Wiem, że temat poważny, ale chciałam go trochę ugryźć z przymrużeniem oka i lekkim sarkazmem.
Wywołać dyskusje. Stąd "bezcenna mina" i "Seksmisja". Dzięki Zilka
A może, ktoś przez taką sytuacje przeszedł?
Z ojcem Marysi nigdy nie byliśmy w konflikcie, nasze spotkania (a było ich parę, przez te prawie 13 lat) były bardzo miłe, spotkania w sądzie też bez większego stresu. Nigdy nie mówiłam "musisz", zawsze padały słowa "a może jednak byś spróbował".
Oczywistym jest, że zawsze najważniejsze jest dobro dziecka. Najprościej i najłatwiej zostawić tak jak jest obecnie. Ale z drugiej strony nasuwa sie pytanie, czy, aby nie spróbować? Ja wychowywałam się bez ojca (zginął w wypadku), moja córka rośnie na kolejną silną kobitę, umie nazywać emocje jakie przeżywa. Dziecko ma głęboką potrzebę zobaczyć fizycznie swojego ojca, a on szybciej ucieknie niż okaże agresje.
Jestem pewna, że najtrudniej dla niego po tylu latach zrobić pierwszy krok, im dalej tym trudniej. Zarówno dla mnie jak dla Mary brak obecności jej ojca w naszym życiu nie budzi złych emocji, pretensji i traumy brak. Można stworzyć coś nowego bez przeszłości, tu i teraz - może ta "metoda" okazałaby się skuteczna?