Znów wraca problem przedszkola, chcem zrobić podejście number 2.., aż się boję. Tym razem chcę zapisać synka na miesiąc.
Prosze szczególnie mamy trudnych dzieci o opisanie jak to było w Waszym przypadku, jak radziłyście sobie ze wszystkimi reakcjami typu:płacz, histerie..itp,
Czy wychodziłyście niepostrzeżenie?
Czy mówiłyście, że wychodzicie, bez kłamstw?
Jak tłumaczyłyście, ja dzieci to zniosły, jak długo trwał ten proces zaklimatyzowania się dziecka do nowej sytuacji?
Czy siedziałyście w przedszkolu razem z dzieckiem kilka dni, dopóki nie przyzwyczaiło się?Albo może dłużej?
Jak najlepiej zrobić?
Proszę doradzcie mi chciałabym przejść przez to możliwie jak najspokojniej i nie popełnić na początku jakiegoś błędu.
Pzdr
myślałam, że chodzi o MOJE pierwsze dni w przedszkolu a tych to za cholerę nie pamiętam
u mnie było bezproblemowo - Maks chodził bardzo długo na zajęcia adaptacyjne (od lutego do czerwca dwa razy w tygodniu), po czterech dniach wyjechał na wakacje i wtedy było trochę smutku przy odwożeniu, potem jednak odwozić zaczął stary, który nie mógł zostawać i nie mógł poddawać się histerii, bo jechał do pracy
miał okres lekkiej histerii, ale dopiero na początku czyterolatków, kiedy w ogóle zrobił się dość wycofany w kontaktach z dziećmi - przeszło samo, chociaż trochę krwi mi napsuło
w przedszkolu nie zostawałam, jeden jedyny raz byłam przez godzinę, jak Maks jako pięciolatek zaczął chodzić do nowego przedszkola - przez ostatni tydzień czerwca chodził już do nowego i liczyłam się z tym, że wejście w grupę będzie większym problemem, niż adaptacja dwa lata wcześniej
z Olkiem natomiast nie spodziewam się absolutnie żadnych problemów adaptacyjnych, nawet dyrekcja przedszkola, która go zna, stwierdziła, że on to już jest zsocjalizowany kompletnie i żadne zajęcia nie są mu potrzebne więc każdy problem tego rodzaju będzie dla mnie zaskoczeniem
ogólnie wychodzę z założenia, że każda nowa sytuacja tego typu powinna być stresem dla dziecka, a nie dla rodzica, i że często rodzice przez sam poziom zaangażowania w bezstresowe przejście wytwarzają większe napięcie niż gdyby w ogóle sprawę olali
mam w ogóle politykę uczciwego uprzedzania o wyjściu, żegnania się i świadomego rozstawania, stosowałam od niemowlaka i jak dotąd sprawdza się doskonale
Ja myślę, że to zależy od dziecka. Każdy miał inny sposób bo dzieci są różne: bardziej lub mniej towarzyskie, mają inną wrażliwosć itp. Moja Dominika bardzo chciała isć do przedszkola, sama mnie namawiała. Podobało jej sie całe....3 dni . Potem było płakanie, lamentowanie, histeria, wymyślanie bóli swiata i tak przez m-c. Drugi m-c było bardziej ściemnianie niż faktyczny płacz, wymuszanie płaczu, zwracanie na siebie uwagi w różnoraki sposób. Wbrew pozorom to był gorszy m-c niz ten pierwszy . Nie mogłam sobie pozwolić na siedzenie w przedszkolu wraz z dzieckiem ale to podobno nie jest dobre. Maluch sie przyzwyczaja i trudniej mu odseparować sie od matki. Dodatkowo inne maluchy zazdroszczą i wymagaja tego od swoich
rodziców. Nie zaglądałam w trakcie bo to dla dziecka jest jeszcze wiekszy ból, dziecko wudząc matkę ma jasny komunikat- wracam do domu! Lepiej go zostawić najpierw na krótko i stopniowo wydłuzać czas. ja tak robiłam. Nie wychodziłam niepostrzeżenie bo ona sie tego boi. Myśli, że jest porzucona i ma mi za złe, że uciekłam. Zrobiłam tak raz i nigdy wiecej sie to nie powtórzyło. Tłumaczyłam, wyjaśniałam spokojnie, ciągle to samo powtarzałam żeby zakodowała i okazywałam dużo czułosci ale stanowczo wychodziłam życząc miłej zabawy (zostało mi to do dziś ). Nie rozstawałam się zbyt długo. Krótki uscisk, miłe słowo, zapewnienie miłosci, buziak i "papa". Widuję matki, któe przytulają się z dzieckiem jak wchodze do rpzedszkola, słuchają lamentów dzieciaka, jak wychodzę to jeszcze nie odklejają od siebie dziecka. Długie rozstania są trudniejsze a dziecku daje sie fałszywy sygnał, że może mamę namówi skoro tak długo tu z nim stoi, moze się zlituje i tylko jeszcze trochę ją pobłaga .
