Aktualno¶ci

12 tysiêcy dodatkowych miejsc w ¿³obkach!

12 tysiêcy dodatkowych miejsc w ¿³obkach!

Rz±d postanowi³ kontynuowaæ program Maluch, zapocz±tkowany w 2011, zaproponowa³ jednak jego zmodyfikowan± i rozszerzon± wersjê, nadaj±c mu nazwê MALUCH plus. Program MRPiPS "Maluch plus" na 2017 r...

Czytaj wiêcej >

Maluchy.pl logo

Witaj Gościu ( Zaloguj | Rejestruj )

Start new topic Reply to this topic
Start new topic Reply to this topic
32 Stron V   1 2 3 nastÄ™pna ostatnia   

O wychowaniu dywagacje różne

> 
kasiaaaaa
pią, 09 paź 2009 - 13:25
Ostatnio wpadła mi w ręce książka psychologa rodzinnego Johna Rosemonda o tytule "Sześć podstawowych zasad jak wychować zdrowe i szczęśliwe dzieci".

Muszę się Wam przyznać, że lektura ta wciągnęła mnie razem z butami. Czytam w niej o sprawach, o których wcześniej nie zdawałam sobie w ogóle sprawy. Ale do rzeczy.

Oto fragment tej książki:

"Wydaje się, że im większe zmiany zachodzą współcześnie w sposobie wychowania dzieci, tym większe jest przekonanie, że są one właściwe. Współcześni rodzice próbują osiągnąć z dzieckiem jak najlepsze porozumienie w przeciwieństwie do naszych babek i dziadków, którzy zdawali sobie sprawę z tego, że dziecko przede wszystkim potrzebuje, aby ktoś nim pokierował. Rodzic nie będzie w stanie właściwie kierować dzieckiem, jeśli jego energia będzie przede wszystkim skupiona na budowaniu "wspaniałego" porozumienia.
Współczesne mamy skaczą wokół własnych dzieci, starając się je uszczesliwiać. W przeszłości to dziecka uwaga była skupiona na mamie, która pragnęła przede wszystkim nauczyć go jak największej samodzielności. Współczesne mamy usiłują robić dla dziecka wszystko, co jest w ich mocy. W przeszłości mamy świadomie robiły jak najmniej, aby dziecko mogło się nauczyć, jak zadbać o siebie i rodzinę (wykonując różne prace domowe). Współczesne mamy są niczym służące dla swoich dzieci podczas ich wydłużającego się okresu dorastania. W przeszłości mamy miały autorytet i nakładały na dzieci obowiązki. Współczesne mamy są oddane swoim dzieciom po wieczne czasy, wierząc, że najlepsza mama to ta, która najlepiej służy.
A ojcowie? Idealny współczesny tata stara się być najlepszym kumplem swojego dziecka. Ojeciec w przeszłości miał autorytet i był nauczycielem. Dobrze się bawił z dziećmi, ale nie byli kolegami.
W przeszłości rodzicie zawierali związek małżeński. Intuicyjnie wyczuwali, że ich wzajemna relacja powinna być silniejsza, niż relacja z którymkolwiek z dziećmi. We współczesnej typowej rodzinie związek związek między rodzicem i dzieckiem jest mocniejszy niż między mężem i żoną, co tłumaczy rozpad wielu małżeństw po odejściu dzieci z domu.
Niestety wielu współczesnych rodziców zafascynowało się nowymi teoriami wychowania. Pięćdziesiąt lat temu, kiedy dominowały tradycyjne sposoby wychowania, dzieci same odrabiały prace domową. Obecnie mamy siadają do zadań domowych razem z dziećmi, wyreczając ich w większości z nich. Pięćdziesiąt lat temu dziecko rzadko odzywało się do rodziców w niegrzeczny sposób. Dzisiaj zdarza się to bardzo często. Pięćdziesiąć lat temu dzieci pozwalały sobie na wybryki, kiedy rodzice nie widzieli. Dziś dzieci zachowują się niewłaściciwe również na oczach rodziców."

Generalnie autorowi chodzi o to, że współcześnie rodzice bardzo często z własnej przyczyny nie mają w oczach dzieci autorytetu. Rodzice za wszelką cenę starają się być kumplami dzieci, więc dzieci traktują rodziców, jak kumpli z podwórka: bez należytego szacunku.

Chciałam Was zapytać co o tym sądzicie? Ja na początku nie byłam co do tego przekonana tak do końca, ale po przemyśleniu, po przeczytaniu cąłej ksiażki - zdecydowanie się z tym zgadzam..
Nie twierdzę, że powinniśmy wymagać od dzieci całowania w rękę za podanie talerza zupy. Ale faktycznie przez kumplowanie i rozpieszczanie robi się z dzieci życiowe niedorajdy. Choć oczywiście nie twierdzę, że dobre dogadywanie się z dzieckiem i posiadanie w jego oczach autorytetu to dwie wykluczające się rzeczy.

Pamiętam, jak kiedyś na powdwórku jakaś koleżanka zaczęła mnie przezywać. Rozpłakałam sie i poleciałam poskarżyć się mamie (miałam wtedy jakieś 6-7 lat). I mama powiedziała mi tak: "Jak sobie nie umiesz sama poradzić z dziećmi na podwórku, to nie chodź się do nich bawić". Byłam wtedy taka zawiedziona i miałam taki żal do mamy... Dziś wiem, że zrobiła wtedy najmądrzejszą rzecz jaką mogła.
Za moich czasów, kiedy w szkole dostało się pałę, to się w domu nie przyznawało, dopóki się nie poprawiło. A dziś nastoletnia uczennica wpada po szkole do domu i zwracając się do matki po imieniu mówi z uśmiechem, że głupi belfer dał jej pałę, na co matka, że i tak dla niej córcia jest najmądrzejsza i że ona to sobie pogada z tym głupim nauczycielem na wywiadówce.

Co myślicie o tym kumplowaniu z dziećmi i służeniu im?

Proszę tylko o normalną, grzeczną wymiane zdań - bez ironii, podtekstów i zygania do oczu. Chętnie poznam wszystkie Wasze opinie, Wasze za i przeciw. icon_smile.gif
kasiaaaaa


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,798
Dołączył: wto, 02 gru 08 - 19:17
Skąd: małopolskie
Nr użytkownika: 23,950




post pią, 09 paź 2009 - 13:25
Post #1

Ostatnio wpadła mi w ręce książka psychologa rodzinnego Johna Rosemonda o tytule "Sześć podstawowych zasad jak wychować zdrowe i szczęśliwe dzieci".

Muszę się Wam przyznać, że lektura ta wciągnęła mnie razem z butami. Czytam w niej o sprawach, o których wcześniej nie zdawałam sobie w ogóle sprawy. Ale do rzeczy.

