witam,
półtora roku temu miałam łyżeczkowanie z powodu pustego jaja płodoowego (nie będę się rozpisywać na ten temat bo do tej pory ciężko o tym mówić)
od 2do 7 listopada miałam miesiączkę??? (trwała krócej niż zwykle i skąpa)
od 9 do 12 listopada miałam brązowe plamienia bez żadnych bóli , aż przedwczoraj zauważyłam że coś się dzieje nie mogłam dotknąć sutków pod prysznicem, nie czułam żadnego smaku, czułam się jakbym miała temeraturę dlatego nastepnego dnia czyli wczoraj kupilam test ciażowy. Wiem że to niemozliwe a jednak wyszedl pozytywny !!!
dzis pobiegłam rano na bete hcg ktora wynosi 1148. Dodam ze poprzednią miesiaczke mialam 5-11 pazdziernika, a stosunek z ktorego zaszlam w ciaze byl w takim razie 19 pazdziernika . Wizytę u lekarza mam jutro i bardzo się martwię, nie wiem na co sie szykować
moze ktoras z was miala podobnie ?? a moze ktoras z was potrai ocenic poziom mojej bety do wielkosci ciazy??
z góry dziekuje za odpowiedz
Jak nie wiesz, na co sie masz szykowac? Na gratulacje!
ojejjjj dziekuje :************** ale te normy sie zgadzają?? bo w poprzedniej ciazy wlasnie sie nie zgadzal tydzien z iloscią bety i czemu mialam ten niby okres ? no nie wiem chyba glowa mi odpadnie od myslenia do jutrzejszej wizyty
Tutaj znajdziesz normy:
https://www.forumginekologiczne.pl/txt/a,1911
asas gratuluję
Asas gratuluję i życzę spokojnej ciąży !! Oczywiście daj znać po wizycie u gin.
asas myślę że powinnaś jak najprędzej skonsultować się z lekarzem bo plamienia i brudzenia w ciąży powinno się kontrolować może powinnaś brać jakieś leki, może wymagasz leżenia.
a więc bylam u lekarza powiedzial ze jesli to ciaza to jest wczesna.Cos mu sie juz pokazywalo ale co chwile to tracil ale powiedzial ze przy takiej becie to jeszcze ma prawo nie widziec. Dalej bylo gorzej bo zobaczyl tez wielki torbiel w prawym jajniku 8cm a ze bardzo niedawno bylam na wizycie to zastanawial sie kiedy taki urusl i potem bylo lepiej :)powiedzial ze to czeste we wczesnej ciazy i moze to byc przerosniete cialko zolte czy cus takiego z powodu zmian hormonalnych jakie zachodza teraz w moim organizmie . Na razie powiedzial zebym sie nie martwila i myslala pozytywnie przepisal mi duphaston 3x1 i jutro znow na bete i w nastepna srode na kontrole jejjjjjjjjjj tak sie ciesze.............
Czy ktoras z Was miala moze torbiel we wczesnej ciazy???
a co jesli to nie jest przerosniete cialko zolte ???
Na pewno jest i będzie dobrze ,trzymam mocno &&& za betę !!!
o ile dobrze pamiętam z biologii - ciałko żółte, to tak jakby porównać rozwijający się płód do jajka - masz zarodek w jajku, który odżywia się żółtkiem. tak samo u człowieka - zanim zarodek stanie się płodem, który pobiera składniki odżywcze z krwi matki przez pewien czas czerpie te składniki z ciałka żółtego - jak duże ciałko to bardzo dobrze - znaczy dzieć ma co "jeść". ja na początku też miałam torbiel, która powodowała lekkie brudzenia - potem torbiel się wchłonęła. trzymam &&& za betę - żeby ładnie przyrastała.
edit: a tak w ogóle to proponuję przenieść wątek na "ciążę i poród" skoro wiemy, że jest dobrze
dziękuję za lekcję ja nic nie pamiętam na ten temat chyba byłam na wagarach jak o tym mówili. Była m dziś na tej becie z samiuskiego rana a wyniki dopiero na jutro rano coś próbowalam zagadać, ale pani która dziś pobierała była nieugięta, chyba chce żebym po nocy nie spała
ale przy duchu trzyma mnie jeszcze stałe 37-37.1 i puls 85. Nigdy tak nie mialam zawsze pulsik 60 a temperatura ledwie 36 w porywach do 36,4. A z cisnieniem to juz nie wspomne kto mi go nie zbada przyglada mi sie i dziwi ze jeszcze zyje -jakies 40/80 to u mnie norma
niestety dzis nie mam dobrych wiadomosci bo moja beta po 48H wynosi 1600 to chyba za malo w porownaniu do ostatniej 1148
A co lekarz na to? Dzwonilas do niego?
lekarz uwaza ze przyrost nie jest zly, mam isc w ponidzialek powtorzyc. Pani ktora wydawala wyniki tez powiedziala ze jest ok i zebym przyszla za jakis tydzien dopiero bo najszczesciej od jakis 5 tysiecy wynik sie dopiero podwaja co 48h ... moze przesadzam?
jezuuuuuuuu jak tak ma wygladac cala ciaza to ja wyjde z siebie chyba od wynikow do wyników
Asas ,jak się czujesz ?
