Aktualno¶ci

12 tysiêcy dodatkowych miejsc w ¿³obkach!

12 tysiêcy dodatkowych miejsc w ¿³obkach!

Rz±d postanowi³ kontynuowaæ program Maluch, zapocz±tkowany w 2011, zaproponowa³ jednak jego zmodyfikowan± i rozszerzon± wersjê, nadaj±c mu nazwê MALUCH plus. Program MRPiPS "Maluch plus" na 2017 r...

Czytaj wiêcej >

Maluchy.pl logo

Witaj Gościu ( Zaloguj | Rejestruj )

Start new topic Reply to this topic
Start new topic Reply to this topic
2 Stron V  poprzednia 1 2  

Bliźnięta a inne dzieci

> 
grzałka
czw, 10 mar 2011 - 17:46
CYTAT(netty5 @ Thu, 10 Mar 2011 - 12:09) *
.......nie wiem jak podejsc do tego tematu.


stwarzać im okazję do funkcjonowania oddzielnie- jedno gdzieś z mamą, drugie z tatą, jak jedno chore zostaje w domu, to drugie idzie normalnie do przedszkola- u nas na przykład nie ma opcji zostania w domu z bratem, więc dla chłopaków naturalne jest, że zdrowy idzie do przedszkola

grzałka


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 11,392
Dołączył: wto, 08 kwi 03 - 20:42
SkÄ…d: Olsztyn
Nr użytkownika: 506




post czw, 10 mar 2011 - 17:46
Post #21

CYTAT(netty5 @ Thu, 10 Mar 2011 - 12:09) *
.......nie wiem jak podejsc do tego tematu.


stwarzać im okazję do funkcjonowania oddzielnie- jedno gdzieś z mamą, drugie z tatą, jak jedno chore zostaje w domu, to drugie idzie normalnie do przedszkola- u nas na przykład nie ma opcji zostania w domu z bratem, więc dla chłopaków naturalne jest, że zdrowy idzie do przedszkola



--------------------
netty5
piÄ…, 11 mar 2011 - 00:16
CYTAT(grzałka @ Thu, 10 Mar 2011 - 17:46) *
drugie z tatÄ…,

no wlasnie problem w tym ze "ja byc samotna mama od poczatku" 29.gif wiec dzieciaki emocjonalnie zwiazane sa najbardziej ze mna .........jestem ich jedynym rodzicem i kazdy inny czlonek rodziny jest jednak juz "kims z rodziny dalszej " ....i tu sie pojawia ostatnio dodatkowy problem.Dzieciaki od jakiegos czasu zaczynaja ze soba rywalizowac o moje wzgledy.Kazde probuje przeciagnac mnie na swoja strone i zlapac "mnie" jak najwiecej.Nie jest to ostra rywalizacja ....narazie jakby "na zarty" ale tego wczesniej nie bylo.I mysle ze moze tez dlatego gdy mnie nie ma przy nich to trzymaja sie siebie na wzajem.Zauwazylam ze czuj asie wpewniej gdy sa razem.Jak jednego zabraknie to drugi sie wycofuje.......i dlatego nie wiem jak podejsc do tematu.Czy rozdzielac je "na sile' czy zostawic to swojemu biegowi i obserwowac co z tego wyniknie.Moze w koncu naturalnie sie rozdziela i "przetna pepowine"? W koncu to chlopiec i dziewczynka wiec roznice i "sprzecznosc interesow' w koncu pojawia sie w sposob naturalny.....tak sobie mysle.......
netty5


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 4,492
Dołączył: wto, 24 lip 07 - 12:17
SkÄ…d: pomorskie
Nr użytkownika: 15,528

