Drukowana wersja tematu

Kliknij tu, aby zobaczyć temat w orginalnym formacie

Forum dla rodzicw: maluchy.pl « cia, pord, zdrowie dzieci _ ciąża i poród _ Organizacja porodu w domu

Napisany przez: Silije pią, 06 lip 2007 - 17:45

Tydzień minął, nie będę udawać żem zalatana lub słabowita a przedstawię krok po kroku jak załatwiliśmy wszystkie sprawy okołoporodowe.
W sumie decyzję, że jeśli ciąża będzie przebiegała prawidłowo, rodzimy w domu, podjęliśmy w 6 miesiącu ciąży, w marcu. Wtedy zaczęłam szukać położnej w internecie.
Krok 1. Położna przyjmująca porody domowe. Fundacja Rodzić po ludzku dysponuje namiarami na kilka położnych, które robią to najbardziej oficjalnie. O Warszawie niech piszą Cleo i Pirania. Moja, Alina Wasilewska jest z Piły. Śląsk ma Katarzynę Oleś, Szczecin ma Dorotę Fryc, coś wiem o położnej z Lublina i z Łodzi. Generalnie w internecie można znaleźć wszystko, a jak nie można to znaczy, że to nie istnieje icon_biggrin.gif Parę razy spotkać się z taką wybraną położną wypada, jest o czym rozmawiać i obejrzy też wasze mieszkanie. Taka położna zakłada Wam potem książeczkę zdrowia dziecka, dostarcza kartę szczepień oraz wypełnia druki do urzędów tzn. zgłoszenie urodzenia dziecka.

Krok 2. Ginekolog uświadomiony w sprawie, bo taka ciąża wymaga szczególnie starannego prowadzenia, wykluczenia m.in. wady serca i innych wad, które mogłyby zagrozić życiu dziecka urodzonego w domu, sprawdzenia właściwego ułożenia dziecka. O kontroli ciśnienia, anemii, nie wspominam, bo to oczywiste rzeczy. Mój lekarz na początku zarzekał się że nie jest zwolennikiem, a potem tym bardziej cieszył razem z nami. Poczciwy człowiek wink.gif

Krok 3. Pediatra do zbadania dziecka w pierwszej do drugiej doby po urodzeniu. Najpierw spytałam pediatrę moich dzieci z przychodni - oj, jak kulą w płot, była przerażona na samą myśl. Potem lekarkę, którą zwykle wołam do dzieci w weekendy prywatnie z ogłoszenia gazetowego "wizyty domowe". Okazało się, że jest nawet neonatologiem i nie ma nic przeciwko badaniu, choć też nie omieszkała dodać, że osobiście nie jest zwolenniczką rodzenia w domu.

Krok 4. Szczepienia. Sanepid pozwala na pierwsze szczepienie tak naprawdę do 10 doby. Mieliśmy to szczęście, że ta właśnie pani neonatolog załatwiła nam szczepienia w 4 dobie na swoim dyżurze na oddziale noworodkowym w szpitalu na Lutyckiej i trwało to wszystko kilkanaście minutek - w Poznaniu tam szczepi się chyba wszystkie domowe dzieci icon_smile.gif. Można tam też załatwić badanie słuchu, ale ja zrezygnowałam (jako logopeda).

Krok 5. Testy przesiewowe (fenyloketonuria). Bibułki są do pobrania w specjalistycznych laboratoriach, położne środowiskowe zwykle mają informacje na ten temat, bo jeszcze parę lat temu one pobierały w domu. w Poznaniu to laboratorium przy ul. nowowiejskiego, dają od ręki. I wtedy albo położna z którą rodziliście, albo wasza położna rodzinna musi pobrać między 2 a 6 dobą krew z piętki i musicie zawieźć z powrotem do laboratorium.

Krok 6. Zgromadzenie potrzebnych rzeczy do porodu w domu. Pewnie każda położna zaleca troszkę co innego, ale tak z grubsza:
- folię malarską, my do tego mieliśmy jeszcze taką folię chirurgiczną z fliselinowym pokryciem
- przydaje się sterta świeżych gazet, podobno farba drukarska działa odkażająco
- zegarek z sekundnikiem, telefon
- aparat fotograficzny oczywiście 02.gif
- warto mieć sprzęty typu piłka, worek sako, ale nie są nieodzowne
- chłonne podkłady Seni
- podpaski Happy Bella (jako pieluszki funkcjonują w aptece icon_smile.gif ) przynajmniej dwie paczki
- miska na łożysko
- dwie- trzy koszule do przebrania
- ciepły szlafrok, koce i ręczniki dla kobiety
- woda mineralna i do pryskania wink.gif
- skarpetki, najlepiej więcej par, bo ja swe stopy w kałuży raczyłam umieścić
- sporo wypranych, wyprasowanych pieluch tetrowych i coś na czym można je ugrzać
- ręczniczek dla dzidziusia i gotowy komplet ubranka
- termofor, kaloryferek, wentylatorek do ustawiania pożądanej temperatury
- pakiecik sterylnej gazy
- woda utleniona a do pępka spirytus
- mocne zawiązywane worki na śmieci

Krok 7. Trzeba spakować awaryjną torbę do szpitala i zatankować samochód, najlepiej przećwiczyć trasę do najbliższego szpitala, żeby już potem nie tracić cennych minut, gdyby coś nie grało. I wymyślić co w czasie porodu zrobic ze starszymi dziećmi.

Napisany przez: kasiunia pią, 06 lip 2007 - 21:02

napisz proszę ile trzeba kasy na położną - coś mi się obiło że 1500zł, tak?

Napisany przez: *Dagmara* pią, 06 lip 2007 - 21:29

Czytam, marzę i planuję. Mam pytanie, po którym moja piękna wizja porodu w domu pewnie legnie w gruzach...czy po pierwszym porodzie zakończonym cc (Michał miał kończyny owinięte pępowiną) jest rozsądne aby decydować sie na poród w domu?
Dziękuję, że założyłaś ten wątek- mam nadzieję, że najdzie się wiele mam, które zechcą w ten sposób wydać na świat swoje dzieci.
Pozdrawiam

Napisany przez: Paula. pią, 06 lip 2007 - 22:30

Dawno gdy zaczęłam myśleć o dziecku zaczęłam także myśleć o porodzie w domu.
Niestety pierwsza ciąża od początku była problematyczna i zakończyła się cc, ale gdzieś tam mam jednak nadzieję, że może...
Może chociaż izba narodzin, ech może kiedyś.

Silije dużo zdrowia dla całej rodzinki.


Napisany przez: użytkownik usunięty pią, 06 lip 2007 - 23:10

Silije, dziękuję.

Jeszcze tylko jedno pytanie - co położna miała "na wszelki wypadek" w walizkach?

Napisany przez: Silije sob, 07 lip 2007 - 11:49

Po cesarce z porodem w domu pewnie będzie spory problem... no ale trzeba pytać u źródła.

Paka, chyba nie umiem zbyt dokładnie odpowiedzieć na Twoje pytanie. Zakładałam po pierwsze, że wszystko będzie dobrze, po drugie, że położna będzie wiedziała, co robić wink.gif W użyciu był oczywiście przenośny aparat KTG, tylko przykładany do badania tętna dziecka, no bo siłę skurczy to już było widać "na oko" icon_biggrin.gif Do odśluzowania w razie czego była zwykła Frida, ten aspirator do noska, ale synek się sam odśluzował.
A w tajemniczych walizkach pewnie coś do wentylowania noworodka, moja mama, która jest pielęgniarką rodzinną i sama nosi walizy icon_wink.gif mówi coś o stałym zestawie przeciwstrząsowym i wiem jeszcze, że jedna z dziewczyn rodzących w domu, jak zasłabła po utracie krwi, to dostała kroplówkę. No to chyba niezbyt się popisałam wiedzą, ale mogę wypytać położną przy jakiejś okazji.

My płaciliśmy 1500 zł, w innych miastach może być oczywiście inaczej.

Aha i jeszcze można zajrzeć na stronkę www.dobrzeurodzeni.pl ale ona się dopiero stopniowo rozbudowuje.

Napisany przez: *Dagmara* sob, 07 lip 2007 - 20:05

CYTAT(Silije @ sob, 07 lip 2007 - 13:49) *
Po cesarce z porodem w domu pewnie będzie spory problem... no ale trzeba pytać u źródła.

Obawiam się tego. Z tego powodu tak bardzo nie chciałam mieć cc. Wiem, że później jest dużo mniejsza swoboda przy drugim porodzie (nie można raczej rodzić w wodzie czy w Domu Narodzin). Wiem, że dzięki cięciu Michał jest cały i zdrów, i pomimo że to niby najważniejsze to tak bardzo mi żal, że było cc a za drugim razem nie wiadomo jak będzie. Wizja szpitala (mimo, że nie mogę narzekać na opiekę) nie bardzo mi się uśmiecha. Prawdopodobnie poród w domu pozostanie niespełnionym marzeniem, ale kto wie...
Dziękuje za odpowiedź.

Napisany przez: użytkownik usunięty sob, 07 lip 2007 - 23:41

Silije, jeszcze raz dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi. Mam nadzieję jeszcze kiedyś skorzystać z Twoich wskazówek, chociaż już nie przy dziecku numer 3.

Napisany przez: kalarepa78 pon, 16 lip 2007 - 18:00

Mam nadzieję, ze kiedyś będzie mi dane skorzystać z tych rad!

Napisany przez: magdalenka wto, 17 lip 2007 - 17:08

Dobrze, ale mam pytanie: po porodzie Dava byłam usypiana, w celu wyjęcia łożyska. Z tego co pamiętam, to w szpitalu bardzo sie z tym spieszyli, ponoć czas wtedy jest bardzo ważny. I choć ciąża przebiegała prawidłowo trochę niepokoi mnie myśl, co działoby się w domu?...

pozdr, m.

Napisany przez: Silije pią, 20 lip 2007 - 22:44

Nie znam szczegółów twojego porodu Magdalenko ale w domu dużo rzadziej zdarzają się problemy z trzecim okresem porodu niż w szpitalu, między innymi z tego względu, że kobiecie nie naciska się na brzuch ani przy wypieraniu dziecka ani by przyśpieszyć wydalanie łożyska, nie ciągnie się za pępowinę, nie podaje się w czasie porodu oksytocyny itp. Wiem że zdarzyło się jeden raz położnej odesłać matkę z domu do szpitala po porodzie na łyżeczkowanie macicy, ale pośpiech wcale nie był potrzebny, nie było krwotoku i dojechała i wróciła zupełnie bezpiecznie.

Napisany przez: petisu pią, 20 lip 2007 - 22:59

Silije-poród w domu......jesteś moą idolką!!!!!!!!!!

Napisany przez: Silije wto, 25 wrz 2007 - 20:03

Wybaczcie, że własny wątek odświeżam, ale chciałam dodać do niego małą czytelnię, czy też linkownię, dla zainteresowanych

Ekstra wywiad z holenderską położną
https://www.edziecko.pl/ciaza_i_porod/1,79332,3850250.html

Spory artykuł z "Wysokich obcasów"
https://kobieta.gazeta.pl/rodzicpoludzku/1,70807,3259217.html?as=1&ias=4&startsz=x

Strona pewnego lekarza położnika w całości warta przeczytania
https://www.lekarz.com.pl/dom_czy_szpital/satysfakcja.htm

Dwa artykuły ze strony fundacji Rodzić po ludzku
https://www.rodzicpoludzku.pl/przegladprasy/artykul.php?przeglad_prasy_id=46
https://www.rodzicpoludzku.pl/dla_poloznych/artykul.php?polozna_konferencje_artykuly_id=13&polozna_konferencja_id=3

Relacje i artykuł ze stronki dobrze urodzonych
https://www.dobrzeurodzeni.pl/index2.php?id=relacje_kobiet.htm
https://www.dobrzeurodzeni.pl/index2.php?id=artykuly.porod_w_warunkach_domowych.htm

I jeszcze to
https://www.twoje9miesiecy.com/index.php?id=134

Napisany przez: Saskia wto, 25 wrz 2007 - 22:04

dzięki za linki

Napisany przez: Silije czw, 18 paź 2007 - 22:38

O to mi się podoba, po angielsku jest, po polsku taki apel tez by sie przydał.
https://pl.youtube.com/watch?v=cqaXVGgbB7k

Kilka filmików
https://pl.youtube.com/watch?v=Z3BXFzWw8_8&NR=1
https://pl.youtube.com/watch?v=gTixAu9pcTw
https://pl.youtube.com/watch?v=N0HTiOvOPZw
https://pl.youtube.com/watch?v=fJgcRmA3ilM
https://pl.youtube.com/watch?v=HdOUYvYExVg

Napisany przez: Silije czw, 07 maj 2009 - 22:58

Odświeżam wątek na życzenie kilku nowych ciężarówek maluchowych 06.gif

Napisany przez: krolewienka czw, 07 maj 2009 - 23:02

dzięki Silije icon_smile.gif tak właśnie myślałam, że to Alina. mnie też przygotowywała icon_smile.gif

Napisany przez: krolewienka czw, 07 maj 2009 - 23:07

... ale nie do porodu domowego - na to, chodź namawiała, się nie odważyłam. chyba głównie dlatego, że tak naprawdę co ja wiedziałam przy pierwszym. P. Alina przygotowywała mnie do porodu szpitalnego icon_smile.gif

Napisany przez: Ola Fisia pią, 08 maj 2009 - 11:35

CYTAT(Paka @ Fri, 06 Jul 2007 - 23:10) *
Silije, dziękuję.

Jeszcze tylko jedno pytanie - co położna miała "na wszelki wypadek" w walizkach?


Paka - moja koleżanka całkiem niedawno rodziła w domu, namawiam ją na zamieszczenie relacji z porodu na forum icon_wink.gif

Napisany przez: MaMaria pią, 08 maj 2009 - 21:38

Zgodnie z namową Oli Fisi zamieszczam moją relację z porodu domowego. Po pierwsze wszystkim zainteresowanym polecam publikacje doktor Preeti Agrawal oraz samą panią doktor, która jako jedyna we Wrocławiu wspiera porody domowe. Ja nie chodziłam do niej ale wiem, że służy pomocą i fachową radą. Nasza położna to pani Grażyna Bliger, która odbiera domowe porody od lat i cieszę się, że jej zaufałam.
Co do rad Silje to chciałabym dodać, że oprócz przebiegu ciąży i stanu zdrowia, ważne jest dobre przygotowanie fizyczne i psychiczne. Trzeba wiedzieć czego się spodziewać i czuć się pewnie w domu - z położną i z samą sobą:)
Jeśli chodzi o moje przygotowania to całą ciążę ćwiczyłam i bardzo dużo spacerowałam w ostatnich miesiącach - minimum godzina dziennie do ostatniego dnia. Do tego ćwiczenia mięśni Kegla i masaże krocza. Efekt - poród trwał 4,5 godziny i uważam, że było wspaniale właśnie dzięki temu, że byłam w domu.
Położna dała mi całkowity luz czyli mogłam być w takiej pozycji jak chciałam, chodzić po domu, pod prysznic, na łóżko, obok łóżka;) Piłam sobie wzmacniający rosół i słuchałam ulubionej muzyki. Pani Grażyna pilnowała tętna dziecka, mojego ciśnienia i tego czy oddycham; chwaliła mnie i wspierała. Druga faza była krótka i skuteczna, mały wyskoczył za jednym parciem. Uważam, że poszło tak gładko bo mogłam rodzić w pionowej pozycji - coś między kucaniem a siedzeniem na krawędzi łóżka.
Nie było żadnego odśluzowywania, mały po prostu kaszlnął, chrząknął i zaczął płakać by po chwili już siedzieć przy piersi. Potem urodziło się łożysko, dostałam kroplówkę (to a propo's tego co siedzi w torbie położnej) i padłam lekko wyczerpana już z moim skarbem.
Następnego dnia przyjechała pani pediatra zbadać naszego syna, który, chwała Bogu jest zdrowy jak ryba.
Wracając do wyposażenia położnej - na pewno ma leki, np. dla mnie było coś na zatamowanie krwotoku, w razie czego może też zaopatrzyć krocze ale to się prawie nigdy nie zdarza bo nie ma potrzeby.
Ze szczepieniem na żółtaczkę poczekałam 3 tygodnie bo podobno szczepionka podawana za wcześnie wpływa ujemnie na żółtaczkę fizjologiczną. U nas to się sprawdziło bo syn nie miał żółtaczki wcale.
Gdybyście miały jakieś pytania dalsze to piszcie, chętnie odpowiem. Poznałam całą procedurę porodu domowego we Wrocławiu więc jeśli ktoś chce rodzić w ten sposób we Wrocku to zapraszam.
Na koniec moje ogólna, subiektywna opinia = poród w domu jest wspaniały. Rodząca może zaufać naturze a dziecko nie ma żadnych stresów, od razu tylko mama, tata i cieplarniane warunki.
Pozdrawiam i życzę wszystkim przyszłym mamom powodzenia!

Napisany przez: kasiaaaaa sob, 09 maj 2009 - 20:18

Od razu zaznaczam, że doskonale wiem, że decyzja, czy rodzić w domu czy w szpitalu jest prywatną sprawą każdej z nas i nie krytykuję niczyjej decyzji. Chcę jednak napisać, że wbrew pozorom poród w szpitalu czasem jest lepszy niż domowy. I warto pamiętać, że w warunkach domowych nikt nie jest w stanie zapewnić tylu dobrodziejstw, co szpital.
Ja miałam okropne komplikacje i potężny krwotok podczas porodu i gdyby nie to, ze rodziłam w szpitalu, to nie byłoby mnie juz na tym świecie. I co by mi wtedy przyszło z domowej atmosfery, skoro bym się wykrwawiła na śmierć?
Oczywiście wiadomo, że takie porody jak mój zdarzają się rzadko, ale ja też myślałam, że przecież poród z komplikacjami dotyczy na pewno kogoś innego, a nie mnie...
Pozdrawiam.

Napisany przez: użytkownik usunięty sob, 09 maj 2009 - 20:24

[post usunięty]

Napisany przez: kasiaaaaa sob, 09 maj 2009 - 20:32

CYTAT(użytkownik usunięty @ Sat, 09 May 2009 - 21:24) *
cytowany post usunięto


Zgadza się. I wtedy moja córeczka prawdopodobnie by się udusiła, a tak to leży teraz obok mnie i się uśmiecha.