Tak to u mnie było. Tak to odbieram dziś...wtenczas wydawało mi się to bardziej skomplikowane i bardziej dramatyczne .
ja tam SWOJE pierwsze dni w przedszkolu pamiętam- może nie dokładnie, ale na pewno dominujące uczucie zagubienia
jeśli chodzi o adaptację mojej trójki to tylko jedna była problemowa; Antek, podobnie jak Olaf, znał przedszkole świetnie już wczesniej i często bywał zapraszany do grupy, a nawet zdarzało się, że tam zostawał beze mnie zanim zaczął swoją osobistą karierę przedszkolną, regularnie bawił się też na przedszkolnym placu zabaw; Ania przeszła adaptację wyjątkowo dzielnie, ale to jest w ogóle dzielna dziewczynka no i miała pełne wsparcie wszystkich trzech pań, z Alkiem były kłopoty, mimo, że przedszkole znał wcześniej ale o tym już Ci chyba pisałam
w naszym przedszkolu jest tydzień adaptacyjny (ostatni tydzień sierpnia) i wtedy dziecko jest w przedszkolu na początku z rodzicem, potem się je zostawia najpierw na krótko, potem na coraz dłużej, nie wychodziłam niepostrzeżenie, nie bawiłam się też w zbyt długie tłumaczenie, z histeriami przy wejściu sobie nie radziłam (mam odruch, żeby wrzucić do sali, szybko zamknąć drzwi i niech sobie radzą dalej sami), nie zostawałam pod drzwiami (swoją droga rodzice się strasznie nakręcają stojąc pod drzwiami) i nie myślałam za duzo o tym co się dzieje w przedszkolu
znajdź fajną panią, która będzie pasować Twojemu synkowi- to jest podstawa dobrej adaptacji w przedszkolu
Mój Bartek bardzo kiepsko przeżył pierwszy dzień w przedszkolu (mimo braku histerii przy pożegnaniu, potem cały dzień siedział w oknie, popłakiwał i nic nie jadł ). Myślałam- przejdzie.
Nie wdawałam sie w długie pożegnania, tylko tłumaczyłam kto i w jakim punkcie dnia go odbierze.
Przyznaję, stałam pod drzwiami i słyszałam jak płacze, pochlipuje, ale odczekałam te kilka godzin pierwszego dnia (na szczęście można było odebrać dziecko przed leżakowaniem w pierwszym tygodniu).
To był pierwszy dzień. Kolejne również płaczliwe, dziecię wygłodzone
Potem powoli zaczął jeść, zaczął włączać się w zabaw. Co rano płakał rozpaczliwie, ale po jakimś czasie był to już tylko pokaz dla mnie, bo po wejściu do sali, gdy ja zniknęłam z horyzontu, płacz ustawał niemal momentalnie.
