CYTAT(~just~ @ Fri, 29 Oct 2010 - 14:33)
Dzieci nie mogą przecież żyć na samej organicznej marchewce i czarnym chlebie.
A dlaczego niby
nie moga? I bez przesady ze platki komercyjne odgrywaja na tyle kluczowa role w zywieniu ze po ich wywaleniu repertuar nam sie ograniczy do marchewki i czarnego chleba
Kwestia wyobrazni i dobrej woli po prostu.
Moje pokolenie ( ur na przelomie lat 60-70tych) cuda techniki typu platki ww czy nutelle poznalo dopiero we wczesnej doroslosci jakos. I zylo ( nawet pomimo epizodu z kryzysem) i mialo sie swietnie. Moje zeby np znacznie lepiej niz po spotkaniu z rzeczona nutella kiedy to dosc szybko nastapilo drastyczne pogorszenie i pozniejsze ciaze przy zdrowej diecie takich szkod nie narobily ( zadnych w samej rzeczy)
A propos nutelli... myslalam ze juz mnie nic nie zaskoczy po wystapieniu najmlodszej corki ( owczesnie niespelna 10latki) ktora razu pewnego towarzyszyla mlodszemy bratu na lekcji skrzypiec.
Pani tlumaczy juniorowi ze ten utwor jest jak kanapka: chleb, wklad i chleb. I pyta jaki jest Twoj ulubiony wklad? No to on ze salata, ser, pomidor... No to pani ze podoba jej sie taka wersja bo innego dnia przychodzi jego rowiesnik i on tylko nutella i nutella..`
Wychodzimy a za progiem dziecie starsze z nienacka zapytuje: Mamo, a co to jest nutella?
No nic. Uzupelnilam te braki w edukacji
a ze zaraz po jechalismy na zakupy to unaocznilam teorie na polce sklepowej, podobnie jak w przypadku prawie_najmlodszego ktory potrzebujac do doswiadczenia z fizyki ` `pudelka po margarynie`, tez wymagal wyjasnienia w tym temacie.
Pomimo powyzszych niedostatkow
dziatki osobiste zyja i maja sie doskonale bo 1-2 katary w roku to chyba nie rekordowe liczny
Mysle ze to co dziecko je i czy sie obedzie bez badziewia czy tez nie, to bardziej problem rodzica niz tegoz dziecka. To nam sie wydaje ze bez tego czegos biedne dziateczki pozbawimy a czesto to nam wlasnie ( psychicznie lub fizycznie) jest to cudowne cini mini czy inne `zdobycze techniki`
najbardziej potrzebne, podczas gdy zdrowszych alternatyw mnostwo cale.
Wiem bo sama sie na tym zlapalam, w pore na szczescie, zanim dzieci sie uzaleznily
A i w przypadku tych uzaleznionych wiem ( bo widze na wlasne oka dwa) ze nie jest to beznadziejna sytuacja.
W towarzystwie moich wszystkozernych_zdrowo ( acz nie wiem czy to istotne akurat) junko_zerni mali goscie zajadaja sie swiezymi i suszonymi owocami, platkami na surowo ktorych podobno nigdy w zyciu nie tkneli (ale czy mieli okazje?), salata, suszonym jogurtem i rowniez suszonym puree owocowym, suszonymii owocami, ba! nawet salata z dressingiem ktorej w domu podobno nikt nie je.
Nasze kartkowo-kryzysowe pokolenie niewatpliwie ma skrzywienie z racji czasow w jakich sie wychowalismy. Co innego miec wybor i swiadomie( rozumiejac powody) z niego rezygnowac a co innego nie miec go wcale.
Jeszcze bardziej to dotyczy dziadkow ( czyli pokolenia rodzicow kryzysowych dzieci) ktorzy musieli nam tej `dobroci` nawet w zdrowszej formie czesto odmawiac.
Moja mama ktora nigdy nas nie zasypywala slodyczami, juz w okresie pokryzysowym w stosunku do nas czyjako babcia nie ma w tym wzgledzie hamulcow i kazda nowosc rynkowa, zwlaszcza ta z reklam, zawsze trafi do jej koszyka i musi nam i wnukom podsunac.
Ot, klasyczny syndrom pustego brzucha ktory u naszego znajomego z Thaiti wystepuje w bardzo zaostrzonej formie i nie dotyczy tylko slodyczy ale wszelkich nowinek rynkowych. Sam tego nie je ale dzieci
musza koniecznie sprobowac kazdego nowego napoju, kazdego przetworzonego gotowca obiadowego, wszystkich nowych lodow itepe. W efekcie jest ojcem czworki prawie lub juz doroslych `niejadkow` z pokazna nadwaga