Napisany przez: użytkownik usunięty sob, 09 maj 2009 - 20:43

[post usunięty]

Napisany przez: kasiaaaaa sob, 09 maj 2009 - 20:55

CYTAT(użytkownik usunięty @ Sat, 09 May 2009 - 21:43) *
cytowany post usunięto


Mi chodzi o to, że lekarz nie powienien kazać mi rodzić i o to mam do niego żal. Ale kiedy już rodziłam, to musiał coś zrobić, bo dziecko utknęło w kanale i gdyby mi jej nie wycisnął to by się udusiła. Więc z dwojga złego - lepsza moja popękana szyjka i krwotok niż uduszenie dziecka.

Napisany przez: użytkownik usunięty sob, 09 maj 2009 - 22:57

[post usunięty]

Napisany przez: Silije sob, 09 maj 2009 - 23:23

Rosa napisała sporo, podam może linka ku przestrodze:
www.pz.podlasie.pl/dokumenty/chwyt.doc

oraz cytat ze strony www.prawomedyczne.com
"Prawo do otrzymywania świadczeń zdrowotnych odpowiadających wymaganiom wiedzy medycznej. Prawo to ma dwa aspekty pozytywny oraz negatywny. Pierwszy obejmuje świadczenia medyczne skuteczne, przebadane klinicznie i zgodne z wiedzą naukową, drugi oznacza zakaz przeprowadzania eksperymentów (bez zgody pacjentki), zakaz udzielania świadczeń, które nie są pewne, tzn. nie były poddane badaniom klinicznym, mają niewiadomą skuteczność, wiążą się z nieokreślonym ryzykiem, nie są obecnie już stosowane (np. zabieg Kristellera - polegający na wypychaniu łokciem dziecka w II fazie porodu. Jeszcze kilkanaście lat temu zabieg ten był standardowo wykonywany). Oczywiście prawo to nie oznacza, że nie można przeprowadzać zabiegów związanych z ryzykiem dla rodzącej lub dziecka. Zabiegi takie można przeprowadzać, czasem nawet trzeba, tym niemniej rodząca (jej mąż) musi być o nich powiadomiona."

Domowa położna dokonuje pomiarów miednicy cyrklem położniczym, natomiast wagę dziecka oprócz wyniku z USG szacuje także badający brzuch palpacyjnie - zazwyczaj zakres błędu takiego "macaniowego" pomiaru doświadczonej położnej jest mniejszy niż z USG!

Napisany przez: Kanuś pon, 11 maj 2009 - 00:06

Weszłam i pomyslałam, że bzdura z tymi porodami w domu. Tez marzyłam o takim. Jakby to intymnie było, my i nasze dziecko. Naczytałam sie w gazetach opowieści jak wspaniale i w ogóle. I po urodzeniu w szpitalu Matyldy, który to poród zakonczył sie tragicznie stwierdziłam, że tylko głupol rodzi w domu, no bo przeciez gdzie sprzęt, gdzie pomoc i w ogóle.

Ale po przeczytaniu postu Rosy zaczynam sie bardzo zastanawiac, że może gdybym rodziła w domu to moja córka miałaby wieksze szanse na przeżycie niz w uzbrojonym po zęby w sprzęt szpitalu z lekarzami partaczami.
Przykre ale prawdziwe.

Z jednym sie nie moge zgodzic:

CYTAT
tu wyjasniam bardzo wazną rzecz na wypadek, gdyby ktoś chciał się czepić i zapytać "bez jaj Rosa, chyba nie uważasz, że do porodu trzeba się stawiac po przeczytaniu podręczników Ginekologii i Położnictwa dla studentów medycyny?"
Otóż tak własnie uwazam. Może nie chodzi o podręczniki akademickie, ale szkoła rodzenia (szczególnie przy pierwszych porodach), wiedza na temat indukcji porodu (wraz z wyrobieniem sobie wlasnej opinii na ten temat i upewnieniu się, czy oksytocyna mieści się w naszej wizji porodu czy nie), wiedza na temat połogu i- last but not least- zdobycie maksymalnej ilości informacji o szpitalu, w ktorym chcemy rodzić, to dla mnie niezbędne minimum.

niestety szkoła rodzenia nie wystarczy, żeby ratowac swoje dziecko ano i wybór szpitala też często nie jest mozliwy z przyczyn technicznych.

...choć na pewno lepszy poród w domu niz kiepski szpital.
Szkoda, że juz nigdy nie będzie mi dane tego zakosztować.

Napisany przez: kasiaaaaa pon, 11 maj 2009 - 08:39

Rosa chodziłam do szkoły rodzenia, mąż był przy mnie cały czas przy porodzie, moja znajoma położna i opłacony lekarz, który przyjechał specjalnie dla mnie też. I co mi to dało?
Piszesz o świadomości, której Twojej zdaniem nie miałam... Rosa, ja po swóch pierwszych bólach partych zaczęłam tracić świadomość, a Twoim zdaniem miałam sobie wtedy przypomnąć cyctaty z książek ginekologicznych? Zarzucasz mi brak wiedzy, ale - nie obraź się - ty chyba też nie za wiele wiesz o tym, jak ciężko może przebiegać poród i że wtedy nie da się myśleć. O niczym.

Napisany przez: Ola Fisia pon, 11 maj 2009 - 10:11

CYTAT(kasiaaaaa @ Mon, 11 May 2009 - 08:39) *
Rosa chodziłam do szkoły rodzenia, mąż był przy mnie cały czas przy porodzie, moja znajoma położna i opłacony lekarz, który przyjechał specjalnie dla mnie też. I co mi to dało?
Piszesz o świadomości, której Twojej zdaniem nie miałam... Rosa, ja po swóch pierwszych bólach partych zaczęłam tracić świadomość, a Twoim zdaniem miałam sobie wtedy przypomnąć cyctaty z książek ginekologicznych? Zarzucasz mi brak wiedzy, ale - nie obraź się - ty chyba też nie za wiele wiesz o tym, jak ciężko może przebiegać poród i że wtedy nie da się myśleć. O niczym.


O matko kochana!! 37.gif i ten opłacony lekarz nie podjął decyzji o cesarce tylko wypychał dziecko icon_eek.gif ???!!!

Napisany przez: kasiaaaaa pon, 11 maj 2009 - 11:36

CYTAT(Ola Fisia @ Mon, 11 May 2009 - 11:11) *
O matko kochana!! 37.gif i ten opłacony lekarz nie podjął decyzji o cesarce tylko wypychał dziecko icon_eek.gif ???!!!


Tak... Widocznie był przekonany, że podjął słuszną decyzję... No bo jak to inaczej wytłumaczyć? Miałam z nim oficjalną umowę o prowadzenie porodu, zapłaciłam mu niemałą kasę.
Skurcze miałam 8 godzin, ona cały czas się mną opiekował, po porodze nakazał, że mają mi nie dawać nikogo do pokoju, że mam mieć spokój i odpoczywać (w tym szpitalu pokoje były dwuosobowe), kiedy leżałam na polożnictwie przychodził do mnie praktycznie codziennie, pytał jak się czuję. Może robił to po to, żeby "naprawić" błąd? A może naprawdę się o mnie martwił.
Sama nie wiem, co o tym myśleć. Wiem, że ten lekarz wśród moich koleżanek ma bardzo dobrą opinię.

Napisany przez: użytkownik usunięty pon, 11 maj 2009 - 12:49

[post usunięty]

Napisany przez: kasiaaaaa pon, 11 maj 2009 - 15:25

Rosa wiem, że masz bardzo dużo racji. Ale kiedy lekarz rzucił mi się na brzuch i nacisnął córeczce odrazu wyszła główka, zrobił to tak błyskawicznie i tak szybko, że nawet mój mąż nie zdążył zareagować, nie mówiąc już o mnie bo ja to nawet nie wiedziałam co się stało. A potem usłyszałam już tylko płacz mojego dziecka i to jak położyli mi ją na piersiach.

Napisany przez: Ola Fisia pon, 11 maj 2009 - 17:03

CYTAT(kasiaaaaa @ Mon, 11 May 2009 - 11:36) *
Tak... Widocznie był przekonany, że podjął słuszną decyzję... No bo jak to inaczej wytłumaczyć? Miałam z nim oficjalną umowę o prowadzenie porodu, zapłaciłam mu niemałą kasę.
Skurcze miałam 8 godzin, ona cały czas się mną opiekował, po porodze nakazał, że mają mi nie dawać nikogo do pokoju, że mam mieć spokój i odpoczywać (w tym szpitalu pokoje były dwuosobowe), kiedy leżałam na polożnictwie przychodził do mnie praktycznie codziennie, pytał jak się czuję. Może robił to po to, żeby "naprawić" błąd? A może naprawdę się o mnie martwił.
Sama nie wiem, co o tym myśleć. Wiem, że ten lekarz wśród moich koleżanek ma bardzo dobrą opinię.


Tak, wygląda na to, że czuł się winny, wykonał zabroniony w Polsce zabieg a sam wcześniej zaniedbał sprawdzenie wspólmierności miednicy i kanału rodnego w stosunku do wymiarów dziecka, powinien pamiętać, ze USG pokazuje wagę dziecka jedynie szacunkowo. Doświadczony lekarz albo połozna powinni to badanie wykonać szczególnie dokładnie ze względu na Twoją "filigranowość" tak jak pisała wcześniej i Rosa i Silije - są na to różne metody. Pewnie wynikało to w pewnej części z niewiedzy, niemyślenia, z rutynowości, nie wiem.

Napisany przez: użytkownik usunięty pon, 11 maj 2009 - 22:50

[post usunięty]

Napisany przez: Silije wto, 12 maj 2009 - 10:29

Odgórnie ustalonej odległości nie ma. To pytanie najlepiej zadać wprost właściwej położnej domowej, każda ma jakiś zakres czasu dojazdu do szpitala, z którym czuje się bezpiecznie, tzn. jest pewna że na tyle wcześniej przewidzi, że coś nie zagra.

Napisany przez: użytkownik usunięty pią, 15 maj 2009 - 13:37

[post usunięty]

Napisany przez: Cleo pią, 15 maj 2009 - 13:45

Roooosa, zapewinam cie, ze przy dwukrotnym porodzie z I. CHołuj nie mialamz nia modlitw, medytacij, tudziez innych spowiedzi 06.gif Powiemw iecej- w Dn to polzone siedzialy sobie glownie na dole w kuchni,a ja z na gorze z tym sprejem, rpsyznicem i męzem szalałam 29.gif A nawet wiecej powiem- one w mi w DN zapalily jakies kadzidelka czy inne tam swieczki zapachowe, ktore kazałam zaraz gasić, bo mi bylo niedobrze i duszno od tego. Nie wiem wiec, jak osoby wyznajace hinduizm rodzą, bo ja bym w tych oparach za Chiny nie urodzila.

Napisany przez: Cleo pią, 15 maj 2009 - 13:47

Aha, moze znajde zdjecia z DN-zobacz zreszta ich galerię. Ale nie pamietam tam jakiejs ilosci świetych obrazow itp., byly neutralne obrazki z matką i dziecięciem, chyba w stylu ikony -raczej nautralne, robiące 'klimat'. Rany, aj nawet nia pamietam, czy tam byl krzyż 37.gif Nie wiem, jak ten nowy DN bedzie wygladal-ciekawi mnie, czy powtorzą tamten styl i wystrój- ktos cos wie?

PS
i, kurcze, ne pamiętam tez żadnych modlitw i hymnów PO porodzie. Spytam męza, ale ja pamiętam duuzo cisz i spokoju, Hanię leżącą na mnie, potem otulona Hanię w rożek podaną mi do łózka i nasz sen. Rankiem- połozna kolejna i pediatra, tez ine bylo modlitw. Byc moze ona (modlitwa) dziala się w NICH -poloznych, w nas (ja, maż), ale naprawdę- wtedy myslisz o rodzeniu, zupełnie na inny poziom schodzisz, zobaczysz, przypomnisz to sobie. I położne tez są na tym skupione.

Napisany przez: amania pią, 15 maj 2009 - 13:53

Rosa, odległość z Twojego domu do najbliższego szpitala, jest zdecydowanie za duża icon_evil.gif

Napisany przez: użytkownik usunięty pią, 15 maj 2009 - 14:00

[post usunięty]

Napisany przez: Cleo pią, 15 maj 2009 - 14:07

O rany, ciekawe. WLasnie gadalam z M. on stanowczo twierdzi, ze nigdy nawwt nikt nas nie spytal o przekonania, a podczas gdy ja tkwilam pod prysznicem np., to on przysypial pod progiem, `a nie modlił się z połoznymi. W ostatniej fazie natomaist latał na dol grzac wodę w czajniku, by ją wlewac do wanny, bo z kranu leciała marnie jak dla mnie icon_wink.gif Podczas przygotowan/spotkan, wywiadow w DN, ani podczas porodu samego nikt tez nas o nic takiego nie pytal, nie wymagał kręgów modlitewnych itd.
Co do `spelniania mych potrzeb: Jak nie chcialam muzyki, nie bylo, jak nie chcialam sako- won z sako. Jak chcialam piłkę, pojechano po nia dla mnie specjalnie n Nowolipki do Fundacji. Jak chcialam wodę, to grzano itd itd. O Bogu nie bylo ni razu mowy, choc akurat przeciez my moglibysmy o tym gawędzic. Przykro mi, ze znajoma tak to wspomina, nie wiem, na jakim etapie i w jakim konktescie byla rozmowa religijna, bo ogolnieto mi trudno uwierzyc, ze byl na to czas, siły i energia oraz miejsce w umysle. Własciwie to ja mialam podobne uwagi/pretensje ? po pierwszym porodzie, który w koncu zakonczył sie szpitalnie. Ale tak-teraz po latach widzę, ze ja faktycznie nie sprostalam sytuacji! BYlam młoda, z pierwszym dzeickiem, nieprzygotowana, zestrachana. Z Hanią byo 1000 razy dojrzalej, świadomie bardziej, pewniej.
Z nami, oprócz Ireny, byla jeszcze Małgosia...hmm nei pamietam nazwiska z Rawy Mazowieckiej, ale nie widzialam jej an liscie wspolpracujacych. CHyba. Polecamw kazdym razie! Nie wiem, jak ze swiatopogladem innych poloznych stamtąd, bo zwyczajnie do gowy mi nei rpzyszlo o tym rozmawiac!
Rosa, myslę, ze jesli decydujesz sie na porod domowy/w DN, to ew. kwestie swiatopogladowe wyluszcz na spotkaniach PRZED, Kasia nie ejst glupia, wiec dobierze ci odpowiednia polozna lub tez uprzedzi, ze bedzie taka klientka wlasnie. Poza tym- D. jest od tego, by ew. ukrócac takie dywagacje. Na 98% jestem jednak pewna, ze nie bedzie przestrzeni mentalnej i energetycznej/czasowej do dysput teologicznych.

EDIT: dopisałam trochę i poprawiłam literówki!

Napisany przez: użytkownik usunięty pią, 15 maj 2009 - 14:33

[post usunięty]

Napisany przez: Cleo pią, 15 maj 2009 - 14:42

Ej, ale ja przeciez nie namawiam cie na rodzenie z Ireną CHołuj` 06.gif 06.gif Powiem nawet, ze jak sie dowiedzialam przy Hance, że ma byc ona (niespodziewanie dla mnie, bo miala byc Kasia), to spanikoaalam i chcialam wracac. Bo pamietalam tamten 'nieudany' porod domowy `sprzed 5 lat...
CHodzi mi o to tylko, że na 100% powinnas wyjawic to, co tu piszesz na spotkaniach z ludzmi z DN, jesli na takowe uczęszczasz. Po prostu. IMHO dla Was niezmiernie wazne jest w takim razie wlasnie TAKIE przygotowanie siebie do DN i DN do Was.

Mnie by to wnerwilo na maksa, gdybym podczas bolów porodowych słuchala o 'polecaniu cierpienia Bogu' - w ogole bym to wyrzucila drugim uchem, myslę zreszta jak kazda z nas, ktore wszak podczas porodu np. czesto krzyczymy na mezow/partnerów: 'to przez ciebie! nienawidze cie, wynos sie' itp. Ja np. tak wlasnie w uroczym DN wrzasnęłam 37.gif

Sluchaj- może SIlije czy ktos inny ma inne doswiadczenia, ale ja mialam tak, ze naprawdę nic innego nie liczylo sie wokol tylko ja- M.- i Hania w brzuchu, a zdan wypowaidanych do mnie bylo minimalne minimum;) Polozne pojawialy sie rzadko, na troche, milczaco, zdawkowo, chyba ze M. mial potrzebe odreagowania, to na schodach cos tam gadali, albo ja cos konkretnego potrzebowlam itp. Bo tak własnie ma wygladac porod RODZINNY. icon_smile.gif Trzymam kciuki!

BTW W szpitalu, gdzie w koncu urodzilam Michasię, wiesz kto najbardziej mnei zdnerwowal (oprócz walących o 6 rano drzwiami pielegniarek np.)? Ksiadz, ktory tego dnia wparowal nam do sali. Ostatnia rzecza, ktora wtedy chcialam [po dobie rodzenia był ksiadz-mezczyzna. 29.gif

Napisany przez: Ila pią, 15 maj 2009 - 14:43

CYTAT(amania @ Fri, 15 May 2009 - 14:53) *
Rosa, odległość z Twojego domu do najbliższego szpitala, jest zdecydowanie za duża icon_evil.gif


Amaniu Kochana, wlasnie mialam to samo napisac, ale mnie uprzedzilas icon_twisted.gif
Podsumowujac: nienie.gif

Napisany przez: użytkownik usunięty pią, 15 maj 2009 - 14:48

[post usunięty]

Napisany przez: Cleo pią, 15 maj 2009 - 14:51

Rosa- cudownie!! (kurde, ale daleko, no ale ja juz rodzic nie będę wiecej)

Napisany przez: amania pią, 15 maj 2009 - 15:33

CYTAT(użytkownik usunięty @ Fri, 15 May 2009 - 15:48) *
cytowany post usunięto


wallbash.gif

Dom Narodzin powinien znajdować się jakieś 500 m od szpitala, a nie od Twojego domu icon_evil.gif

Napisany przez: Ika pią, 15 maj 2009 - 15:43

CYTAT(amania @ Fri, 15 May 2009 - 14:33) *
wallbash.gif

Dom Narodzin powinien znajdować się jakieś 500 m od szpitala, a nie od Twojego domu icon_evil.gif


O tym samym pomyślałam...

A zaplecze szpitalne Medicover to w razie problemów takie sobie jest. Chyba, że służą wyposażoną karetką, żeby w razie czego szybko przewieźć do najbliższego szpitala.