Takie pokazy płaczu uskuteczniał do lutego czy marca! Długo! Ale z przedszkola był zadowolony, wstawał rano i jechał bez oporów, tylko te "szopki" w szatni
Już jakiś czas nie płacze, ale próbuje i tak przedłużyć chwile w szatni. Nawet ociąga się z dawaniem buziaka, bo niby ma coś do powiedzenia. Mówi: "mamo, mamo, mamo.... yyyyy....., eeeee......." i zwykle nic nie przychodzi mu do głowy Dlatego Grzałko odruch "wrzucenia do sali i zamknięcia drzwi" jest skuteczniejszy w takich sytuacjach Jak zaczęłam ignorować te "mamo, mamo..." mówiąc, powiesz mi po przedszkolu, teraz spieszę się bardzo do pracy", coraz częściej wchodzi co sali bez tych swoich kombinacji, chociaż dzisiaj na przykład wyleciał za mną z sali, wołając, że siku mu się chce!
Mój Bartek to typowy kombinator, manipulator, bardzo uparty i cierpliwy. Z paniami w przedszkolu też próbuje swoich sztuczek.
To był długi rok, i mam tylko nadzieję, że od września, po przerwie nie zacznie się na nowo
Ja myślę, że wiele tu zalezy od podejścia rodzica. Zwykle natrudniej puścić do przedszkola pierwsze dziecko
Jeżeli rodzic rozpacza, łamie się, analizuje, chwieje to jak ma się zachowac w tej sytuacji dziecko? Jeżeli przy pożegnaniu mamie łamie się głos i łzy stoja w oczach to jak może to odebrac maluch? Ano będzie myślał, że teraz oto dzieje się coś strasznego bo mama to bardzo przeżywa ( dzieci świetnie wyczuwają nasze rozterki), no i zaczyna to przeżywać razem z nią. Nasze przedszkolanki twierdzą, że ponad połowa rodziców tak się zachowuje i dzięki temu dzieci płaczą za nimi dwa razy dłużej
Najlepiej zachowac spokój i SAMEMU być pewnym słuszności swojej decyzji, spokojnie i delikatnie tłumaczyć dziecku, że taka a nie inna jest decyzja rodzica i do przedszkola ono chodzić będzie. Po prostru rodzic postanowił i jeżeli będzie przekonany, że dziecku krzywda się nie dzieje i to dziecko to zrozumie.
Michał pierwszego dnia nie płakał, chyba nie do końca czuł ten czas, który spędzi tam beze mnie, pożegnalismy się, pa pa, będę po obiadku. Natomiast następne dni to był koszmar, histeria, płacz, trzymał się mnie kurczowo. Ja nie przedłużałam, mówiłam, że idę do pracy, wrócę po obiadku, pani przejmowała (odrywała) ryczące dziecko, na stanie pod drzwiami nie miałam ochoty, nie chciałam się nakręcać. Nie wiem czy dobrze robiłam, Michał miał problemy z rozstaniem w zasadzie całe przedszkole, choć potem bez histerii, ale nie było dnia, że szedł rano chętnie. Ja teraz myślę, że on jeszcze nie był gotowy, u niego trzeba było jeszcze rok poczekać, ale ja chciałam wrócić do pracy, babci na stałe nie mamy. Jak będzie z Mikołajem, zobaczymy. Póki co od września jeszcze nie idzie, choć rocznikowo mógłby.
Ja jakoś nie pomyslałam i 1 wrzesnia musze być już w pracy. No i Wojtka będzie musiała zaprowadzić babcia - z która jest niezbyt związany.
Może lepiej coś pokombinować i załatwić sobie jeszcze tydzień wolnego, żebym to ja mogła go do tego przedszkola na poczatku zaprowadzać. Albo zostawic to tak jak jest.
Im bliżej września tym więcaj mam obaw i wątpliwości co do tego przedszkola i szukam dziury w całym. W końcu taki 3 latek to jeszcze małe dziecko.
Wydaje mi sie, że trzylatka źle posyłać do przedszkola 1 września. Po pierwsze: wszystkie maluchy drą sie w niebogłosy, histeryzują, sikają ze strachu i cudują. Maluch widząc, ze wszyscy tak robią myśli, że tak trzeba/można. Panie bardziej nerwowe bo jak gromada płaczków nieustannie "wyje" to nawet najcierpliwszy by sie zdołował. Natomiast gdy np. w styczniu już wszystkie maluchy są przyzwyczajone do pań, mają nowych kolegów, to 1 płaczący maluszek nie robi na nikim takiego wrażenia. Po drugie: we wrześniu gdy jest natłok nowych histeryków , 2 Panie nie są w stanie przytulić, uspokoić każdego maluszka z osobna bo to po prostu niemożliwe. Z kolei później taka pani ma czas uspokioć 1 płaczka bo inne dzieci już sie same sobą zajmuja.