Oto fragment tej książki:

"Wydaje się, że im większe zmiany zachodzą współcześnie w sposobie wychowania dzieci, tym większe jest przekonanie, że są one właściwe. Współcześni rodzice próbują osiągnąć z dzieckiem jak najlepsze porozumienie w przeciwieństwie do naszych babek i dziadków, którzy zdawali sobie sprawę z tego, że dziecko przede wszystkim potrzebuje, aby ktoś nim pokierował. Rodzic nie będzie w stanie właściwie kierować dzieckiem, jeśli jego energia będzie przede wszystkim skupiona na budowaniu "wspaniałego" porozumienia.
Współczesne mamy skaczą wokół własnych dzieci, starając się je uszczesliwiać. W przeszłości to dziecka uwaga była skupiona na mamie, która pragnęła przede wszystkim nauczyć go jak największej samodzielności. Współczesne mamy usiłują robić dla dziecka wszystko, co jest w ich mocy. W przeszłości mamy świadomie robiły jak najmniej, aby dziecko mogło się nauczyć, jak zadbać o siebie i rodzinę (wykonując różne prace domowe). Współczesne mamy są niczym służące dla swoich dzieci podczas ich wydłużającego się okresu dorastania. W przeszłości mamy miały autorytet i nakładały na dzieci obowiązki. Współczesne mamy są oddane swoim dzieciom po wieczne czasy, wierząc, że najlepsza mama to ta, która najlepiej służy.
A ojcowie? Idealny współczesny tata stara się być najlepszym kumplem swojego dziecka. Ojeciec w przeszłości miał autorytet i był nauczycielem. Dobrze się bawił z dziećmi, ale nie byli kolegami.
W przeszłości rodzicie zawierali związek małżeński. Intuicyjnie wyczuwali, że ich wzajemna relacja powinna być silniejsza, niż relacja z którymkolwiek z dziećmi. We współczesnej typowej rodzinie związek związek między rodzicem i dzieckiem jest mocniejszy niż między mężem i żoną, co tłumaczy rozpad wielu małżeństw po odejściu dzieci z domu.
Niestety wielu współczesnych rodziców zafascynowało się nowymi teoriami wychowania. Pięćdziesiąt lat temu, kiedy dominowały tradycyjne sposoby wychowania, dzieci same odrabiały prace domową. Obecnie mamy siadają do zadań domowych razem z dziećmi, wyreczając ich w większości z nich. Pięćdziesiąt lat temu dziecko rzadko odzywało się do rodziców w niegrzeczny sposób. Dzisiaj zdarza się to bardzo często. Pięćdziesiąć lat temu dzieci pozwalały sobie na wybryki, kiedy rodzice nie widzieli. Dziś dzieci zachowują się niewłaściciwe również na oczach rodziców."

Generalnie autorowi chodzi o to, że współcześnie rodzice bardzo często z własnej przyczyny nie mają w oczach dzieci autorytetu. Rodzice za wszelką cenę starają się być kumplami dzieci, więc dzieci traktują rodziców, jak kumpli z podwórka: bez należytego szacunku.

Chciałam Was zapytać co o tym sądzicie? Ja na początku nie byłam co do tego przekonana tak do końca, ale po przemyśleniu, po przeczytaniu cąłej ksiażki - zdecydowanie się z tym zgadzam..
Nie twierdzę, że powinniśmy wymagać od dzieci całowania w rękę za podanie talerza zupy. Ale faktycznie przez kumplowanie i rozpieszczanie robi się z dzieci życiowe niedorajdy. Choć oczywiście nie twierdzę, że dobre dogadywanie się z dzieckiem i posiadanie w jego oczach autorytetu to dwie wykluczające się rzeczy.

Pamiętam, jak kiedyś na powdwórku jakaś koleżanka zaczęła mnie przezywać. Rozpłakałam sie i poleciałam poskarżyć się mamie (miałam wtedy jakieś 6-7 lat). I mama powiedziała mi tak: "Jak sobie nie umiesz sama poradzić z dziećmi na podwórku, to nie chodź się do nich bawić". Byłam wtedy taka zawiedziona i miałam taki żal do mamy... Dziś wiem, że zrobiła wtedy najmądrzejszą rzecz jaką mogła.
Za moich czasów, kiedy w szkole dostało się pałę, to się w domu nie przyznawało, dopóki się nie poprawiło. A dziś nastoletnia uczennica wpada po szkole do domu i zwracając się do matki po imieniu mówi z uśmiechem, że głupi belfer dał jej pałę, na co matka, że i tak dla niej córcia jest najmądrzejsza i że ona to sobie pogada z tym głupim nauczycielem na wywiadówce.

Co myślicie o tym kumplowaniu z dziećmi i służeniu im?

Proszę tylko o normalną, grzeczną wymiane zdań - bez ironii, podtekstów i zygania do oczu. Chętnie poznam wszystkie Wasze opinie, Wasze za i przeciw. icon_smile.gif

--------------------
Oliwia 2009
Mateusz 2011
Maciejka
pią, 09 paź 2009 - 13:50
tak, kasiaaaa, cos w tym jest. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że sami sobie fundujemy rozpuszczone dzieci w imię nowych metod psychologicznych i wsłuchiwania sie w uczucia i potrzeby dziecka. Albo w imię jakiejś dziwnie pojmowanej tolerancji dla różnych stylów wychowania. Nie za bardzo mam teraz czas, zeby porozwijać to, co mi chodzi po głowie, ale odezwę się później. W każdym razie faktycznie, dorośli pozwalają dzieciom włazić sobie na głowę.
Maciejka


Grupa: Moderatorzy
Postów: 5,889
Dołączył: czw, 03 kwi 03 - 19:32
SkÄ…d: Lublin
Nr użytkownika: 358

GG:


post pią, 09 paź 2009 - 13:50
Post #2

tak, kasiaaaa, cos w tym jest. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że sami sobie fundujemy rozpuszczone dzieci w imię nowych metod psychologicznych i wsłuchiwania sie w uczucia i potrzeby dziecka. Albo w imię jakiejś dziwnie pojmowanej tolerancji dla różnych stylów wychowania. Nie za bardzo mam teraz czas, zeby porozwijać to, co mi chodzi po głowie, ale odezwę się później. W każdym razie faktycznie, dorośli pozwalają dzieciom włazić sobie na głowę.

--------------------
Maciejka


Gremi
pią, 09 paź 2009 - 13:58
a ja zgadzam sie z teoria sprzed 50 lat. Ale nie do konca. Chodzi mi o to ze wazne jest uczenie dziecka samodzielnosci i odpowiedzialnosci za swoje czyny ale warto tez miec kontakt "kumpelski" aby dziecko widzialo w rodzicach nie tylko osoby od nakazow i zakazow ale takze kogos komu mozna powiedziec o tym ze dostalo sie pale w szkole czy tez o tym ze kolega pociagnal za warkocz.

Gremi


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 3,699
Dołączył: sob, 24 lut 07 - 10:45
SkÄ…d: z krainy deszczowcow
Nr użytkownika: 11,396

GG:


post pią, 09 paź 2009 - 13:58
Post #3

a ja zgadzam sie z teoria sprzed 50 lat. Ale nie do konca. Chodzi mi o to ze wazne jest uczenie dziecka samodzielnosci i odpowiedzialnosci za swoje czyny ale warto tez miec kontakt "kumpelski" aby dziecko widzialo w rodzicach nie tylko osoby od nakazow i zakazow ale takze kogos komu mozna powiedziec o tym ze dostalo sie pale w szkole czy tez o tym ze kolega pociagnal za warkocz.



--------------------







Kropla miłości znaczy więcej niż ocean rozumu - /Pascal Blaise/
Inanna
pią, 09 paź 2009 - 13:59
Kasia, z przytoczonego przez Ciebie fragmentu wynika, że autor książki postrzega relacje dziecko - rodzic dychotomicznie: albo jest się dla swojego dziecka kumplem-służącą-bezkrytycznąfanką-bez własnego życia-skoncentrowaną tylko na dziecku-wychowującą na niedorajdę etc.albo rodzicem-który-ma-dziecko-w-d....pie - rzuca je na głeboką wodę - nie rozumie jego potrzeb emocjonalnych-jest zimny, surowy, wymagający - oczekujący szacunku dla siebie itd.
A dla mnie ideałem rodzica jest matka/ojciec którzy:
- znają swoje dziecko, mają z nim bliski kontakt, dziecko ma do nich zaufanie, mówi im o swoich problemach, lękach, radościach, marzeniach, oczekiwaniach
- dostowosują wyzwania do możliwości dziecka, stawiają przed nim zadania, które nie wywołując traumy pozwalają dziecku się rozwijać
- akceptujÄ… i kochajÄ… dziecko takie, jakim jest
- mają świadomość swoich obowiązków względem dziecka, ale też wychowują dziecko na osobę odpowiedzialną, zaradną, umiejącą sobie poradzić w życiu
- są dla dzieci autorytetem dlatego, że są porządnymi ludźmi, a nie dlatego, że są rodzicami.