Napisany przez: Silije pią, 15 maj 2009 - 16:09

Rosa, wiesz co normalnie ręce załamałam jak ty w tym wątku przesadzasz (rozumiem ojciec ogrodnik dziad ogrodnik i pradziad tyż) OTujesz i konfabulujesz 04.gif Ani w czasie przygotowań do porodu ani tym bardziej w trakcie nie zetknęłam się nawet z milimetrem jakiejkolwiek ideologii (oprócz tej którą bym sama włożyła), moja położna była konkretną babką - fachowcem, w czasie porodu jeśli w ogóle otworzyła usta to wyłącznie ściśle na temat i przypuszczam że większość jest właśnie taka, wykonują zawód. Na podstawie książki Ireny Chołuj nie oceniaj zjawiska, to jakby sądzić Albańczyków na podstawie Matki Teresy 04.gif W Warszawie jest do wyboru przynajmniej 7 czy 8 niezależnych położnych więc można wybrać sobie najbardziej zbliżoną mentalnie, nie tak jak reszta Polski, która bierze co jest 31.gif

Napisany przez: Cleo pią, 15 maj 2009 - 18:40

Ja Rosę rozumiem - szykując sie do porodu w DN, nie pytalam o światopoglad moze, ale o jakiez inne - powodujące przedziwne pauzy w rozmowach z personelem icon_smile.gif - rzeczy ja się pytalam 37.gif!

Napisany przez: kalarepa78 pią, 15 maj 2009 - 20:49

CYTAT(Cleo @ Fri, 15 May 2009 - 19:40) *
Ja Rosę rozumiem - szykując sie do porodu w DN, nie pytalam o światopoglad moze, ale o jakiez inne - powodujące przedziwne pauzy w rozmowach z personelem icon_smile.gif - rzeczy ja się pytalam 37.gif!


Cleo, zdradź O CO pytałaś .

Napisany przez: pirania pią, 15 maj 2009 - 20:50

silje ty mialas 500m do szpitala? bo ja nie mialam icon_smile.gif

Dziewczyny w takiej dyskusji bardzo latwo jest zapomniec o jednym- ze porod domowy to jest naprawde inaczej rowadzony porod niz szpitalny. Tu nie ma miejsca na odkladane decyzji "bo najwyzej zrobimy cesarke". I chociaz dla nas laikow moze to wygladac tak ze nagle sie cos dzieje- to poza wyjatkowymi przypadkami polejsta i konowalstwa- tak nie jest. Tylko obok jest sala do CC, jest anastezjolog, jest wakum, no wszystko jest po prostu.

Moje porody szpitalne wygladaly duzo bardziej dramatycznie niz porod domowy, ale tez wlasnie szpital na taki komforrt moze sobie pozwolic. Polozna domowa nie.

Naprawde znam 20 dzieci domowych lekko liczac przypadki finiszu w szpitalu znam 3 lacznie z Cleo, a takich bez happy endu nie znam w ogole.

Dlatego tez nie urodzilam najmlodszego w szpitalu- mialam usuwana ciaze, rozwierana mechanicznie szyjke i te sprawy i nikt by mi tego porodu w domu nie przyjal. I tyle. Jak ktos jest zakwalifikowany do porodu domowego to znaczy ze jest super zdrowy i przygotowany, polozne ktore przyjmuja porody domowe to nadal ciagle smietanka a najmniejsze watpliwosci sa po prostu rozstrzygane na korzysc szpitala.

Napisany przez: kalarepa78 pią, 15 maj 2009 - 20:57

CYTAT(pirania @ Fri, 15 May 2009 - 21:50) *
Jak ktos jest zakwalifikowany do porodu domowego to znaczy ze jest super zdrowy i przygotowany.

Nawet dodałabym - MEGA HIPER SUPER ZDROWY. W Polsce sa naprawde NIEZWYKLE wyśrubowane "wymagania" dla rodzenia w domu, w porównaniu z taka Wielką Brytania, o Holandii nie wspominając.

Napisany przez: użytkownik usunięty pią, 15 maj 2009 - 21:05

[post usunięty]

Napisany przez: kalarepa78 pią, 15 maj 2009 - 21:22

Mam nadzieje, że Silije mnie nie udusi za mały OT. Czytałam niedawno "Home Birth" Nicky Wesson, wydanie sprzed około 10 lat. W ogóle samą ksiażkę BARDZO polecam. Juz wówczas w GB kobieta miała prawo wyboru domu jako miejsca porodu i była to normalnie refundowana usługa, taka jak poród w szpitalu. Dużo uwagi w ksiażce poświeca się zniechęcaniu kobiet do rodzenia w domu i szukania "na siłę" powodów, żeby je od takiego zamiaru odwieść. Wydaje mi się, że w Polsce jest teraz dokładnie tak - ok, możesz urodzić w domu, ALE... I te ale mogą być zupełnie dziwaczne, takie jak np. to, ze poród zaczyna sie odejsciem wód - aaa w takim wypadku to już tylko w szpitalu (znam taki przypadek osobiście, zresztą porod w asyscie I. Ch).

Napisany przez: użytkownik usunięty pią, 15 maj 2009 - 21:46

[post usunięty]

Napisany przez: kalarepa78 pią, 15 maj 2009 - 22:14

Rosa, chyba nie ma nikogo, kto nie zgodziłby się, że pewne warunki muszą być spełnione, zeby kobieta mogła bezpieczne urodzić w domu. Pytanie tylko o SKALĘ tych obostrzeń.

CYTAT(użytkownik usunięty @ Fri, 15 May 2009 - 22:46) *
cytowany post usunięto


Jak weźmiesz sobie zywy organizm, zalozysz, że musi spełniac n warunków, co ma się przejawiać w wynikach n pomiarów (przy odpowiednio duzym n), to gwarantuję, że wiele wyników i wiele pomiarów będzie odbiegało od założonych przez Ciebei zakresów. O trafności tych pomiarów (w sensie: adekwatnosci dobranego wskaźnika do mierzonej zmiennej) nie mowiąc.


Gdyby nie to, że naprawde mam co robic, już dziś kupiłabym sobie ksiażke I. Ch. i przeczytala "Wnuczątko";-)

Napisany przez: użytkownik usunięty pią, 15 maj 2009 - 22:23

[post usunięty]

Napisany przez: Silije sob, 16 maj 2009 - 12:05

Nawołuję do skupienia się na konkretach a nie na światopoglądach i analizowaniu wnuczątka, super że jest taka osoba jak Irena Chołuj która to wszystko zaczęła, przyjęła ponad 500 dzieci w domu i wyszkoliła wiele kolejnych położnych, bo nie wiadomo na jakim etapie byśmy w Polsce teraz byli, a to jakie ma poglądy i styl pisania - cóż z tego, w końcu dzieli ją od nas kilka pokoleń.

A teraz już konkret czyli cytat z przywołanego forum gazetowego, autorką wykładu jest Kaaka, położna, matka vczwórki dzieci, wszystkie urodzone w domu:
O zagrożeniach występujące jako straszaki dla domowych par
Przedwczesne oddzielenie łożyska:
Chyba najczęściej podawany przykład poważnego powikłania, z który można sobie
poradzić tylko w szpitalu.
Jakie są fakty?
Częstość występowania - 0,2-1,4% porodów (zależnie od źródła danych)
Ale, żeby nie było tak strasznie, nie zawsze przebieg jest tak dramatyczny jak
mogłoby się wydawać:
30% przypadków, to st. "0" - rozpoznanie jest dokonywane po porodzie przy ocenie
łożyska
45% to st. "I" - jedynym objawem jest krwawienie z dróg rodnych
15% to st. "II" - występuje krwawienie lub nie, wzrasta napięcie macicy,
pojawiają się objawy zagrożenia płodu (zaburzenia akcji serca)
10% to st. "III" - objawia się wstrząsem i zaburzeniami krzepnięcia u matki oraz
śmiercią płodu.
Czyli - 75% przypadków nie wymaga interwencji. Szpital może pomóc jedynie w
przypadku oddzielenia II lub III stopnia. Przy czym w przypadku III stopnia
można pomóc tylko matce.
Patomechanizm: zmiany uszkadzające w środbłonku naczyń włosowatych, wzrost
przepuszczalności, pękanie naczyń włosowatych, a w efekcie wynaczynienie krwi do
przestrzeni między łożyskiem, a miejscem jego przyczepu. Wszystkie stany mogące
wpływać na uszkodzenie śródbłonka (toksyczne badź mechaniczne) mogą doprowadzić
do przedwczesnego odklejenia łożyska.
Przyczyny:
1. Zaburzenia ukł. krążenia u matki:
A.Nadciśnienie indukowane przez ciążę
B.Stan przdrzucawkowy, rzucawka
C.Nadciśnienie
D.Choroby nerek z zaburzeniami układu krążenia
E.Zespół żyły głównej dolnej (to od leżenia na wznak głównie...)
F.Palenie tytoniu
2. Czynniki mechaniczne:
A.Uraz brzucha
B.Bardzo krótka pępowina
C.Nagłe zmiany ciśnienia w jamie macicy (spadek ciśnienia po amniotomii w
wielowodziu lub po porodzie pierwszego bliźniaka)
D.Stan po licznych porodach lub po wielu wyłyżeczkowaniach jamy macicy
3. Inne:
A.Jatrogenna hiperkinetyczna czynność skurczowa macicy (czyli to, co się dzieje
popodaniu kroplówki naskurczowej)
B.Nieznane przyczyny

Czyli, jak widać powyżej, większość przyczyn można rozpoznać już przed porodem
lub uniknąć ich (1E, 3A) rodząc w domu


Dystocja barkowa:
Częstość występowania: 0,1-0,6% porodów sn - silnie związana z wielkością
dziecka, przy dzieciach o masie >5000g w 40% porodów.
A teraz główny smaczek, specjalnie dla Was: dystocja zdarza się dużo rzadziej w
pozycjach wertykalnych. I jeszcze lepszy smaczek: dystocja praktycznie się nie
zdarza w pozycji kolankowo łokciowej.
Wg Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego postępowanie powinno być następujące:
1. wezwać pomoc
2. założyć cewnik do pęcherza
3. wykonać rozległe nacięcie
4. odśluzować noworodka
5. ucisk nadłonowy z jednoczesnym pociąganiem główki w dół
6. manerw Mc Robertsa (ten z nogami)
7. manewr Woodsa (obrócenie dziecka o 180 st z jednoczesnym "wykręceniem"
tylnego barku
8. próba urodzenia tylnego ramienia
9. pozycna kolankowo-łokciowa
10. umyślne złamanie przedniego obojczyka lub ramienia płodu
11. manewr Zavanellego - wyłącznie w ostateczności - wepchnięcie główki
spowrotem jako przygotowanie do cc

Zwracam uwagę na "smaczek": zauważcie jak późno we wszystkich tych działaniach
pojawia się pozycja kolankowo-łokciowa... (Dopisek mój czyli Silije: Powinna to być pierwsza czynność, jako nieinwazyjna bezpieczna metoda, a nawet zastosowana prewencyjnie tzn. przyjmujemy taka pozycję, kiedy spodziewamy się dużego dziecka.)

Problemy z pępowiną:
Po pierwsze długość pępowiny. Zazwyczaj pod koniec ciąży jest to 30-70 cm.
* Pępowina zbyt krótka (<30) cm faktycznie może być przyczyną poważnych powikłań
włącznie z przedwczesnym oddzieleniem łożyska.
* Pępowina zbyt długa (>100 cm) stwarza wiele możliwości straszenia rodzącej
zdecydowanej na poród domowy.
A. Dziecko może się nią owinąć - i zdarza się to bardzo często >10 porodów.
Jeśli poród nie jest sztucznie przyspieszany, to owinięcie rzadko ma przykre
następstwa. W przypadku wyjątkowo "fikuśnego" owinięcia (np. trzy razy ciasno
wokół szyi, lub "szelki" w kroku i na ramionach) może nastąpić zatrzymanie
postępu porodu i wahania czynności serca dziecka. Irena Ch. twierdzi, że
niezaburzana natura świetnie sobie radzi nawet z takimi problemami.
B. Pępowina może się zawiązać - węzeł prawdziwy zdarza się bardzo rzadko. Jego
zaciśnięcie w czasie ciąży bywa przyczyną zgonu wewnątrzmacicznego. W czasie
porodu zaciskający się węzeł będzie powodował zaburzenia czynności serca.

Wypadnięcie pępowiny to, obok przedwczesnego oddzielenia łożyska, ulubiony
straszak ginekologów. Nie dziwne o tyle, że przy porodach szpitalnych mają wiele
okazji doprowadzić do tego groźnego powikłania
Częstość występowania: 0,14-0,7% porodów
Mechanizm: Pępowina może wypaść wyłącznie wtedy, gdy między wchodem miednicy a
częścią przodującą występuje „nieszczelność”. Często wypadnięcie pępowiny (po
pęknięciu pęcherza płodowego) poprzedzone jest jej przodowaniem (przed
pęknięciem pęcherza). Można sobie wyobrazić, że gdy pępowina jest bardzo długa i
cienka, to nie potrzebuje specjalnych earunków fo tego by jej pętla znalazła się
przed główką. Pępowinę przodującą można rozpoznać na USG lub w badaniu
palpacyjnym. Odpowiednie ułożenie matki może doprowadzić do cofnięcia się
przodującej (ale nie wypadniętej, czyli przy zachowanym pęcherzu) pępowiny.
W związku z tym, że pępowina do wypadnięcia potrzebuje odpowiednich warunków, to
powikłanie będzie się szczególnie chętnie pojawiać w następujących przypadkach:
1. Niewspółmierność porodowa – główka za duża do miednicy (makrosomia,
wodogłowie, wąska miednica) nie może się wstawić więc pozostaje nieszczelność, w
którą może wpaść pępowina – poród sn jest niemożliwy, bo główka nie zmieści się
do kanału rodnego
2. Główka bardzo mała w stosunku do miednicy (wcześniactwo, wielorództwo)
3. Nieprawidłowe położenie płodu – poprzeczne, miednicowe
4. Ciąża mnoga
5. Przyczyny związane z pępowiną – bardzo długa i cienka lub łożysko nisko
schodzące lub brzeżnie przodujące z przyczepem pępowiny od strony ujścia szyjki
macicy
6. Przedwczesne pęknięcie (przebicie!) pęcherza płodowego, gdy główka nie jest
jeszcze ustalone we wchodzie miednicy.
Podana w którejś wcześniejszej wypowiedzi informacja, że leżenie na plecach
zwiększa prawdopodobieństwo wypadnięcia pępowiny, w kontekście nieszczelności
między główką a miednicą wydaje się całkiem logiczne.


Śmiertelność okołoporodowa dzieci:
Nie ma różnicy pomiędzy bezpieczeństwem planowanego porodu domowego a porodem w
szpitalu w wypadku kobiet rodzących po raz pierwszy, natomiast w przypadku
kobiet rodzących kolejne dziecko poród domowy jest znacznie korzystniejszy.
(Wynik badań Netherlands Institte of Prymary Health Care)
Z badań Institute for Social and Preventive Medicine of the University of Basle,
Zurich Canton, Zurich Study Team wynika, że liczba zgonów dzieci przedstawia się
następująco:
* przy porodach domowych - 2,3/ 1000 porodów
* przy porodach szpitalnych - 7,9/ 1000 porodów
Z badań R. E. Anderson i P. A. Murphy (USA), śmiertelność okołoporodowa:
* 2,5 / 1000 dla kobiet, które planowały urodzić w domu
* 0,9 / 1000 dla kobiet, które urodziły w domu
Z badań Norhern Region Perinatal Mortality Survey Coordinating Group, Wielka
Brytania – śmiertelność okołoporodowa:
* Matki, które zaplanowały poród domowy i urodziły w domu - 1,7/1000
* Matki, które zaplanowały poród domowy niezależnie od ostatecznego miejsca
porodu - 4,8/1000
* Wszystkie porody w regionie – 9,7/1000
Statystyki podaję na podstawie wystąpienia położnej Katarzyny Oleś na
konferencji Fundacji Rodzić po Ludzku w 2003 r.
Oczywiście, dane są trochę tendencyjne, bo przy porodach szpitalnych
uwzględnione są też osoby, które z powodu ryzyka nie miałyby szans na
kwalifikację do porodu domowego.

Niedotlenienie dziecka:
Niedotlenienie, to chyba to "COŚ" czego często boją się różne osoby
zniechęcające nas do porodu w domu.
Żeby mówić o niedotlenieniu trzeba opisać trzy ważne w tym kontekście terminy -
hipoksemię, hipoksję i asfiksję.

Hipoksemia to prowadzące do hipoksji obniżenie ciśnienia cząstkowego tlenu we
krwi tętniczej. Jest to początkowe stadium deficytu tlenowego. Płód radzi sobie
z nią zmniejszając aktywność (spada wtedy zużycie tlenu) a gdy hipoksemia trwa
długo (wiele dni, tygodnie) dochodzi do wewnątrzmacicznego zahamowania wzrostu.
Równowaga energetyczna organizmu jest utrzymana jednak płód, który przez długi
czas funkcjonował w stanie hipoksemi będzie gorzej sobie radził w sytuacji
niedotlenienia przy porodzie.

Hipoksja (niedotlenienie) to niedobór tlenu w tkankach obwodowych. W stanie
przedłużającego się niedotlenienia organizm dziecka centralizuje krążenie tak,
aby maksymalna ilość tlenu trafiała do organów kluczowych dla funkcjonowania.
Wiąże się to z obniżeniem obwodowego przepływu krwi i rozpoczęciem metabolizmu
beztlenowego w tkankach obwodowych. Wydzielane są też hormony stresu. W
warunkach hipoksji, pomimo deficytu tlenowego, płód może funkcjonować przez
szereg godzin, jednak w oczywisty sposób jego kondycja jest znacznie osłabiona.