GG:


post piÄ…, 11 mar 2011 - 00:16
Post #22

CYTAT(grzałka @ Thu, 10 Mar 2011 - 17:46) *
drugie z tatÄ…,

no wlasnie problem w tym ze "ja byc samotna mama od poczatku" 29.gif wiec dzieciaki emocjonalnie zwiazane sa najbardziej ze mna .........jestem ich jedynym rodzicem i kazdy inny czlonek rodziny jest jednak juz "kims z rodziny dalszej " ....i tu sie pojawia ostatnio dodatkowy problem.Dzieciaki od jakiegos czasu zaczynaja ze soba rywalizowac o moje wzgledy.Kazde probuje przeciagnac mnie na swoja strone i zlapac "mnie" jak najwiecej.Nie jest to ostra rywalizacja ....narazie jakby "na zarty" ale tego wczesniej nie bylo.I mysle ze moze tez dlatego gdy mnie nie ma przy nich to trzymaja sie siebie na wzajem.Zauwazylam ze czuj asie wpewniej gdy sa razem.Jak jednego zabraknie to drugi sie wycofuje.......i dlatego nie wiem jak podejsc do tematu.Czy rozdzielac je "na sile' czy zostawic to swojemu biegowi i obserwowac co z tego wyniknie.Moze w koncu naturalnie sie rozdziela i "przetna pepowine"? W koncu to chlopiec i dziewczynka wiec roznice i "sprzecznosc interesow' w koncu pojawia sie w sposob naturalny.....tak sobie mysle.......

--------------------
joannabo
sob, 12 mar 2011 - 10:52
CYTAT(Magda EZ @ Wed, 09 Mar 2011 - 13:24) *
. Z. na przerwach siedzi w klasie i czyta książki 32.gif .

Magda, to w kontekście tego, o czym w innych wątkach wspominałaś, nie wygląda na wybór Zosi, czy zwyczajne, wrodzone trudności w kontaktach icon_sad.gif
Wydaje mi się, ze bliźniaki w szczególny sposób są wrażliwe na rozróżnianie, szczególnie starannie odczytują oznaki rodzicielskich uczuć. W wątku o chińskich matkach napisałaś, że wizerunek Zosi "ucierpiał" w oczach taty, rozumiem, że w tym samym czasie wizerunek Eweliny przynajmniej nie ucierpiał...?
Dałabyś radę przekonać męża, że rodzicowi (nie tylko bliźniaków) nie wolno mieć wizerunku dziecka, że to najprawdopodobniej jest przyczyna kłopotów Zosi jej braku wiary w siebie?

Korzystając z metafory użytej przez sira, którego wystąpienie w tamtym wątku linkowałaś icon_wink.gif należy traktować dziecko jak roślinę, którą się opiekujemy. Prawidłowe warunki do rozwoju zapewniamy jej jeśli jesteśmy pełni oczekiwania i nadziei, że rozkwitnie pięknie, choć jak konkretnie, nie wiemy. Wtedy nie zapominamy o codziennej pielęgnacji.

Roślina rozwija się, możemy oczywiście uchwycić ją i opisać w każdym momencie jej rozwoju ale nie ma sensu wyciągać statycznych wniosków, tworzyć sobie jej wizerunku. Bo roślina każdego następnego dnia będzie inna - łodyga prosta zacznie się wić lub odwrotnie, kolce pozostaną miękkie lub stwardnieją itd, itd Nic nie jest pewne statycznie, pewna jest tylko zmiana.

Jeżeli ktoś nie potrafi nie wytworzyć sobie wizerunku dziecka, to przynajmniej powinien dwie rzeczy:
-zdawać sobie sprawę, ze to jest jego słabość i nieumiejętność, ograniczenie jego wyobraźni, a nie stan faktyczny po stronie dziecka,
-być przygotowanym w każdej chwili na zmianę, na zaprzeczające wizerunkowi zdarzenie tak, żeby nie reagować na nią zawodem, ani, co może trudniej zrozumieć, wybuchem entuzjazmu.
Coś zmusza rodzica do zmiany wizerunku? Powinien skoncentrować się w tym momencie na sobie na zasadzie "o ja głupi, znowu sobie coś wyobraziłem, choć nie miało to sensu, dostałem nauczkę".

Dziecko nie powinno zauważać, że rodzic ma wizerunek, ani że coś się w nim zmienia. Jemu potrzeba "podlewania", nawożenia" i "oświetlania" niezależnie od jakichkolwiek okoliczności. Inaczej miłość jest warunkowa, ze znanymi tego konsekwencjami, odpowiadającymi subiektywnie w oczach dziecka brakom w zakresie tej podstawowej pielęgnacji.
joannabo


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 2,230
Dołączył: sob, 29 mar 03 - 10:00
Nr użytkownika: 207




post sob, 12 mar 2011 - 10:52
Post #23

CYTAT(Magda EZ @ Wed, 09 Mar 2011 - 13:24) *
. Z. na przerwach siedzi w klasie i czyta książki 32.gif .