I jak dzisiejsza beta?
ojjjjj juz opowiadam bo to dlugooooooo zejdzie ale na szczescie z happy endem
a wiec zrobilam ta bete po tej 1100 bylo 1600 i caly czas byl ten torbiel 8cm w sobote rano dzwignelam psa i tak mnie zaczal brzuch bolec ze az do odbytu (przepraszam). W te pedy pojechalam z mezem do szpitala na izbie przyjec zaczela badac mnie jakas polozna bo doktor byl w sobote jeden i akurat robil zabieg.... stwierdzila bez zadnej zwachy ze jestem w ciazy pozamacicznej, nawet mi ja pokazywala, ja nic nie widzialam, wyłam okropnieeeeeee lecz po 5 minutach powiedziala zebym tak nie plakala bo ona nie jest specjalista i moze sie mylic (myslalam ze jej ta sonde od USG w gardlo wsadze) po 10 minutach przyszedl doktor robi usg patrzy patrzy i mowi ze on nie widzi ciazy pozamacicznej tylko rozlany torbiel.. wiec mowie mu ze mial on 8cm w srode i najprawdopodobniej to przerosniete cialko zolte. Stwierdzil ze nie widzi zadnego pecherzyka a na rozlany torbiel musimy zrobic badanie ca-125 i jeszcze jakies inne a dodatkowo bete... polozyli mnie na oddział przyszla pielegniarka pobrala krew i kazali mi lezec. Nastepnego dnia rano na obchodzie byl tylko ten doktor ktory mnie przyjmowal na izbie wiec sie go wypytalam wszytsko badanie ca-125 wyszlo prawidlowo a beta wynosila juz 2200 powiedzial zebym lezala jeszcze nic straconego ze pecherzyk na pewno sie pojawi (jak sie okazalo byl dla mnie taki dobry poniewaz jest dobrym kolega doktora do ktorego chodzę), dalej caly dzien lezalam. W poniedzialek byl juz orydynator i trzech innych lekarzy w tym ten co sie mna zajmowal zabrali mnie na usg iiiiiiiiiiiiii widac pecherzyk )))) znow kazali mi lezec. We wtorek rano podali mi wynik bety z poniedzialku bylo juz 3525 wiec zabrali mnie znow na usg .....
na tym usg byly 2 panie doktor ordynator i ten moj ukochany doktor badaja mnie patrza na monitor usg i jedna doktorka mowi tak tu jest jakis pecherzyk ale za maly i nie w macicy...
ja nie wiem co jest grane
nagle ten moj doktor sie smieje a ordynator do tej doktor: czy ja pani przeszkadzam?? moze mam wyjsc?? tamta jeszcze bardziej zaczela sie drzec ze nic nie ma w macicy
ordynator kazal jeszcze raz wsadzic sonde temu mojemu doktorowi wnajechal na jakies miejsce i nagle wszytskie oczy skierowane na ta doktorke ao ona taka zmazaaaaaaaaaaaaaaa
po chwili ordynator mowi z zartem do mnie : niech sie pani nie martwi to prawie ze blizniaki )))))))) niech pani wstaje i powie co boli
wiec ja mowie ze piersi i w dole brzucha mnie ciagnie od czasu do czasu
on: i takie bole maja byc , krwawi pani, plami??
mowie ze nie
on: to gratuluje jest pani w ciazy dzis idzie pani do domu ))))
kiedy wyszlam od razu polecialam do lekarza prowadzacego wszytsko sobie zapisal pogadalismy i mam przyjsc za 2 tygodnie
myslalam ze wykituje w tym szpitalu najpierw pielegiarka nieuprawniona do robienia usg zrobila mi go i stiwerdzila ciaze pozamaciczna pozniej pani doktor nie widziala ciazy super z niej specjalistka ciekawe ile dzieci juz usmiercila
Jessssu, Ty to masz nerwy! A specjalistka
Taaa... takie uroki ciazy po poronieniu.
no to wielkie gratulacje !
spokojnej ciąży
i ja sie do gratulacji przyłączam, i na miejscu autorki poprosiłabym o przeniesienie tego topiku na ciążę i poród. a asas mam nadzieje już na ciąży i porodzie popisujesz?
Naprawdę Ty to masz nerwy !
Gratuluję Ci Kochana i wierzę w to , że wszystko się ułoży .
A teraz dbaj o siebie !
dzis znow mam zle wiadomosci bylam w poniedzialek na becie moj wynik to 8930 a beta z poprzedniego poniedzialku to 3525 teraz nie wiem czy dzidzius sie poddał czy to wina dwóch innych laboratoriów pierwszy wynnik jest ze szpitala drugi ze zwyklego laboratorium. Poszlam zaraz do lekarza powiedzial ze pecherzyk urusl od odstatniego usg ze szpitala ale nie jest w stanie nic wiecej powiedziec bo moze byc tak ze ciaza.... nawet nie jestem w stanie tego napisac bo nie moge w to uwierzyc !!!!!!!!!!! nie dopuszczam do siebie tej mysli przed chwila znow bylam na becie jutro rano wyniki........
asas-87: uwazam, ze nie powinnas robic badan w roznych laboratoriach, niestety utrudnia to interpretacje wynikow. Nie mozesz powtorzyc w tym samym labo? Z tego, co wiem beta hcg powinna podwajac wynik co 2 dni w pierwszym trymestrze.
Trzymam kciuki, wiem, co czujesz.
