CYTAT(Nocna [użytkownik x] @ Sun, 26 Jan 2014 - 09:19)
Po pierwsze... Bogusiu, ach Bogusiu... Czemus nas opuscila...? No musze to napisac, bo Bogusia jest moim zywieniowym guru i mase sie od niej nauczylam...
Po drugie. Tak. Dieta zdrowa, nie tylko bezglutenowa, jest drozsza i wymaga nieco wiedzy, swiadomosci i checi przede wszystkim. Jesli to kogos pociesza, mnie iprocz unikania glutenu obowiazuje rowniez indeks glikemiczny, od ponad 3 lat stosuje bowiem diete Montignaca. To dodatkowo utrudnia sprawe, ale jestem juz na tyle wprawiona, ze nie jest to dla mnie problem. Acz wypada kukurydza, kasza jaglana, ryz bialy wiec... Jest ciekawiej
Do rzeczy. Pieczywo jem czysto zytnie. Mam zaprzyjazniona piekarenke, gdzie kupuje chleb. Nalesniki jesli jadam, to z kaszy gryczanej. Tak samo placki. Maki orzechowe lubie, ale stosuje rzadko z uwagi na cene. Jadam kasze peczak, gryczana, brazowy ry, platki owsiane - rzadko. Z wegli to wlasciwie wszystko. Blonnik nadrabiam babka plesznik - jestem szczera fanka tego ziarenka.
Od lat nie jem gotowych wedlin (tam to Mendelejew klania sie z cala tablica), jadam sery w sporych ilosciach, unikam jak ognia produktow z dodatkami. Cxytam wszystkie metki. Weso mi to w krew na tyle, ze nie stanowi problemu. To nieprawda, ze to jest nie do zrobienia i straszliwie duzo kosztuje - nie kosztuje. Owszem, koszty wzrastaja, ale w mysl zasady, ze nie mozna oczekiwac jakosci idac po najmniejszych kosztach. Niestety. A jedzenie akurat ma duzy wplyw na zdrowie... Ja szukam rozwiazan. I nie jest to latwe, ale widzac efekty mobilizuje sie i nie narzekam, ttlko robie
No to widzę , [użytkownik x], że bardzo po drodze mi z Tobą
Acz zupełnie przypadkowo
I chwała Ci za to, że sprecyzowałaś to, co miałaś na myśli, w kolejnym poście.
CYTAT(Nocna [użytkownik x] @ Mon, 27 Jan 2014 - 10:37)
milutka, ja myślę tak. Mleko ma laktozę, jest dla nas trudna do strawienia - nabiale żegnaj. Mięso... wiadomo... warunki hodowli zwierząt ubojnych, to co mamy w mięsie, konserwacja, hormony - syf. Mięso - żegnaj. Pszenica - wiadomo - żegnaj... Kukurydza z natury jest dla mnie zakazana, podobnie jak biały ryż, wszelkie makarony, soja, spora część kasz, itd. I jesteśmy w tak zwanym tyłku, bo pozostają nam korzonki z własnego ogródka
Przesadzam oczywiście. Celowo.
Mam na myśli to, żeby nie dać się zwariować.
O, to to! Wiesz, ja skomponowałam swoją dietę ( i listę produktów ), metodą prób i błędów, wieloletnich problemów z wagą i wreszcie ich wpływem na każdy mój dzień.
Osiągnęłam "consensus" jakieś 6 lat temu...
Co ciekawe, Ty uzasadniasz swoje wybory dietą i Montigniakiem, ja tymczasem nie uzasadniam swojej diety niczym innym, aniżeli "tak ma być i już"... Nie jadam białego ryżu.. uciekam niczym diabeł, na sam widok święconej wody.
Nie jadam białego pieczywa - nie, i już
Nie na co dzień.. zdarza mi się od święta. Podczas moich tak sporadycznych ostatnio wypadów do Polski, nie odmówię sobie pączka ( a i tak wychodzi raz, dwa razy do roku ).
Nie tykam wściekle białych bułek drożdżowych, bo mnie...odrzuca. Co tu dużo mówić.
Tak samo, jak przed kajzerkami i tego typu "wynalazkami"...Zwracają mi się niemalże w przełyku.
Ziemniaki do obiadu przeważnie zastępuję czarnym chlebem. I tutaj mam na myśli typowy, duński, ciężki czarny chleb na zakwasie...komponuje się znakomicie niemal ze wszystkimi sosami
Tak, kaszę gryczaną też zdarza mi się jeść ( rzaadko ), ale już pęczaku, czy innych kasz, nie ruszam.
Tak samo, jak płatków owsianych. To są produkty, które nie istnieją w mojej diecie.
Nie cierpię mleka, więc, co jasne, w mojej diecie jest również nieobecne.
Orzechy - tak, jak najbardziej. Prażone ziarna dyni, słonecznika.. znakomite w sałatkach, zwłaszcza z gotowanym brokułem, mojej ulubionej
Kukurydzy, ani z puszki, ani w kolbie, nie dotykam i omijam z daleka. Tak samo, jak nie wetknÄ™ sobie do ust popcornu.
Napoje gazowane..? Kto to wymyślił..?! Pijam herbatę pod każdą postacią, wodę, od czasu do czasu sok. Rzadko.
Owoce..? Również bardzo rzadko, przez kilka lat nie jadałam ich
wcale. A i to, jakie to owoce, robi ogeomną różnicę. Kwaśne jabłko - tak, maliny - tak...ale już gruszki, czy banana, nawet nie powącham.
Mięsa..? Tak. Wędliny ? Nie. Do czarnego chleba używam przeważnie różnych rodzajów sera. Czasem ryby, w postaci dorsza, czy wędzonego łososia. Albo z jajkiem i przyprawami..mniam,mniam...
Jadam tłuszcze. Tak, jadam i - nie mam z tym problemu. Używam masła, a do obiadu mięso często smażone jest takoż na maśle, a sos wykonany na śmietanie kremówce. Uwielbiam ten sos.
Na tej diecie nie przybyło mi ani grama. Tyję jednak natychmiast, po żarciu białych węglowodanów.
I tej diety będę się trzymać.
..............................................
Neguję tym samym istnienie "brzucha pszenicznego"...W moich oczach, pan opisał objawy, które dotyczą części kobiet o tzw. fakonie "jabłka", z tendencją do gromadzenia się aktywnego biologicznie tłuszczu w obrębie brzucha.
Sama do tej grupy należę.
Wyżej opisana tendencja, jest "nieszczęsnym kołem Macieja" - często dotyczy bowiem kobiet z zaburzeniami hormonalnymi i PCO, co z kolei predestynuje je do syndromu metabolicznego i cukrzycy w przyszłości.
I odwrotnie, u osób, które tłuszczu z talii się pozbyły, nagle reguluje się cykl, przywraca się jajeczkowanie, a gospodarka hormonalna "śmiga" bez zarzutu. ( to oczywiście znaczne uproszczenie, ale zasada jest prosta ).
Nie wierzę też, że w drugim dziesięcioleciu XX! wieku, w obliczu zaawansowanej medycyny antynowotworowej, leków hamujących hiv i postępy AIDS, jakiś lekarz "nagle" dokonał tak sensacyjnego odkrycia, jakim jest "brzuch pszenny".
Dla mnie to , ekhem, oszustwo, pisanie pod publikÄ™ ( sprzeda siÄ™! ) i marketing przez wielkie "M" ( w Polsce ).