Magda, to w kontekście tego, o czym w innych wątkach wspominałaś, nie wygląda na wybór Zosi, czy zwyczajne, wrodzone trudności w kontaktach icon_sad.gif
Wydaje mi się, ze bliźniaki w szczególny sposób są wrażliwe na rozróżnianie, szczególnie starannie odczytują oznaki rodzicielskich uczuć. W wątku o chińskich matkach napisałaś, że wizerunek Zosi "ucierpiał" w oczach taty, rozumiem, że w tym samym czasie wizerunek Eweliny przynajmniej nie ucierpiał...?
Dałabyś radę przekonać męża, że rodzicowi (nie tylko bliźniaków) nie wolno mieć wizerunku dziecka, że to najprawdopodobniej jest przyczyna kłopotów Zosi jej braku wiary w siebie?

Korzystając z metafory użytej przez sira, którego wystąpienie w tamtym wątku linkowałaś icon_wink.gif należy traktować dziecko jak roślinę, którą się opiekujemy. Prawidłowe warunki do rozwoju zapewniamy jej jeśli jesteśmy pełni oczekiwania i nadziei, że rozkwitnie pięknie, choć jak konkretnie, nie wiemy. Wtedy nie zapominamy o codziennej pielęgnacji.

Roślina rozwija się, możemy oczywiście uchwycić ją i opisać w każdym momencie jej rozwoju ale nie ma sensu wyciągać statycznych wniosków, tworzyć sobie jej wizerunku. Bo roślina każdego następnego dnia będzie inna - łodyga prosta zacznie się wić lub odwrotnie, kolce pozostaną miękkie lub stwardnieją itd, itd Nic nie jest pewne statycznie, pewna jest tylko zmiana.

Jeżeli ktoś nie potrafi nie wytworzyć sobie wizerunku dziecka, to przynajmniej powinien dwie rzeczy:
-zdawać sobie sprawę, ze to jest jego słabość i nieumiejętność, ograniczenie jego wyobraźni, a nie stan faktyczny po stronie dziecka,
-być przygotowanym w każdej chwili na zmianę, na zaprzeczające wizerunkowi zdarzenie tak, żeby nie reagować na nią zawodem, ani, co może trudniej zrozumieć, wybuchem entuzjazmu.
Coś zmusza rodzica do zmiany wizerunku? Powinien skoncentrować się w tym momencie na sobie na zasadzie "o ja głupi, znowu sobie coś wyobraziłem, choć nie miało to sensu, dostałem nauczkę".

Dziecko nie powinno zauważać, że rodzic ma wizerunek, ani że coś się w nim zmienia. Jemu potrzeba "podlewania", nawożenia" i "oświetlania" niezależnie od jakichkolwiek okoliczności. Inaczej miłość jest warunkowa, ze znanymi tego konsekwencjami, odpowiadającymi subiektywnie w oczach dziecka brakom w zakresie tej podstawowej pielęgnacji.
grzałka
sob, 12 mar 2011 - 11:03
Netty, rywalizacja o względy mamy to normalne. A ja myslę, że nie rozdzielać na siłę, ale stwarzać okazję.
grzałka


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 11,392
Dołączył: wto, 08 kwi 03 - 20:42
SkÄ…d: Olsztyn
Nr użytkownika: 506




post sob, 12 mar 2011 - 11:03
Post #24

Netty, rywalizacja o względy mamy to normalne. A ja myslę, że nie rozdzielać na siłę, ale stwarzać okazję.

--------------------
Ciocia Magda
nie, 13 mar 2011 - 00:25
Joannabo, dzięki za uwagi - przemyślałam i doszłam do nieco absurdalnych wniosków, które przedstawię, chociaż trochę odbiegamy od tematu.