Asfiksja (zamartwica) jest to stan niedoboru tlenowego w organizmie związany z
niedotlenieniem narządów centralnych. Wiążę się z metabolizmem beztlenowym także
w narządach centralnych i poważnymi zaburzeniami w rytmie serca. Przy braku
natychmiastowych czynności ratowniczych (w ciągu kilku minut od wystąpienia
asfiksji) prowadzi do utraty przytomności i śmierci lub do uszkodzenia mózgu, co
grozi mózgowym porażeniem dziecięcym. Przyczyny asfiksji u osób oddychających to
zablokowanie dróg oddechowych, oddychanie w środowisku ubogim w tlen, zatrucia,
bezdech. W przypadku płodu, który nie oddycha samodzielnie, asfiksja jest
związana z niedostateczną podażą tlenu z krwią otrzymywaną przez łożysko.
Przyczyny mogą być bezpośrednio związane z porodem (odklejenie łożyska,
zaciśnięcie pępowiny, wypadnięcie pępowiny, zespół żyły głównej dolnej –to od
leżenia na plecach, niedotlenienie u matki – może być wynikiem hiperwentylacji
przy nieprawidłowym oddychaniu lub stresie) albo z wcześniejszymi długotrwałymi
nieprawidłowościami (niewydolność łożyska, zaburzenia krążenia u matki, palenie
papierosów, stan deficytu tlenowego u matki).
W przypadku zdrowego płodu, który wcześniej nie doświadczał wielokrotnego lub
długotrwałego niedotlenienia, naturalne mechanizmy obronne pozwalają dziecku
skutecznie poradzić sobie z chwilowymi przerwami w dostawie tlenu w czasie
porodu (zmniejszony przepływ łożyskowy w trakcie skurczów, przejściowy ucisk na
pępowinę gdy jest ona owinięta wokół szyi). Ryzyko uszkodzenia wskutek
niedotlenienie związanego z fizjologicznym przebiegiem porodu jest, w przypadku
zdrowego płodu prawie zerowe. Kwestia przedstawia się znacznie mniej
optymistycznie w przypadku dzieci, które już w ciąży doświadczały deficytu
tlenowego. U takich dzieci mechanizmy kompensacyjne mogą być już na wyczerpaniu
i nawet krótkotrwałe niedotlenienie w czasie porodu może mieć tragiczne skutki.
Dlatego ważne jest (szczególnie gdy myślimy o porodzie domowym) by
zainteresować się stanem dziecka przed porodem. Palenie papierosów (także
bierne) bardzo źle wpływa na stan dotlenienia płodu. Ważne jest też
skontrolowanie stanu łożyska na ostatnim USG – najlepiej z badaniem przepływów
metodą Dopplera. Wiele cennych informacji może przynieść badanie KTG (test
niestresowy – po prostu pół godziny zapisu). Każdej matce można też polecić
liczenie ruchów płodu w ostatnim miesiącu ciąży (trzy razy dziennie po godzinie
o stałych porach). Choć wydaje się banalne, to bardzo skutecznie pozwala
stwierdzić, czy dziecko funkcjonuje w komfortowych warunkach. W razie
wątpliwości powinno się zrobić zapis KTG lub test Manninga (służy do okreslania
profilu biofizycznego dziecka, W badaniu USG bada sie 4 parametry - ruchy
oddechowe, ruchy płodu, napięcie mięśni płodu, objętość płynu owodniowego i,
dodatkowo analizuje się wyniku testu niestresowego. Ocenę przedstawia sie w
punktach. za każdą cechę płód otrzymuje 0, 1 lub 2pkt. w sumie max wynosi 10).

Napisany przez: kalarepa78 nie, 17 maj 2009 - 13:55

Głupie pytanie: czy badanie usg pozwala oszacować długość pępowiny?

Napisany przez: użytkownik usunięty pon, 01 cze 2009 - 01:55

[post usunięty]

Napisany przez: kamixx pon, 01 cze 2009 - 10:28

wpisz na google poród (lub odpowiednik ang.) i naciśnij zakładkę wideo kilka znajdzie

Napisany przez: użytkownik usunięty pon, 01 cze 2009 - 15:58

[post usunięty]

Napisany przez: kamixx pon, 01 cze 2009 - 16:19

większość tych które mi znalazło to porody w domu

Napisany przez: użytkownik usunięty pon, 01 cze 2009 - 17:09

[post usunięty]

Napisany przez: Fiefiora pon, 01 cze 2009 - 17:20

Rosa ten to jest piękny...

Bo po pierwszym zapodanym przec Ciebie filmie dostałam lęków i zaczełam szukac kogoś kto za mnie urodzi 29.gif

Napisany przez: użytkownik usunięty pon, 01 cze 2009 - 17:36

[post usunięty]

Napisany przez: Fiefiora pon, 01 cze 2009 - 17:53

Nie zauważyłam, bo skurcze dostałam...
Ale zauważyłam, że tam są 4 osoboby poza rodzącą 29.gif ciekawe po co?
A to co mnie czeka w szpital,u to bedzie bardzo odległe od tego 2 porodu, oj dalekie.

Napisany przez: Silije pon, 01 cze 2009 - 18:49

Mnie tam nic nie zapieni, bo ja te wszystkie filmy widziałam, analizowałam - oprócz najnowszych.

Tak na szybciutko:
https://www.youtube.com/watch?gl=PL&hl=pl&v=0fwWdVda8sg
https://www.youtube.com/watch?v=fJgcRmA3ilM&feature=related
https://www.youtube.com/watch?gl=PL&hl=pl&v=Z3BXFzWw8_8&NR=1
https://www.youtube.com/watch?v=rJLBbSc5lkA
https://www.youtube.com/watch?v=vQH_b8N3eA4
https://www.youtube.com/watch?v=NoPwefhlLd8
https://www.youtube.com/watch?v=N0HTiOvOPZw
https://www.youtube.com/watch?v=mO6GGzJWTh0&feature=related


Dla porównania - pierwszy z brzegu jaki mi się trafił na You tube poród szpitalny:
https://www.youtube.com/watch?v=Qt2crAUM_HM

Napisany przez: orzechowa nie, 07 cze 2009 - 22:31

Ok, poród domowy, a co dalej ?
Tzn. co ponadstandardowo trzeba załatwić na własną rękę żeby było jak należy ?
Wiem że sporo jest w gestii położnej: dokumenty, pobranie krwi na przesiewowe badania, założenie książeczki zdrowia.
Wiem że w pierwszej dobie należy pokazać dziecko nenatologowi. Zastanawiam się tylko z której strony się załatwia taką wizytę jeśli nie zna się nikogo takiego.
Do szczepienia można pójść we własnej rodzimej przychodni ? I nie wyrzucą z hukiem ? icon_wink.gif




Napisany przez: MaMaria śro, 10 cze 2009 - 21:56

Po domowym porodzie przede wszystkim radość i tulenie, tulenie:)
A teraz do rzeczy:
Jak już skarb jest na świecie wizyta domowa pediatry. Oczywiście prywatnie. Położna będzie mogła polecić kogoś kto przyjeżdża do domowych porodów. My zadzwoniliśmy jak poród się zaczął żeby pani doktor wiedziała, że będziemy ją wzywać. Położna oceniła, że dzieciątko zdrowe więc na spokojnie spotkaliśmy się z lekarzem pod koniec pierwszej doby. Wizyta była super komfortowa - pełne badanie + mały wykład dla rodziców:)
Krew na badania przesiewowe pobrała położna, problem tylko był z bibułką, którą trzeba było załatwić ze szpitala (nic trudnego - to zwykła kartka z kółeczkami) Podobało mi się, że mogłam być z dzieckiem podczas tego pobierania bo jest to bardzo nieprzyjemne a w szpitalu maluch jest wtedy bez mamy.
Szczepienia na spokojnie w przychodni. O ile tylko dziecko jest zdrowe można poczekać kilka tygodni. To jeden z plusów rodzenia w domu, że nie trzeba noworodka od razu faszerować bakteriami. Dzięki temu zmniejsza się podobno ryzyko nasilenia żółtaczki bo szczepionka nie pogłębia żółtaczki fizjologicznej. U nas zadziałało - żółtaczki nie było.
W przychodni pełne zrozumienie, szczepionkę na gruźlicę ściągają sami z sanepidu.
Na własną rękę można sobie jeszcze załatwić usg bioder i badanie przesiewowe słuchu. W sumie oba nieobowiązkowe. Słuch w każdym szpitalu dzięki WOŚP, na usg się czeka wieki więc prywatnie.
Do ZUS zaś należy od swojego lekarza ginekologa odebrać zaświadczenie o urodzeniu dziecka w celu rozpoczęcia macierzyńskiego. Ja miałam z tym problem bo lekarka poszła na chorobowe, położna nie może tego wystawić a w zusie akt urodzenia nie wystarcza. Oczywiście udało się po znajomości od innego lekarza dostać świstek.

Napisany przez: goosiak śro, 10 cze 2009 - 22:40

no to jednak sporo w PL po porodzie domowy załatwiasię samemu,we własnym zakresie
rodziłam w domu synka ale w GB
więc pewnie z mojego doświadczenia nie skorzystacie
napiszę więc tylko:jak dla mnie super sprawa,nie wypełniałam stosów papierów podczas skurczy,spokojnie czekałam na położną aż dojedzie,nigdzie nie musiałam wychodzić czy ubierać się itp
było to takie naturalne przeżycie jak dla mnie
w porównaniu z poprzednimi porodami-suuuuuper,również to,że po porodzie byłam u siebie więc prysznic kiedy chciałam,domowe jedzenie,spokój i możliwość przebywania ze starszakami od samego początku-rewelacja ta ich reakcja na Małego,takiego kilkuminutowego szkraba

ale decydowałam się na poród domowy ze względu na szybkość porodów poprzednich,bardzo bałam się drogi do szpitala,tego że ,jak poprzednio,nie zdążę i urodzę byle gdzie,w asyście samego przestraszonego poniekąd męża

Napisany przez: użytkownik usunięty czw, 25 cze 2009 - 00:03

[post usunięty]

Napisany przez: Kaszanna czw, 25 cze 2009 - 07:36

Wszystkie moje koleżanki po in vitro (było ich trzy) są po cc - tak na wszelki wypadek i takie inne. Z tego co wiem nie posiadały (i nie posiadają) takiej wiedzy jaką masz Ty. Lekarz tak powiedział - lekarz ma rację. Jestem w trakcie przekonywania kolejnej osoby po in vitro (moja przyjaciółka, rodzi w listopadzie, czy to nie cudowne?) żeby jednak nie rezygnowała z porodu sn. Czytam więc Twoje posty Rosa z wypiekami na twarzy - a ten szczególnie.

Jeśli chodzi o Twoją sytuację - wydaje mi się (a raczej mam nadzieję), że jednak położna boi się Twojego porodu. Nie twierdzę, że położna nie ma zielonego pojęcia o tym, ale podejrzewam, że jej wiedza o in vitro jest mimo wszystko ograniczona - ciekawe ile kobiet zna które to przeszły. Może wystarczy jej przekazać te wszystkie informacje które już posiadasz a ona stwierdzi "Aaaaa, a ja myślałam że jest trochę inaczej" i znowu optymistycznie podejdzie do sprawy porodu w domu. Jeśli nie - poród domowy z jej udziałem może być ciężki, jeśli cokolwiek będzie się działo (a na pewno nie będzie) utwierdzi ją w przekonaniu, że miała rację i wtedy na pewno nie będzie miała chęci poszerzać swojej wiedzy na ten temat. Może rozmowa położnej z lekarzem coś da? Myślę, że warto próbować z każdej strony.

Trzymam kciuki. Mam zamiar nadal przekonywać przyjaciółkę. Skoro nawet poród domowy jest możliwy to co dopiero sn w szpitalu.


Napisany przez: Silije czw, 25 cze 2009 - 10:34

Rosa przede wszystkim cieszę się razem z Tobą z cofniętego łożyska przytul.gif i apeluję o spokój do końca ciąży.
Oczywiście że położnej wyjaśnij wszystko tak pięknie jak nam i możesz nawet powiedzieć o swoich odczuciach - że masz wrażenie, że jesteś trochę dyskryminowana, a nie kwalifikowana medycznie. Natomiast ty sama nie uprzedzaj sie do niej rozmyślając w ten sposób: " położna jest malo asertywna i po prostu nie chce odbierac mojego porodu z tej racji, iż ciąza pochodzi z in vitro (co może być dla niej niepokojące), natomiast nie umie mi tego powiedzieć wprost i ucieka się do pretekstów. Druga opcja to taka, ze jest niedouczona. Nie wiem, który wariant jest gorszy, bo oba są dla mnie bardzo złe." Obojętnie czy jest mało asertywna czy nie posiada tak gruntownej wiedzy na temat początków ciązy i progesteronu, nadal możecie odbyć razem bardzo udany poród. Bo w czasie porodu na szczęście nie ma już dyskusji światopoglądowych ani żadnych innych icon_smile.gif
Położna będzie musiała podjąć decyzję, czy mówi tak dla swojego pierwszego porodu domowego po in vitro i tu już nie wszystko zależy od ciebie Rosa, a widać jak bardzo nie lubisz tracić kontroli, ale miej troszkę wiary, że gdziekolwiek urodzisz to dzięki nastawieniu i świadomości zrobisz to po prostu idealnie.

Ech, jeszcze tyle miesięcy trzymania kciuków przede mną 08.gif

Napisany przez: kalarepa78 czw, 25 cze 2009 - 20:42

Rosa, moje zdanie Cię nie zdziwi, choć być może jest emanacją moich przejaskrawionych doświadczeń - połozne "domowe" w Polsce baaardzo chuchają na zimne i jesli cokolwiek odbiega "o paznokieć" od stanu idealnie fizjologicznego, to wolą, żeby poród odbył sie w szpitalu. Osobiście mam przekonanie, że dobry poród zaczyna sie w głowie, czego konsekwencją jest dobre przygotowanie, więc ja bym na Twoim miejscu starała się przekonac połozna do porodu domowego, ale moje ja-realistyczne mówi, że Ci się nie uda - sorry, że taka mało optymistyczna konkluzja. Cieszę się, ze ostatczenie z łozyskiem wszystko ok. Będziesz jutro na filmie w Fundacji?

Napisany przez: MaMaria czw, 25 cze 2009 - 21:12

Rosa,
Ludzie myślą schematami bo tak łatwiej. Położna pewnie woli dmuchać na zimne i nawet w małej części nie poświęciła twojemu przypadkowi tyle uwagi co ty sama. Nie ma jej co winić. Zmierzam do tego, że niekoniecznie jest uprzedzona czy też przestraszona, raczej nie wiedziała wszystkiego podejmując decyzję. Rozumiem, że chcesz mieć w niej pełne wsparcie ale proponuję wybrać z całej puli rzeczy do rozważenia to co najważniejsze dla Ciebie. Jeśli położna jest dobra w tym co robi to warto ją przekonywać. Jeśli się zgodzi być z tobą w domu to na pewno podejdzie do tego super solidnie i będzie robiła swoje. Obdarzy cię takim wsparciem na jakie ją stać i jakie miała dla innych rodzących.
Jeśli czujesz, że poród w domu jest dla ciebie to GO FOR IT. Jeśli tylko będziesz się czuła bezpiecznie przy tej pani bo jest kompetentna to chyba nie jest tak do końca ważne co wie o in vitro.
Podsumowując, analizuj wybór tej pani pod kątem jej umiejętności dotyczących przyjmowania dzieci na świat. Niuanse nie są tak ważne. Szczególnie dla osoby o silnej psychice a wydajesz się nią być.
Powodzenia!

Napisany przez: tuLena sob, 27 cze 2009 - 20:56

Rosa-Twoja wiedza nt in vitro jest ogromna, ale jak sama piszesz- jesteś "laikiem", co wg mnie dla położnej może znaczyć - " nie jestes lekarzem" ( bez względu na to,że pewnie wiedzę w tym zakresie masz zapewne porównywalną ).

moze to naiwne co napisze ,ale ludzie z ich schematami poznawczmi sa tylko ludźmi i zdanie może im pomóc zmienić "autorytet", którym m o ż e być ( ale nie musi) dla tej położnej lekarz.
Może on rozwiałby medyczne obawy położnej ? obawiam się, że Ty jej nie przekonasz - tu w grę wchodzi faktycznie jej 100% wewnętrzna pewność co do tego porodu.

Napisany przez: carrie nie, 28 cze 2009 - 22:22

CYTAT(użytkownik usunięty @ Thu, 25 Jun 2009 - 01:03) *
cytowany post usunięto


Położna to zawód zaufania społecznego.Położna odbierająca porody w domu podnosi sobie poprzeczkę na "bardzo wysokiego" zaufania społecznego. Ufasz jej? Ile jesteś w stanie jej "odpuścić" aby nadal cieszyła się Twoim zaufaniem?

Rozumiem,że jest Ci ciężko dopuścić do siebie myśl,że być może będziesz musiała spasować.Spasować, bo w grę wchodzi kopanie się z koniem i lęk o siebie i dziecko. Cieżko, bo wiele wysiłku włożyłaś w ogarnięcie zawiłości tematu.Być może swoim wysiłkiem przerosłaś mistrza...po raz kolejny, niestety. Sama wiesz, po napisanych tutaj postach, ile razy dziewczyny zmieniają lekarza bo ci gotowi są zwodzić je do nieskończoności miast przyznać,że potrzebny jest specjalista od niepłodności, czy dobry endokrynolog.Bo własne ego nie pozwala im przynać się,że ich wiedza posiada określone granice.Nie przeszkadza natomiast w zupełności wygłaszać różnego rodzaju farmazonów z gatunku "niech się pani tak nie napina i wyluzuje".
Dla mnie taki typ lekarza i położna z Twego postu prezentują jeden typ.Zastanawiasz się czy zdołasz przekonać ją i zmniejszyć jej wątpliwości do porodu domowego.Odpowiedz sobie, czy próbowałabyś przekonać takiego lekarza,że jednak Ty widzisz problem medyczny?Może nawet zasugerowałabyś konkretne badania.Tylko co byłoby Ci z uzyskanych wyników,jeśli lekarz nie potrafiłby ich zinterpretować? Albo zinterpretował źle? Albo nie potrafiłby tematu kontynuować z braku wiedzy?

To samo tyczy położnej.Co z tego, że być może uda Ci sie ją przekonać? Jeśli ma wewnętrzny opór,niedostatki wiedzy (bądź niechęć do zgłębiania tematu), ucieka się do pretekstów - to jak zachowa się w sytuacji stresu? Czy będzie potrafiła być ponad swoje uprzedzenia? Czy zachowa przytomność umysłu czy poniesie ją panika "bo to ciąża z in vitro"? Bałabym się.Bo ja też lubię kontrolować swoją sytuację i panować nad nią.A jak przekazuję komuś stery - to muszę mieć pewność,że będą trzymane tak jak należy.

Jeśli nie chcesz pasować - może jednak rozważ rozmowę z p.Chołuj.Mnie osobiście wisiałoby kto odbiera poród - muzułmanin,żyd,czy zakonnica katolicka. O ile nie wkładaliby mi do ręki różańca tudzież nie kazali powtarzać wersetów z Koranu.Sami mogą się w międzyczasie namaszczać,klękać czy tańczyć.Byle "odwalili kawał porządnej, zawodowej, roboty".

Pomyślnych decyzji życzę i szczęśliwego porodu.

edit:lit.

