Nawet nie wiecie jaki miód na me serce wylałyście.
Szkoła sportowa (w moim przypadku gimnazjum) to moja zmora spędzająca mi sen z oczu od jakiegoś pół roku. Otóż moja starsza latorośl od 6 lat trenuje piłkę nożną. Treningi z roku na rok są coraz bardziej intensywne, absorbujące i coraz częstsze. Do tego dochodzą wyjazdy na turnieje, mała liga (co tydzień właściwie) i cała ta otoczka jak oprawa meczy (czyli wyprowadzanie zawodików extraklasy, podawanie piłek itp.). Czasu na naukę zostaje mało lub tyle co nic. Norbert uczy się świetnie, ma bardzo wysoką średnią, która jeśli ją utrzyma do przyszłego roku zagwarantuje mu miejsce w wybranym, dobrym gimnazjum. No i tu mamy problem. Klub postawił ultimatum - albo dziecko idzie do szkoły sportowej gdzie są dwie klasy piłkarskie, albo do widzenia. W pierwszej chwili kategorycznie powiedziałam, że do tej szkoły nie pójdzie. Opinie otoczenia: "zmarnujesz dziecko - kariery żadnej nie zrobi, a uwsteczni się", "oni się nawet wypowiadać nie umieją" itp. Fakt, żadna z osób, która to wygłaszała nie miała dzieci w klasach sportowych ani żadnego wczesniejszego doświadczenia z nimi.
Ja jedynie takie, że za moich czasów w klasach sportowych byli najprzystojniejsi chłopcy
. Z drugiej strony mój syn prawie, że klęka bo on sobie nie wyobraża sytuacji gdy nie mógłby grać. On tym żyje ( na razie przynajmniej).
Od jakiegoś czasu gorązckowo szukam opinii rodziców, które dzieci w sportowych szkołach miały lub mają.Wasze argumenty bardzo mnie ucieszyły. Jeszcze nie wiem jaką podejmiemy decyzję ale mięknę coraz bardziej. Widać nie taki diabeł straszny.