Otóż, mimo że to Zosi wizerunek ucierpiał - to Ewelina jest dzieckiem, które obgryza paznokcie do krwi. Zosia jest trudnym dzieckiem, pod tym względem, że bardzo wyraźnie daje nam do zrozumienia, kiedy nie ma zamiaru czegoś zrobić. Np. na wizycie u okulisty nie dała sobie zakroplić oczu - a próbowała lekarka, rejestratorka i ja też przez ok. 45 minut. Musiałam przełożyć wizytę, na którą czekałam 3 miesiące (NFZ), za kolejne 3 miesiące - i samodzielnie zakroplić jej te oczy w domu (musiałam to zrobić na siłę).

Więc myślę, że Zosia ma swój wizerunek gdzieś - a ponieważ dopóki nikt jej do niczego nie zmusza jest uprzejmą, mądrą, sympatyczną i ambitną osóbką - to wierzę, że da sobie radę w życiu, tak jak piszesz.

Natomiast Ewelina znacznie bardziej przejmuje się swoim wizerunkiem - jest po prostu bardziej wyczulona na niuanse towarzyskie - łatwiej nawiązuje kontakt, lepiej się dostosowuje do otoczenia, bardziej dba o wygląd. Ja tylko nie mam wrażenia, że ona się tak przejmuje naszymi-rodziców oczekiwaniami. To szkoła kreuje pewne ambicje - np. do przedszkola spóźniałyśmy się codziennie, a skończyło się to w ciągu pierwszego miesiąca życia szkolnego, i zaczęły się pobudki przed 7, poganianie mnie "żebyśmy się nie spóźniły". Itd. itp. Nie wiem, dlaczego ta presja padła na aż tak podatny grunt.

Czasami po prostu nie rozumiem własnych dzieci.

A jeśli chodzi o mojego męża i jego oczekiwania - mój wizerunek też wielokrotnie ucierpiał (zwłaszcza kiedy zmuszam Zosię do ćwiczeń) - on nie jest przyzwyczajony do używania "nieuprzejmego" tonu. U niego w domu tego nie było, przynajmniej w damskim wykonaniu - przypomina mi się film Godziny i postać grana przez Julianne Moore, która do swojego koszmarnego synusia wciąż przemawiała słodkim głosem.
Ciocia Magda


Grupa: Moderatorzy
Postów: 9,811
Dołączył: sob, 05 kwi 03 - 20:54
Skąd: Poznań
Nr użytkownika: 421

GG:


post nie, 13 mar 2011 - 00:25
Post #25

Joannabo, dzięki za uwagi - przemyślałam i doszłam do nieco absurdalnych wniosków, które przedstawię, chociaż trochę odbiegamy od tematu.

Otóż, mimo że to Zosi wizerunek ucierpiał - to Ewelina jest dzieckiem, które obgryza paznokcie do krwi. Zosia jest trudnym dzieckiem, pod tym względem, że bardzo wyraźnie daje nam do zrozumienia, kiedy nie ma zamiaru czegoś zrobić. Np. na wizycie u okulisty nie dała sobie zakroplić oczu - a próbowała lekarka, rejestratorka i ja też przez ok. 45 minut. Musiałam przełożyć wizytę, na którą czekałam 3 miesiące (NFZ), za kolejne 3 miesiące - i samodzielnie zakroplić jej te oczy w domu (musiałam to zrobić na siłę).

Więc myślę, że Zosia ma swój wizerunek gdzieś - a ponieważ dopóki nikt jej do niczego nie zmusza jest uprzejmą, mądrą, sympatyczną i ambitną osóbką - to wierzę, że da sobie radę w życiu, tak jak piszesz.

Natomiast Ewelina znacznie bardziej przejmuje się swoim wizerunkiem - jest po prostu bardziej wyczulona na niuanse towarzyskie - łatwiej nawiązuje kontakt, lepiej się dostosowuje do otoczenia, bardziej dba o wygląd. Ja tylko nie mam wrażenia, że ona się tak przejmuje naszymi-rodziców oczekiwaniami. To szkoła kreuje pewne ambicje - np. do przedszkola spóźniałyśmy się codziennie, a skończyło się to w ciągu pierwszego miesiąca życia szkolnego, i zaczęły się pobudki przed 7, poganianie mnie "żebyśmy się nie spóźniły". Itd. itp. Nie wiem, dlaczego ta presja padła na aż tak podatny grunt.

Czasami po prostu nie rozumiem własnych dzieci.

