No to teraz moze sie wypowie ta ktora tak bardzo byla przeciw cesarce, a wlasnie w taki sposob wydala na swiat swoje dziecko (innego wyjscia nie bylo). Pamietam, ze po 20h prob urodzenia drogami natury, lekarze zdecydowali sie na cc i ja resztkami sil wypytywalam lekarza o ta cala historie z wnetrznosciami itd. No coz nie zaprzeczyl, ale powiedzial, ze wcale, az tak tragicznie nie jest w innym przypadku przeprowadzanie cesarek byloby zabronione po prostu.
Ja odkad przeszlam ten zabieg, bardzo go sobie cenie. Moze dlatego ze po tylu godzinach meczarni wspominam go jako ratunek. Mialam znieczulenie dokregowe, wiec conieco pamietam z jego przebiegu. Hmm...ok, przyznam sie bez bicia, cos tam czulam. Szczypanie gdy nacinali, nieprzyjemne rozciaganie skory kleszczami i wyrywanie Malej z mojego lona - bo to bylo naprawde wyrywanie. Mimo to cala ta akcja byla duzo bardziej przyjemniejsza i zdecydowanie krotsza (zaledwie 15 min) w porownaniu do tego co przeszlam wczesniej. Juz tego samego dnia, chodzilam, oczywiscie z pewnymi trudnosciami, ale mimo wszystko nie dalam sie bolowi i strachowi. A teraz, dokladnie tydzien po, wrecz zapomnialam, ze mialam cesarke. Tylko przy kichaniu sobie czasem o tym przypominam. Poza tym szwu praktycznie nie widac. Jedynie cieniusienka kreseczka jak by mnie kot zadrapal.
Tak wiec od dzisiaj nie potepiam cc. Choc nie ukrywam, ze byloby fajnie nastepnym razem urodzic Malenstwo juz naturalnie