Inanna


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 2,551
Dołączył: wto, 12 lut 08 - 16:36
Nr użytkownika: 18,156




post pią, 09 paź 2009 - 13:59
Post #4

Kasia, z przytoczonego przez Ciebie fragmentu wynika, że autor książki postrzega relacje dziecko - rodzic dychotomicznie: albo jest się dla swojego dziecka kumplem-służącą-bezkrytycznąfanką-bez własnego życia-skoncentrowaną tylko na dziecku-wychowującą na niedorajdę etc.albo rodzicem-który-ma-dziecko-w-d....pie - rzuca je na głeboką wodę - nie rozumie jego potrzeb emocjonalnych-jest zimny, surowy, wymagający - oczekujący szacunku dla siebie itd.
A dla mnie ideałem rodzica jest matka/ojciec którzy:
- znają swoje dziecko, mają z nim bliski kontakt, dziecko ma do nich zaufanie, mówi im o swoich problemach, lękach, radościach, marzeniach, oczekiwaniach
- dostowosują wyzwania do możliwości dziecka, stawiają przed nim zadania, które nie wywołując traumy pozwalają dziecku się rozwijać
- akceptujÄ… i kochajÄ… dziecko takie, jakim jest
- mają świadomość swoich obowiązków względem dziecka, ale też wychowują dziecko na osobę odpowiedzialną, zaradną, umiejącą sobie poradzić w życiu
- są dla dzieci autorytetem dlatego, że są porządnymi ludźmi, a nie dlatego, że są rodzicami.





--------------------



tolala
pią, 09 paź 2009 - 14:06
napiszę później, bo nie mogę sie skupić i myśli mi sie nie skladają w sensowną calość

Ten post edytował tolala pią, 09 paź 2009 - 14:11
tolala


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 4,252
Dołączył: pią, 06 kwi 07 - 20:43
SkÄ…d: z domu
Nr użytkownika: 12,708




post pią, 09 paź 2009 - 14:06
Post #5

napiszę później, bo nie mogę sie skupić i myśli mi sie nie skladają w sensowną calość
Fasola
pią, 09 paź 2009 - 14:08
CYTAT(kasiaaaaa @ Fri, 09 Oct 2009 - 14:25) *
We współczesnej typowej rodzinie związek związek między rodzicem i dzieckiem jest mocniejszy niż między mężem i żoną, co tłumaczy rozpad wielu małżeństw po odejściu dzieci z domu.

Ja tak tylko siÄ™ czepnÄ™:
Co to znaczy współczesna typowa rodzina. Czy znasz osobiście wiele takich rodzin, gdzie więź między rodzicami jest w zaniku kosztem więzi z dziećmi. Czyu znasz osobiście pary, które rozstały się po wyfrunięciu dzieci z gniazda. I wreszcie. Żeby dziecko wyfrunęło z gniazda, musi mieć przeciętnie tych min. 20 lat. Zatem jego rodzice nie są tymi współczesnymi rodzicami, o których traktuje owa książka. Tylko wcześniejszymi o blisko ćwierć wieku. Nie zgadza mi się ten wywód zatem.
A ja nie znam takich par, dzieci włażące rodzicom na głowę widuję sporadycznie i w porównywalnej częstości występowania jak w domach moich szkolnych koleżaneg 30 lat temu. Nie znam też dzieci, którym rodzice usługują i nie widuję rodziców zabiegających o względy własnych dzieci poprzez sie kumplowanie.
No cóż, za moich czasów - czy ktoś też pamięta te książkę?
edit:literówki

Ten post edytował Fasola pią, 09 paź 2009 - 14:09
Fasola


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 642
Dołączył: śro, 15 wrz 04 - 10:46
Nr użytkownika: 2,097




post pią, 09 paź 2009 - 14:08
Post #6

CYTAT(kasiaaaaa @ Fri, 09 Oct 2009 - 14:25) *
We współczesnej typowej rodzinie związek związek między rodzicem i dzieckiem jest mocniejszy niż między mężem i żoną, co tłumaczy rozpad wielu małżeństw po odejściu dzieci z domu.

Ja tak tylko siÄ™ czepnÄ™:
Co to znaczy współczesna typowa rodzina. Czy znasz osobiście wiele takich rodzin, gdzie więź między rodzicami jest w zaniku kosztem więzi z dziećmi. Czyu znasz osobiście pary, które rozstały się po wyfrunięciu dzieci z gniazda. I wreszcie. Żeby dziecko wyfrunęło z gniazda, musi mieć przeciętnie tych min. 20 lat. Zatem jego rodzice nie są tymi współczesnymi rodzicami, o których traktuje owa książka. Tylko wcześniejszymi o blisko ćwierć wieku. Nie zgadza mi się ten wywód zatem.
A ja nie znam takich par, dzieci włażące rodzicom na głowę widuję sporadycznie i w porównywalnej częstości występowania jak w domach moich szkolnych koleżaneg 30 lat temu. Nie znam też dzieci, którym rodzice usługują i nie widuję rodziców zabiegających o względy własnych dzieci poprzez sie kumplowanie.
No cóż, za moich czasów - czy ktoś też pamięta te książkę?
edit:literówki

--------------------
Dziecka dwa
kasiaaaaa
pią, 09 paź 2009 - 14:10
CYTAT(Inanna @ Fri, 09 Oct 2009 - 14:59) *
Kasia, z przytoczonego przez Ciebie fragmentu wynika, że autor książki postrzega relacje dziecko - rodzic dychotomicznie: albo jest się dla swojego dziecka kumplem-służącą-bezkrytycznąfanką-bez własnego życia-skoncentrowaną tylko na dziecku-wychowującą na niedorajdę etc.albo rodzicem-który-ma-dziecko-w-d....pie - rzuca je na głeboką wodę - nie rozumie jego potrzeb emocjonalnych-jest zimny, surowy, wymagający - oczekujący szacunku dla siebie itd.

Wiesz co możesz mieć takie odczucie, bo zacytowałam tylko wstep do książki - po nim może się tak faktycznie wydawać. Ale po przeczytaniu całej książki to odczucie jest zupełnie inne. Ten człowiek naprawdę na fantastyczne podejście do dzieci (sam też je posiada) i daje wiele bezcennych rad na różne problemy wychowawcze. icon_smile.gif
kasiaaaaa


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,798
Dołączył: wto, 02 gru 08 - 19:17
Skąd: małopolskie
Nr użytkownika: 23,950




post pią, 09 paź 2009 - 14:10
Post #7

CYTAT(Inanna @ Fri, 09 Oct 2009 - 14:59) *
Kasia, z przytoczonego przez Ciebie fragmentu wynika, że autor książki postrzega relacje dziecko - rodzic dychotomicznie: albo jest się dla swojego dziecka kumplem-służącą-bezkrytycznąfanką-bez własnego życia-skoncentrowaną tylko na dziecku-wychowującą na niedorajdę etc.albo rodzicem-który-ma-dziecko-w-d....pie - rzuca je na głeboką wodę - nie rozumie jego potrzeb emocjonalnych-jest zimny, surowy, wymagający - oczekujący szacunku dla siebie itd.

Wiesz co możesz mieć takie odczucie, bo zacytowałam tylko wstep do książki - po nim może się tak faktycznie wydawać. Ale po przeczytaniu całej książki to odczucie jest zupełnie inne. Ten człowiek naprawdę na fantastyczne podejście do dzieci (sam też je posiada) i daje wiele bezcennych rad na różne problemy wychowawcze. icon_smile.gif

--------------------
Oliwia 2009
Mateusz 2011
kasiaaaaa
pią, 09 paź 2009 - 14:17
CYTAT(Fasola @ Fri, 09 Oct 2009 - 15:08) *
Ja tak tylko siÄ™ czepnÄ™:
Co to znaczy współczesna typowa rodzina. Czy znasz osobiście wiele takich rodzin, gdzie więź między rodzicami jest w zaniku kosztem więzi z dziećmi. Czyu znasz osobiście pary, które rozstały się po wyfrunięciu dzieci z gniazda.