Też uważam ,że powinnaś robić w tym samym labo. żeby wynik był miarodajny !!!
tak tak badania robie zawsze w tym samym laboratorium ale wtedy traf chcial ze bylam w szpitalu i poprzedni wynik mam ze szpitala. Jutro rano sie wszytsko okaze jak odbiore wynik
Zaciskam kciuki bardzo mocno .Napisz jutro
Dziękuje dziewczynki za kciuki ale tak jak przypuszczalam Beta spadła więc pojechałam do szpitala zrobili usg i niestety jestem juz po zabiegu ....... pocieszam sie tym ze jeszcze nie było dzidzi tylko sam pecherzyk który sobie obumieral ..... Teraz muszę zrobić wszystkie dostępne badania i za 3 miesiące znów sie ślicznie postarać o dzidziusia ... Nie można sie poddawać, nie ma rzeczy niemożliwych a zdarzają sie i cuda
asas przykro mi.
Ojej, tak strasznie mi przykro...
Bardzo mi przykro ,jesteś bardzo dzielna !!
teraz muszę jeszcze przejść kilkanaście razy wypowiadany wierszyk pt:" wszytsko bedzie dobrze bedziesz miala jeszcze nie jedno dziecko- dobrze ze teraz sie tak stalo a nie w srodku czy pod koniec ciazy" nie wiem jak to odbierają inne dziewczyny ktore stracily dzidzie, ale dla mnie jest to zalosne, jedyna osoba ktora to rozumie i nie mowi nic - stara sie nie dodawac mi zalu jest to moja mama, ktora miedzy moja starsza siostra a mna rownież poronila chyba dlatego wie jak sie zachować , bidulinka sama przez to przechodzila. Wiem że inni chcą mnie i męza pocieszyc i tak gadaja ale chyba to dziala w druga strone bo ja momentalnie zaczynam wyc jak to slysze.
tak mi przykro myslałam, że tym razem już jest dobrze
asas
Moja siostra też wczoraj straciła swoje maleństwo... 10tc
Miała mieć zabieg, ale w szpitalu nie było wolnego łózka, poszła do pracy i tam wszystko stało się samo. Biedna, co ona przeżyła. Ból był potworny, cała toaleta we krwi, czuła gdy wypłynęła z niej kruszynka. A potem był już tylko głuchy spokój.
Wróciła do biurka i udawała, że nic się nie stało. W pracy nikt nie wiedział, że jest w ciąży, o poronieniu też nie powiedziała.
Wieczorem pojechała na izbę przyjęć, upewnic się, czy wszystko jest w porządku. Lekarz ją zbadał, zalecił badania po pierwszej @ i odesłał do domu.
Jest bardzo dzielna, nie płacze przy nas, mówi spokojnie o tym, co się stało, choć wiem,że oboje z mężem bardzo cierpią. To ich pierwsze dziecko. Ona ma juz 34 lata, więc nie moze sie pocieszać myślą, że ma jeszcze dużo czasu.
Ale ja wierzę, że im się uda!
Asas za Ciebie także trzymam kciuki &&&&&&
o bozee ale Twoja siostra ma psychike a ja dzis znów bylam na izbie chyba ten koszmar sie nie skonczy od samego rana bylo mi nie dobrze zbieralo mi sie wiadomo na co jak zjadlam kanapke to doszla jeszcze biegunka. Prawie mdlałam wzielam do reki ulotke od leku Dotur ktory dostalam przy wypisie zeby mi sie zakazenie nie wdalo i wszytsko bylo jasne ........ kiedy pozalilam sie lekarzowi na izbie stwierdzil ze mam tego nie brac i lepiej zebym nic nie brala w takim wypadku. Chyba to czesta przypadlosc bo nawet nie byl zdziwiony
apropos dzis dostalam wiadomosc ze jest kobieta, ktora specjalizuje się w poronieniach nawykowych i zna sie na rzeczy. Przyjmuje w Warszawie nazywa się Małgorzata Jerzak. Ja juz jestem umowiona na luty tanio podobniez nie jest i zbyt miła tez nie ,wizyta ok 200zł ale za to duza wiedza, doswiadczenie i skutecznośc
Może warto spróbować z tą panią doktor ,Coś robić trzeba .Z tym antybiotykiem to może inny powinien przepisać ?Przykro mi że takie coś nas spotyka ,taka zadra w sercu do końca życia
[post usunięty]
[post usunięty]
[post usunięty]
[post usunięty]
Chyba czytam to co chce czytac. A przeczytalam kilkakrotnie....
Rosa: ale dlaczego ja nie zajduje podobnych danych we Francji? Przeciez plodnosc nie zmienia sie z przekroczeniem granicy kraju. Ja znajduje 33%.
[post usunięty]
to moje 2 poronienie jedno jeszcze myslalam ze to przypadek, ale po drugim juz tak nie mysle
asas-87 Bardzo mi przykro
chaton - Ja jestem tą dziwną osobą której otuchy dodały słowa pięlęgniarki, przed zabiegiem, "że jeszcze tu wrócę, żeby urodzić zdrowe dziecko". I rzeczywiście po kilku mc byłam w tym samym szpitalu wprawdzie z zagrożoną ciążą, ale udało się... Ale ja dziwna jestem. A może znaczenie miało dla mnie to że tylko ta pielęgniarka i mój lekarz dawali mi nadzieję na zostanie matką.
