CYTAT(McJAGNA @ Thu, 30 Jul 2009 - 21:33)
Dziś robimy galaretkę - tylko po prawdzie nie jestem pewna metodologii i po co mi ta galaretka właściwie- może ten angielski sos ? Wyjdzie pewnie 20 słoików.
do lodów, budyniu i herbaty a także do posmarowania nią kawałka świeżo upieczonej babki piaskowej
jabłka kroję na cząstki i z tego mus, no obieram ze skórek, tarcia jakoś sobie nie wyobrażam,chyba,że wrzuciłabym do robota,żeby to starł
a wracając do tematu głównego - mój mąż to bliźniak męża alatanty - jak sprząta, to do "krwi ostatniej" ale ten bezmyślnie produkowany bałagan...Nie lubię bałaganu, jestem chora.Ale przestałam się fanatycznie zapędzać jak urodził się Dominik.Jakieś przebłyski mi zostały, ale nie mam już takiej fazy,że wszystko muszę mieć ogarnięte na błysk zanim wyjdę z małym na spacer.
Przyłapałam samą siebie na tym,że siedzę smutna przy dziecku bo nie odkurzone/nie pozmywane/kurze nie starte etc.Puknęłam się w głowę.Sama wpędzałam się w kanał.
Brudu nie mam, wymiętoleni nie chodzimy itd.Zapewne nie mam aż tak czysto jak moja mama ale jak przypomnę sobie moje dzieciństwo to od razu wiem czego nie chcę dla Dominika.Fanatyczne weekendowe sprzątanie było znienawidzone szczerze przeze mnie.Jak wracałam ze szkoły ( podstawowa) i widziałam w piątek okna bez firanek to wszystko zwijało mi się w środku.Bo to znaczyło,że już czeka na mnie przydzielona działka zaraz jak tylko przekroczę próg.A ta działka to nie było jakieś tam ogarnięcie swojego biurka czy zmycie podłogi.To było regularne latanie za matką i asystowanie w każdej czynności - w wycieraniu kurzu z segmentu zdejmując każdą książkę i bibelocik/paniu i wieszaniu firan. Zdejmowanie ozdób ze ścian w kuchni, mycie każdej z nich,suszenie i odwieszanie na miejsce.Czyszczenie żyrandoli. Wyciąganie szkła z barku, mycie, polerowanie i odstawianie.Mycie i pastowanie podłóg.Mycie okien....Do soboty było zajęcia.Ja rozumiem takie generalki raz na jakiś czas.Ale nie co weekend czy nawet miesiąc.Moja matka zajeżdżała się koszmarnie takim sprzątaniem.Nie było już czasu i sił na nic więcej.Na koniec była gazeta czy książka, kubek kawy i papieros.I tekst "Jestem zmęczona".Tylko po co? Ano niby po to,że jak nas KTOŚ odwiedzi to nie będzie wstydu.Tłumy gości nas nie nawiedzały.Za to wolałabym,żeby mama poświęciła mi więcej czasu.Pogadała,pośmiała się.A ona się nie uśmiechała.
Cierpię więc czasem po cichu jak widzę brudne okna ale myję jak mam czas i jest odpowiednia pogoda.Prasuję jak już zbierze się większa kupka.Jak mam się zmachać to raz a porządnie.Wieczorem ogarniam dom po całym dniu.Tak żebym rano od razu po śniadaniu mogła brać małego na dwór bez stresu walających się garów i zapiaszczonej podłogi.Cały czas pracuję nam mężem,że systematyczne odkładanie rzeczy na miejsce i sprzątanie po sobie na bierząco oszczędzi nam obojgu roboty i frustracji w wolnym czasie.Nauczyłam go wycierania baterii prysznicowej i samego prysznica po każdym użycu.Dzięki temu nie straszy kamieniem i zaciekami.Mydło w kostce do mycia rąk zastąpiliśmy mydłem w płynie - umywalka dłużej czysta i nie prosi się aż tak żałośnie o czyszczenie. Obiady robię większe i mrożę kolejne porcje.Niestety jak nie zaplanuję posiłków na cały tydzien to wali się misterny plan spędzania z małym czasu na dworze do oporu bo latam za składnikami w ostatnim momencie.Bez sensu całkowicie.On jest ważniejszy.
I tak jak pisała Ika - większe zakupy raz na jakiś czas.Włącznie z detergentami, zapasem papieru toaletowego, ręczników jednorazowych,warzyw.Inaczej czas cieknie przez palce na bzdurne zakupy co chwilę. Marzę o większej zamrażarce i spiżarni.Zamrażam kostki drożdży,masła,warzywa,jakieś drobne wypieki.Co tylko się nada.Bo czasem mam po prostu gorszy dzień i gdybym miała jeszcze targać się z wózkiem i stać w kolejce po jakiś super istotny drobiazg so obiadu to nic tylko "palnąć se w łeb".Praca w domu jest niewdzięczna sama w sobie więc szukam udogodnień jak mogę by jednak nie zejść poniżej wyznaczonego ( i tak minimalistycznego) poziomu.
edit: lit
Ten post edytował carrie czw, 30 lip 2009 - 22:16