Gruszka, to ja Cię tyrochę podniosę na duchu. Mam nazieję
Kiedy my planowaismy budowę również ewsząd słyszałam, że:
a) koszty budowy nas położą na łopatki
B) mam nie sugerowac się cenami podanymi w kosztorysach
c) p[orywam się z motyką na słońce
d) tysiąceinnych, "mocno budujących" (nomen omen) rad
I owszem, wzięłam sobie do serca rady praktyków i życzliwych zakładajac, ze dobrze zyczą, znają się na rzeczy i mają rozeznanie. Po czym się załamałam i na kilka miesiecy odpuściłam myśli o budowie własnego lokum. A póxniej przyszedł taki moment, że postanowiłam, a własciwie postanowiliśmy, przekonac się na własnej skórze i ewentualnie polec na budowlanym gruzowisku. Fundusze mieliśmy, nadal mamy, bo budowa w toku (choc idzie jak krew z nosa, ale jakoś trzeba minimalizowac koszty).
Po pierwsze, zdecydowaliśmy się na projekt indywidualny. Wbrew pozorom, w naszym przypadku, o wiele tańszy niż katalogowy (dom zaprojektowany dokladnie "pod nas" i nasze potrzeby, odpadły ewentualne zmiany, a nie natknęłam się na w katalogach na dom, w którym nie chciałabym robić zmian).
Po drugie żmudne poszukiwania dały efekt w osobie bardzo taniego architekta. I, co ważne, nie dupy wołowej tylko solidnego fachowca.
Po trzecie zrezygnowaliśmy z ekipy budowlańców. Mamy jednego (słownie: jednego murarza!), za pomocników robią znajomi, rodzina, Ślubny i ja. Nasz pan Stasio (pod niebiosa mogę chłopa wychwlać) był strzalem w dziesiątkę. Tani (!!!), szybki, solidny, rozsądny, abstynent (!!!). Nie nawalił nigdy. On i jeden pomocnik odwalali wiecej roboty dziennie niż ekipa siedmiu chłopa na sąsiedniej budowie (dokładnie za płotem).
Po czwarte zdecydowaliśmy sie na jednego dostawcę materiałów budowlanych. Od gwoździa i belki po pokrycie dachowe i tynki. Acz musze przyznac, że trochę poniewczasie, bo początkowow jak te głupole jeździliśmy w poszukiwaniach gdzie taniej i korzystniej. Jeden dostawca (wybrany po żmudnych poszukiwaniach
) gwarantuje nam duze zniżki, więcej czasu, który mozemy poświęcić zarabianiu pieniędzy czy budowaniu, oszczędnosci na paliwie i amortyzacji (
) auta. To jest naprawdę plus. Tylko trzeba dobrze poszukać i znaleźć uczciwego człowieka a najlepiej jesczez spisać z nim umowę.
Po piąte, założyliśmy, że zalezy nam na domu dla ludzi, nie muzeum ze złotymi klamkami, na które nas nie stac. Określiłam mniej wiecej jaki standard wyposażenia chcę miec i na tym sie koncentruję. Nie ma to tamto, że dołoże stówę do kafelków a ujme na tapecie. Pazurami i zębami trzymam sie ustaleń choc czasem się prawie łza w oku kręci jak widze cud glazurę po 700zł/m2
Pio szóste, założyliśmy, że od doradzania mamy kierownika budowy i pana Stasia. Nie ma to tamto, ze mnie pan ze składu budowlanego naciągnie na nowość. Jesli kierownik budowy i pan Stasio zaakceptuja tęże i nie znajdą dla niej tańszej alternatywy (o ile nowość jest istotnie super hiper) bywa, że się dajemy namówić.
Po siódme - zakasać rękawy i do roboty
Ja wiem, ze dom da sie zbudowac tanio. Niedawno mieliśmy robioną wycenę do kredytu. Rzeczoznawca obecny stan wycenił - uwaga, uwaga - na 96 tysięcy więcej!!!
(owszem, biore oprawkę na rzeczoznawcę, co nie zmienia faktu, iż sami wiemy, że gdyby nie nasze zabiegi i gimnastyki, to, co mamy kosztowałoby nas co najmniej 50-60 tysięcy więcej.
Fakt faktem, my mieliśmy sporo róznych rzeczy, których kupowac nie musieliśmy (np. drewno na więźbe, na podłogi, etc). Instalacje też nie będą nas kosztowały (na pewno robocizna a materiały może jakieś 40-50 %). Gros prac wewnątrz budynku będziemy robić rekami własnymi lub rodziny. Jedyny minus jest taki, ze przez to budowa trwa o wiele, wiele dłużej. Ale mówi się trudno.
Nos do góry i do dziela. A Małgosi sluchaj, ma rację mowiąc o dołożeniu kilkudzisieciu metrów. I nie jest prawda, że 20-30 metrów to koszt 30 tyś złotych