Napisany przez: użytkownik usunięty pon, 29 cze 2009 - 00:03

[post usunięty]

Napisany przez: kalarepa78 wto, 30 cze 2009 - 15:41

CYTAT(użytkownik usunięty @ Mon, 29 Jun 2009 - 01:03) *
cytowany post usunięto


Dziwna refleksja mnie naszła, ale postanowiłam się nią podzielić, choć może to głupie/niestosowne (niepotrzebe skreslić): czy zastanawiałaś się czy osoba o poglądach p. Ireny bedzie skłonna przyjąć poród z ciąży powstalej w wyniku in vitro?

Napisany przez: użytkownik usunięty wto, 30 cze 2009 - 20:46

CYTAT(kalarepa78 @ Tue, 30 Jun 2009 - 14:41) *
Dziwna refleksja mnie naszła, ale postanowiłam się nią podzielić, choć może to głupie/niestosowne (niepotrzebe skreslić): czy zastanawiałaś się czy osoba o poglądach p. Ireny bedzie skłonna przyjąć poród z ciąży powstalej w wyniku in vitro?

Przypuszczam, że Rosa się nad tym zastanawia, bo to jakoś pośrednio wynika z jej postów.
Moim zdaniem trzeba p. Chołuj po prostu zapytać.

Edit: wycinam

Napisany przez: użytkownik usunięty śro, 01 lip 2009 - 19:39

[post usunięty]

Napisany przez: kalarepa78 śro, 01 lip 2009 - 21:06

CYTAT(użytkownik usunięty @ Wed, 01 Jul 2009 - 20:39) *
cytowany post usunięto


A nie boisz sie, że trochę ta sytuacja przypomnia dowcip o sekatorze?icon_wink.gif Poglądy Pani Ireny są powszechnie znane, ale tez słyszałam od jednej osoby, która z nią rodziła, ze to bardzo tolerancyjna osoba. Mysle, że skoro chcesz zachować sobię tę położną "w odwodzie", to może warto wiedziec, czy ten backup istnieje.

Napisany przez: użytkownik usunięty śro, 01 lip 2009 - 23:02

[post usunięty]

Napisany przez: kalarepa78 czw, 02 lip 2009 - 07:51

CYTAT(użytkownik usunięty @ Thu, 02 Jul 2009 - 00:02) *
cytowany post usunięto


Hej, spróbuj nie dać się złym myslom! Przeciez nawet gdyby poród miał się odbyć w szpitalu, to dzięki własnej położnej i własnej/mężowskiej asertywności tez może być prawie tak, jak sobie zaplanujesz.

Napisany przez: użytkownik usunięty śro, 08 lip 2009 - 11:10

[post usunięty]

Napisany przez: Silije czw, 09 lip 2009 - 00:10

Ale jakie toporne tlumaczenie z angielskiego...

Napisany przez: orzechowa sob, 18 lip 2009 - 20:14

CYTAT(kalarepa78 @ Sun, 17 May 2009 - 14:55) *
Głupie pytanie: czy badanie usg pozwala oszacować długość pępowiny?


To raczej jest możliwe, tak samo jak sprawdzenie którędy biegnie pępowina / czy dziecko nie jest nią okręcone. Skoro można badać przepływy w pępowinie...
ALE
bardzo dobra operatorka USG powiedziała mi że sprawdzanie czy dziecko nie jest owinięte pępowiną i tak nic nie daje jeśli chodzi o rokowania porodu, ponieważ dzieci wiercą się do samego końca i w trakcie porodu także. Więc zawinięte może się odwinąć, niezawinięte zaplątać... takie wróżenie z fusów.

Chyba że, tak jak mi się zdarzyło z pierwszym dzieckiem, jest ono już bardzo głęboko wstawione do kanału rodnego w momencie tego przedporodowego USG i nie oczekuje się już większych wygibasów główką. No ale na to liczyć nie można.

Jeśli chodzi zaś o pępowinę, w przypadku porodu rzeczywiście naturalnego, jeśli dziecko jest oplątane, akcja zwalnia i nie postępuje. A to jest sygnał niepokojący dla położnej domowej. Jeśli w takiej sytuacji w szpitalu wchodzi dożylnie oksytocyna, natura mówi 'pas' i dziecko jest wciskane w kanał rodny mimo woli organizmu matki i swojego i ... może zrobić się niebezpiecznie.

To jest wyzwanie, że nie damy rady wszystkiego przewidzieć i kontrolować icon_wink.gif
Ot, dla mnie, taka lekcja pokory...

Napisany przez: użytkownik usunięty nie, 19 lip 2009 - 13:10

[post usunięty]

Napisany przez: Silije nie, 19 lip 2009 - 18:58

QUOTE(Rosa @ Sun, 19 Jul 2009 - 14:10) *
Do końca prezentowały podejście "o Boże, ale by było cudnie gdybym urodziła przez cesarkę" traktując poród silami natury jako zdecydowanie mniej pożądany, którego się zresztą bały.

a.


Nigdy nie lekceważmy autosugestii icon_smile.gif

Napisany przez: AsiaKG nie, 19 lip 2009 - 21:33

CYTAT(użytkownik usunięty @ Sun, 19 Jul 2009 - 12:10) *
cytowany post usunięto


Mam znajomą która była, jakby to dobrze ująć... zaskoczona, a wręcz nieco zniesmaczona że chcę rodzić SN.

Napisany przez: użytkownik usunięty pon, 20 lip 2009 - 14:17

[post usunięty]

Napisany przez: kamixx pon, 20 lip 2009 - 14:26

Rosa https://www.ecospa.pl/olej-slodkich-migdalow-p-17.html

czy Ty Rosa zdecydowałaś się rodzić jednak w domu?

Napisany przez: Bosanova pon, 20 lip 2009 - 18:32

Proszę:

https://allegro.pl/item692082231_100_olej_ze_slodkich_migdalow_masaz_100ml.html

https://allegro.pl/item686919127_skarb_matki_oliwka_z_olejkiem_z_migdalow_tanio.html

https://allegro.pl/item691105304_odzywczy_i_nawilzajacy_olejek_do_masazu_pl.html

Napisany przez: użytkownik usunięty pon, 20 lip 2009 - 18:42

[post usunięty]

Napisany przez: isllandia pon, 20 lip 2009 - 22:24

Rosa - ja używałam oliwy z oliwek, potem już od 38tc oleju z wiesiołka - otwierałam jedną kapsułkę i dodawałam do oliwy z oliwek. Pewnie wiesz, że skończyło się nacięciem, więc lepiej szukaj tego olejku z migdałów:) A tak serio, nam na szkole rodzenia mówili, że do masażu można używać oliwy z oliwek.

Napisany przez: użytkownik usunięty pon, 20 lip 2009 - 22:54

[post usunięty]

Napisany przez: kamixx wto, 21 lip 2009 - 07:45

mam w pracy przekawlifikowaną położną tzn. kiedyś była położną teraz jest biurwą i powiedziała mi, że dziewczyny o ciemniejszej karnacji mają lepiej rozciągliwą skórę i często udaje się bez nacięcia np. cyganki, mulatki, murzynki

Napisany przez: Adasia wto, 21 lip 2009 - 09:51

rosa, a nie możesz tej oliwie migdałów nawrzucać i wtedy się smarować?
icon_smile.gif
Nie wiem, co robię w wątku o organizacji porodu. Jakiegokolwiek 37.gif

Napisany przez: MaMaria sob, 25 lip 2009 - 22:29

Moim zdaniem liczy się sam masaż a nie rodzaj olejku. Bierz oliwę z oliwek i działaj:)

Napisany przez: użytkownik usunięty pon, 10 sie 2009 - 18:52

[post usunięty]

Napisany przez: orzechowa wto, 11 sie 2009 - 18:50

Rosa, Oczywiście że planuję opisać swój poród domowy !
Właśnie dlatego dojrzewam, dojrzewam icon_cool.gif musi mi się wszystko poukładać.

To ważne żeby właściwie oddać podobieństwa i różnice, tym bardziej że poprzednio rodziłam i dość świadomie i w miarę po ludzku w wersji 'full opcja' w szpitalu Żelazna (sala + położna). Nikt mi wtedy krzywdy w klasycznym rozumieniu tego słowa nie zrobił. Choć szpitalność dała mi/nam się we znaki...

/przyznam że ja z natury należę też do tych mało cierpliwych, a tu Olga wystawiała mą cierpliwość niejednokrotnie na próbę: śmiała urodzić się PO środkowym dniu terminu icon_wink.gif nienie.gif i rodziła się wcale nie tak błyskawicznie, jak można by się po moim pierwszym porodzie spodziewać... Uczę się ufać i czekać na właściwy moment. Taka duchowa gimnastyka. Przećwiczyła mnie ta ciąża icon_wink.gif/

A opis dlatego że ważny, to nie szybki. Ważny dla mnie, bo chcę ubrać w słowa jedno z najważniejszych i najbardziej przemieniających doświadczeń swojego życia, nie roniąc zbyt wiele z jego bogactwa.
Pewnie dla innych dziewczyn ważny też, dla Ciebie na przykład.
Dla 'sprawy', bo wiele wokół porodów domowych przesądów, lęków i niedomówień. A szkoda...

"Zrobię to wolno, to będzie szybciej" icon_wink.gif

Na razie kończymy pierwsze zmagania z lokalną służbą zdrowia, którą postawiłam w stan szoku totalnego, bo to 'pierwszy raz' w okolicy:
Położna środowiskowa "Bo wie Pani, tu jest taka mała afera w związku z Pani porodem"
Nikt nie miał pojęcia że położne przyjmujące porody domowe robią to legalnie, mamy kartę szczepień, książeczkę zdrowia, zgłoszenie do USC, badania przesiewowe etc. Że nie znikają w kosmosie, a interesują się położnicą po porodzie icon_wink.gif Że zamierzamy szczepić dziecko, tyle że nie w pierwszej dobie, bo chcemy dać sobie czas na pobycie w domu a nie gnać po świecie.
Traktowano nas na początku jak ludzi mało poczytalnych... icon_rolleyes.gif
No ale udało się zaprosić pediatrę neonatologa na wizytę patronażową w 3 dobie życia (umówiona wcześniej bardzo fajna lekarka nagle wyjechała na kilka dni i zostaliśmy na lodzie), wizyta chyba pozwoliła oddalić podejrzenia o naszej niepoczytalności icon_wink.gif (uczesałam się, mąż ogolony, mieszkanie posprzątane, dzieci czyste, zdrowe, książki na półkach, laptop na biurku...), dziś byliśmy na kontroli u dzieci zdrowych w przychodni, wszystko pięknie icon_biggrin.gif , tylko położne tak mocno mi się przyglądają z zaintrygowaniem icon_wink.gif
Pediatra rejonowa uspokoiła się widząc że dziecko i ręce ma i nogi, i je, i ładna skóra, i spokojne itd...
Jutro albo pojutrze szczepimy.

A różnice poród szpitalny a poród domowy są. Amen. Jak między mono a stereo, jak między telewizją biało-czarną a kolorową.
Dojrzewam do tego opisu, ale Rosa jeszcze trochę icon_wink.gif


Napisany przez: fiefiórka kanadyjska wto, 11 sie 2009 - 20:30

no właśnie, Orzechowa, byłam ciekawa jak to w moim (naszym) mieście zareagowali na ten poród domowy. Wcześniej miałam się zapytać, czy to się zrobiło tam popularne i częściej spotykane, ale teraz doczytałam, że byłaś "przodownicą" icon_smile.gif
Czy możesz mi powiedzieć, skąd przyjechała do Ciebie położna? Znaleźliście taką w Katowicach, czy trzeba było dalej szukać?
No i takie niedyskretne pytanie - w której przychodni panie się tak dziwiły? icon_smile.gif

Jakoś tak zaczęło mnie to interesować, bo jeszcze nie do końca jestem przekonana, że to moje obecne miejsce zamieszkania jest moim miejscem na ziemi i czy przypadkiem nie będziemy wracać, a wtedy kto wie, może Twoje doświadczenia by mi się przydały kiedyś icon_smile.gif

Napisany przez: pirania wto, 11 sie 2009 - 21:41

Rosa nie mam zamiaru cie deprwowac ale ja w zyciu nie masowalam sie olejkiem z migdalow. Oraz ogolnie nie masowalam sie niczym. I jestem zwolenniczka problemu ze na naciecie badz nie najwiekszy wplyw ma polozna i jej wspolpraca z rodzaca. Co obserwowalam 5 razy. Ponadto nie mam najwyzszego mniemania o swoich zdolnosciach rozciagliwych gdyz porozstepowana jestem jak nie wiem, nawet na kolanach, sadze ze gdyby rozciagliwosc miala cokolwiek do powiedzenia to peklabym po pache icon_smile.gif

Napisany przez: użytkownik usunięty wto, 11 sie 2009 - 22:14

[post usunięty]

Napisany przez: orzechowa wto, 11 sie 2009 - 22:23

CYTAT(fiefiórka kanadyjska @ Tue, 11 Aug 2009 - 21:30) *
no właśnie, Orzechowa, byłam ciekawa jak to w moim (naszym) mieście zareagowali na ten poród domowy. Wcześniej miałam się zapytać, czy to się zrobiło tam popularne i częściej spotykane, ale teraz doczytałam, że byłaś "przodownicą" icon_smile.gif
Czy możesz mi powiedzieć, skąd przyjechała do Ciebie położna? Znaleźliście taką w Katowicach, czy trzeba było dalej szukać?
No i takie niedyskretne pytanie - w której przychodni panie się tak dziwiły? icon_smile.gif

Jakoś tak zaczęło mnie to interesować, bo jeszcze nie do końca jestem przekonana, że to moje obecne miejsce zamieszkania jest moim miejscem na ziemi i czy przypadkiem nie będziemy wracać, a wtedy kto wie, może Twoje doświadczenia by mi się przydały kiedyś icon_smile.gif


Podobno już jakiś poród domowy w Jaworznie był, ale nie w tej części icon_wink.gif

Położnej szukałam przez Fundację Rodzić Po Ludzku www.rodzicpoludzku.pl - oni, a raczej one mają z reguły najświeższe informacje co gdzie kiedy, a potem przez www.dobrzeurodzeni.pl - w tym ostatnim miejscu jest lista aktualnie praktykujących, 100% legalnych icon_wink.gif położnych domowych, z kontaktami. Rodziłam z Iloną Czok z Mysłowic, położną która praktykowała w ostatniej w Polsce izbie porodowej w Lędzinach. To było legendarne miejsce... Położne dostały nagrody Aniołów w ostatniej akcji 'Rodzić po Ludzku'. I wiem już za co icon_smile.gif

Przychodnia: Elvita icon_wink.gif Ale szlak już przetarty icon_cool.gif

Z tego co wiem, porody domowe zdarzają się w większych ilościach w Bielsku-Białej, Krakowie... raczej duże ośrodki miejskie.

Napisany przez: fiefiórka kanadyjska wto, 11 sie 2009 - 22:34

dzięki za odpowiedź icon_smile.gif

moje domysły co do przychodni sprawdziły się w 100% icon_wink.gif, bo tam jest wszystko takie nowe i nowoczesne i taki poród domowy widocznie im się w głowach nie mieści icon_wink.gif. Chociaż jak to stwierdziła moja mama, z którą przed chwilą to komentowałyśmy, pewnie nie jedna osoba stamtąd też się urodziła w trakcie porodu domowego icon_smile.gif

zresztą co do tej przychodni, dokładniej tej na Gwarków, mam z nią ostatnio bardzo złe doświadczenia, kiedy słyszę opowieści moich najbliższych, i mocno ugruntowaną opinię odnośnie podchodzenia do pacjenta, tak przez panie w rejestracji jak i przez lekarzy, i to różnych specjalności. Jedynie z czasów przed wyjazdowych mam dobrą opinię o jednym ginekologu.


a tak w ogóle to moje gratulacje z okazji urodzenia nowej Jaworznianki icon_smile.gif

Napisany przez: Silije wto, 11 sie 2009 - 23:47

Orzechowa ja też gratuluję!!! I strasznie się cieszę brawo_bis.gif

Napisany przez: Cleo wto, 11 sie 2009 - 23:56

Orzechowa- gratulacje i super brawo!
Ja co prawda PRAWIE w domu rodzilam, bo w Domu Narodzin, ale reakcje nawet w takich światłych;) miejscach jak LIM miałam podobne. icon_wink.gif I nie wiem trochę, co będzie, jak Hania ruszy do placówek oświatowych bez blizny gruźliczej hmm

"Mono a stereo"--- świetne porównanie:) Rozumiem CIę doskonale, bo równiez jedno dziecko mam 'szpitalne', a drugie 'domowe'...

Aha, Rosa, ja w ogóle nie łapię z tymi migdalami -niczego nie masowałam!
I gdzeis chyba mignelo mi Twoje pytanie o rozpozanie, gdzei głowka, gdzei kolano - niestety nie pomogę, bo sama NIGDY tego ine umialam i generalnie to była taka zgadywanka w ramach rozrywki pewnej ciążowej;0

Napisany przez: orzechowa śro, 19 sie 2009 - 03:05

Wrzuciłam opis swojego porodu domowego do wątku opisującego porody.
Dziękuję za gratulacje icon_smile.gif - jest co świętować...

Melduję się na wątku jako 'domowa mama' icon_cool.gif odpowiem, podpowiem co będę mogła, do usług.

/w ostatniej ciąży niczego nie masowałam i krocze 100% ochronione, no ALE to drugi poród i już JAKIŚ czas jestem po 30-stce icon_wink.gif /

Napisany przez: orzechowa pią, 21 sie 2009 - 13:01

Mała łaskawie śpi, ja siedzę w necie icon_wink.gif
Natrafiłam na artykuł o porodach domowych w Tygodniku Powszechnym, z którego wynika że sytuacja nie wygląda dobrze tzn. lobby szpitalno-lekarskie trzyma się mocno i marne są widoki na to aby np. uzyskać refundację NFZtu na 'porodowe fanaberie'.
Artykuł rzetelny, obiektywny, oddaje istotę sytuacji...

https://tygodnik.onet.pl/30,0,20089,1,artykul.html

Napisany przez: Silije pon, 28 wrz 2009 - 23:29

W październikowym "M jak Mama" na stronie 14 moja koleżanka z Poznania, Magda Nowaczyk, opisuje swoje dwa porody domowe, zdjęcia też są, polecam.

Napisany przez: ivy nie, 04 paź 2009 - 23:47

rosa: ja probuje masowac ale ciagle zapominam, czasem pod prysznicem mysle o tym.

a co do porodow nieszpitalnych - ja ide do domu porodowego, jak chcecie to moge wam potem opisac jak wyszlo.