Gorzej zniosłam "pocieszenie" od znajomych i milczenie wśród rodziny. Brakowało mi zwykłego "przykro mi". Paskudnie się czułam, że nie informowano mnie o ciążach w najbliższej rodzinie, jak bym miała conajmniej zły urok rzucić. Ale i tak nic nie przebije koleżanki, która gdy byłam w 2 zagrożonej ciąży stwierdziła, że lepiej by było,żebym prędko poroniła tę ciążę żeby móc się starać o normalną... (Tylko teraz już wiem, że ja nie mam szans na normalną ciążę).
Rosa - od kiedy po 2 poronieniach ma się prawo do dodatkowych badań? Czy znaczenie ma, że między poronieniami była żywa ciążą?
[post usunięty]
[post usunięty]
Ok z jednej strony masz racje Rosa, że nie mówimy innym jak chcemy być traktowane, więc inni mogą niechcący nas ranić.
Ale ja nie spotkałam się z tym by np ktoś powiedział przykro mi, jak mogę Ci pomóc? Najczęściej spotykam się z milczeniem, unikaniem mnie lub choćby tematu poronienia.
Tak, jak najbardziej czuje się jak trędowata.
Tyle że żeby sobie oszczędzić przykrości sama zaczełam się izolować od ludzi, którzy nie potrafią zrozumieć co mogę przeżywać.
Jakoś nie bardzo widzę siebie by na pierwszym spotkaniu po zabiegu u rodziny nagle wtrącić, że strasznie mi źle, bo straciłam dziecko i oczekuję, żeby...
Racja, Rosa, z jednym niuansem: kupa ludzi ma w zadzie nasze oczekiwania. To znaczy pewnie Ty nie masz i chwala ci za to, ale uwazam, ze wiekszosc ludzi woli wybrac zaprzeczenie (to jeszcze nie bylo dziekco itd). W sensie, ze konfrontacja z cierpieniem kobiety po stracie jest jednak bardzo awersyjna i niewiele ludzi ma odwage, czy ochote na owa konfrontacje. Ludzie przewaznie czuja sie niezrecznie i chronia siebie. Mysle, ze niewiele ludzi chce miec swiadomosc, ze takie rzeczy moga sie zdarzyc rowniez im (zaloba, strata bliskiej osoby).
Moze ja jestem pesymistyczie nastawiona do sprawy i malo obiektywna, wiec powinnam wziasc poprawke... bo nie dalej jak wczoraj uslyszalam od rodzonej matki, ze to "zadna ciaza" nie byla i nawet "zadne poronienie". A powiedzialam jej wyraznie, ze gadajac w ten sposob nie pomaga mi. No coz, moze mam pecha majac tak slepa emocjonalnie rodzine.
Mi pomagalo tylko wsparcie, bycie ze mna bez dawania rad, ewentualna troska "nie przemeczaj sie", no i osoby, ktore przezyly to samo: zwyczajne "wiem, co czujesz".
[post usunięty]
[post usunięty]
dla ozdoby jeno
Szukałam odpowiedzi w internecie jak prawie dwa lata nie mogłam zajść w ciążę ,było już za mną mnóstwo wizyt u gin ,HSG i badanie nasienia ,szukałam tu na początku wiedzy ,pomocy jak ogarnąć bablanine lekarzy "młoda jest jeszcze pani ,ma pani czas " .Dostałam tu wiedzę której szukałam oraz wsparcie bez którego nie dałabym rady .To dzięki dziewczyną zdecydowałam się na klinikę Niepłodności i na leczenie .W ciążę zaszłam ale ją straciłam i gdyby nie pomoc od dziewczyn w szpitalu przed zabiegiem wyskoczyłabym z okna ,powyrywałabym sobie wszystkie włosy z głowy ,dzwoniłam i pisałam do dziewczyn dostałam wtedy rady ,wiadomości co i jak będzie się działo bo od lekarzy usłyszysz to inaczej niż od kogoś kto był po tej samej stronie co ty ,dużo dobroci i wsparcia dostałam wtedy od dziewczyn z Trudnych i jestem i będę zawsze za to im wdzięczna bo nikt z otoczenia nie umiał mi pomóc .Każdy ma inne odczucia ale każdy potrzebuję wsparcia w moim przypadku od osób które wiedzą co musiałam przejść bo choć może inaczej ale przechodziły też tragedię .
Sorki, że się rozpisałam ale musiałam podkreślić wagę pomocy i wsparcia jaką tu otrzymałam!
Rosa: ja rozumiem, o czym piszesz, ale wiesz bywa tak, ze powiesz raz, drugi... jak grochem w sciane i trzeci raz juz nie powiesz. Ile mozna tlumaczyc. Ja juz po kolejnej glupiej gadce kiwalam glowa i dusilam w sobie. Tak, szkoda, wiem, ale czlowiek ma ograniczone sily czasem.
