Wydaje mi się, że bywają chwile kiedy czułam i czuję się podobnie. Kiedy kolejne wizyty u lekarzy czy specjalistów przynoszą kolejne "rewelacje". Wtedy nawet taka zwykła wizyta wiąże się ze stresem, a człowiek się zastanawia czy są na świecie zdrowi ludzie, zdrowe dzieci...
Pobyt w szpitalu to taka wegetacja dla reszty rodziny, nic nie jest normalnie, rodzice podenerwowani i nawet jak któreś ciałem jest w domu, to duchem i tak przy tym chorym w szpitalu. Wtedy świat strasznie się zawęża i nic poza chorobą się nie widzi. Wydaje się, że jest tak źle.
To trzeba przetrwać. Mi pomagała świadomość, że nic nie trwa wiecznie. Może to trywialne, banalne itd, ale pomagało.
Myśl, że jutro, za tydzień, za miesiąc będzie to tylko wspomnienie - to przy rzeczach typu pobyt w szpitalu czy wizyta lekarska.
Myśl, że za rok, za kilka lat - nie będzie się pamiętać tego stresu, tego czasu.
Myśl, że życie nie stoi w miejscu i to co dzisiaj jest problemem, za chwilę nim nie będzie, bo zniknie albo go na tyle oswoję, poradzę sobie z nim.
To nie koniec świata, nawet jeżeli nam się tak wydaje i tak czujemy. Po szoku, kiedy słyszy się diagnozę i przyjmie się ją, mija jakiś czas i okazuje się, że da się z tym żyć, że różne rzeczy, do tej pory nieobecne w życiu, da się oswoić: terapię, zajęcia, leki.
Autyzm to nie wyrok, padaczka też - moje dziecię ma, żyje z tym - tak zwyczajnie jak się tylko da (poza tym ma parę innych rzeczy, ale to nie licytacja )
Zaczęłam pisać różne rzeczy, które podpowiada rozsądek, typu choroba wczesnie wykryta to... I skasowałam, bo to co się czuje w momencie kiedy wydaje się, że wszystko się wali nijak ma się do logiki. Na to będzie czas później, po ochłonięciu.
Mnie do tej pory w panikę wpędzają wszelkie sprawy związane ze zdrowiem.
Staram się, aby ona, ta panika trwała jak najkrócej.
Różnie jest.
Teraz zaczynam dopuszczać do świadomości myśl, że życie to nie bajka, że żyli długo i szczęśliwie to tylko tam, w książce. A w życiu jest różnie, i to, że są choroby czy inne rzeczy i trafiają się własnie w mojej rodzinie to nie jest złośliwość losu. Kiedy rozglądam się uwaznie to zauważam, że ci, którzy wg mnie nie maja powodów do narzekania i mają idealne życie, wcale nie mają mniej problemów, tylko ja o nich nie wiedziałam.
Ta świadomość, że życie jest różne i dobre i złe, ze zdrowie i z chorobą, ze szczęsciem i jego brakiem - jest dla mnie uwalniająca. Uwalnia mnie od wizji idealnego życia, które nie istnieje.
Z tym mi łatwiej, choć wolałabym jak w bajce:).
Nie wiem czy tym chaotycznym wpisem coś pomogłam.
Możliwości wyspania się i odpoczynku życzę. (Wtedy znajdą się i siły i uśmiech