Napisany przez: Magdawro pon, 21 gru 2009 - 14:10

CYTAT(Silije @ Tue, 25 Sep 2007 - 20:03) *
Strona pewnego lekarza położnika w całości warta przeczytania
https://www.lekarz.com.pl/dom_czy_szpital/satysfakcja.htm

Dwa artykuły ze strony fundacji Rodzić po ludzku
https://www.rodzicpoludzku.pl/przegladprasy/artykul.php?przeglad_prasy_id=46
https://www.rodzicpoludzku.pl/dla_poloznych/artykul.php?polozna_konferencje_artykuly_id=13&polozna_konferencja_id=3

No, ja zdecydowanie w temacie porodu domowego, więc podczytuję, co znajdę. A Twoje wątki, Silije już przerabiam kolejny raz. Ten ze stroną lekarza położnika (czemu z Żar? nie mógłby być bliżej Wrocka z tymi swoimi usługami!;) ukoił moją duszę, steraną myślą, że ludzkich lekarzy to ze świecą szukać.

A na masowanie krocza, to nie wiem, czy sie zdobędę ale mam jeszcze czas, zgodnie z tym, co moja guru Agrawal mówiła w szkole rodzenia.

Napisany przez: Magdawro sob, 13 mar 2010 - 05:49

A co mi tam - i tutaj wrzucę opis mojego porodu- w końcu od tego wątku się zaczął mój proces decyzyjny...

Dedykowane duchowym położnym, w tym Rosie i Silije, które swoimi przekonywującymi i wartościowymi wypowiedziami ośmieliły mnie w temacie [color="#FF00FF"]

Zanim opiszę jak się rodziła Marta Lena(będzie długo) parę słów o tym, co mnie skłoniło do porodu domowego.
Pierwsza córcia urodziła się w szpitalu mocno okrzepłym w zasadach z lat 80-tych. Wprawdzie były to czasy fundacji rodzić po ludzku ale tamtejsza twierdza broniła się zaciekle - tzn.mieli worki sako, nowoczesne łożko porodowe itd. ale zabrakło tego co najważniejsze - mentalności, w której kobieta ma coś do powiedzenia w kwestii swego ciała i swego porodu... Stąd na nic moje obczytanie, bywanie na wykładach i pokazach filmowych - na większość czasu po prostu poległam na łożu. Ale dzięki pomocy mamy we wczesnej fazie rozwierania - nakarmiła jajecznicą, powlokła mnie na spacer pod pretekstem ostatnich zakupów, zwlekaniu z pójściem do szpitala do ostatniej chwili i obecności męża - ...itp małżonek przejechał 100km w 40 minut, dolaczył do mnie i jakoś to było...On twierdzi, ze nawet udało nam sie na chwilę uciec do toalety, czym wzbudziliśmy przestrach położnej, kóra "szukala nas wszędzie"
Ale...pierwsze dziecko...niepewność, strach...wiadomo - urodziłam, zobaczylam Skarba, ucieszyłam się i...popadłam w koszmarnego baby - bluesa ale to już obok tematu nieco...

Potem był synuś - bałam się koszmarnie, wiedziałam, co mnie czeka i bardzo zwlekałam z pójściem do szpitala. Już nie było spacerów ale za to wymoczyłam się w domu w wannie a potem jeszcze siedziałam w aucie 2 godziny pod szpitalem - aż poczułam ból w mieśniach zastałych od siedzenia. Juz na porodówce, notabene rodzinnej nie pozwolono mi się ruszyć, pani(położna) uwiazała mnie do KTG - nie pozwoliła zmieniać pozycji na boczną i zabrała kapcie stwierdzając, że nie bedą potrzebne - efekt: po kilku godzinach męczarni, niepotrzebnego przyspieszania farmakologicznego (zbliżał się termin cesarki wcześniej już zaaplanowanej) - młodego wypchnął lekarz. Ja zmasakrowana, popękana w kierunku pęcherza, z cewnikiem całą dobę i z poczuciem totalnej porażki i bycia jak ofiara gwałtu. Synuś wyszedł wyczerpany, na skraju wytrzymałosci, krzyczał rozpaczliwie, był na pograniczu jeśli chodzi o wskaźniki normy urodzeniowej. Na szczęście wszystkie kontrole przeszedł pomyślnie a obecnie ma "tylko"(?!) dysleksję. Postanowiłam - nigdy więcej konowałów!

No i nastąpiła era Marty - XXI wiek, Wrocław, szkoła rodzenia u mojej guru Agrawal, sporo większe możliwości szpitali wrocławskich ale nadal konieczność zdania się na przypadkowe osoby i wciąż istniejąca we mnie trauma szpitalna. W wielkim Wrocławiu nie ma izby porodowej ani prywatnego ośrodka jest za to wszechobecny tłok i pośpiech jak na taśmie produkcyjnej. No a my 10 lat starsi, ja bardziej pewna siebie i wiedząca czego oczekuję. Ale opatrzność czuwała - jeszcze zanim dowiedzieliśmy sie o Marcie poznałam krąg kobiet, w którym pojawiła się też babka, która urodzila w domu, w dodatku lotosowo.. Pogadałam, poprzymierzałam sie do tematu, posłuchałam doktor na jej cennych wykładach, trafilam na cenne dla mnie wątki Silije i Rosy na odkrytym przy tej okazji forum na maluchach. Dzięki nim przymierzyłam się do praktycznego wymiaru tego przedsiewzięcia i tak sobie trwałam w stanie poszukiwania odpowiedzi w samej sobie, czy jestem w stanie zaufać sobie i naturze na tyle, że będę wiedziała na pewno, że w domu ja i dzecko będziemy co najmniej równo bezpieczni, jak w szpitalu albo i bardziej. Co ważne, mąż dotarl mimo początkowych trudności w uczęszczaniu do szkoły rodzenia na zajęcia o porodzie. I zobaczyłam, że posłuchawszy relacji innych, którzy urodzili w domu a przede wszystkim gdy zobaczył mężczyzn w akcji i nabrał przekonania, że tak - to jest dobra dla nas droga - zaakceptował w pełni moje podejście do planu porodu domowego.

I wtedy poznałam GRAŻYNĘ, anioła który wprowadza na ten świat maluszki nie potrzebujac do tego mieć za plecami instytucji, konkretną babę z doświadczeniem i bijącą z oczu i słów miłością do tych maleństw. Zobaczyłam ją najpierw na zajęciach w szkole rodzenia, popytałam doświadczonych w kontakcie z nią a potem nastąpił już etap wzajemnego poznawania się, gdzie nabralam przekonania, że tak - z tą kobietą poczuję się bezpiecznie i wiem, że nie bedzie wprowadzać swoich scenariuszy a mądrze nam potowarzyszy.
Potem nastąpił etap praktycznych przygotowań - badania, które miały przesądzić o tym, czy mogę bezpiecznie rodzić w domu, inwestowanie starań we wzrost hemoglobiny, im bliżej porodu tym częstsze kontrole u ginki. Jeszcze trzeba było przygotować dosłownie parę drobiazgów potrzebnych w domu, umówić przyjaciół do zaopiekowania się dziećmi i psem. Oraz jeszcze wybranie szpitala i spakowanie torby "na wszelki wypadek". No i przyjemności w postaci przygotowania wyprawki dla dziecka. Rozmowy z różnymi osobami, które potrzebowały zrozumieć moją decyzję,w tym na forum. Na ostatniej wizycie tuż przed porodem Doktor stwierdziła, że "nic się nie otwiera i to może jeszcze potrwać ale równie dobrze w każdej chwili może się coś wydarzyć, bo to 3.ciąża". Pod gabinetem okazało się też , że kolejna para rodząca w domu mieszka na sąsiedniej ulicy, niedługo więc urodzi się Marcie koleżanka(/kolega?- zapomniałam zapytać).

PORÓD
No i nadeszła niedziela. Zaczęła się od rozstroju żołądka...mężowskiego (później śmialiśmy się, że on pierwszy poczuł skurcze przepowiadające. Gdy mu odpuścilo, pojechaliśmy na zaplanowane zakupy. W trakcie jazdy autem poczulam ból w dole brzucha jak na @ ale własciwie nie był to ból a takie napięcie - pomyślałam sobie - wreszcie jakiś sygnał przepowiadający. Jakoś mi się nie chciało przepychać z wielkim koszem przed ludzi trwających przy kasie uprzywilejowanej, więc odczekaliśmy swoje w zwykłej a ja stałam sobie, czekając aż bedę mogła zaplacić kartą i myślalam, że całkiem silna jestem w tej ciąży, bo nawet nie poszlam usiąść (fakt, te ławeczki najbliżej były zajęte). Potem jeszcze poszliśmy na zdrowy soczek marchewkowy, myślałam jeszcze spojrzeć na buty dla córci ale i to i sprawę, ktorą mąż miał załatwić odpuściliśmy. Gdy wczłapałam się na nasze 3. piętro okazało się, że na wkladce brunatno -"Czyżby czop? i czy tym razem jak w poprzednich ciążach to już zwiastun, że tego dnia będziemy mieli możlwiość zobaczyć nasze dziecko?"
Oni biegali tam i spowrotem z zakupami, małż jeszcze wyprowadził psa a ja stwierdziłam, ze czas wypocząć na wypadek, gdyby to był ten dzień.
Nie dany mi był wypoczynek. Leżąc stwierdziłam, że skurcze są i pewnie już będą, więc postanowiłam sprawdzić, jak reaguję na ruch. Poszłam robić rosół, bo Grażyna prosiła by mieć wcześniej przygotowany, ponieważ na pewno przyda się po porodzie. Cały czas zapisywałam skurcze i stwierdziłam, że są zmienne w długości, zależnie od tego, czy poruszam się, czy leżę a w leżeniu zależne od tego, na którym boku. Cały czas w kontakcie tel. z położną obserwowałam rozwój akcji i nie byłam już w stanie skupić się na filmie ani na rozmowie na temat zdjęć oglądanych przez rodzinkę przy okazji i projektu syna, a notabene dotyczącego rozwoju dziecka od momentu urodzenia. Mąż zorganizował wywiezienie dzieci i psa przez swojego brata, choć wciąż nie byłam pewna, czy to już. Gdy pojechali(około 2 godzin od rozpoczęcia akcji) położyłam się znów i stwierdziłam, że już nie jest lżej jak się położę a chodziłam, ani przy zmianie pozycji. częstotliwość skurczy wzrosła z około 8 - 10 minut do około 6 a położna miała zadzwonić za godzinę. Posżłam więc pod prysznic, lałam po sobie wodę i to przynosiło mi ulgę ale pomiędzy skurczami coraz trudniej było mi wypocząć, bo kabina surowa, bez udogodnień i nie miałam się na czym wesprzeć. Mąż przejął kontakty z położną, uciskał mi dłoń w miejscu oddziałującym na skurcze - do pewnego momentu łagodziło odczucie bólu. Gdy stwierdziłam, że już nie da rady, poprosiłam, by przygotował mi wannę (nie mozna wejść za wcześnie, bo to rozprasza rozwój akcji skurczowej) a położna była już w drodze. Z trudem wczłapałam się na górę, z kilkoma przystankami na skurcze. Przyjaciółka dzwoniła ale już nie bylam w stanie odbierać. W wannie było mi lepiej ale do czasu - przyszedł moment, gdy zaczęłam sie denerwować, że położnej wciąż nie ma. A ja w takich mocarnych już bólach nie wiedziałam, jakie rozwarcie i ile jeszcze mnie czeka. Robiłam się już zła, gdy usłyszalam dzwonek. Weszła Grażyna, stwierdziła, ze poczeka aż będę gotowa, no bo ona wie, że teraz nie wyciągnie mnie z wanny, no to wystawiłam pupsko w górę (dosłownie i...okazało się, że 8 - 9 cm i słyszalam, jak mówi do męża, że do godziny to potrwa. A było po 20.00, ok.4 godziny od początku akcji skurczowej. Ja znów zdałam sobie sprawę, że wanna już nie przynosi mi ulgi. Po chwili wynurzyłam się i...chlusnęły wody a właściwie ich częśc - resztę przyblokowała główka. Chwile potrwałam w oparciu o wannę ale też nie było mi w tej pozycji dobrze a i zdałam sobie sprawę, że tak na pewno nie urodzę. Grażyna zaproponowała pozycję kuczną, mąż siadł na toalecie, podtrzymywał mnie pod pachami a ja czekałam na dobry moment, próbując pamiętać o oddychaniu pomiędzy skurczami. Położna połaskotała mi brzuch, co spotkało się z moją wrogością - pomyślałam, że sprawi, że bedzie mnie bolało jeszcze bardziej ale po chwili usłyszałam poprzyj i...o 20.35 wyskoczyła nasza dziewuszka - od razu pokazała, jak silne ma płuca. Przytulilam ją do siebie po chwili jak udało się mnie umieścić tak, bym przysiadla, pępowina sobie tętniła a malutka od razu wzięła się do piersi. Położna podrażniła mi sutek, coby wyszło łożysko i już w trakcie widziałam, że coś niestandardowo się odbywa. Potem jeszcze kilkakrotnie słyszalam pytanie, czy dobrze ją widzę i czy nie odpływam - ubytek krwi był spory i wciąż trwał. Malutka została na chwilę odłożona do umywalki(wyłożonej przez położną podkładem i pieluszkami), by mogli mi pomóc wstać...i znowu chluuup...usiadlam na przygotowany naprędce fotel komputerowy...podali mi córeczkę i...czekaliśmy aż będę gotowa zejść na dół. Wtedy oni kawa, ja rosół a położna w scisłej obserwacji, czy jestem przytomna. Trzeba było zejść na dół, bym mogła się położyć a położna się mną zająć. Długo się do tego zbieraliśmy aż w końcu sama zaproponowałam, że zjadę po jednym schodku na pupie. Potem rozłożyłam się na posłaniu na kanapie, kroplówka powieszona na lampie i oksytocyna domięśniowo + okład z mrożonych śliwek (lodu nie mieliśmy;)- wszystko to sprawić miało, że krwawienie zostanie opanowane a ja w końcu stanę na nogi. Powiem tyle - położna była z nami około 1/2 godziny przed urodzeniem maleństwa, potem w trakcie i po jakieś 4 godziny. I jeszcze potem następnego dnia mnie doglądała i sprawdzała. Wogóle nie popękałam, miałam jedno drobne otarcie, które wyleczyło się po jednym okładzie z alg, choć położna rzuciła coś o niećwiczonym kroczu - potem mi powiedziała, że był momentl kiedy wydawało jej się, że mogę popękać ale nie powiedziała a ja to wiem, ze był też moment, gdy bała się, że mogę paść. Nic nie mówiła ale widziałam to w jej oczach mimo opanowania i spokoju w działaniu.
Nie powiem, że było sielankowo, było zupełnie inaczej, niż w książkach i na filmach o porodach naturalnych, domowych. Czy jestem zadowolona - absolutnie! to był mój poród, nie jakiegoś lekarzyny, chcącego się wykazać sztuką położniczą. To ja rodziłam z pomocą męża oraz asystą położnej ale to moja natura decydowała, co i kiedy jest potrzebne mi i mojemu dziecku. Nasze priorytety zostały zachowane a w nagrodę...mamy 4 kilogramy i 59 cm szczęścia, przez pierwsze dni dość głośno domagającego się spełnienia swoich potrzeb a teraz słodkiego aniołka. A wiecie, co rzekła nasza najstarsza, słysząc, ze najmłodsze urodzi sie w domu? A dlaczego ona w domu a my w szpitalu - to niesprawiedliwe!?!
Natomiast synuś przyznał, że ulżyło mu, gdy go odwieźliśmy do kolegi, bo się martwił, że będzie musiał pomagać przy tym porodzie.

Napisany przez: Silije sob, 13 mar 2010 - 08:57

Magda gratulacje impreza.gif Zdrowia dla całej Rodzinki przytul.gif
Bardzo się cieszę z Wami.

Napisany przez: Magdawro nie, 14 mar 2010 - 16:09

CYTAT(Silije @ Sat, 13 Mar 2010 - 08:57) *
Magda gratulacje impreza.gif Zdrowia dla całej Rodzinki przytul.gif
Bardzo się cieszę z Wami.

Dziękuję serdecznie:)

Napisany przez: szeklanka wto, 16 mar 2010 - 13:35

A jak tak sobie poczytałam i tak sobie myślę, że poród w domu jednak w znajomej sobie atmosferze ma coś takiego co powinno uspokajać, z drugiej strony jako dziecko miasta chyba najzwyczajniej w świecie bałabym się efektu porodu w domu, mimo wszystko komfort psychiczny w szpitalu, że jakby coś ze mną, z maluchem było nie tak to pomoc jest od razu i na miejscu.
To odważna decyzja i nie zapomniane przeżycie, szczególnie jak się ma jakieś porównanie, ja póki co nie mam icon_smile.gif ale czyta się to bardzo ciekawie, fajnie że umieściłaś to tutaj bo to ciekawa opinia i kamyczek do przemyśleć.

Napisany przez: Magdawro sob, 20 mar 2010 - 00:14

"Każdemu wg. potrzeb" - dlatego mamy wybór. Dla mnie bezpieczniej w domu a dla innych w szpitalu:)

Napisany przez: kalarepa78 wto, 26 paź 2010 - 11:21

Wygląda na to, że refundacja porodu domowego staje się całkiem realna: https://www.rp.pl/artykul/4,554081-Mama-urodzi-w-sypialni.html Co prawda sam artykuł "zgrzyta" (zwłąszcza to "odbieranie porodu"), ale zawsze to krok w dobrą stronę icon_smile.gif

Napisany przez: Agga czw, 28 paź 2010 - 11:10

kalarepa a że się tak zapytam? Czy tobie nie trzeba czasem gratulować icon_wink.gif .

Napisany przez: Magdawro nie, 09 sty 2011 - 18:21

CYTAT(kalarepa78 @ Tue, 26 Oct 2010 - 11:21) *
Wygląda na to, że refundacja porodu domowego staje się całkiem realna: https://www.rp.pl/artykul/4,554081-Mama-urodzi-w-sypialni.html Co prawda sam artykuł "zgrzyta" (zwłąszcza to "odbieranie porodu"), ale zawsze to krok w dobrą stronę icon_smile.gif

Oby, a nazewnictwo po prostu standardowe 06.gif . Mnie za to zelektryzował "plan porodu" - no, co jak co ale dokumentacja musi być 04.gif

Napisany przez: kalarepa78 pon, 10 sty 2011 - 12:35

Plan porodu jest dość powszechnie wykorzystywany, np. w UK. Chodzi o dokument, gdzie kobieta opisuje swoje oczekiwania związane z porodem.