Carrie: a sio mi stad!
jeszcze nie robiłam zapisana jestem do niejakiej Małgorzaty Jerzak która zajmuje się poronieniami nawykowymi i wielu osobom pomogła, z tego co słyszałam zleca bardzo dużo badań. Jedynym minusem jest to ze jest niezbyt mila ale dla mnie wystarczy żeby była skuteczna
apropos słuchajcie dziewczyny co mi się dziś pięknego śniło..... a mianowicie miałam śliczną dzidzie
zdążyłam ją przewinąć i kupić pampersy???
ale gdy chciałam je odpakować, z paczki wychodziły podpaski zamiast pampersów ........... boże tak mam to zakotwiczone w głowie że nawet mi się juz śni......... z drugiej strony ten sen był taki trochę przepowiadający bo gdy wstałam rano siusiu polecialo mi troche krwi i przez cały dzień chodziłam własnie z podaską bo bałam się ze wkładka przecieknie (chyba jeszcze sie wszytsko oczyszcza po zabiegu)
[post usunięty]
teraz wam dziewczyny powiem lepsza historie......rece opadaja
w poniedzialek bylam u lekarza aby sprawdzil czy lyzeczkowanie odbylo sie prawidlowo i czy nie ma jakiegos zapalenia. Lekarz badal z 15minut powiedzial ze sluzowka jest cieniutka ze ladnie sie odbudowuje ale przepisal clotrimazol bo mialam lekkie zapalenie. Wyszlam zadowolona. We wtorek okolo 12 zjadlam kanapeczke w pracy i tak zaczelo mnie bolec ze az zamknelam sklep od srodka wyjelam klucz i zadzwonilam po meza bo mialam normalnie czarno przed oczami Gdy przyjechal stwierdzil ze jedziemy na izbe ze pewnie od clotrimazolu mam jakies podraznienie i mnie tak boli. Na izbie lekarz od razu powiedzial ze nie sadzi zeby to bylo od leku wiec zrobil usg. Moj jajowod nadpekl ................a w nim była ciąza pozamaciczna od razu chcieli mnie ciac ale zjadlam kanapke to kazali lezec tylko nie masowac brzucha. O 18 miala byc operacja ............ 10 minut wczesniej slysze na korytarzu dra Metrzelskiego (tego ktoregopolubilam ostatnim razem gdy bylam w szpitalu gdyz okazaol sie ze tylko on ma serce) i slysze jak mowi: SKRESLIC LAPAROTOMIE ZAPISAC LAPAROSKOPIE nagle wchodzi daje mi zgode do podpisania. Podpisalam. Polozna zawiozla mnie na sale opercyjna bylo tam baaaaaaaardzo zimno. Dalej nic nie pamietam. Nagle budze sie nie moge otworzyc oczu nic powiedziec bo mam jakas wielka rure w gardle nie moge ruszyc reka bo mam przywiazana i WSZYSTKO CZUJE CZUJE JAK MI DLUBIA, CZUJE JAK MNIE ZSZYWJA, CZUJE JAK POTEM MNIE MASUJA MOCNO UCISKAJAC POTEM KAZA ODDYCHAC LECZ PRZEZ TA RURE NIE MOGE DUSZE SIE.... NAGLE KTOS MI JA WYMUJE I MOWI POLYKAMY SLINE, LECZ NIE ZDAZYLAM WSZYSTKO ZE MNIE WYLECIALO.... dzis wyjeli mi szwy i wlasnie wrocilam do domu
a teraz pytam.... 2 razy bylam w szpitalu pierwszym razem puscili do domu po 3 dniach z prawidlowa ciaza , drugim razem zrobili lyzeczkowanie.... nie wiem na co to wszystko ......... czy tak trudno jest wykryc ciaze pozamaciczna tymbardziej ze badali mnie 10 razyyyyyy. GDYBY JAJOWOD PEKL CALKIEM DOSTALABYM KRWAWIENIA DO JAMY BRZUSZNEJ PO CZYM MOZE DOJSC DO SMIERCI
NIE MAM JUZ NA NIC SILY W SZPITALU DR MOWIL ZE URATOWALI JAJOWOD , NA WYPISIE PISZE ZE WYCIETY I WYCZYSZCZONY PRZEZ ZLUSZCZANIE. PO CO GO CZYSCIC SKORO GO WYCIELI. NIE ROZUMIEM. MOZE ZLE NAPISALI NA WYPISIE. W PONIDZIALEK IDE DO DRA METRZELSKIEGO NA WIZYTE BO SIE ZAPISALAM DO NIEGO BEDAC W SZPITALU TO SIE WSZYSTKIEGO DOWIEM.
I TAKA MOJA KOLEJNA HISTORIA, MAM NADZIEJEZE TO OSTATNIA CZESC. TERAZ SOBIE PRZYPOMINAM ZE GDY PIERWSZY RAZ TRAFILAM DO SZPITALA TO NA WSTEPIE BADALA MNIE JAKAS PIELEGNIARKA KTORA WIDZIALA CIAZE POZAMACICZNA I JAK SIE OKAZUJE NIE MYLILA SIE ONA TYLKO WSZYSCY WKOLO................. NAWET NIE PLACZE BO NIE MAM JUZ SILY I WIECEJ LEZ
Asas bardzo mi przykro, że musiałaś przez to wszystko przechodzić
brak słów na postępowanie lekarzy
ja chyba bym tego wszystkiego tak nie zostawiła
Asas mam nadzieję że to ostatni akt tej tragicznej historii .Bardzo mi przykro i mam nadzieję że jeszcze będzie dobrze i normalnie zajdziesz i urodzisz dziecko .
wspolczuje.
zastanawiam sie czy masz zdjecia z usg wczesniejszego, gdzie stwierdzono ciaze, a potem kolejnego po ktorym zakwalifikowali cie do lyzeczkowania? przeciez jak tam byla ciaza normalna, to jakim cudem zrobila sie pozamaciczna. ja bym drazyla temat...
