Ja przez wiele lat miałam telefon "pancerny". Taki Ericsson odporny na prawie wszystko. Dostałam go, bo mój wtedy jeszcze nie-mąż uważał, że jestem niezdarna. Może z raz go upuściłam. Niestety ukradli mi go, więc uparcie zażyczyłam sobie takiego samego. Służył mi przez kolejne 7 lat. Wymieniłam z konieczności, bo wtyczka do ładowania odmówiła współpracy (i klawisze były wytarte, ale i tak wiedziałam co gdzie jest
, no i zaczął czasem gubić zasięg). Ale model i tak był mocno zabytkowy.
W międzyczasie co prawda dostałam inny telefon, a"la smartfon, ale się nigdy na niego nie "przesiadłam", w dodatku wkurzało mnie, że baterię ma słabą i trzeba go ładować codziennie.
Od ubiegłego roku mam Samsunga (nr modelu nie pamiętam musiałabym szukać pudełka), oczywiście zwykły telefon, nie smartfon, bo takiego nie chciałam, który ma mnóstwo zalet. Też jest odporny na wodę, kurz i upadki (przydało się, bo jak raz gnałam przez przejście dla pieszych, żeby mi się zielone światło nie skończyło, to mi wyleciał z kieszeni i zaliczył upadek na asfalt - bez strat własnych. I ma niebywale cenną właściwość - ładuję go raz na dwa tygodnie. Rekord to 17 dni wytrzymałości baterii.
Bardzo lubię mój telefon, przywiązałam się do niego już tak, jak do tego poprzedniego.
Ps. a w kwestii zabezpieczeń. Dziecko ma gumową nakładkę (chyba właśnie otterbox), ale zasadniczo nie upuszcza telefonu, zdarzyło się pewnie raz z niewielkiej wysokości, a mąż miewa taką jakby okładkę - całość obudowana i otwierana sztywna stroniczka - skuteczne, bo przestał niszczyć wyświetlacze.