Napisany przez: Magdawro czw, 27 sty 2011 - 00:51

CYTAT(kalarepa78 @ Mon, 10 Jan 2011 - 12:35) *
Plan porodu jest dość powszechnie wykorzystywany, np. w UK. Chodzi o dokument, gdzie kobieta opisuje swoje oczekiwania związane z porodem.

Wiem, że tam jest tak praktykowane ale tu mi się zdecydowanie biurokratycznie skojarzyło 37.gif

Dziewczyny, rozgadałyśmy się na facebooku o porodach domowych, dziewczyna która pisze na ten temat książkę założyła grupę Poród domowy. Jeśli któraś jest chętna dołączyć to zapraszam. Może wyjdzie z tego coś dobrego, tak jak dla mnie z trafienia na tutejszy wątek:) Jest też pomysł, by oprócz relacji domowych znalazły się w projekcie i pozytywne przykłady szpitalne (w sensie dążenia do swiadomego porodu), więc może któraś z maluchowych mam...

Napisany przez: kalarepa78 śro, 04 maj 2011 - 21:48

Roso Droga, wyciągam wątek, żeby dopytać, czy mogę tu też wkleić mój opis, skoro Silije tak ładnie opisała wszelkie "technikalia".

Napisany przez: Paula. czw, 05 maj 2011 - 00:12

A ja nieśmiało proponuję przyklejenie wątku.
Coś mi się po głowie kołatało, że taki wątek był, ale go nie mogłam odkopać, dzięki Kalarepa za wyciągnięcie icon_smile.gif

Napisany przez: użytkownik usunięty czw, 05 maj 2011 - 14:49

[post usunięty]

Napisany przez: Juliusz Cezar wto, 31 maj 2011 - 10:02

Moja żona, wbrew moim sugestiom, poważnie zastanawia się nad porodem w domu. Nie jestem do końca przekonany o bezpieczeństwie takiego rozwiązania, ale mam świadomość że raczej jej nie przekonam. Przeczytałem całą waszą dyskusję i jestem lekko uspokojony, ale wątpliwości pozostają.
Zamówiłem sobie książkę"Domowe Narodziny".Liczę że pozwoli mi spać spokojnie.
A tak w ogóle to witam. To mój pierwszy post na forum.

Napisany przez: gozar wto, 31 maj 2011 - 10:06

Pierwszy i od razu z reklamą. Świetnie icon_rolleyes.gif

Napisany przez: kalarepa78 czw, 02 cze 2011 - 13:52

Juliuszu, nie wiem, na ile Cię to "uspokoi", ale żeby urodzić w domu nie wystarczy chcieć, wiesz?

Skoro mam oficjalną zgodę Administracji to wklejam:

Piotruś miał się urodzić 27 kwietnia, ale jakoś nigdy nie byliśmy przywiązani do tej daty; raczej zakładaliśmy, ze podobnie jak starszy brat urodzi się wcześniej. W każdym razie już od początku kwietnia byliśmy „zwarci i gotowi” – zawsze z zatankowanym bakiem w samochodzie, wypranymi malutkimi ubrankami, spakowaną szpitalną torbą „na wszelki wypadek” i torbą Krzysia na nocny pobyt u dziadków – bo przecież dzieci praktycznie nigdy nie rodzą się w dzień, więc nie ma nawet co liczyć na to, że Krzyś byłby akurat w przedszkolu, prawda?
Minął początek i środek kwietnia, minęły wyjątkowo późno wypadające w 2011 Święta Wielkanocne a tu GUZIK. Oczywiście, zaczęłam już mieć czarne wizje przenoszenia ciąży i nie urodzenia w domu z tego powodu. W każdym razie na piątek 29. byłam już umówiona na masaż shaitsu, który ponoć magicznie miał poród przyspieszyć.
27. kwietnia ok. 4.40 obudziły mnie delikatne skurcze. Cóż – skurcze jak skurcze, jak mawiał mój mąż – w ciąży interesujący jest pierwszy i ostatni. A te zakwalifikowałam jako skurcze przepowiadające, które pewnie za jakiś czas miną. Poleżałam trochę z chłopakami, którzy spali w najlepsze, żeby po jakimś czasie stwierdzić, że zobaczę jak się sprawuje uruchomiony po raz pierwszy w tym roku system podlewania ogrodu i poszłam na dół. Zapowiadał się piękny dzień. Zrobiłam sobie herbatkę z liści malin, zagryzłam kapsułkami i wiesiołkiem (oby tylko nie przenosić ciąży za dużo!), odpowiedziałam na kolejnego z SMSów z pytaniem czy to już i niepostrzeżenie zrobiło się ok. 6.00. Z lekkim zdziwieniem skonstatowałam, ze skurcze jednak nie przeszły, a nawet zrobiły się może nieco regularniejsze? I dłuższe jakby? Oczywiście moja wrodzona cierpliwość nie pozwoliła na zmierzenie ich regularności, ale udało mi się ustalić, że trwają ok. 40 sekund. Gdzie jest ta książka, w której opisano jak odróżnić skurcze przepowiadające od właściwych? A może ci dwaj na górze już się powoli budzą? Ustaliliśmy z Bartkiem, że nie ma co się zbytnio nakręcać, ale Krzyś jednak pójdzie do przedszkola, jak tylko zostanie otwarte o 7.00. Poprzytulaliśmy się w łóżku, opowiedzieliśmy sobie jak to w domu Zuzi (seria Mądra Mysz) urodził się dzidziuś, wybrałam Młodemu stosowną garderobę i chłopaki pojechali. Skurcze za to zrobiły się jakby częstsze... Ileż do licha można wracać z przedszkola?! I dlaczego słyszę otwieranie drzwi do garażu?! Okazuje się, że mój mąż wziął sobie do serca to, żeby „nie nakręcać się zbytnio” i postanowił jeszcze szybko dołączyć jeden zraszacz do systemu nawadniania. Szybko wyjaśniłam, co miałam na myśli mówiąc o „nie nakręcaniu” i że przebudowa zraszaczy nie mieści się w jego ramach. Ogarniamy z grubsza dół domu, ściągamy ze strychu konwektor, włączamy w górnej łazience grzejnik, na którym będą grzać się pieluszki. Wiecie, że są takie dni kiedy Jaromir Nohavica absolutnie nie nadaje się do słuchania? Zmieniamy na Herdzina, nareszcie ok.
B. ma trochę zdziwioną minę, kiedy zarządzam, że „na wszelki wypadek” (wiele rzeczy robimy „na wszelki wypadek”) nalewamy wody do naszej wielkiej wanny, ale nie oponuje. Jest prawie ósma, dochodzimy do wniosku, że może warto jednak zawiadomić położne, bo gdyby np. tego dnia miały dyżur w szpitalu, a to byłoby TO, to kiepsko. Uff, Kasia w domu, czyli ok. 20 minut spokojnej jazdy od nas, umawiamy się przyjedzie ok. 10.00 zobaczyć co i jak, powiadomi też Edytę, ze może to już. Przynoszę swoją genialną piłkę do siedzenia, pijemy herbatę (tzn. ja – wiadome liście) wyjmujemy „Epokę Kamienną” i rozstawiamy spokojnie pionki na planszy. Jest cudnie, zachwyca mnie myśl, że można uznać, że poród jużtrwa, a my nigdzie się nie wybieramy. Po raz pierwszy w życiu prawie remisuję z Bartkiem! Druga partia idzie mi nieco gorzej, co parę minut przychodzi tak silny skurcz, że padam na sako, ale ciągle mam w głowie to że taki skurcz przecież po chwili minie. Po jakimś czasie nie jestem już w stanie znieść całego rozdania przy stole, każę mierzyć czas między tymi skurczami wychodzi, ze są między 3-4 minuty. Bartek dzwoni do Kasi, która stoi w korku gigancie, decyduje, że będzie go objeżdżać lasem (sic!), uspokaja Bartka, żeby nie panikować i w razie czego na lewy bok, my próbujemy ją uspokoić, żeby nie panikowała, bo na razie nic się jeszcze takiego nie dzieje. Partia dobiega końca, nie mam siły policzyć swoich punktów, proszę, żeby B. to zrobił (a on tę prośbę – co okazało się duużo później – ignoruje, uznajmy zatem, że wreszcie wygrałam), decydujemy, ze pójdę jednak do wanny. Z tyłu głowy kołacze mi się myśl, ze do wanny nie można wejść za szybko, próbuję sama ocenić rozwarcie – jest na 3 palce laika, więc chyba ok.? Włączamy bąble, jest dużo lepiej niż „na lądzie”, po paru minutach dociera Kasia (jest ok. 9.00), żartujemy sobie, jest bardzo miło, za oknem łazienki słońce i delikatne brzozowe listki. Słuchamy serca, pada słowo „ktg”, ja się mocno wewnętrznie krzywię, bo pamiętam to z poprzedniego porodu jako koszmar, okazuje się, że chodzi o takie dłuższe słuchanie w wannie, super. Kasia mnie bada, jest 5-6 cm rozwarcia, dzwoni do Edyty, żeby nie zabiła się o swoje nogi. Skurcze chyba się nasilają, każe sobie przynieść poduszkę i moszczę sobie norę w najgłębszej części wanny. Dalej gadamy we trójkę, przy skurczu odwracam się na chwilę i zapadam w tej norze. B. dzwoni do pracy, tłumaczy pani w Ważnym Sekretariacie, że go nie będzie na Ważny, Głosowaniu, bo właśnie teraz rodzi mu się dziecko, pani w pierwszej chwili nie jest w stanie zrozumieć co to znaczy „właśnie teraz”. Ok. 10.00 przyjeżdża Edyta, pyta jak tam, przelatuje mi przez głowę myśl, że jeszcze nigdy nie witałam gości siedząc nago w wannie.
Bartek proponuje położnym coś do picia, ustalamy, że będą na tarasie, w razie potrzeby je zawołamy. Jest tak zwyczajnie – przez zaciągniętą roletę (mój stary mózg jednak nie chce, żeby było za jasno) sączy się delikatne światło, Bartek siedzi na brzegu wanny w jasnoniebieskim T-shircie i krótkich spodniach, zastanawiam się kiedy je znalazł w otmętach szafy, gadamy o wszystkim i o niczym. Gdyby nie te skurcze, to można by pomyśleć, ze to moja zwykła kąpiel w towarzystwie męża. Skurcze bolą już dość mocno, wtedy się odwracam, głowa na poduszce, ciało pod wodą, nie chcę, żeby mnie dotykać, tylko ja mogę! Staram się pamiętać, że „poród boli tylko w połowie”, ze każdy skurcz w końcu minie, żeby nie zaciskać mięśni. Skurcz szczęśliwie przeszedł, B. pyta, czy ma wejść całkiem do środka i przytulać mnie w skurczu (poprzednio tego właśnie oczekiwałam), na raty między skurczami tłumaczę, że absolutnie nie, że poprzednio wynikało to chyba z lęku, że zaraz ktoś zrobi mi krzywdę, tym razem wcale się nie boję. Kasia pyta, jak myślimy, ile Piotruś będzie ważył, głośno mówię 3500, żeby nie zapeszyć, ale boję się, że może okazać się więcej, w końcu ostatnie usg mamy z 32 tygodnia. Kolejny skurcz, nie jest łatwo, Kasia proponuje, ze może zrobię siku, ok., wychodzę z wanny, nic z tego, idzie skurcz – do wody, do wody, natychmiast do wody! Skurcze zaczynają być naprawdę bolesne, krzyczę, żeby B. coś zrobił, on próbuje, ja go odganiam, żeby potem tłumaczyć między skurczami, że tylko tak mówię, żeby nic nie robił, że liczy się tylko jego obecność. Chcę mu jakoś powiedzieć dobitnie, że naprawdę bardzo mi pomaga, ale skurcze robią się coraz boleśniejsze i coraz częstsze, coś tam mówię, ale wypada blado, trudno, może potem. Boli coraz bardziej, zaczynam krzyczeć, już nie mam siły nie zaciskać mięśni, gryzę poduszki, prawie wyłamuję Bartkowi palce, w pewnym momencie niemal miażdżę mu zdjęte do przetarcia okulary. Bardzo muszę odpocząć, proszę. Niech te przerwy się wydłużą, strasznie boli już nie dam rady! Przychodzi Kasia pyta, czy już czuję popieranie, chyba nie, po prostu mnie boli, bardzo boli. Sprawdzam ręką, główka jest jakieś 1,5 od ujścia pochwy, śmieszna ta główka, raczej stożkowaty sopel. W którejś dłuższej przerwie mówię Bartkowi, że jednak nie ma szans na poród orgazmiczny, ale że i tak poród jest bardzo ok, mimo, że tak boli. Znowu skurcz! Jest mi strasznie, nie dam rady, proszę zabierz mnie stąd, zabierz mnie z tych skurczy, chcę odpocząć, chcę się przespać! To chyba już, chyba czuję parcie! Przychodzi Kasia, dochodzę do wniosku, że chyba jednak nie, Kasia mówi, że być może mam rację, słyszę, że mówi do Edyty już 9 cm i rąbeczek szyjki, zastanawiam się, czy to jakieś szczególnie ważne? Od jakiegoś czasu leże na prawym boku w mojej norze, boli strasznie, przerwy między skurczami są krótkie, za krótkie, czuję rozpieranie, źle, jest mi cholernie źle! Kasia mówi coś o rozluźnieniu, nie mam siły nic zrobić, proponuje, żebym dotknęła główki, oponuję, dotykam jej po chwili – Czym jest pokryta?! W książkach piszą, ze główka jest cudna w dotyku, ta jest ohydna, jakaś skórzasta czy to przez pęcherz płodowy? Nie, to szwy czaszkowe – słyszę. Nie urodzę tej główki, jest za duża, to mnie po prostu zabije, wszystko strasznie boli, piecze! I nagle ulga, główka już urodzona, podobnie jak przy Krzysiu – czuję ogromną ulgę, jak dobrze, jak dobrze. Woda w wannie robi się szkarłatna, zastanawiam się jak bardzo popękałam. Czekamy na kolejny skurcz, boli bardzo boli ale JUŻ – czuję, jak Młody wypływa, UFFF, JAK DOBRZE! Kasia go „łowi”, jest szarawy, Edyta powtarza, żebyśmy się nie denerwowali, jesteśmy całkowicie spokojni, patrzę jak Edyta masuje go ciepłą pieluszką, po chwili mi podaje - jest taki śliczny, foremniutki dzidziuś na sznurku! Kasia mówi, że miał dwa razy zawiniętą pępowinę wokół szyi, urodził się w pozycji posterior (twarzyczką z przodu). Jest 11.46, odejmujemy 3 minuty na poczet masowania. Jest mi tak dobrze w czerwonej wodzie, wszystko udało się tak, jak sobie wymarzyliśmy, po chwili rodzę łożysko. Ku mojemu zdziwieniu – do wody – poprzednio w szpitalu musiałam już wyjść. Bartek przecina pępowinę, dziewczyny oglądają łożysko i odkładają je nam do zakopania w ogrodzie. Decydujemy się już iść na sako, następuje niby nieważny, ale dla mnie mówiący wszystko o porodzie domowym moment. Obie położne będą mnie podtrzymywać przy wychodzeniu, więc proszą Bartka, żeby zdjął koszulkę i położył sobie Piotrusia na klacie. Kto by na to wpadł w szpitalu? Przecież więź między ojcem a dzieckiem to dziki wymysł znudzonych psychologów. Idziemy na sako. Położne chcą ocenić krocze, rzednie mi mina, bo poprzednie szycie wspominam koszmarnie, a przecież teraz na pewno popękałam wtedy jak woda zrobiła się czerwona. Pytam o znieczulenie, oczywiście będzie, oglądają krocze – tu miła niespodzianka – absolutnie nie ma obrażeń, nic nie trzeba szyć, są tylko delikatne otarcia. Położne wypełniają tony papierów, nie możemy się nadziwić, ze aż tyle, pijemy razem herbatę, Edyta pomaga mi przystawić Piotrusia, Kasia idzie po wagę do samochodu. Pi jest mierzony, ważony, badany. A potem do wieczora siedzimy na sako, mailujemy, SMSujemy, rozmawiamy przez telefon, Piotruś na zmianę je (ssie dużo lepiej niż Krzyś, ze zdziwieniem odkrywam, że karmienie wcale nie boli, nawet pierwsze łapanie piersi) i śpi, nawet go nie ubieramy, tylko tulimy do siebie owiniętego w kocyk. Krzyś wraca z przedszkola, jest zdziwiony, ze tak konsekwentnie nalegamy, żeby po pierwsze dokładnie umył ręce, po chwili stwierdza: „O! Dzidziuś! Jest miły ten dzidziuś! Mogę oglądać Krecika?” Dopiero wieczorem mamy sytuację z gatunku „przedsmak bycia rodzicami rodzeństwa”, kiedy Krzyś prosi o zabranie płaczącego dzidziusia z sypialni, żeby nie przeszkadzał.
Zdarza się, że kobiety opisują swoje porody jako doznania niemal metafizyczne, że mają wrażenie przeniesienia się na inną planetę. Sama trochę miałam wrażenie „bycia w kosmosie”, kiedy rodził się Krzyś. Tym razem było zupełnie inaczej – takie zwyczajne słoneczne wiosenne przedpołudnie i te skurcze porodowe jakby obok naszego niespiesznego bycia razem. No, może z wyjątkiem ostatnich 30-45 minut. Bo ten poród to kolejne ze zdarzeń, które pokazują jaką cudownym facetem jest mój mąż. I jaką jestem cholerną szczęściarą, ze żyję w takim związku. Wcale nie musi się napinać i walczyć za nas oboje z niesprzyjającym otoczeniem, jak były podczas pierwszego porodu. Wystarczy, że po prostu jest. No i że czasem musi oczywiście dać sobie powyłamywać palce...
Dużo się mówi o tym, jaką siłę daje kobiecie przeżycie porodu. Myślę, że wbrew pozorom mężczyzna – często „kastrowany” w szpitalu i sprowadzany do roli stojaka na kroplówkę, może z porodu nawet więcej „wyciągnąć” dla swojego ojcostwa niż kobieta – dla macierzyństwa.
Dostajemy mnóstwo gratulacji, co jest strasznie miłe, ale z drugiej strony dziwi mnie, jak często ludzie wspominają o rzekomej „odwadze” rodzenia w domu. Dla mnie to nie jest dowód żadnej odwagi – to po prostu pewien wybór, który przy spełnieniu określonych warunków natury medycznej jest możliwy. Dla mnie poród w domu to zupełnie INNA JAKOŚĆ niż poród w szpitalu. I – co pewnie dla wielu szokujące – dużo większe poczucie bezpieczeństwa – że nikt nikt nam porodu nie „odbierze”, nie wpadnie na pomysł niechcianych interwencji, że nie złapiemy żadnych szpitalnych bakterii, że będzie mniej stresu i dzięki temu wszystko przebiegnie po prostu lepiej. Ale tak, jak nigdy nie będę namawiać osoby, która całe życie podrózowała z biurem podróży, bo uważa to za optymalny dla siebie wybór, na samodzielną włóczęgę z plecakiem po obcych kontynentach, tak nigdy nie będę namawiać przeciwniczek porodu domowego, żeby „same spróbowały”, bo to wg mnie zupełnie bez sensu.
Na samym początku tej ciąży, kiedy jedynie podejrzewałam, że może w niej jestem, zaplanowaliśmy sobie z Bartkiem nocne zdobycie sri lankijskiego Adam’s Peak. 5500 schodów w górę, takim deszczu, jakiego w życiu nie widziałam. W pewnym momencie zawracamy. Po 100 metrach w dół patrzymy na siebie, oboje mamy łzy w oczach – po tu tu przylecieliśmy, żeby teraz zrezygnować? Postanowiamy iść dalej, B. pod koniec z dwoma plecakami, bo jest mi cholernie ciężko fizycznie – jak nigdy. Przemoczeni i zmarznięci do szpiku docieramy na szczyt. Przy schodzeniu B. mówi do mnie – skoro tu się udało, to już wszystko razem nam się uda. Tak samo czułam się po tym porodzie.