To pytanie nie do mnie, tylko do autora książki. A autor zna takie rodziny, bo przytacza ich przykłady w książce. A tak na marginesie - ksiażka jest wydana 2 lata temu, więc jest aktualna.
Ja osobiście też znam takie rodziny, o które pytasz. icon_smile.gif
A co dla mnie znaczy typowa dzisiesza rodzina? Myślę, że rodzina zabiegana, nie mająca czasu, by uczyć dzieci tego, co ważne, zapracowana, itp. Myślę, że autor miał coś podobnego na myśli.
kasiaaaaa


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,798
Dołączył: wto, 02 gru 08 - 19:17
Skąd: małopolskie
Nr użytkownika: 23,950




post pią, 09 paź 2009 - 14:17
Post #8

CYTAT(Fasola @ Fri, 09 Oct 2009 - 15:08) *
Ja tak tylko siÄ™ czepnÄ™:
Co to znaczy współczesna typowa rodzina. Czy znasz osobiście wiele takich rodzin, gdzie więź między rodzicami jest w zaniku kosztem więzi z dziećmi. Czyu znasz osobiście pary, które rozstały się po wyfrunięciu dzieci z gniazda.

To pytanie nie do mnie, tylko do autora książki. A autor zna takie rodziny, bo przytacza ich przykłady w książce. A tak na marginesie - ksiażka jest wydana 2 lata temu, więc jest aktualna.
Ja osobiście też znam takie rodziny, o które pytasz. icon_smile.gif
A co dla mnie znaczy typowa dzisiesza rodzina? Myślę, że rodzina zabiegana, nie mająca czasu, by uczyć dzieci tego, co ważne, zapracowana, itp. Myślę, że autor miał coś podobnego na myśli.

--------------------
Oliwia 2009
Mateusz 2011
skanna
pią, 09 paź 2009 - 14:39
Ha, czyli jednak istnieje jakiś współczesny psycholog, którego wywody mam szansę przeczytać bez bólu zębów i postukiwania w czoło co kilka minut? Podoba mi się to, co zacytowałaś, jest bardzo bliskie moim obserwacjom i wnioskom z 10-letniego stażu rodzicielskiego. Nie wierząc we własny zdrowy rozsądek usiłowałam się kierować współczesnymi poglądami na wychowanie dzieci i z perspektywy dekady widzę, że mało toto skuteczne, zarówno w moim domu jak i w domach znajomych. Jako świeży rodzic, starałam się tak współcześnie, po 5 latach, widząc nie najciekawsze efekty, zaufałam swoim poglądom i efekt mam zgoła odmienny, zdecydowanie lepszy.
Dzieci włażących rodzicom na głowę i rodziców podporządkowanym głównie dzieciom widzę multum, zarówno w realu jak i tutaj, na maluchach.
Olu, matek, które łączy znacznie większa więź z dziećmi niż z mężem znajdziesz "mrowie a mrowie" - niedaleko trzeba szukać - na każdym forum rodzicielskim wystarczy wątek o spaniu z dziećmi na przykład.

Maciejko, niecierpliwie czekam na TwojÄ… opiniÄ™.
skanna


Grupa: Zbanowani
Postów: 12,705
Dołączył: wto, 05 sie 03 - 08:50
SkÄ…d: ...
Nr użytkownika: 970




post pią, 09 paź 2009 - 14:39
Post #9

Ha, czyli jednak istnieje jakiś współczesny psycholog, którego wywody mam szansę przeczytać bez bólu zębów i postukiwania w czoło co kilka minut? Podoba mi się to, co zacytowałaś, jest bardzo bliskie moim obserwacjom i wnioskom z 10-letniego stażu rodzicielskiego. Nie wierząc we własny zdrowy rozsądek usiłowałam się kierować współczesnymi poglądami na wychowanie dzieci i z perspektywy dekady widzę, że mało toto skuteczne, zarówno w moim domu jak i w domach znajomych. Jako świeży rodzic, starałam się tak współcześnie, po 5 latach, widząc nie najciekawsze efekty, zaufałam swoim poglądom i efekt mam zgoła odmienny, zdecydowanie lepszy.
Dzieci włażących rodzicom na głowę i rodziców podporządkowanym głównie dzieciom widzę multum, zarówno w realu jak i tutaj, na maluchach.
Olu, matek, które łączy znacznie większa więź z dziećmi niż z mężem znajdziesz "mrowie a mrowie" - niedaleko trzeba szukać - na każdym forum rodzicielskim wystarczy wątek o spaniu z dziećmi na przykład.

Maciejko, niecierpliwie czekam na TwojÄ… opiniÄ™.

--------------------
Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala
Czy ten , co mówić o tym nie pozwala?
- C.K.Norwid

Brałam wszystko na poważnie, to, co dzisiaj jest nieważne
- Kora i Maanam
Fasola
pią, 09 paź 2009 - 15:09
No to widocznie źle szukam, albo też w ogóle czegoś takiego nie szukam, bo nie mam potrzeby, skoro wokół mnie jakoś tak normalnie.
A przeciez nie żyję w enklawie.
No ale niech mi ktoś wyjasni, skoro ta więź ma byś przyczyną rozpadu małżeństwa po wyfrunięciu dzieci, to znaczy, że te obserwacje nie dotyczą rodzin z teraz małymi dziećmi, tylko tych, które już dzieci mają dobrze dorosłe... Czyli te ćwieć wieku temu też było już tak źle? Tak się czepiam, ale usiłuję to wziąć na logikę.
O ile dobrze pamiętam, już Sokrates pisał w podobnym tonie, że wychowanie dzieci do niczego, ze ropastwione toto, granic nie zna, stąd mój sceptycyzm. A może to był inny filozof na S.
Fasola


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 642
Dołączył: śro, 15 wrz 04 - 10:46
Nr użytkownika: 2,097




post pią, 09 paź 2009 - 15:09
Post #10

No to widocznie źle szukam, albo też w ogóle czegoś takiego nie szukam, bo nie mam potrzeby, skoro wokół mnie jakoś tak normalnie.
A przeciez nie żyję w enklawie.
No ale niech mi ktoś wyjasni, skoro ta więź ma byś przyczyną rozpadu małżeństwa po wyfrunięciu dzieci, to znaczy, że te obserwacje nie dotyczą rodzin z teraz małymi dziećmi, tylko tych, które już dzieci mają dobrze dorosłe... Czyli te ćwieć wieku temu też było już tak źle? Tak się czepiam, ale usiłuję to wziąć na logikę.
O ile dobrze pamiętam, już Sokrates pisał w podobnym tonie, że wychowanie dzieci do niczego, ze ropastwione toto, granic nie zna, stąd mój sceptycyzm. A może to był inny filozof na S.