Byliśmy dziś, ale niestety, a może właściwie poczułam niekłamaną ulgę, bo nie ma miejsc na czerwiec, a potem przedszkole przez okres wakacyjny jest zamknięte. Nie ma tygodnia adaptacyjnego w naszym przedszkolu jak piszesz grzalko, a szkoda, bo uważam, że to byłby niezły pomysł. Pamiętam Twoje problemy z Alkiem. Mikołaj nadal nie jest zdiagnozowany, nadal czekamy na telefon z poradni, jest ponad 200 dzieci do badania.
Przeraża mnie to przedszkole, nie podobają mi się panie, no może jedna, wydzierają się na te dzieci, czy to norma przedszkolna, czy one mają problem? Powiedzcie, bo ja nie byłam w innym przedszkolu, ale ja osobiście nie nazwałabym tego podejściem pedagogicznym..a może tak muszą, bo inaczej sie nie da?
Coś czuje, że ja nie wytrzymam tego i zabiorę go z tamtąd bardzo szybko..dobrze, że do września jeszcze daleko.
Jej nawet nie wiecie jak ja Wam zazdroszczę, że macie to już za sobą, ja tak się boję tego wszystkiego, ja na samą myśl mam "świeczki" w oczach.
Pozdrawiam
Zaprowadziłam rozanielone dziecię, obiecując , że przed leżakowaniem je odbiorę
wyszłam i się poryczałam
Bo jakto tak, ja w domu, a dziecko obcym ludziom oddajÄ™...
Dziecię wróciło równie rozanielone i obwieściło, że chce zostać na leżakowaniu i całej reszcie atrakcji..
ps. wszystko astrahując od faktu, że durna matka nie zauwazyła od razu, że wysłała dziecko do fatalnego przedszkola..
Zabrałam ją stamtąd po kilku miesiacach
Od nowego roku szkolnego poszła do innego przedszkola, jeszcze bardziej rozanielona niż rok wcześniej
Nie mogłam jej stamtąd wyciągnąc. Dzień w dzień siedziałam i czekałam, aż raczy skończyć zabawę/ nauke/ rzytulanie / wiszenie na opiekunkach
Byłam przygotowana na wycie i się nie zawiodłam Ale Gaba to taki typ wyjący. Zaprowadziłam, dałam buziaka i poszłam do pracy. Wycie mnie nie ruszało, bo go nie słyszałam po wyjściu z przedszkola i strasznie się cieszyłam, że to nie ja muszę uspokajać.
Piotrek od pierwszego wejścia do przedszkola je pokochał, nigdy nie było problemów, od pierwszego dnia zostawał od 8 do 15-16 Chodzi chętnie, czasem mi sie obrywa, że za wcześnie przyjechałam - nawet, jeśli odbieram go jako ostatniego
Przed pierwszym dniem w przedszkolu dużo rozmawialiśmy. Opowiadałam co dzieci robią w przedszkolu, jak świetnie się bawią itp. Jasno też określiłam, że do przedszkola przychodzi się przed śniadaniem i wychodzi z niego po podwieczorku, bo małe dzieci nie wiedzą jeszcze ile to jest 8 godzin i łatwiej im tak pokazać czas. Powiedziałam, że mama idzie od pracy, ale na pewno wróci po podwieczorku, wtedy gdy inne mamy będą odbierać inne dzieci.
Uważam, że "znikanie" mamy nie jest dobre, dziecko musi wiedzieć dlaczego mama poszła i że wróci. Jeśli maluch płacze można go przytulić, obiecać, że się po niego wróci itp. Widziałam rodziców, którzy "miękli" ii widząc, że dziecko płacze zabierali je z powrotem do domu -wtedy proces adaptacji był zaburzony i trwał 3 razy dłużej, a dziecko upewniało się, że płaczem może sporo sobie załatwić.