nie wiem jak jest teraz i jak jest w poszczegolnych szpitalach, ale jak wypisywali mnie po porodzie ostatnim, to przyszla kobieta i powiedziala, zebym nie brala wypisu, ona wystawi nowy, bo w tym sa bledy. jak wezme, to potem bedzie jakis problem z ponownym wystawieniem. to nie wiem jak u ciebie..ale jak lekarze sami sie pomylili, to juz nie twoja sprawa ale ich i beda musieli to wyprostowac.
jak mnie badali, to ciagle mialam wizje ciazy pozamacicznej, ze stad ten bol, ze oni jej nie wykryja a ja sie przekrece. trafilam do szpitala z bolem, ale bol byl z powodu skrecenia torbieli i bol z powodu krwotoku do jamy brzusznej(do tej pory nie wiem skad ten krwotok byl, bo i lekarze nie wiedza. podobno peklo jakies naczynie i lalo sie, nie chcialo ustac) dopiero w domu znalazlam informacje w necie skad byl ten bol. mimo, ze wszystkim mowilam, ze bola mnie zebra i obojczyki i ze nie moge oddychac, bo mi ciezko i boli, to nikt z tym nic nie robil. dopiero na drugi dzien mialam usg calej jamy brzusznej. stwierdzono dodatkowo zapalenie otrzewnej, ale tego na wypisie juz nie mam.
jeszcze na kilka godzin przed operacja wmawiano mi ciaze 13 tyg co najmniej i ze klamie jesli o miesiaczke chodzi badanie mialam takie, ze myslalam ze zejde z tego fotela, zero jakichkolwiek zahamowan. po czym stwierdzono, ze moge miec guza bo jest wyczuwalny duzy i ze moze byc to nowotwor, ze musza mi wyciac jajnik. w drodze na operacje dostalam do podpisania kolejne papiery, tym razem czy zgadzam sie na wyciecie macicy jesli okaze sie, ze jest to nowotwor zlosliwy...niestety razem z ciaza ;/ podpisalam lekarz stal nade mna i mowil mi o moich dzieciach, ze mam dwojke, ze kiepsko widzi rokowania dla mnie i dziecka jesli sie okaze to najgorsze.
potem na sali tez pamietam, ze bylo zimno, dlugo bylo mi zimno naet po operacji trzeslam sie kilka godzin, dostalam jakiegos wstrzasu, mialam problemy z sercem...
a sama operacja nawet znosna. anestezjolog byl naprawde w porzadku. znieczulenie zzo nie bolalo. troche mnie mdlilo ciagle i nie bylo mile uczucie widziec i slyszec wszystko. na szczescie wyluszczyli tylko torbiel, bo zmiana okazala sie lagodna.
bol taki, ze kilka dni pozniej dostalam krwotoku i skurczow i stracilam dziecko
gosia wspołczuje Ci bardzo .
gosiagosia, asas: wspolczuje wam bardzo i dolaczam niestety po raz kolejny do waszego grona.
Asas bardzo mi przykro Chcę Ci jednak napisać moją historię: też byłam w ciąży pozamacicznej.Moja lekarka podejrzewała ją na pierwszej wizycie i dostałam skierowanie do szpitala. Ale, że nie czułam się źle nie pojechałam... aż do momentu gdy w nocy zaczęłam krwawić i brzuch bolał coraz mocniej.Niestety diagnoza się potwierdziła-ciąża pozamaciczna ale niestety już było krwawienie do brzucha. Straciłam mnóstwo krwi, wycięli mi jajowód.
W kolejną ciążę zaszłam ponad rok po tym i to tylko dzięki temu,że zrobiono mi laparoskopię diagnostyczną gdzie okazało się,że jedyny jajowód który mam był niedrożny ale na szczęście udało się go udrożnić. Dziś tulę do serca moją 4-miesięczną córeczkę. Piszę Ci to, żebyś się nie poddawała.zyczę Wam wszystkim dużo sił, nadziei i wiary w to że się uda.I nie uważam,że dla każdej kobiety po stracie pocieszanie jest złe-ja dzięki historiom podobnym do mojej miałam siłę by dalej walczyć po stracie.
witam, po wielkiej przerwie musiałam założyć nowe konto bo cos hasło nowe mi nie działało.
Napiszę co umnie po tych traumatycznych przeżyciach.....
Całe szczęście trafiłam na porządnego lekarza prof Barcz. Pierwszą wizytę miałam w grudniu i wtedy dokladnie opisałam jej całe moje przejścia, trochę mnie jeszcze dopytała i myśle że juz wiedziała mniej więcej co mi dolega. Kazała zrobić mnostwo badań lecz szła juz w kierunku autoimmunologii i genetyki. Kosztowało to troche pieniędzy ale jak jeszcze mnie stać to czemu mam nie zrobic... Oczywiście mąż również musiał się przebadać. I tak prawie wszytskie moje badania wyszły super ekstra, lecz jedno BIAŁKO S niestety w normie nie było. Pani doktor stwierdziła iż to może byc przyczyna moich niepowodzeń- dla pewności własnie kazała zrobic badania mężowi oraz wysłała mnie na HSG gdyz nie mogłam sobie zalatwic drugiego jajowodu bo jak wiadomo jeden mialam zszywany i nie wiadomo czy hula:)
mąż zrobił badania -wszytsko ok , dawno tak dobrych wyników nie widzieli
Ja w piatek byłam na HSG w stolicy na Starynkiewicza. Rano kroplowka z ketonalem i o 11 gdzies badanie. Darłam sie niesamowicie. Taki ból- gorszy niż sie obudzilam w srodku laparoskopii ale jak to jakas dziewczyna napisała da sie przeżyć bo cel szczytny Chociaz wiem ze mnie bolalo tak bardzo dlatego iz ten jajowod ktory byl zszywany jest niedrozny. Na szczescie mam jeszcze jeden drożny- przynajmniej gdy dr robil HSG krzyczał ze nie ma prawego jajowodu. Konkretny wynik odbieram we wtorek.
