 czopki rozkurczowe na szyjkę i potem poszło expresowo. Co chwila chodziłam sprawdzić rowarcie i tętno, po śniadaniu było już 4 cm, skurcze po podłączeniu oxy monentalnie się pojawiły co 2 min. rowarcie 6-7 cm skurcze ok 1 min już bolesne ale do wytrzymania, kolejne badanie i pełne rozwarcie tylko brzegi jak to określiła położna, lekarz (trafiłam na swojego prowadzącego) "proszę zejść z łóżka i pokucać", zeszłam z łóżka i kucnęłam i poczułam silne parcie. Kazali mi wejść spowrotem na łóżko, przebili mi pęcherz i zaczęłam rodzić, bez nacięcia trudniej było mi małego wyprzeć ale po jakiś 5 min był już na świecie o godz 10:45, mąż dzielnie przeciął pępowinę i za chwilę dali mi go żebym przystawiła do piersi a ten żarłok od razu zaczął ssać.
Poród w porównaniu z pierwszym extra, tak mogę rodzić i przekonałam się że nawet z oxy można rodzić po ludzku, nie wiem co było powodem takiego cierpienia za pierwszym razem, może zbyt duża dawka oxy....?

Życzę wszystkim przyszłym mamusiom lekkich i krótkich porodów.
Yulita


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 495
Dołączył: pon, 10 kwi 06 - 17:45
Skąd: Gdańsk
Nr użytkownika: 5,533




post pon, 06 lis 2006 - 10:01
Post #55

Córkę rodziłam szybko ale bardzo boleśnie z oxy, przez 3 godziny czułam jeden wielki rozrywający mnie ból, przyrzekałam sobie ze to moje pierwsze i ostatnie dziećko bo drugi raz tego nie chcę przeżywać. Rodziłam bez męża przykuta do łóżka bez mozliwości przekręcenia się icon_evil.gif Nawet widok tej słodkiej kruszynki nie ukoił tej traumy jaką przeżyłam.
Potem tłumaczyłam sobie ten silny ból oxytocyną.

Zdecydowaliśmy się jednak na drugie dziecko ale potrzebowałam aż 7 lat.
Jednego byłam pewna jeżeli naprawdę nie będzie takiej konieczności nie dam sobie podłączyć kroplówki przy drugim porodzie tylko dlatego żeby było szybciej.

Drugim razem bylo tak:
Cały wieczór i noc miałam bezbolesne skurczyki a że je miałam już od ponad tyg więc nie robiłam sobie zbytniej nadzieji. Całą noc przespałam, wstając na siusiu czułam że nadal są ale kładłam się dalej spać.
Punktem przełomowym była godz. 5, wstałam do ubikacji i na papierze toalet. zauważyłam krew i już wiedziałam że się zaczęło, miałam pospać do 7 godz i córkę do szkoły zaprowadzić ale oboje z mężem już nie mogliśmy zasnąć i wstaliśmy. Brzuch spinał mi się co 3-5 minut więc trochę już byłam zdezorientowana i postanowiliśmy tak na wszelki wypadek pojechać do szpitala.
W szpitalu byliśmy ok 7 po badaniu okazało się że rozwarcie tylko 3 cm, szyjka twardawa i główka wysoko byłam załamana.
Na korytarzu zjedliśmy śniadanie, skurczyki słabiutkie.
O 8 położyli mnie na porodówkę na obchód i zapadła decyzja oxy, aż mi się płakać chciało i powiedziałam że nie chcę, jednak po długiej rozmowie z bardzo fajną położną zgodziłam się. O 8:30 podłączyli mi oxy ale nie leżałam na łóżku taki był warunek, chodziłam z mężem po holu, on mierzył skurcze, położna podała mi 2 czopki rozkurczowe na szyjkę i potem poszło expresowo. Co chwila chodziłam sprawdzić rowarcie i tętno, po śniadaniu było już 4 cm, skurcze po podłączeniu oxy monentalnie się pojawiły co 2 min. rowarcie 6-7 cm skurcze ok 1 min już bolesne ale do wytrzymania, kolejne badanie i pełne rozwarcie tylko brzegi jak to określiła położna, lekarz (trafiłam na swojego prowadzącego) "proszę zejść z łóżka i pokucać", zeszłam z łóżka i kucnęłam i poczułam silne parcie. Kazali mi wejść spowrotem na łóżko, przebili mi pęcherz i zaczęłam rodzić, bez nacięcia trudniej było mi małego wyprzeć ale po jakiś 5 min był już na świecie o godz 10:45, mąż dzielnie przeciął pępowinę i za chwilę dali mi go żebym przystawiła do piersi a ten żarłok od razu zaczął ssać.
Poród w porównaniu z pierwszym extra, tak mogę rodzić i przekonałam się że nawet z oxy można rodzić po ludzku, nie wiem co było powodem takiego cierpienia za pierwszym razem, może zbyt duża dawka oxy....?