A jeśli chodzi o mojego męża i jego oczekiwania - mój wizerunek też wielokrotnie ucierpiał (zwłaszcza kiedy zmuszam Zosię do ćwiczeń) - on nie jest przyzwyczajony do używania "nieuprzejmego" tonu. U niego w domu tego nie było, przynajmniej w damskim wykonaniu - przypomina mi się film Godziny i postać grana przez Julianne Moore, która do swojego koszmarnego synusia wciąż przemawiała słodkim głosem.

--------------------
mama Eweliny i Zofii (2000)

The thing is to keep smiling and never look as if you disapprove. - Lady Violet
joannabo
nie, 13 mar 2011 - 13:17
Magda, to niekoniecznie jest paradoks.

Sytuacja odpowiada układowi, jaki miałyśmy w domu ja i moja młodsza siostra, "złe dziecko" i "dobre dziecko".
Ja byłam też pozornie silna i niezależna, już jako pięciolatek (odtąd pamiętam) uciekałam od kontaktu fizycznego, "nie potrzebowałam" więc rodziców, opierałam się na sobie. W żadnym z dwóch bloków, w których mieszkałam jako dziecko nie miałam właściwie bliskich znajomych, nie żebym się wcale nie bawiła z dziećmi, ale całe godziny spędzałam codziennie w piwnicy, oswajając koty. (Czyli byłam samowystarczalnym psychicznie dzieckiem obdarzonym pasją icon_rolleyes.gif ) W szkole było lepiej, ale to ja byłam stroną zabiegająca o względy, w miarę upływu czasu coraz mocniej i coraz bardziej ślepą na objawy odrzucenia. Z pewnością wtedy robiłam na postronnych osobach i na rodzicach wrażenie osoby silnej i radzącej sobie doskonale, wiedzącej, czego chce, zadufanej.
O ile pamiętam, w "Wyzwolonych rodzicach" jest dobry opis mechanizmu realizowania rodzicielskiego wizerunku , chociaż nie pamiętam, czy zgadzałam się ze sposobem uwalniania dziecka z niego (książka mi wsiąkła).

Przepraszam, edytuję (prywatne sprawy innej osoby). I tak mało na temat.

Ten post edytował joannabo wto, 15 mar 2011 - 17:36
joannabo


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 2,230
Dołączył: sob, 29 mar 03 - 10:00
Nr użytkownika: 207




post nie, 13 mar 2011 - 13:17
Post #26

Magda, to niekoniecznie jest paradoks.

Sytuacja odpowiada układowi, jaki miałyśmy w domu ja i moja młodsza siostra, "złe dziecko" i "dobre dziecko".
Ja byłam też pozornie silna i niezależna, już jako pięciolatek (odtąd pamiętam) uciekałam od kontaktu fizycznego, "nie potrzebowałam" więc rodziców, opierałam się na sobie. W żadnym z dwóch bloków, w których mieszkałam jako dziecko nie miałam właściwie bliskich znajomych, nie żebym się wcale nie bawiła z dziećmi, ale całe godziny spędzałam codziennie w piwnicy, oswajając koty. (Czyli byłam samowystarczalnym psychicznie dzieckiem obdarzonym pasją icon_rolleyes.gif ) W szkole było lepiej, ale to ja byłam stroną zabiegająca o względy, w miarę upływu czasu coraz mocniej i coraz bardziej ślepą na objawy odrzucenia. Z pewnością wtedy robiłam na postronnych osobach i na rodzicach wrażenie osoby silnej i radzącej sobie doskonale, wiedzącej, czego chce, zadufanej.
O ile pamiętam, w "Wyzwolonych rodzicach" jest dobry opis mechanizmu realizowania rodzicielskiego wizerunku , chociaż nie pamiętam, czy zgadzałam się ze sposobem uwalniania dziecka z niego (książka mi wsiąkła).

Przepraszam, edytuję (prywatne sprawy innej osoby). I tak mało na temat.
Ciocia Magda
nie, 13 mar 2011 - 17:12
Ja wiem, że bycie "dzieckiem idealnym" też ma swoje koszty - sama taka byłam, do czasu icon_wink.gif Psycholożka też mi mówiła, że moje dzieci choć takie różne, są jak dwie strony jednej monety - przeciwne objawy takiej samej osobowości.