Podsumowując prof Barcz twierdzi iż moje niepowodzenia wynikaja z tego niskiego BIALKA S- swiadczy to o zakrzepicy. Poodobnież przez całą ciążę będę musiała przyjmować zastrzyki w brzuch - codziennie i doodatkowo jeszcze jakies leki.
Mam nadzieje że z pomoca prof Barcz w końcu nam się uda
Super ,że piszesz no i powodzenia !
Witam wszystkich.
Jestem tu nowa i chce dodać otuchy wszystkim kobietom, które przeżyły poronienie... ;(
Moja historia skończyła się szczęśliwie, ale ile przeszłam zanim zostałam mamą... - heroiczna walka o mały cud.
Bylismy z mężem 1,5 roku po ślubie, kiedy postanowiliśmy zostać rodzicami. Miałam 24 lata. W marcu 2013, już w 2 cyklu starań udało się zobaczyć wymarzone 2 kreski na teście. Był to dzień spodziewanej miesiączki, dlatego lekarz kazał przyjść na wizyte za 2 tyg. USG potwierdziło ciąże, jednak od poczatku coś było nie tak - zarodek rozwijał się z 1,5 tyg opóźnieniem. W 7 t.c nie było jeszcze akcji serca. Przyszłam na wiztyte po tygodniu i serduszko już biło Mąż był taki szczęśliwy, że wszystkim chwalił się o ciąży. Ja czułam niepokój... Wśród znajomych były kobiety, u których rozwój przebiegał z opóźnieniem, wiec pomyślałam, że to normalne. Cieszylismy się ogromnie. Miałam straszne mdłości, ale też ogromny apetyt. W 10 t.c pokazałam się u lekarza z wynikami badań - były zdumiewająco dobre. Niestety wtedy ginekolog przekazał mi straszną nowinę - serduszko nie bije, płód obumarł ;( Z wielkości wynikało, że w 8 t.c zaczęło bić i w tym samym czasie przestało... ;( Mąż był wówczas w pracy. Gdy zadzwoniłam do niego, odebrał pytając: " Jak ma się nasz mały skarb?" Z gorzkim okrzykiem powiedziałam, że nasze maleństwo nie żyje... Całą drogę do domu płakałam. Gdy mąż wrócił usiedliśmy na kanapie i objęci płakaliśmy rzewnie oboje... (( Na zabieg łyżeczkowania czekałam miesiąc - w Przemyślu nie podają tabletki poronnej, tylko każą czekać na krwawienie...
Po 3 miesiącach po poronieniu, we wrzesniu 2013 znów zaszłam w ciąże. Postanowiliśmy nie mówić nic, dopóki nie zaczne 4 m.c. Niby wszystko było dobrze, ale w 8t.c okazało się, że serduszko juz tydzień nie bije... ;( Kolejny zawód, ból, cierpienie... Poronienie zaczęło się po 2 tygodniach. Gdy trafiłam do szpitala z krwotokiem, mąz był w wojsku na ćwiczeniach, więc wszystko musiałam przejść sama... ;( To było straszne. Jak to wspominam płakać mi się chce. Po tym zrobilismy z mężem badania. Mąż nasienie, a ja w kierunku zespołu antyfosfolipidowego. W jednej grupie wyszedł wynik słabo dodatni.
W związku z tym, gdy zaszłam w 3 ciąże w lutym 2014 ( w 3 cyklu od ostatniego poronienia) zdecydowałam się brać zastrzyki clexane i acard. Gdy minął 8 t.c i wszystko rozwijało się prawidłowo, poszłam na chorobowe, żeby nie denerwować sie ( jestem nauczycielem). Zapytałam lekarza wówczas o luteine, ale on stwierdził "że to nie działa". Szczęście nasze nie trwało długo... W 12 t.c dostałam plamienia. Natychmiast pojechaliśmy do szpitala. Lekarz po usg stwierdził, że ciąża obumarła około 11 t.c. Ta wiadomośc przyjełam jakoś dziwnie spkojnie, bez emocji, jakbym spodziewała się tego wyroku... ;((( Najgorsze, że w tym samym czasie męża bratowa była w 5 miesiącu ciąży, a za tydzień zbliżały się święta wielkanocne. Nie płakałam tego dnia. Zostałam na oddziale na obserwacji, w celu sprawdzenia poziomu hormonów. Po dwóch tygodniach trafiłam na ten sam oddział z potwornym krwotokiem i bólem... to było straszne. Po kilkunastu minutach było po wszystkim. Pusta, smutek, żal...