Napisany przez: amo czw, 02 cze 2011 - 14:30

Kalarepo, ślicznie dziękuje Ci za opis Twojego porodu. Nie wiem czemu, ale mam straszną ochotę moje trzecie dzieciątko urodzić w domu. Nie wiem czy byłoby to wogóle możliwe, bo będę rodzić już prawie jako 40-tka, czyli chyba z grupy ryzyka, ale wydaje mi sie to takie bardziej swojskie, intymne, naturalne.
Super, że ten wątek został odgrzebany!

Napisany przez: kalarepa78 czw, 02 cze 2011 - 14:43

CYTAT(amo @ Thu, 02 Jun 2011 - 15:30) *
Kalarepo, ślicznie dziękuje Ci za opis Twojego porodu. Nie wiem czemu, ale mam straszną ochotę moje trzecie dzieciątko urodzić w domu. Nie wiem czy byłoby to wogóle możliwe, bo będę rodzić już prawie jako 40-tka, czyli chyba z grupy ryzyka, ale wydaje mi sie to takie bardziej swojskie, intymne, naturalne.
Super, że ten wątek został odgrzebany!



Amo, sam wiek nie jest przeciwwskazaniem - wiem, bo z ciekawosco zapytałam nasze położne. Listę przeciwwskazań (wg strony Domu Narodzin):
ZASADY KWALIFIKACJI DO PORODU POZASZPITALNEGO



1/ PRZECIWWSKAZANIA BEZWZGLĘDNE DO PORODU POZASZPITALNEGO

•- GDM1, GDM2

•- PIH

•- cholestaza ciężarnych

•- stan po leczeniu niepłodności (obecna ciąża w wyniku terapii hormonalnej, zapłodnienia pozaustrojowego)

•- choroby przewlekłe

•- choroby i wady serca

•- astma oskrzelowa

•- infekcja dróg moczowych ( potwierdzona posiewem moczu) w III trymestrze ciąży

•- infekcja w organizmie z gorączką potwierdzona badaniami laboratoryjnymi (CRP, morfologia z rozmazem) w III trymestrze ciąży

•- nawracające, liczne infekcje w przebiegu ciąży

•- niedoczynność lub nadczynność tarczycy leczona farmakologicznie

•- czynna depresja lub inne choroby psychiczne

•- uzależnienia (narkotyki , alkohol, papierosy w ciąży)

•- HCV (+)

•- HIV (+)

•- WR (+)

•- CMV IgM (+)

•- Toxoplazmoza IgM (+)

•- HBS (+)

•- położenie miednicowe płodu

•- położenie poprzeczne i/lub skośne płodu

•- ciąża mnoga

•- poród przed ukończeniem 37 tyg. ciąży

•- poród po ukończeniu 42 tyg. ciąży

•- nieprawidłowa lokalizacja łożyska

•- hypotrofia płodu

•- makrosomia płodu

•- małowodzie (AFI poniżej 5)

•- wielowodzie (AFI powyżej 20)

•- nieprawidłowe przepływy w badaniu USG

•- nieprawidłowa budowa miednicy kostnej ciężarnej

•- głęboka niedokrwistość ciężarnej

•- małopłytkowość (PLT poniżej 130 tys.)

•- nieprawidłowe zapisy KTG

•- stan po cięciu cesarskim







2/PRZECIWWSKAZANIA WZGLĘDNE DO PORODU POZASZPITALNEGO

•- kolonizacja dróg rodnych Streptococcus Agalactiae



•- nieleczone, aktywne infekcje pochwy



•- stan po łyżeczkowaniu jamy macicy

Należy wziąć pod uwagę przyczynę łyżeczkowania, przebieg zabiegu, ewentualne wystąpienie krwotoku z dróg rodnych, czy łyżeczkowania były związane z ciążą, poronieniem, powikłaniami III i/lub IV okresu porodu. Te ostatnie traktowane powinny być najostrożniej.

•- wieloletnia antykoncepcja hormonalna lub wkładka domaciczna usunięta na krótko przed bieżącą ciążą



•- mięśniaki macicy

Konieczna kontrola wielkości mięśniaków w badaniu USG, dokładny wywiad (krwotoczność miesiączek, zwiększone krwawienie z dróg rodnych po poprzednich porodach).

•- ciężarna niepełnoletnia (konieczna pisemna zgoda prawnego opiekuna na odbycie porodu poza szpitalem dołączona do dokumentacji medycznej)



•- małopłytkowość (PLT 130-150 tys.); poród poza szpitalem możliwy tylko przy prawidłowym koagulogramie



•- obciążony wywiad położniczy



Napisany przez: Magdawro pią, 12 sie 2011 - 20:12

CYTAT(amo @ Thu, 02 Jun 2011 - 15:30) *
Kalarepo, ślicznie dziękuje Ci za opis Twojego porodu. Nie wiem czemu, ale mam straszną ochotę moje trzecie dzieciątko urodzić w domu. Nie wiem czy byłoby to wogóle możliwe, bo będę rodzić już prawie jako 40-tka, czyli chyba z grupy ryzyka, ale wydaje mi sie to takie bardziej swojskie, intymne, naturalne.
Super, że ten wątek został odgrzebany!

Kalarepo, piękny opis 03.gif
Amo, akurat mi stuknęła 40 jak przyszło mi rodzić moją najmłodszą 06.gif

Napisany przez: weda sob, 22 paź 2011 - 15:47

chociaż nie umiem tak pieknie opisywać jak dziewczyny to jednak wklejam opis mojego ostatniego pd skopiowany z wątku równieśniczego (martalko,marta to dla was):

dziękuję za gratulacje
mam chwilkę bo wszyscy śpia to moze opiszę jak to było

zaczęło się od nieregularnych i niezbyt mocnych pobolewań dołu brzucha-taki jak na miesiączkę i to było od wieczora
nie zaalarmowało mnie to wcześniej bo takie skurcze to wg.mnie nie skurcze,mocniejsze to ja miałam od połowy ciąży
no,ale jak wam wcześniej pisałam troszku też plamiłam

wieczorne obrządki zajęły tyle czasu co zawsze(kąpiele,usypiania,czytanie książeczek i dobranocne całuski) ale wkurzało mnie ogólnie to wszystko i czułam taki niepokój

jak się wszyscy pospali to sobie posiadziałam przed kompem-spać mi sie nie chciało i te skurcze były już,ale takie nieregularne
więc puściłam sobie filmik i zagadałam z Niunką (Niunka,dzięki),która doradziła mi kąpiel (było ok.12 w nocy)
kąpiel mi wcale nie wyregulowała skurczy ale zlazłam po niej na dół do męża bo niepokoiło mnie to,że czułam przy skurczach parcie na dół
obudzony mąż kazał dzwonić do szpitala i tak uczyniłam wcale nieprzekonana o jakości tych niby skurczy,które były co ok.10 min

położna szpitalna zdecydowała,że ktoś powinien mnie zbadać i wysłała mi dwie świetne położne domowe
przybyły ok.2 i bardzo dobrze bo międzyczasie skurcze stały się częstsze,piliśmy sobie herbatkę i zajadali ciasteczka,ja skakałam na piłce i myślałam ile to jeszcze potrwa bo pomiędzy skurczami czułam się swietnie
między czasie oczywiście położne mnie badały,standardowo ciśnienie,tętne Małego,temp. i takie inne *****ółki
przygotowały też kącik dla malucha i drugi (zapasowy do ew.reanimacji czy innych akcji)
i wtedy ok.3 w nocy skurcze ruszył pełną parą i chamki były tak bolesne,że myślałam,że oszaleję i mamrotałam do męża że nie daję rady
skurcze stały się wiec mocne ale i przerwy między nimi były spore (jak na mój gust) co dawało mi odpocząć
wisiałąm sobie na łóżku tzn.ręce opierałąm na łóżku a resztą kucałąm na podłodze (rewelacyjna pozycja)

mąż się kurczył ze mną bo go za rękę ściskałam mocniej niz by nalezało
chlupnęły wody
i przyszły parte ale tu surprise nie mogłam Młodego wypchnąc bo nie miałam sił,rodził się więc sam
czułąm go wyrażnie jak wychyla się i cofa co mnie tak rozśmieszyło,że zaczęłąm rechotać aż położne kazały sobie przetłumaczyć moje słowa bo rżałam jak głupia po polsku

w końcu Młody wyskoczył,one go złapały i dały mi do rąk własnych
jak go trzymałąm (rodziłąm w klęczkach) to wypadło (dosłownie !!) łożysko
ja wstałam i przeszłam na łóżko a potem to już standardowo
cdn.bo mały beczy {tu była przerwa i dalej}
no,mam go przy cycu to was jeszcze pozanudzam

owinęli Adama ciepłymi pieluszkami,mąż przeciął pępowinę i siedzieliśmy sobie jeszcze przy następnej porcji herbatki i wiadomościach na BBC NEWS
ok.6 poszły sobie połozne za to przyszły z góry obudzone już starszaki

Napisany przez: weda sob, 22 paź 2011 - 16:03

jeszcze wyszukałam opis mojego pierwszego pd (trzeciego w ogóle):
ale jest chyba jeszcze bardziej chaotyczny niż ten powyżej oraz mało w nim szczegołów:
dla ciekawych było to tak:
ostatnich parę dni chodziłam nerwiasta i wkurzona na maksa,nicmnie nie interesowało np.co mąż ma do powiedzenia o pracy
i ciągle podsypiałam

wczoraj wieczoram zauwazyłam pierwsze skurcze ok.9 ale wygoniłam wszystkichspać bo były co ok.pół godziny
sama oczywiście nie usnęłąm,bolało coraz gorzej i mocniej i częściej ,do północy przerwy między skurczami były co 15 ,20 min
ale choć mocno bolało to dość dziwnie bosamdół brzucha czasem z krzyzem
potem o 00:30 stwierdziłąm,ze boli już za mocno i obudziłam M.
wtedy bolało na maksa coraz częściej i gorzejm.w. co 4 min
zadzwoniliśmy po położną,która po przeprowadzeniu wywiadu przyjechałą do nas
po badaniu okazało się,że rozwarcie na 4-5 cm czyli połowa
kazała mi pochodzić a ja i tak co chwilkę latałąm do kibelka bo mi się wydawało,ze muszę na siku
skurcze były co minutę,dwie
i wtedy poczułam,ze muszę przeć
poszliśmy do sypialni i tam na łóżku w pozycji na czworakach (polecam super pozycja) zaczęły sie bóle parte
pękł pęcherz i od razu pojawiłą się główka i zaraz potem Młody wyskoczył

płakał jak nie wiem co,nie dałsię przystawić do piersi
to położna go zwazyła i ubrała
i dopiero jak był ubrany to zaczął ssać
wtedy obudziła się starsza córcia i przyszłą go zobaczyć
młodsza ani drgnęła do rana,hihihi

chaotycznie trochę to napisałąm...

ogólnie poród domowy suuuuper,Daniel na razie spokojny,cycka sobie co jakiś czas
ma czarne włoski i dużo śpi

aha,na plus też to,ze nie pękłam i nie byłąm szyta-rewelka,godzinę po parciu siedziałam bez bólu na tyłku !!

poszło szybko także przyjechałą tylko jedna położna bo druga nie zdążyłą,hihihi

Napisany przez: kowalska81 czw, 16 lut 2012 - 19:51

przeczytałam właśnie cały wątek, też planuje poród domowy, wszytsko juz jest "dopięte na ostatni guzik", tylko martwię się, czy położne nie będą akurat na dyżurze w szpitalu 32.gif

Napisany przez: timon śro, 29 lut 2012 - 23:51

ja rodziłam dwójkę dzieci w szpitalu, ale jeśli będzie trzecie to wpadnę mam nadzieję że urodzę w domku:)

Napisany przez: Agata_GK czw, 27 wrz 2012 - 10:44

Zapytam z czystej ciekawości tylko: co zrobiliście ze starszakami na czas porodu w domu ?? I jak wyglądało Wasze pierwsze spotkanie, przywitanie się z nimi już po wszystkim ??

Napisany przez: użytkownik usunięty czw, 27 wrz 2012 - 17:24

[post usunięty]

Napisany przez: rutan wto, 03 wrz 2013 - 08:29

Ja też uważam, że poród w domu jest dobrym rozwiązaniem i bardzo komfortowym. Moja przyjaciółka rodziła w ten sposób i była bardzo zadowolona icon_smile.gif

Napisany przez: agata25 pią, 18 kwi 2014 - 16:55

Ja mam termin na czerwiec. Dużo czytałam o porodach w domu, ale powiem Wam, że chyba bym się bała. że coś pójdzie nie tak, że nie zdążą nas dowieść do szpitala itp. Gdyby coś się stało mojemu dziecku to nigdy bym sobie tego potem nie darowała

Napisany przez: Magdawro nie, 22 cze 2014 - 00:19

Dziewczyny, dawno mnie tu nie było...w międzyczasie zagęściły się moje działania na rzecz porodu, w tym domowego i matek u progu macierzyństwa. Razem z koleżankami - doulami zaczynamy cykl bezpłatnych spotkań w ramach akcji Pozytywnie o porodzie (polska wersja Positve Birth Movement).
Zapraszamy zatem wszystkie kobiety z doświadczeniem porodu domowego oraz pary, które rozważają taką opcję a także wszystkie osoby zainteresowane tematem (mężów i ojców równieżicon_wink.gif
Gościem będzie też co najmniej jedna z naszych położnych domowych... o ile planów nie pokrzyżuje nam... poród icon_wink.gif
4 lipca o 17 w Ruda Kita, Jednosci Narodowej 93a, we Wrocławiu
Wiecej dla bywających na FB:
https://www.facebook.com/events/1448913638699107/?ref_newsfeed_story_type=regular
Mam nadzieję, że zaproszenie nie zostanie potraktowane jako reklama, bo akcja nie ma charakteru zarobkowego...

Napisany przez: Początkująca czw, 11 wrz 2014 - 18:23

Czy która z Was rodziła może w Domu narodzin? To jest miejsce które zostało stworzone by kobiety czuły się wnim jak by rodziły w domu. Osttanio połozna mi o tym powiedziała i się zastanawiam nad taką możliwością

Napisany przez: misiekpysiek pon, 11 maj 2015 - 19:43

Ja też planuję poród w domu ale bardzo się stresuję!

Napisany przez: mumminka pią, 05 paź 2018 - 21:24

czytam te wszystkie wspaniałe historie i płaczę, mi się nie udało, mój poród to porażka

Napisany przez: dorka.9 śro, 24 paź 2018 - 11:30

Warto wiedzieć, że nie każda przyszła mama może urodzić w domu: ciąża musi przebiegać bez żadnych problemów, wyniki badań muszą być dobre, a sama kobieta musi być zdrowa. Jest szereg przeciwwskazań do rodzenia w domu. Jeśli jednak zdecydujecie się na taki poród koniecznie zadbajcie o odpowiednią opiekę medyczną. Porody domowe najczęściej odbywają się w asyście położnej - ona kwalifikuje przyszłą mamę do porodu domowego, omawia z nią takie kwestie jak plan porodu czy przygotowanie domu na narodziny, przyjmuje maluszka na świat a także wypełnia wszystkie niezbędne dokumenty związane z narodzinami dziecka. Położna obejmie Was również po porodzie - sprawdzi jak obkurcza się macica, pomoże przystawić maluszka do piersi, zważy go i zmierzy. W chwili obecnej porody domowe nie są refundowane przez NFZ i za asystę położnej będziecie musieli zapłacić.
https://szkolarodzeniaprenalen.pl

Napisany przez: naddia wto, 15 sty 2019 - 16:27

moim zdaniem jeśli decydować się na poród w domu to tylko i wyłącznie w asyście dobrej położnej, a najlepiej i lekarki! Przecież bywają tak nieprzewidywalne porody, że to naprawdę ryzykowne, nigdy nie wiesz co się stanie, w każdym momencie może dojść do jakichś powikłań...

Napisany przez: Wanda1987 śro, 18 gru 2019 - 12:22

ja się chyba jeszcze za bardzo boję na domowy, może przy kolejnym dziecku

Napisany przez: ewwa2122222 pon, 20 sty 2020 - 11:34

Poród w domu?! Tego jeszcze nie słyszałam. Kto by chciał się tak męczyć. Pewnie to mega drogie i niebezpieczne jest.

Napisany przez: alka25 pon, 17 maj 2021 - 07:42

Nie zdecydowałabym się na taki poród, za duży stres

Napisany przez: alka25 pon, 17 maj 2021 - 07:42

Nie zdecydowałabym się na taki poród, za duży stres

Napisany przez: alka25 pon, 17 maj 2021 - 07:45

Nie zdecydowałabym się na taki poród, za duży stres

Napisany przez: Brigit wto, 04 sty 2022 - 13:06

Nie odważyłabym się na to nigdy.

Napisany przez: śrubka pią, 23 cze 2023 - 09:09

Ja też nie. Ciotka mojego męża miała porody domowe, bo się tak uparła i prawie przypłaciła to życiem własnym i dziecka, a jeszcze była na tyle głupia, że do dziś sobie to chwali. Lekarze w szpitalu musieli ją ratować, a ona wciąż powtarza, że szpitale to zło, a poród w domu jest najlepszy. Kurtyna.

Powered by Invision Power Board (http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)