Wątek w którym toczył się spór na temat - czy odrażające jest picie całej rodziny z tej samej szklanki czy w normie
, nasunął mi pewną myśl, która chciałam zainicjować nowy wątek...
Ciekawa jestem czy Wam też się to zdarza... To, że jesteście zaszokowane brudem i bałaganem panującym w czyimś mieszkaniu. Panującym najwyraźniej STALE i najwyraźniej nikomu nie przeszkadzającym. Mówię tu o rodzinach na tzw. "poziomie" (nie biednych, nie słabo wykształconych...).
Mnie to zawsze zastanawia, że ludziom nie przeszkadza lepiąca się od brudu muszla klozetowa, wanna, kuchenka, podłoga, resztki obiadu pod ławą w pokoju, gruba warstwa zaschniętego, sczerniałego mydła oblepiająca ściany i armaturę w łazience, puste opakowania po kosmetykach, kłębowisko najróżniejszych ciuchów walające się po wszelkich poziomych powierzchniach (fotele, ławy, podłoga), powciskane na siłę w półki stosy jakichś papierzysk, podarte stosy kapci w przedpokoju, zdechłe muchy na parapetach...
Nadspodziewanie często to mi się udaje spotkać. Wtedy zastanawiam się; nawet jeśli się im nie chce sprzątać (bo to nie są rodziny w których na sprzątanie nie ma czasu - ba, stać ich byłoby na pomoc domową), to czy przynajmniej drobnomieszczański wstyd przed gośćmi nie mógłby ich do tego popchnąć??? Jak oglądają telewizji reklamy lśniących łazienek, nie daje im to do myślenia??? I poza wszystkim: nie brzydzi ich to, nie przeszkadza??
Ja co prawda nie lubię ścierać kurzy
, ale widzę kurz, staram się namówić domowników aby sprzątneli go za mnie i jestem jego obecnością skrępowana
. To nie jest prawda, że nie można znaleźć czasu na sprzątnięcie tego, co wyżej wymieniłam.
Miałyście kiedyś mdłości na widok czyjejś łazienki, z której musiałyście skorzystać? I co myślicie?