Cóż, życie normalnych ludzi obfituje w rozmaite takie...
Ja, żona naukowca
dla odmiany mam Bardzo Ważne projekty, Wyjazdy W Sprawie Bardzo Ważnych Projektów i Dodatkowe Fuchy Za Pieniądze Nie Do Pogardzenia tudzież Ważne Zebrania (te ostatnie codziennie od tygodnia).
Efekt - wszystkie wieczory całe moje.
A i sporo weekendów też.
Bardzo długo byłam o to zła. Najpierw na męża bo wydawało mi się, że się z rodziną za mało integruje
, potem na los, potem na to, że jajogłowym chce zostać ten mój mąż i w biznesy nie idzie bez DFZPNDP... i takie różne...
Teraz odpuściłam. No, nie - powoli uczę się dawać sobie siana, wyluzować, odpuścić...
W końcu w żadnej pracy przy żadnym rozwiązaniu nigdy nie ma pełni szczęścia... I tyle. Trywialne, co?
Pzdr,
Z