CYTAT(Agnieszka AZJ @ Tue, 17 Jan 2012 - 15:11)
Ja dotychczas jeździłam bez kasku - najczęściej w ogóle z gołą głową. Nie tylko na nartach nie znoszę mieć nic na głowie. Musiało już porządnie wiać i sypac, żebym założyła czapkę.
Mój Mąż, który świetnie jeździ, też kasku nie używał - ale w zeszłym roku wywrócił się solidnie i rąbnął potylicą w lód, aż zobaczył gwiazdy. To go zmotywowało to kupna kasku, co zapewne uczyni przed tegorocznym wyjazdem i mnie też namawia.
Dla mnie problemem dodatkowym są włosy. bo normalnie noszę upęte w kok, a pod kask się nie da i będę musiała mieś jakis kucyk czy warkocz, czego też nie lubię
Przed wyjazdem do Krynicy kupiliśmy sobie oboje kaski w Decathlonie. Przymierzyłam wszystkie modele, które tam mieli, i najlepiej czułam się w kasku marki Decathlona (Weedze chyba to się nazywa), mimo że nie podobał mi się specjalnie.
Na stoku starałam się nie myśleć jak wyglądam
ale muszę przyznać, że było mi wygodnie i zaskakująco ciepło w głowę. Nie miałam kominiarki pod spód i chyba się nie zdecyduję, może kupię sobie Buffa na szyję.
Generalnie kaski dzielą się na takie, w których "skorupa" zachodzi na uszy i takie, w których uszy są schowane pod takimi klapkami - nie wiem, jak to określić. W każdym razie - ja źle się czułam w tych bardziej zabudowanych. Miałam poczucie, że się duszę.