Właśnie kończę podyplomówkę.
Przez prawie rok jeździłam do Krakowa, czyli 300 km ode mnie. Ale są tylko 2 takie kierunki w kraju, więc wyboru dużego nie miałam.
Wyjeżdżałam z domu w piątek po południu, żeby być w Krakowie późnym wieczorem.
W sobotę rano wypoczęta szłam na zajęcia, w niedzielę również (chociaż tu z tym wypoczęciem bywało różne, bardzo zgraną grupę tworzylismy
)
Wyjeżdżałam z Krakowa w niedzielę po południu i późnem wieczorem byłam w domu.
Z dziećmi był mąż albo moi rodzice. To stanowiło najmniejszy problem.
Gorzej było, kiedy trzeba było się uczyć, albo pisać pracę. Dzieci, przynajmniej moje jeszcze tego nie rozumieją. Ciągle przychodziły, chciały coś dostać, pokazać, zrobić, gdzieś iść. Przed najgorszym egzaminem zdecydowałam się jechać do Krakowa dzień wcześniej, miałam spokój i nauczyłam się na 5
Tak więc dałam radę, można dać.
Na studia podyplomowe nie idzie się "dla papierka" tylko dla siebie, dla poszerzenia swojej wiedzy, więc dla chcągego nic trudnego. Ze wszystkim można sobie poradzić.
Oczywiscie jedne studia innym nie równe.
Na jednych wymagają więcej na innych mniej. Ja porównanie nie mam bo to były moje pierwsze.