Postanowiliśmy dać sobie spokój ze staraniami przynajmniej do końca roku i poszukac przyczyny. W miedzyczasie zmienilismy lekarza. W Rzeszowie polecono nam doswiadczonego specjaliste od beznadziejnych przypadków. Jako pierwsze badanie zlecił kariotypy. Nie tracac czasu zrobilismy je prywatnie (koszt jednej osoby 350zl w Krakowie, z Przemyśla wysyłają tam). Wyniki okazały sie dobre. Gdy przyjechalismy z tymi wynikami okazało sie, ze jestem w 4 ciazy Nie planowalismy jej. Ja nawet nie chcialam w niej byc, bo mialam dosc tych mdlosci, obaw o rozwoj ciazy i wszystkich przejsc zwiazanych z poronieniem... A jednak Pan Bóg zdecydował za nas. Dokładnie rok temu zobaczył kolejny pozytywny test. Lekarz od razu kazal brac clexane, acard i obowiazkowo luteine (400mg na dobe - konska dawka). Do 12 t.c nikt nie wiedział. Serduszko biło juz w 6 t.c. W 12 t.c widzialam jak nasz maluszek skacze w brzuszku. Do końca 7 miesiaca pracowałam ( 4 razy w tygodniu po 3 lekcje - to juz inna szkoła, zero stresu i sama przyjemnosc uczenia). Czułam sie cała ciaze swietnie. Energia mnie rozpierała. Miałam mdłosci do 17 t.c. Kazda wizyta byla dla mnie stresujaca, jednak lekarz wprowadzal taka atmosfere, ze uspokajalam sie. Dopiero badanie polówkowe w 22 t.c uspokoilo mnie. Zaczelam wowczas juz realnie planowac wyprawke i przyzwyczajac sie do mysli, ze bede mama W 23 t.c okazało się, że mam cukrzyce ciążową. Na szczescie dieta wystarczyła ( dzieki temu przytyłam tylko 14 kg, choc mam tendencje do tycia).
Staś urodził sie w 37 t.c przez cesarskie ciecie. Jest ślicznym i zdrowym maluszkiem
Jeszcze rok temu sama szukałam na forach nadziei, a dziś jestem mamą prawie 5 miesiecznego synka )) Dziewczyny nie traćcie nadziei. Trzeba walczyć o dziecko. Dziś wiem, że Staś to błogosławieństwo i nagroda za wytrwałość, a jednocześnie za głeboką wiarę. Rok temu nie uwierzyłabym, że bede taka szczęśliwa, a dziś mam przy sobie najwiekszy cud świata
Mam nadzieję, że moja historia będzie dla Was swiadectwem, że warto walczyć o upragnione maleństwo
Witam wszystkie kobietki po poronieniu i starające się o kolejna fasolkę. Opowiem trochę o moim przypadku. Z mężem staraliśmy się o maluszka rok. Ja po spirali długo dochodziłam do siebie około pół roku wiec jak już wszystko po 6 miesiącach się unormowało to postanowiliśmy działać. Niestety nie szło to tak szybko jak myśleliśmy. Dostawałam już bzika na tym punkcie. Na dodatek mąż ma cukrzycę i niestety najpierw problem ze wzwodem, pokonany po ciężkiej walce a za chwilę wsteczny wytrysk. No nic tylko się załamać, a lekarze aby kazali robić badania z których wynikało wszystko ok. Kiedy już zrezygnowałam i przestałam o tym myśleć niespodziewanie okres nie przyszedł. Po 2 dniach opóźnienia robię test oczywiście nie nakrecajac się bo byłam przekonana że to zwykle opóźnienie. Bałam spojrzeć się na test gdy to zrobiłam niedowierzałam, są dwie kreski. Trzęsłam się jak galareta dzwonię szczęśliwa do męża on oczywiście w 7 niebie. Nasze szczęście trwało 9 tygodni kiedy poszłam do lekarza dowiedzieć się że serduszko nie bije był to 22 grudnia tak więc święta do dupy. Poczułam się jakby ktoś mi nóż w serce wbił. Jedna chwila zmieniła mnie. Wróciłam do domu ryczałam całą noc. Na drugi dzień musiałam iść na zabieg. Na sali aby ją i jedna starsza pani. I ja czekając na wyrok. Kiedy nie przeżyjesz tego nie jesteś w stanie zrozumieć co czuje wtedy kobieta. Wyobrażałaś sobie tego maluszka do kogo będzie podobny jak zmieni Twoje życie a jedna chwila wszystko Ci odebrała. Po wyłyżeczkowaniu wróciłam do domu 24 grudnia. Byłam nieobecna przeszło tydzień. Nie chciałam kontaktu z nikim, nie chciałam pocieszenia w typie jesteś młoda wszystko będzie ok. Ja chciałam usłyszeć to wszystko było złym snem przecież wszystko dobrze. Leżałam w łóżku patrząc przez okno na las. Patrzyłam się w niego godzinami nie widząc totalnie sensu w niczym. Straciłam nadzieję i nie miałam siły na kolejne starania. Mój mąż bardzo mnie wspierał to dzięki niemu pozbierałam się i zaczęłam żyć od nowa. Oczywiście 3 miesięcy nie zdecydowaliśmy się czekać. Staraliśmy się od razu w pierwszym cyklu po zabiegu. Owulacje miałam książkowo i czas pokaże czy udało się czy nie. Myślę że najlepszym lekarstwem jest kolejna ciąża. Ponoć po zabiegu jest bardzo łatwo zajść a my nie zamierzamy czekać. Za 9 dni planowana miesiączka chodź po zabiegu różnie to bywa z terminowym przyjściem. Czas pokaże. Pozdrawiam wszystkie starające się po przejściach tak bolesnych i trzymam kciuki za Was. Pozdrawiam
czyli wszytsko na dobrej drodze
Powered by Invision Power Board (http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)