Już o tym pisałam, ale napiszę raz jeszcze. Jest wiele bibliotek, które mają ZEROWY budżet na książki, albo dostają np. 100-200 złotych na rok. Ile byście kupiły książek za zero zł? I czy chciałybyście przynosić do pracy papier, koperty, znaczki itd.? Co robią biblioteki? Ano głównie żebrzą: proszą Radę Rodziców, organizują kiermasze, piszą setki maili do wydawnictw o przekazanie uszkodzonych egzemplarzy (tu niestety trudno: bo wydawnictwa się na to godzą bardzo niechętnie), wybłagują u uczniów przekazanie przeczytanych egzemplarzy itd. Dodatkowo bibliotekarze często przynoszą z domu papier, klej, bibułę, kredki, bo z czegoś trzeba gazetkę/wystawkę zrobić, a szkoła nie ma materiałów.
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ogłosiło Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa na lata 2014â2020. Program obejmuje 15 długofalowych działań i w żadnym z nich nie wzięto pod uwagę bibliotek szkolnych. Czyli dla bibliotek szkolnych znowu przeznaczono zero złotych.
Po co w takim razie są Panie bibliotekarki (Panowie bibliotekarze) w szkole?
- promują czytelnictwo (tak, tak, desperacko i na przekór wszystkim trudnościom próbuja to robić),
- prowadzą centra multimedialne,
- przygotowują stronę www szkoły,
- tworzą z uczniami gazetki szkolen,
- prowadzą lekcje biblioteczne, na których uczą m.in. jak szukać informacji (bibliotekarze szkolni to też nauczyciele - mają taką specjalizację),
- i wiele innych.
Niestety nagminne jest też wysyłanie bibliotekarzy na bezpłatne zastępstwa za nieobecnych nauczycieli, niektórzy spędzają na takich zastępstwach kilkanaście godzin w tygodniu.
- Co do lektur, to skoro wiadomo, że jest mało egzemplarzy, można ustawić kolejkę: np. każdy trzyma książkę tydzień. W tym czasie dziecko czyta, robi notatki, rysuje, nagrywa swoje spostrzeżenia.
- W większości bibliotek miejskich istnieją katalogi elektroniczne i można za ich pomocą zarezerwować książkę.
Książkę można skserować: prawo pozwala na zrobienie kopii w ramach tzw. użytku osobistego (który oczywście nie obejmuje wrzucenie tego na "chomika").
- Można popytać znajomych. Moja szefowa ostatnio rozesłała list do wszystkich pracowników w poszukiwaniu lektury dla syna. W ciągu pół godziny miała książkę, audiobooka, e-booka i tom w oryginale
- Warto się zorientować, czy tekstu nie ma już w sieci. Polecam tutaj szczególnie
Bibliotekę Cyfrową Wolne Lektury, która zawiera 2700 publikacji z tzw. domeny publicznej. Niestety brak tutaj literatury współczesnej, bo na to nie pozwala prawo autorskie.
- Można też zgłaszać zapotrzebowanie w bibliotekach miejskich, które nie zawsze są na bieżąco z tym, co się aktualnie omawia w szkole. Nic nie szkodzi spytać, czy bibioteka mogłaby dokupić choć kilka egzemplarzy danego tytułu, bo to jest lektura. Biblioteka woli kupić książkę, którą na pewno ktos wypożyczy, niż taką 'niepewną'.
Rozumiem Waszą frustrację, ale psioczenie na biblioteki nic nie da, bo tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Moja dzielnicowa filia dostaje z "Centrali" 15 egzemplarzy nowości miesięcznie. Postanowiłam napisać wniosek o dofinansowanie nowości w ramach Budżetu Obywatelskiego i wygrałam
. Dzieki temu dostaniemy w przyszłym roku 10 tys. na nowe książki.
Pozdrawiam
Aneta