--------------------
Dziecka dwa
tolala
pią, 09 paź 2009 - 15:14
Zgadzam się. Zacytowany fragment książki jest bliski moim poglądom na wychowanie dziecka.
Jako rodzic chcę (poza zapewnieniem mojemu dziecku godziwych warunków do życia) przede wszystkim nauczyć moje dziecko szeroko pojętego "życia". I mogę to zrobić tylko jako nauczyciel-przewodnik. Bo żeby nauczyć trzeba również wymagać, stawiać przed dzieckiem zadania do wykonania, uczyć odpowiedzialności. A to są zadania nauczyciela, a nie kumpla.
Ale poza byciem nauczycielką, jestem mamą, czyli tą, która kocha, daje buziaki i jest czula. I taka rola matki-nauczycielki bardziej mi się widzi, niż matki-kumpelki (kumpel kojarzy mi się z chodzeniem na piwo). Problem tkwi we wlaściwych proporcjach, żeby nie być zbyt czulą a jednocześnie zbyt ostrą. TO oczywiste.
tolala


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 4,252
Dołączył: pią, 06 kwi 07 - 20:43
SkÄ…d: z domu
Nr użytkownika: 12,708




post pią, 09 paź 2009 - 15:14
Post #11

Zgadzam się. Zacytowany fragment książki jest bliski moim poglądom na wychowanie dziecka.
Jako rodzic chcę (poza zapewnieniem mojemu dziecku godziwych warunków do życia) przede wszystkim nauczyć moje dziecko szeroko pojętego "życia". I mogę to zrobić tylko jako nauczyciel-przewodnik. Bo żeby nauczyć trzeba również wymagać, stawiać przed dzieckiem zadania do wykonania, uczyć odpowiedzialności. A to są zadania nauczyciela, a nie kumpla.
Ale poza byciem nauczycielką, jestem mamą, czyli tą, która kocha, daje buziaki i jest czula. I taka rola matki-nauczycielki bardziej mi się widzi, niż matki-kumpelki (kumpel kojarzy mi się z chodzeniem na piwo). Problem tkwi we wlaściwych proporcjach, żeby nie być zbyt czulą a jednocześnie zbyt ostrą. TO oczywiste.
kasiaaaaa
pią, 09 paź 2009 - 15:20
CYTAT(Fasola @ Fri, 09 Oct 2009 - 16:09) *
No ale niech mi ktoś wyjasni, skoro ta więź ma byś przyczyną rozpadu małżeństwa po wyfrunięciu dzieci, to znaczy, że te obserwacje nie dotyczą rodzin z teraz małymi dziećmi, tylko tych, które już dzieci mają dobrze dorosłe... Czyli te ćwieć wieku temu też było już tak źle? Tak się czepiam, ale usiłuję to wziąć na logikę.

Fasolko myślę, że zbyt dosłownie starasz się wszystko zrozumieć. Wydaje mi się, że autorowi chodzi o to, że dawne rodziny to te, których dzieci maja teraz 50 lat, a współczesne to te, których dzieci nie są starsze niż 15-20 lat . Wręcz jestem pewna, że o to chodzi autorowi, co wnioskuję po reszcie książki, której inni niestety nie mogą póki co przeczytać.
Po drugie autor sugeruje, że rozpad niektórych małżeństw po odejściu dzieci można tłumaczyć zbyt silną z nimi więzią, ale wcale nie twierdzi, że to powód każdego rozwodu.
Po trzecie w ksiażce jest mnóstwo rodziałów, poświęconych współczensnym młodym rodzicom.
Czy te ćwierć wieku też już było źle? Pewnie tak, skoro o tym pisze autor. Z resztą ja też, kiedy przypomnę sobie niektóre epizody z moich pierwszych lat młodości, mogę to poniekąd potwierdzić. icon_smile.gif
Myślę, że Twoje - jak to sama nazwałaś - "czepianie się" wynika z tego, że nie masz możliwości przeczytania całej ksiażki. icon_smile.gif

Ten post edytował kasiaaaaa pią, 09 paź 2009 - 15:22
kasiaaaaa


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,798
Dołączył: wto, 02 gru 08 - 19:17
Skąd: małopolskie
Nr użytkownika: 23,950




post pią, 09 paź 2009 - 15:20
Post #12

CYTAT(Fasola @ Fri, 09 Oct 2009 - 16:09) *
No ale niech mi ktoś wyjasni, skoro ta więź ma byś przyczyną rozpadu małżeństwa po wyfrunięciu dzieci, to znaczy, że te obserwacje nie dotyczą rodzin z teraz małymi dziećmi, tylko tych, które już dzieci mają dobrze dorosłe... Czyli te ćwieć wieku temu też było już tak źle? Tak się czepiam, ale usiłuję to wziąć na logikę.

Fasolko myślę, że zbyt dosłownie starasz się wszystko zrozumieć. Wydaje mi się, że autorowi chodzi o to, że dawne rodziny to te, których dzieci maja teraz 50 lat, a współczesne to te, których dzieci nie są starsze niż 15-20 lat . Wręcz jestem pewna, że o to chodzi autorowi, co wnioskuję po reszcie książki, której inni niestety nie mogą póki co przeczytać.
Po drugie autor sugeruje, że rozpad niektórych małżeństw po odejściu dzieci można tłumaczyć zbyt silną z nimi więzią, ale wcale nie twierdzi, że to powód każdego rozwodu.
Po trzecie w ksiażce jest mnóstwo rodziałów, poświęconych współczensnym młodym rodzicom.
Czy te ćwierć wieku też już było źle? Pewnie tak, skoro o tym pisze autor. Z resztą ja też, kiedy przypomnę sobie niektóre epizody z moich pierwszych lat młodości, mogę to poniekąd potwierdzić. icon_smile.gif
Myślę, że Twoje - jak to sama nazwałaś - "czepianie się" wynika z tego, że nie masz możliwości przeczytania całej ksiażki. icon_smile.gif

--------------------
Oliwia 2009
Mateusz 2011
Fasola
pią, 09 paź 2009 - 15:35
Nie mam możliwości i nie zamierzam, jako że mam uczulenie na dzieła pt "kiedys to był inny świat", w których na dodatek w aureoli odkrycia autor przedstawia rzeczy oczywiste.
Dla mnie dzieci wodzące rodziców za nos to margines i oczywiście patologia - tak jak i te 30 lat temu (bo tyle gdzieś sięga moja pamięć).
Rodziny, w których mamcia tak kocha dzieci, że by je zjadła i nie może się od nich odkleić - to samo.
I to było zawsze, ja nie zauważam wzrostu natężenia.
Moja mama (dobry wojenny rocznik) miała w klasie koleżanki, bliźniaczki, które jeszcze jako nastolatki przeprowadzały w domu swoją wolę w ten sposób, że kładły się na podłodze i wyły i tupały i tata leciał do sąsiadów po pożyczkę "bo one już leżą"
Jej najbliższa przyjaciółka (podobnie dobry rocznik) olewała swych rodziców tekstem "no i co mi zrobią"
Miałam w klasie koleżankę, która miała swoją oddaną mamusię głęboko i posyłała ją co i rusz po coś na posyłki... A mamusia dygała w tę i w tamtę.
Pamiętam z kolonii dwie panienki siostrzyczki, które nie umiały uprać sobie skarpetek a moje zdziwienie skwitowały "a od czegóż jest mama?"
Co nie zmienia faktu, że znakomita większość pozostałych nie właziła rodzicom na głowę, jakoś tam respektowała granice i bez większych raf wyrosła a fajnych, dorosłych ludzi.
W przedszkolenej grupie mojej córki jest jedno rozbestwione i jedna wczuta mamuśka,
W klasie u syna współczynnik jest podobny.
A poza tym w większości otaczają mnie normalne, pogodne dzieciaki w gorzej lub lepiej zorganizowanych rodzinach. Mój brat jest bardziej ode mnie liberalny w wychowaniu, ale na litość boska jego syn w żaden sposób nie rządzi w domu ani nic z tych rzeczy.
Więc mnie nie o tezy przedstawione chodzi tylko o to podejście "kiedyś to było inaczej"
Jak dla mnie było tak samo.
I nie ma co zwalać na jakiś aksjomat współczesnej rodziny, tylko zastanowić się, czego chcemy w wychowaniu. Bo każdy chce trochę czegoś innego.