Życzę wszystkim przyszłym mamusiom lekkich i krótkich porodów.
Ania***
pon, 06 lis 2006 - 19:52
agulka333 i mam, bardzo mi przykro z powodu smierci waszych anilokow! teraz napewno sa w niebie!! Trzymajcie sie cieplo!
Ania***


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 323
Dołączył: pią, 27 paź 06 - 19:47
Skąd: Lublin
Nr użytkownika: 8,218

GG:


post pon, 06 lis 2006 - 19:52
Post #56

agulka333 i mam, bardzo mi przykro z powodu smierci waszych anilokow! teraz napewno sa w niebie!! Trzymajcie sie cieplo!

--------------------


Zyta87
wto, 07 lis 2006 - 18:36
Jak urodziłam mojego Kubusia:

W szpitalu byłam juz na dwa dni przed terminem na obserwacju, szczerze mówiac nie spodziewałam sie że juz nie długo urodze tym bardziej że nie miałam żadnych skurczy nawet tych przepowiadających, a jednak...

W dniu na który miałam wyznaczony termin czyli 4 listopada obudziłam się rano i czułam, że mi mokro, ale byłam pewna że to upławy bo mialam clotrimazolum na noc a po tym tak jest. Poszłam sie wykąpać ale dalej cały czas było mi mokro, więc poszłam do siostry żeby się zapytać co to może być.

Usiadłam na fotel a tu mi ciurkirm poleciało, więc już wiedziałam, że to wody mi odeszły, siostra mnie od razu ogoliła i musiałam pójść się spakowac na porodówke

W między czasie zadzwoniłam po mojego żeby przyjechał, bo dzisiaj już urodzę Kubusia

Już na porodówce zbadali mnie i mówia, że rozwarcie tylko na 1,5 cm a szyjka twarda i nawet skurczy nie miałam, kazali mi po korytarzu chodzic, ale to też nie pomogło icon_sad.gif

Podłączyli mi kroplówke, żeby wywołac skurcze i tak koło 11 się zaczęły, ale rozwarcie robiło się bardzo pomału. Byłam bez śniadania, bo do samego konca nie było wiadomo, czy urodze sama czy bedą musieli zrobić cesarskie cięcie na szczęście udało się naturalnie choć baaardzo boleśnie. Męczyłam I faze porodu przez 10 godzin, skurcze były tak bolesne, że ledwo wytrzymywałam, dopiero o 20 miałam pełne rozwarcie i główka zeszła na dół i zaczęła się II faza czyli parcie.

Z tym było już troszkę łatwiej, bo mniej bolało, ale i tak dłużej, niz mogłoby być bo źle parłam, ale bardzo się starałam...
No i w końcu o 20:30 urodził się Kubuś, od razu sie podniosłam zeby go zobaczyć i robiłam zdjęcia:) Połozyli mi go na brzuszku ale tylko na chwilke bo było zimno w sali i zaraz go zabrali.
Dostał 10 pkt ważył 2800 a mierzył 50 cm długości.
Mój narzeczony był cały czas ze mną, bardzo mi pomagał i jestem mu wdzięczna, naprawde był bardzo dzielny icon_smile.gif

A tak po za tym to cały poród odbył się na łóżku, bo byłam za słaba, żeby wstać , za bardzo mi sie w głowie kręciło icon_sad.gif

No ale Kubus urodził się zdrowiutki, dostał 10 pkt waga to 2800 a długość 50 cm
Pozdrawiam serdecznie
Zyta87


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 890
Dołączył: śro, 24 maj 06 - 14:55
Skąd: Żary, Żagań
Nr użytkownika: 5,991




post wto, 07 lis 2006 - 18:36
Post #57

Jak urodziłam mojego Kubusia:

W szpitalu byłam juz na dwa dni przed terminem na obserwacju, szczerze mówiac nie spodziewałam sie że juz nie długo urodze tym bardziej że nie miałam żadnych skurczy nawet tych przepowiadających, a jednak...

W dniu na który miałam wyznaczony termin czyli 4 listopada obudziłam się rano i czułam, że mi mokro, ale byłam pewna że to upławy bo mialam clotrimazolum na noc a po tym tak jest. Poszłam sie wykąpać ale dalej cały czas było mi mokro, więc poszłam do siostry żeby się zapytać co to może być.

