Witajcie. jestem tu kompletnie nowa i moja obecna sytuacja zupełnie nie pasuje do tego tematu ale czytająć Wasze wypowiedzi jakoś nie mogłam się oprzeć, żeby napisać. otóż wszystkim tym, które walczycie o malucha moge powiedzieć, że clo jest całkiem niezlym sposobem, czego dowodem jest mój trzymiesiączny synuś. w najbliższy czwartek będzie rok jak zobaczyłam na USG małą bijącą kropeczke. z tej kropeczki wyrósł największy cud w moim życiu. nim jednak tego doświadczyłam rok walczyliśmy z mężem o szansę bycia rodzicami. u mnie bardzo szybko okazało się, że nie ma co liczyć na naturę. wogóle nie miałam swoich cyklów. na szczęście trafiłam na ludzi, którzy szybko zdecydowali, że trzeba naturze pomóc a nie liczyć, że może się uda. najpierw kilka miesiący prób przywrócenia cyklu na luteinie, ktore nic nie dało. w międzyczasie badania tarczycy, cukru itp. wyniki wyszły na granicy. generalnie nie było nic co jednoznacznie mogło powodować moje problemy ale też nie można było tego wykluczyć. badania męża na szczęście super, przynajmniej to nam odpadło. po 4 miesicach badania Hsg. jajowody drożne i komentarz lekarki, która badanie przeprowadzała, że mamy się z mężem postarać bo po tym badaniu jest łatwiej. może i jest ale nie nam. na początku zeszłego reku decyzja o wprowadzeniu clo i co ? pierwsze dwa cykle bez żadnego efektu, żadnych jajeczek nawet najmniejszych. czarna rozpacz i tylko jedno poważne i zdecydowane zdanie mojej lekarki. "Pani Natalio próbujemy jeszcze raz a potem zrobym sobie urlop" . trzeci cykl przełomowy pojawia się jajeczko. ale na tym koniec i tak przez trzy kolejne. potem pojawiają się torbiele i znowu rozpacz. znowu zdanie mojej lekarki: "ostatni raz Pani Natalio" o był październik. 13 listopada beta na poziomie 64. od tego momentu jestem najszczęśliwsza na świecie.
p.s co do horoskopów. mojej mamie w październiku rok temu napisali, że jej rodzina się powiększy
może choć jednej z was doda to troche wiary i nadzieii, której nie raz brakuje