Zresztą dzieci (a bliźnięta szczególnie) często definiują się w opozycji do siebie.

Ja tylko nie wiem, co ja - jako rodzic - mogę z tym zrobić? Czy Twoja mama mogła Tobie jakoś pomóc? Czy moja mogła pomóc mi? A może na tym po prostu polega dorastanie, że mamy pewne złudzenia, strategie życiowe i stopniowo się ich pozbywamy - najpierw patrząc krytycznie na swoich rodziców, a potem słuchając krytyki własnych dzieci. Ja jeszcze na tę krytykę czekam, ale już widzę, że moje sarkastyczne córki nieźle mi dadzą popalić.
Ciocia Magda


Grupa: Moderatorzy
Postów: 9,811
Dołączył: sob, 05 kwi 03 - 20:54
Skąd: Poznań
Nr użytkownika: 421

GG:


post nie, 13 mar 2011 - 17:12
Post #27

Ja wiem, że bycie "dzieckiem idealnym" też ma swoje koszty - sama taka byłam, do czasu icon_wink.gif Psycholożka też mi mówiła, że moje dzieci choć takie różne, są jak dwie strony jednej monety - przeciwne objawy takiej samej osobowości.

Zresztą dzieci (a bliźnięta szczególnie) często definiują się w opozycji do siebie.

Ja tylko nie wiem, co ja - jako rodzic - mogę z tym zrobić? Czy Twoja mama mogła Tobie jakoś pomóc? Czy moja mogła pomóc mi? A może na tym po prostu polega dorastanie, że mamy pewne złudzenia, strategie życiowe i stopniowo się ich pozbywamy - najpierw patrząc krytycznie na swoich rodziców, a potem słuchając krytyki własnych dzieci. Ja jeszcze na tę krytykę czekam, ale już widzę, że moje sarkastyczne córki nieźle mi dadzą popalić.

--------------------
mama Eweliny i Zofii (2000)

The thing is to keep smiling and never look as if you disapprove. - Lady Violet
joannabo
nie, 13 mar 2011 - 18:40
Ale te strategie dzieci obierają w obliczu opresji. Nie ma opresji, nie ma strategii, jest zwyczajne życie i rozwijanie się w poczuciu bezpieczeństwa.

Tak, mogło jej się nie udać, nawet gdyby szukała porady, prawdopodobnie nie natrafiłaby na psychologa, który dałby jej prawdziwą radę, nie było też forum icon_wink.gif. Mogłaby za to trafić na inną matkę, taką, jak np. matka mojego męża, czy matka Mai2006, które są dla swoich dzieci "skarbami" i porównać się z nimi, ale chyba nie szukała...

Nie każdej matce dzieci dają popalić.

Ten post edytował joannabo wto, 15 mar 2011 - 17:38
joannabo


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 2,230
Dołączył: sob, 29 mar 03 - 10:00
Nr użytkownika: 207




post nie, 13 mar 2011 - 18:40
Post #28

Ale te strategie dzieci obierają w obliczu opresji. Nie ma opresji, nie ma strategii, jest zwyczajne życie i rozwijanie się w poczuciu bezpieczeństwa.

Tak, mogło jej się nie udać, nawet gdyby szukała porady, prawdopodobnie nie natrafiłaby na psychologa, który dałby jej prawdziwą radę, nie było też forum icon_wink.gif. Mogłaby za to trafić na inną matkę, taką, jak np. matka mojego męża, czy matka Mai2006, które są dla swoich dzieci "skarbami" i porównać się z nimi, ale chyba nie szukała...

Nie każdej matce dzieci dają popalić.
joannabo
pon, 14 mar 2011 - 10:14
Ja na chwilkę jeszcze i idę robić kiełbasęicon_wink.gif

Przewija się tu podskórnie idea matki (ojca icon_wink.gif ) wystarczająco dobrej.
Zaglądam z rzadka na gazetę i znalazłam tam opis sytuacji, w której matka, pracująca do 18 zaniedbała z braku czasu, a niechby i ochoty, sprawę dysleksji swojej córki. Ponieważ rzecz dzieje się w Niemczech, dziewczynka już po czwartej klasie trafiła do szkoły o niskim poziomie nauczania (nie gimnazjum). A dalej jest napisane, że matka z córką się uwielbiają, dziewczynka ma wysokie poczucie wartości i optymistyczne plany dostania się do szkoły, która odpowiada jej możliwościom, ale i jej marzeniom.