Ten post edytował Fasola pią, 09 paź 2009 - 15:36
Fasola


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 642
Dołączył: śro, 15 wrz 04 - 10:46
Nr użytkownika: 2,097




post pią, 09 paź 2009 - 15:35
Post #13

Nie mam możliwości i nie zamierzam, jako że mam uczulenie na dzieła pt "kiedys to był inny świat", w których na dodatek w aureoli odkrycia autor przedstawia rzeczy oczywiste.
Dla mnie dzieci wodzące rodziców za nos to margines i oczywiście patologia - tak jak i te 30 lat temu (bo tyle gdzieś sięga moja pamięć).
Rodziny, w których mamcia tak kocha dzieci, że by je zjadła i nie może się od nich odkleić - to samo.
I to było zawsze, ja nie zauważam wzrostu natężenia.
Moja mama (dobry wojenny rocznik) miała w klasie koleżanki, bliźniaczki, które jeszcze jako nastolatki przeprowadzały w domu swoją wolę w ten sposób, że kładły się na podłodze i wyły i tupały i tata leciał do sąsiadów po pożyczkę "bo one już leżą"
Jej najbliższa przyjaciółka (podobnie dobry rocznik) olewała swych rodziców tekstem "no i co mi zrobią"
Miałam w klasie koleżankę, która miała swoją oddaną mamusię głęboko i posyłała ją co i rusz po coś na posyłki... A mamusia dygała w tę i w tamtę.
Pamiętam z kolonii dwie panienki siostrzyczki, które nie umiały uprać sobie skarpetek a moje zdziwienie skwitowały "a od czegóż jest mama?"
Co nie zmienia faktu, że znakomita większość pozostałych nie właziła rodzicom na głowę, jakoś tam respektowała granice i bez większych raf wyrosła a fajnych, dorosłych ludzi.
W przedszkolenej grupie mojej córki jest jedno rozbestwione i jedna wczuta mamuśka,
W klasie u syna współczynnik jest podobny.
A poza tym w większości otaczają mnie normalne, pogodne dzieciaki w gorzej lub lepiej zorganizowanych rodzinach. Mój brat jest bardziej ode mnie liberalny w wychowaniu, ale na litość boska jego syn w żaden sposób nie rządzi w domu ani nic z tych rzeczy.
Więc mnie nie o tezy przedstawione chodzi tylko o to podejście "kiedyś to było inaczej"
Jak dla mnie było tak samo.
I nie ma co zwalać na jakiś aksjomat współczesnej rodziny, tylko zastanowić się, czego chcemy w wychowaniu. Bo każdy chce trochę czegoś innego.

--------------------
Dziecka dwa
kasiaaaaa
pią, 09 paź 2009 - 16:09
CYTAT(Fasola @ Fri, 09 Oct 2009 - 16:35) *
Więc mnie nie o tezy przedstawione chodzi tylko o to podejście "kiedyś to było inaczej"
Jak dla mnie było tak samo.

Fasolko po pierwsze - autor o tym "jak było kiedyś" wspomina tylko we wstępie, którego treść przytoczyłam. Cała reszta dotyczy tego, co jest wspołcześnie, a raczej stara się pomóc współczenym rodzinom pomóc wychować dzieci i rozwiązać problemy wychowawcze, które są inne niż kiedyś. Tak Fasolko - inne niż w dawnych czasach, bo z czym innym nasze dzieci i my borykamy się teraz, a z czym innym borykały się nasze babki i prababki.
Po drugie: nie o te tezy Ci chodzi? A mi Fasolko właśnie o te tezy chodzi w założonym przeze mnie temacie. icon_smile.gif
Ze sporą częścią Twoich poglądów się zgadzam, ale "poszłaś" nie w ten temat. icon_smile.gif Mimo to dzięki za opinię. icon_smile.gif

Ten post edytował kasiaaaaa pią, 09 paź 2009 - 16:10
kasiaaaaa


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,798
Dołączył: wto, 02 gru 08 - 19:17
Skąd: małopolskie
Nr użytkownika: 23,950




post pią, 09 paź 2009 - 16:09
Post #14

CYTAT(Fasola @ Fri, 09 Oct 2009 - 16:35) *
Więc mnie nie o tezy przedstawione chodzi tylko o to podejście "kiedyś to było inaczej"
Jak dla mnie było tak samo.

Fasolko po pierwsze - autor o tym "jak było kiedyś" wspomina tylko we wstępie, którego treść przytoczyłam. Cała reszta dotyczy tego, co jest wspołcześnie, a raczej stara się pomóc współczenym rodzinom pomóc wychować dzieci i rozwiązać problemy wychowawcze, które są inne niż kiedyś. Tak Fasolko - inne niż w dawnych czasach, bo z czym innym nasze dzieci i my borykamy się teraz, a z czym innym borykały się nasze babki i prababki.
Po drugie: nie o te tezy Ci chodzi? A mi Fasolko właśnie o te tezy chodzi w założonym przeze mnie temacie. icon_smile.gif
Ze sporą częścią Twoich poglądów się zgadzam, ale "poszłaś" nie w ten temat. icon_smile.gif Mimo to dzięki za opinię. icon_smile.gif

--------------------
Oliwia 2009
Mateusz 2011
aluc

Go??







post pią, 09 paź 2009 - 16:45
Post #15

a co to jest, na Boga, kumplowanie się z dziećmi? wspólne chodzenie na dyskoteki i wspólne rwanie facetów/panienek? mówienie do rodziców po imieniu? normalne funkcjonowanie w rodzinie, ino bez okazywania uniżonego szacunku starszym na każdym kroku? wychowywanie dzieci bez wzbudzania w nich lęku, nagminnie mylonego z autorytetem?

co to jest służenie dziecku? podsuwanie wszystkiego pod nos? podporządkowywanie swojego trybu zycia potrzebom dziecka? czy może branie strony dziecka w każdym sporze? a może dawanie zawsze wiary w to, co dziecko mówi?

co to jest należyty szacunek?

za moich czasów, jak się dostało pałę, to się mówiło matce, że ta bura suka się na mnie uwzięła, a matka odpowiadała, że było się uczyć - no ale ja miałam etap mówienia do matki po imieniu, bez należytego szacunku icon_wink.gif

a zawodzenie "o tempora, o mores!" też nie ma lat dziesięciu, stu czy dwustu - we wszystkich epokach starsi ubolewali nad zepsuciem młodzieży, nasze dzieci też będą, widać takie jęki są wpisane w tetryczenie, razem z wypadaniem zębów, łysieniem i osteoporozą
Bosanova
pią, 09 paź 2009 - 16:58
CYTAT(aluc @ Fri, 09 Oct 2009 - 15:45) *
a co to jest, na Boga, kumplowanie się z dziećmi?

Może byc pozytywne kumelstwo, czyli te wszystkie gry planszowe wieczorami, gry w tenisa, czy wspólne wędkowanie. To zaufanie dziecka do rodzica, to dobra rada rodzica dla dziecka, wspólne śmichy i chichy.
Ale może tez być toksyczne kumpelstwo, i ja je widze wtedy, gdy jest traktowanie dziecka jak swego równolatka,gdzie granica między robienim coś wspólnie, mocno się zatarła i przekształciła się w układ typu syna jak kumpla, czy córeczka jak przyajciółeczka - do chodzenia pod raczke po zakupkach, wyrywaniu sobie tj samej kusej kiecki, plotkowaniu przy piwku córci wraz z koleżankami mamy
;Zwierzanie sie przez mame córce, dlaczego jej sie nie układa z tatusiem i inne obraczajace dziecko historie, kórych nie potrafi dziecko przetrawić w sobie
to jest, mówienie cytuje" tatuś lubi młode dupcie, widzisz, jaki podły";
to jest picie piwa przy 10 letnim synu, i mówienie mu,że matka to frajerka;
to jest chodzenie przez mame przy dorastajcym synu w bieliźnie, i gadanie"nie patrz na mnie synku w TAKI spsób' (uwodzenie?).

To wszystko obserwacje z mojego podwórka.

Tylko,że tacy rodzice byli ZAWSZE, bez znaczenia czy teraz czy 50 lat temu, choć może teraz nastepuje to z jakąś eskalacją.

