CYTAT(kasiaaaaa @ Fri, 09 Oct 2009 - 14:25)
"Wydaje się, że im większe zmiany zachodzą współcześnie w sposobie wychowania dzieci, tym większe jest przekonanie, że są one właściwe. Współcześni rodzice próbują osiągnąć z dzieckiem jak najlepsze porozumienie w przeciwieństwie do naszych babek i dziadków, którzy zdawali sobie sprawę z tego, że dziecko przede wszystkim potrzebuje, aby ktoś nim pokierował. Rodzic nie będzie w stanie właściwie kierować dzieckiem, jeśli jego energia będzie przede wszystkim skupiona na budowaniu "wspaniałego" porozumienia.
Współczesne mamy skaczą wokół własnych dzieci, starając się je uszczesliwiać. W przeszłości to dziecka uwaga była skupiona na mamie, która pragnęła przede wszystkim nauczyć go jak największej samodzielności. Współczesne mamy usiłują robić dla dziecka wszystko, co jest w ich mocy. W przeszłości mamy świadomie robiły jak najmniej, aby dziecko mogło się nauczyć, jak zadbać o siebie i rodzinę (wykonując różne prace domowe). Współczesne mamy są niczym służące dla swoich dzieci podczas ich wydłużającego się okresu dorastania. W przeszłości mamy miały autorytet i nakładały na dzieci obowiązki. Współczesne mamy są oddane swoim dzieciom po wieczne czasy, wierząc, że najlepsza mama to ta, która najlepiej służy.
A ojcowie? Idealny współczesny tata stara się być najlepszym kumplem swojego dziecka. Ojeciec w przeszłości miał autorytet i był nauczycielem. Dobrze się bawił z dziećmi, ale nie byli kolegami.
W przeszłości rodzicie zawierali związek małżeński. Intuicyjnie wyczuwali, że ich wzajemna relacja powinna być silniejsza, niż relacja z którymkolwiek z dziećmi. We współczesnej typowej rodzinie związek związek między rodzicem i dzieckiem jest mocniejszy niż między mężem i żoną, co tłumaczy rozpad wielu małżeństw po odejściu dzieci z domu.
Niestety wielu współczesnych rodziców zafascynowało się nowymi teoriami wychowania. Pięćdziesiąt lat temu, kiedy dominowały tradycyjne sposoby wychowania, dzieci same odrabiały prace domową. Obecnie mamy siadają do zadań domowych razem z dziećmi, wyreczając ich w większości z nich. Pięćdziesiąt lat temu dziecko rzadko odzywało się do rodziców w niegrzeczny sposób. Dzisiaj zdarza się to bardzo często. Pięćdziesiąć lat temu dzieci pozwalały sobie na wybryki, kiedy rodzice nie widzieli. Dziś dzieci zachowują się niewłaściciwe również na oczach rodziców."
Ja bym chętnie podyskutowała z autorem na temat źródeł tych uogólnień. I skąd zaczerpnął tą złotą wizję przeszłości. O ile mi wiadomo, 50 lat temu, w większości rodzin panował patriarchat, żona miała niespecjalnie dużo do powiedzenia, dzieci jeszcze mniej. Uwaga niespecjalnie była skupiona na dzieciach, bo należało je widzieć a nie słyszeć. Ojciec w przeszłości był bardzo często dla dziecka kimś obcym, odległym. W przeszłości rodzice zawierali związek małżeński, intuicyjnie wyczuwali, że żona ma sprzątać i gotować, obowiązek małżeński to rzecz święta.
Etc etc.
Zgadzam się całkowicie z tezą że kumplowanie się z dzieckiem, zwłaszcza rozumiane jako traktowanie dziecka jako równorzędnego partnera w związku owo dziecko krzywdzi. Że dzieci potrzebują jasnych granic i autorytetów, ale nie opartych na jakiejś wydumanej dyscyplinie, można się z dzieckiem przyjaźnić i być dla niego autorytetem. Szacunek dla rodzica powinien wynikać z tego jakim ów rodzic jest człowiekiem i nie powinien być ważniejszy od szacunku dla dziecka, jego potrzeb, możliwości.
Współczesne czasy, dokonania psychologii, edukacja + intuicja dają nam ogromną szansę na wychowanie ludzi którzy będą szczęśliwsi, mniej obciążeni, pewniejsi siebie. Trzeba umieć z tego mądrze korzystać.