Bo w pewnym zakresie matka powinna zrobić 100% i dopiero potem jest miejsce na dobrość wystarczającą, choćby to bywało, jak w tym przykładzie, w niektórych dziedzinach zero. Te 100% to jest akceptacja, przekładająca się na szczęście i poczucie wartości dziecka. Jeżeli nie ma szczęścia dziecka, to matka nie jest wystarczająco dobra, jest niedobra.
joannabo


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 2,230
Dołączył: sob, 29 mar 03 - 10:00
Nr użytkownika: 207




post pon, 14 mar 2011 - 10:14
Post #29

Ja na chwilkę jeszcze i idę robić kiełbasęicon_wink.gif

Przewija się tu podskórnie idea matki (ojca icon_wink.gif ) wystarczająco dobrej.
Zaglądam z rzadka na gazetę i znalazłam tam opis sytuacji, w której matka, pracująca do 18 zaniedbała z braku czasu, a niechby i ochoty, sprawę dysleksji swojej córki. Ponieważ rzecz dzieje się w Niemczech, dziewczynka już po czwartej klasie trafiła do szkoły o niskim poziomie nauczania (nie gimnazjum). A dalej jest napisane, że matka z córką się uwielbiają, dziewczynka ma wysokie poczucie wartości i optymistyczne plany dostania się do szkoły, która odpowiada jej możliwościom, ale i jej marzeniom.

Bo w pewnym zakresie matka powinna zrobić 100% i dopiero potem jest miejsce na dobrość wystarczającą, choćby to bywało, jak w tym przykładzie, w niektórych dziedzinach zero. Te 100% to jest akceptacja, przekładająca się na szczęście i poczucie wartości dziecka. Jeżeli nie ma szczęścia dziecka, to matka nie jest wystarczająco dobra, jest niedobra.
Gosia z edziecka
pon, 14 mar 2011 - 17:03
CYTAT(joannabo @ Sun, 13 Mar 2011 - 18:40) *
Mogłaby za to trafić na inną matkę, taką, jak np. matka mojego męża, czy matka Mai2006, które są dla swoich dzieci "skarbami" i porównać się z nimi,

Joasiu możesz rozwinąć, bo bym sie chętnie porównała icon_smile.gif

Ten post edytował Gośka z edziecka pon, 14 mar 2011 - 17:08
Gosia z edziecka


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 8,811
Dołączył: czw, 03 kwi 03 - 22:22
SkÄ…d: .
Nr użytkownika: 366




post pon, 14 mar 2011 - 17:03
Post #30

CYTAT(joannabo @ Sun, 13 Mar 2011 - 18:40) *
Mogłaby za to trafić na inną matkę, taką, jak np. matka mojego męża, czy matka Mai2006, które są dla swoich dzieci "skarbami" i porównać się z nimi,

Joasiu możesz rozwinąć, bo bym sie chętnie porównała icon_smile.gif
joannabo
wto, 15 mar 2011 - 17:42
Matki Mai nie znam icon_wink.gif a o teściowej to długo by pisać...
Synteza jest taka, że ona była matką absolutnie akceptującą dzieci i absolutnie nieakceptującą ich zachowań niezgodnych z normami (choć rozumiejącą je) .
joannabo


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 2,230
Dołączył: sob, 29 mar 03 - 10:00
Nr użytkownika: 207




post wto, 15 mar 2011 - 17:42
Post #31

Matki Mai nie znam icon_wink.gif a o teściowej to długo by pisać...
Synteza jest taka, że ona była matką absolutnie akceptującą dzieci i absolutnie nieakceptującą ich zachowań niezgodnych z normami (choć rozumiejącą je) .
> BliźniÄ™ta a inne dzieci
Start new topic
Reply to this topic
2 Stron V  poprzednia 1 2
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:



Wersja Lo-Fi Aktualny czas: czw, 28 mar 2024 - 21:35
lista postów tego w±tku
© 2002 - 2018  ITS MEDIA, kontakt: redakcja@maluchy.pl   |  Reklama