Ten post edytował Bosanova pią, 09 paź 2009 - 17:00
Bosanova


Grupa: Zbanowani
Postów: 1,737
Dołączył: pon, 14 maj 07 - 13:08
Nr użytkownika: 14,153




post pią, 09 paź 2009 - 16:58
Post #16

CYTAT(aluc @ Fri, 09 Oct 2009 - 15:45) *
a co to jest, na Boga, kumplowanie się z dziećmi?

Może byc pozytywne kumelstwo, czyli te wszystkie gry planszowe wieczorami, gry w tenisa, czy wspólne wędkowanie. To zaufanie dziecka do rodzica, to dobra rada rodzica dla dziecka, wspólne śmichy i chichy.
Ale może tez być toksyczne kumpelstwo, i ja je widze wtedy, gdy jest traktowanie dziecka jak swego równolatka,gdzie granica między robienim coś wspólnie, mocno się zatarła i przekształciła się w układ typu syna jak kumpla, czy córeczka jak przyajciółeczka - do chodzenia pod raczke po zakupkach, wyrywaniu sobie tj samej kusej kiecki, plotkowaniu przy piwku córci wraz z koleżankami mamy
;Zwierzanie sie przez mame córce, dlaczego jej sie nie układa z tatusiem i inne obraczajace dziecko historie, kórych nie potrafi dziecko przetrawić w sobie
to jest, mówienie cytuje" tatuś lubi młode dupcie, widzisz, jaki podły";
to jest picie piwa przy 10 letnim synu, i mówienie mu,że matka to frajerka;
to jest chodzenie przez mame przy dorastajcym synu w bieliźnie, i gadanie"nie patrz na mnie synku w TAKI spsób' (uwodzenie?).

To wszystko obserwacje z mojego podwórka.

Tylko,że tacy rodzice byli ZAWSZE, bez znaczenia czy teraz czy 50 lat temu, choć może teraz nastepuje to z jakąś eskalacją.
magdalenka
pią, 09 paź 2009 - 17:11
CYTAT(Fasola @ Fri, 09 Oct 2009 - 15:08) *
Czy znasz osobiście wiele takich rodzin, gdzie więź między rodzicami jest w zaniku /.../



trudno mi powiedzieć, czy "w zaniku", ale dla mnie mama, która tak KOCHA swoje dziecko, że przez 2,3 lata śpi z nim w łóżku, mając w nosie potrzeby swojego męża dąży właśnie do takich relacji. A matek takich znam sporo. I nie widzą nic niestosownego w "spaniu męża na sofie". Tyle tylko, że jakoś męża o to nie pytały.

I myślę, że łatwo męża odsunąć z powodu "zaspakajania potrzeb dziecka".
magdalenka


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 1,052
Dołączył: pon, 31 mar 03 - 09:54
Skąd: Bielsko-Biała
Nr użytkownika: 237




post pią, 09 paź 2009 - 17:11
Post #17

CYTAT(Fasola @ Fri, 09 Oct 2009 - 15:08) *
Czy znasz osobiście wiele takich rodzin, gdzie więź między rodzicami jest w zaniku /.../



trudno mi powiedzieć, czy "w zaniku", ale dla mnie mama, która tak KOCHA swoje dziecko, że przez 2,3 lata śpi z nim w łóżku, mając w nosie potrzeby swojego męża dąży właśnie do takich relacji. A matek takich znam sporo. I nie widzą nic niestosownego w "spaniu męża na sofie". Tyle tylko, że jakoś męża o to nie pytały.

I myślę, że łatwo męża odsunąć z powodu "zaspakajania potrzeb dziecka".
kasiaaaaa
pią, 09 paź 2009 - 17:17
Tak się dziewczyny zastanawiam, jak to w ogóle będzie kiedyś, jak moje dziecko (mam nadzieję, że dzieci) będą miały 20 lat... icon_smile.gif
Ja na przykład mam taki jedyny w swoim rodzaju szacunek do moich rodziców. Taki, począwszy od tego, że nigdy nie powiedziałam o nich "starzy", skończywszy na tym, że kiedy w wieku 15 lat chciałam iśc na dyskotekę a mama powiedziała "nie" to poprostu nie poszłam. Kiedy rodzice kazali być na 22.00 w domu, to bezwzględnie byłam o 22.00 w domu. Zawsze czułam przed rodzicami respekt i czuję do dziś. I jest mi z tym bardzo dobrze. icon_smile.gif

A tutaj mały off: 29.gif
Co do wychowania w dzisiejszych czasach - myślę, że poniekąd jest ono trudniejsze niż kiedyś. Powody, dla których tak uważam w zależności od sytuacji mogą być też plusami wychowywania dzieci w dzisiejszych czasach, ale mam na myśli np. internet. Dawniej, żeby odrobić zadanie trzeba było sięgnąć np. do encyklopedii, która leżała w pokoju na półce. Dziś wklepuje sie hasło w google i po sprawie. Może się mylę, ale to raczej nie jest zbyt twórcze dla dzieci. Dawniej, żeby zrobić referat, szło się do biblioteki i wertowało się książki, dziś (powtórzę się) sprawę załatwia internet.
Wiem, wiem. Po pierwsze uczepiłam się tego interneru, a po drugie internet to też oczywiście bardzo pomocna rzecz w edukacji. Ale chyba nie każde dziecko jest nauczone umiejętnie z tego dobrodziejstwa korzystać.
No. To tak na przykładzie internetu wspomniałam o trudnościach wychowawczych. 29.gif

tolala podpisuję się pod tym: "Ale poza byciem nauczycielką, jestem mamą, czyli tą, która kocha, daje buziaki i jest czula. I taka rola matki-nauczycielki bardziej mi się widzi, niż matki-kumpelki (kumpel kojarzy mi się z chodzeniem na piwo)."

Bosanova uważam, że Twoja definicja "kumplowania się z dzieckiem" jest warta swojego miejsca we współczesnej encyklopedii wychowywania dzieci. Jakbyś mi to z ust wyjęła. "Tylko,że tacy rodzice byli ZAWSZE, bez znaczenia czy teraz czy 50 lat temu, choć może teraz nastepuje to z jakąś eskalacją." Pewnie i tu masz rację. Chodzi tylko o to, aby umieć to skutecznie zmienić.


kasiaaaaa


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,798
Dołączył: wto, 02 gru 08 - 19:17
Skąd: małopolskie
Nr użytkownika: 23,950




post pią, 09 paź 2009 - 17:17
Post #18

Tak się dziewczyny zastanawiam, jak to w ogóle będzie kiedyś, jak moje dziecko (mam nadzieję, że dzieci) będą miały 20 lat... icon_smile.gif
Ja na przykład mam taki jedyny w swoim rodzaju szacunek do moich rodziców. Taki, począwszy od tego, że nigdy nie powiedziałam o nich "starzy", skończywszy na tym, że kiedy w wieku 15 lat chciałam iśc na dyskotekę a mama powiedziała "nie" to poprostu nie poszłam. Kiedy rodzice kazali być na 22.00 w domu, to bezwzględnie byłam o 22.00 w domu. Zawsze czułam przed rodzicami respekt i czuję do dziś. I jest mi z tym bardzo dobrze. icon_smile.gif

A tutaj mały off: 29.gif
Co do wychowania w dzisiejszych czasach - myślę, że poniekąd jest ono trudniejsze niż kiedyś. Powody, dla których tak uważam w zależności od sytuacji mogą być też plusami wychowywania dzieci w dzisiejszych czasach, ale mam na myśli np. internet. Dawniej, żeby odrobić zadanie trzeba było sięgnąć np. do encyklopedii, która leżała w pokoju na półce. Dziś wklepuje sie hasło w google i po sprawie. Może się mylę, ale to raczej nie jest zbyt twórcze dla dzieci. Dawniej, żeby zrobić referat, szło się do biblioteki i wertowało się książki, dziś (powtórzę się) sprawę załatwia internet.
Wiem, wiem. Po pierwsze uczepiłam się tego interneru, a po drugie internet to też oczywiście bardzo pomocna rzecz w edukacji. Ale chyba nie każde dziecko jest nauczone umiejętnie z tego dobrodziejstwa korzystać.
No. To tak na przykładzie internetu wspomniałam o trudnościach wychowawczych. 29.gif

tolala podpisuję się pod tym: "Ale poza byciem nauczycielką, jestem mamą, czyli tą, która kocha, daje buziaki i jest czula. I taka rola matki-nauczycielki bardziej mi się widzi, niż matki-kumpelki (kumpel kojarzy mi się z chodzeniem na piwo)."