Usiadłam na fotel a tu mi ciurkirm poleciało, więc już wiedziałam, że to wody mi odeszły, siostra mnie od razu ogoliła i musiałam pójść się spakowac na porodówke

W między czasie zadzwoniłam po mojego żeby przyjechał, bo dzisiaj już urodzę Kubusia

Już na porodówce zbadali mnie i mówia, że rozwarcie tylko na 1,5 cm a szyjka twarda i nawet skurczy nie miałam, kazali mi po korytarzu chodzic, ale to też nie pomogło icon_sad.gif

Podłączyli mi kroplówke, żeby wywołac skurcze i tak koło 11 się zaczęły, ale rozwarcie robiło się bardzo pomału. Byłam bez śniadania, bo do samego konca nie było wiadomo, czy urodze sama czy bedą musieli zrobić cesarskie cięcie na szczęście udało się naturalnie choć baaardzo boleśnie. Męczyłam I faze porodu przez 10 godzin, skurcze były tak bolesne, że ledwo wytrzymywałam, dopiero o 20 miałam pełne rozwarcie i główka zeszła na dół i zaczęła się II faza czyli parcie.

Z tym było już troszkę łatwiej, bo mniej bolało, ale i tak dłużej, niz mogłoby być bo źle parłam, ale bardzo się starałam...
No i w końcu o 20:30 urodził się Kubuś, od razu sie podniosłam zeby go zobaczyć i robiłam zdjęcia:) Połozyli mi go na brzuszku ale tylko na chwilke bo było zimno w sali i zaraz go zabrali.
Dostał 10 pkt ważył 2800 a mierzył 50 cm długości.
Mój narzeczony był cały czas ze mną, bardzo mi pomagał i jestem mu wdzięczna, naprawde był bardzo dzielny icon_smile.gif

A tak po za tym to cały poród odbył się na łóżku, bo byłam za słaba, żeby wstać , za bardzo mi sie w głowie kręciło icon_sad.gif

No ale Kubus urodził się zdrowiutki, dostał 10 pkt waga to 2800 a długość 50 cm
Pozdrawiam serdecznie
Mi
wto, 07 lis 2006 - 18:39
Zyta - ciesze się, że jesteście już w domku icon_lol.gif
Mi


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 4,406
Dołączył: wto, 25 paź 05 - 09:11
Skąd: Wielkopolska
Nr użytkownika: 3,913




post wto, 07 lis 2006 - 18:39
Post #58

Zyta - ciesze się, że jesteście już w domku icon_lol.gif
Choco.
wto, 07 lis 2006 - 18:49
Zyta- dzielna dziewczyna z Ciebie:) Gratuluję:)
Choco.


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 7,882
Dołączył: pon, 10 paź 05 - 18:00
Nr użytkownika: 3,791




post wto, 07 lis 2006 - 18:49
Post #59

Zyta- dzielna dziewczyna z Ciebie:) Gratuluję:)

--------------------
Michał 08.11.2006 i Maciej 03.01.2011
Agulka 333
wto, 07 lis 2006 - 20:27
Zyta również gratuluję icon_biggrin.gif
A tak nawiasem mówiąc to z Waszych opisów porodów zauważyłam , że te położne zawsze mówią, że źle przemy jak rodzimy dłużej niż 3 min he he. icon_twisted.gif
Agulka 333


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 2,232
Dołączył: pią, 28 mar 03 - 23:38
Nr użytkownika: 202




post wto, 07 lis 2006 - 20:27
Post #60

Zyta również gratuluję icon_biggrin.gif
A tak nawiasem mówiąc to z Waszych opisów porodów zauważyłam , że te położne zawsze mówią, że źle przemy jak rodzimy dłużej niż 3 min he he. icon_twisted.gif

--------------------
Paweł 2001 r i siostrzyczki



Mama Piotrusia i Dominisi (MPDz) -urodzonych przedwcześnie 12.09.06 w 26 tygodniu ciąży
Piotruś dołączył do grona aniołków 13.09.2006

PODARUJ DOMINISI 1% PODATKU
> Jak nasze dzieciaczki przychodziły na świat......
Start new topic
Reply to this topic
11 Stron V  poprzednia 1 2 3 4 5 następna ostatnia 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:



Wersja Lo-Fi Aktualny czas: śro, 24 kwi 2024 - 18:29
lista postw tego wtku
© 2002 - 2018  ITS MEDIA, kontakt: redakcja@maluchy.pl   |  Reklama