Dlatego jeśli już się zdecydujesz weź głęboki oddech i... bądź dzielna i konsekwentna. Może nie będzie na początku łatwo, ale na pewno się uda.
U mnie poszło nadzwyczaj łatwo (duuużo łatwiej niż teraz codzienne odprowadzanie wygląda ).
Pati miała 2,5 roku, ale była komunikatywną i rozgarniętą dziewczynką. I musiała juz iść bo zaczynała być diabełkiem a na wrzesień szykowała sie siostrzyczka.
Dobry miesiąc wcześniej zaczęłam jej czytać "Kamyczek w przedszkolu" (z pomnięciem na początku tej strony gdzie K się boi, że rodzice nie przyjdą po niego). Po lekturze opowiadałam Pati jak świetnie jest w przedszkolu. Było to o tyle łatwiejsze, że od roku chodziłam z nią na zajęcia rytmiczne więc przedszkole jako instytucję znała (to było inne przedszkole) i kojarzyła z kupą zabawek i zabawą i dziećmi.
W przedszkolu (chodzi do prywatnego) umówiłam sie z p. dyrektor, że Pati będzie przychodzić z opiekunką najpierw na godzinę dziennie. Po dwóch dniach opiekunka mogła już wyjść a Pati była już 2 godz. Po następnych 2 dniach 3h i jeden posiłek. I ta "kwarantanna" trwała 2 tygodnie. Od wrzesnia bez żadnego płaczu żaba szła do przedszkola na 6h dziennie.
Dużym plusem (czysty przypadek) był fakt, ze pani wychowawczyni w książce miała na imie Małgosia i pani w przedszkolu też Małgosia (nota bene najfajniejsza ze wszystkich pań). Więc Pati była spokojna, że się zgadza z tym co w Kamyczku .
Reasumując - największy stres miałam ja i jeszcze długo czekałam na jakąś histerię bo nie wierzyłam, że będzie tak łatwo.
Teraz się doczekałam ...
Nina poszła z marszu pierwszego wrzesnia na 7 godzin
wczesniej była w przedszkolu raz przez 15 minut rozejrzec się
nie siedzialam z niÄ… w sali
nie przedłużałam nigdy rozstania, buziak, wchodziła do sali, zamykałam drzwi i wychodziłam z przedszkola
pierwszy tydzień był bezproblemowy - sama sie rwała do dzieci
drugi tydzien troszkę płaczu, ale nie odpuszczaliśmy, nie przedłużaliśmy rozstan i przeszło.
Przedszkole uwielbia
Myślę że grunt to miec poczucie że dziecku w przedszkolu krzywda się nie dzieje, przedszkole to dla dziecka fajna sprawa i powinno chodzić. Nie dac dziecku poznac że miekniemy, wahamy się, chcemy zostawić w domu. Musi wiedzieć że przedszkole jest koniecznością. Nince tłumaczyliśmy że tak samo jak my chodzimy do pracy, tak samo ona idzie do swojej malej pracy (tzn. przedszkola).
Ogólnie początek przedszkola był właściwie bezstresowy, wszystko przebiegło bez większych problemów.
Hej. Poczytałam wasze posty i dalej jestem pełna obaw. Mój synek ma iść teraz od wrzesnia do przedszkola i będzie napewno "trudny" początek. Wiem, że wiele dzieci tak reaguje i wiem, że trzeba to przetrwać. Zastaniawiam się tylko czy w te pierwsze dni to ja mam synka odprowadzać (wziąść urlop) czy zostawić to babci. Kubuś jest przyzwyczajony, że rodzice wychodzą do pracy i że zostaje z babcią, więc nie wiem czy z tym moim odprowadzaniem nie byłoby jeszcze gorzej.........Jak byliśmy w przdszkolu kilka razy po południu to bawił się w najlepsze....a jak poszedł raz od rana to "nie bawił się za dobrze". a najgorsze bedzie jedzenie......
Powered by Invision Power Board (http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)