Bosanova uważam, że Twoja definicja "kumplowania się z dzieckiem" jest warta swojego miejsca we współczesnej encyklopedii wychowywania dzieci. Jakbyś mi to z ust wyjęła. "Tylko,że tacy rodzice byli ZAWSZE, bez znaczenia czy teraz czy 50 lat temu, choć może teraz nastepuje to z jakąś eskalacją." Pewnie i tu masz rację. Chodzi tylko o to, aby umieć to skutecznie zmienić.




--------------------
Oliwia 2009
Mateusz 2011
Carrie
pią, 09 paź 2009 - 18:30
CYTAT(Bosanova @ Fri, 09 Oct 2009 - 17:58) *
Może byc pozytywne kumelstwo, czyli te wszystkie gry planszowe wieczorami, gry w tenisa, czy wspólne wędkowanie. To zaufanie dziecka do rodzica, to dobra rada rodzica dla dziecka, wspólne śmichy i chichy.
Ale może tez być toksyczne kumpelstwo, i ja je widze wtedy, gdy jest traktowanie dziecka jak swego równolatka,gdzie granica między robienim coś wspólnie, mocno się zatarła i przekształciła się w układ typu syna jak kumpla, czy córeczka jak przyajciółeczka - do chodzenia pod raczke po zakupkach, wyrywaniu sobie tj samej kusej kiecki, plotkowaniu przy piwku córci wraz z koleżankami mamy
;Zwierzanie sie przez mame córce, dlaczego jej sie nie układa z tatusiem i inne obraczajace dziecko historie, kórych nie potrafi dziecko przetrawić w sobie
to jest, mówienie cytuje" tatuś lubi młode dupcie, widzisz, jaki podły";
to jest picie piwa przy 10 letnim synu, i mówienie mu,że matka to frajerka;
to jest chodzenie przez mame przy dorastajcym synu w bieliźnie, i gadanie"nie patrz na mnie synku w TAKI spsób' (uwodzenie?).


nie zawsze się z Tobą zgadzam ale to co napisałaś powyżej jest bardzo prawdziwe, bardzo

od siebie dodam,że z każdej przesady ( w jedną czy w drugą stronę) nic ciekawego w procesie wychowawczym nie wyniknie.W moim odczuciu, prędzej czy później, klęskę poniesie i rodzic "toksyczny kumpel" i rodzic "na piedestale swego absolutnego i niepodważalnego autorytetu".
Bo wbrew pozorom mimo,że nie jest się w/w kumplem to i tak nie ma się autorytetu rodzicielskiego z automatu.On się nie pojawia wraz z narodzinami potomka.Autorytet się wypracowuje.


Carrie


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 4,206
Dołączył: czw, 19 paź 06 - 09:43
Nr użytkownika: 8,052




post pią, 09 paź 2009 - 18:30
Post #19

CYTAT(Bosanova @ Fri, 09 Oct 2009 - 17:58) *
Może byc pozytywne kumelstwo, czyli te wszystkie gry planszowe wieczorami, gry w tenisa, czy wspólne wędkowanie. To zaufanie dziecka do rodzica, to dobra rada rodzica dla dziecka, wspólne śmichy i chichy.
Ale może tez być toksyczne kumpelstwo, i ja je widze wtedy, gdy jest traktowanie dziecka jak swego równolatka,gdzie granica między robienim coś wspólnie, mocno się zatarła i przekształciła się w układ typu syna jak kumpla, czy córeczka jak przyajciółeczka - do chodzenia pod raczke po zakupkach, wyrywaniu sobie tj samej kusej kiecki, plotkowaniu przy piwku córci wraz z koleżankami mamy
;Zwierzanie sie przez mame córce, dlaczego jej sie nie układa z tatusiem i inne obraczajace dziecko historie, kórych nie potrafi dziecko przetrawić w sobie
to jest, mówienie cytuje" tatuś lubi młode dupcie, widzisz, jaki podły";
to jest picie piwa przy 10 letnim synu, i mówienie mu,że matka to frajerka;
to jest chodzenie przez mame przy dorastajcym synu w bieliźnie, i gadanie"nie patrz na mnie synku w TAKI spsób' (uwodzenie?).


nie zawsze się z Tobą zgadzam ale to co napisałaś powyżej jest bardzo prawdziwe, bardzo

od siebie dodam,że z każdej przesady ( w jedną czy w drugą stronę) nic ciekawego w procesie wychowawczym nie wyniknie.W moim odczuciu, prędzej czy później, klęskę poniesie i rodzic "toksyczny kumpel" i rodzic "na piedestale swego absolutnego i niepodważalnego autorytetu".
Bo wbrew pozorom mimo,że nie jest się w/w kumplem to i tak nie ma się autorytetu rodzicielskiego z automatu.On się nie pojawia wraz z narodzinami potomka.Autorytet się wypracowuje.




--------------------



Let me take you on a trip
Around the world and back
And you won't have to move
You just sit still

Now let your mind do the walking
And let my body do the talking
Let me show you the world in my eyes

DM
kasiaaaaa
pią, 09 paź 2009 - 18:47
CYTAT(carrie @ Fri, 09 Oct 2009 - 19:30) *
Bo wbrew pozorom mimo,że nie jest się w/w kumplem to i tak nie ma się autorytetu rodzicielskiego z automatu.On się nie pojawia wraz z narodzinami potomka.Autorytet się wypracowuje.

carrie doslownie jakbyś zacytowała autora wspomnianej przeze mnie książki. icon_smile.gif A co do tego, że "prędzej czy później, klęskę poniesie i rodzic "toksyczny kumpel" i rodzic "na piedestale swego absolutnego i niepodważalnego autorytetu" - zgadzam się w stu procentach. Najlepiej zawsze znaleźć ten złoty środek.
kasiaaaaa


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,798
Dołączył: wto, 02 gru 08 - 19:17
Skąd: małopolskie
Nr użytkownika: 23,950




post pią, 09 paź 2009 - 18:47
Post #20

CYTAT(carrie @ Fri, 09 Oct 2009 - 19:30) *
Bo wbrew pozorom mimo,że nie jest się w/w kumplem to i tak nie ma się autorytetu rodzicielskiego z automatu.On się nie pojawia wraz z narodzinami potomka.Autorytet się wypracowuje.

carrie doslownie jakbyś zacytowała autora wspomnianej przeze mnie książki. icon_smile.gif A co do tego, że "prędzej czy później, klęskę poniesie i rodzic "toksyczny kumpel" i rodzic "na piedestale swego absolutnego i niepodważalnego autorytetu" - zgadzam się w stu procentach. Najlepiej zawsze znaleźć ten złoty środek.

--------------------
Oliwia 2009
Mateusz 2011
> O wychowaniu dywagacje różne
Start new topic
Reply to this topic
32 Stron V   1 2 3 nastÄ™pna ostatnia 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:



Wersja Lo-Fi Aktualny czas: czw, 18 kwi 2024 - 03:33
lista postów tego w±tku
© 2002 - 2018  ITS MEDIA, kontakt: redakcja@maluchy.pl   |  Reklama