Pomyślałam, że przydałby się epilog
Na początku marca kupiłam sobie karnet do pobliskiego klubu fitness na zajęcia z aerobiku. Za 120 zł mogę chodzić codziennie dopóki nie padnę
. Zumba jest kilka razy w tygodniu i np. w tym tygodniu ćwiczyłam w środę, czwartek, piątek i sobotę
. Pomijając atrakcyjność zajęć zumby, które jak już wszystkie wiecie, są fajniejsze niż ćwiczenia w kręgu, jest to lepsze również pod względem finansowym, bo nie ma żadnych dodatkowych opłat serwisowych. Nikt nie każe sobie płacić za to że jest, a ja tańcząc, nie czuję się jak chomik na bieżni. Nie jestem też zobowiązana do zdeklarowania się do uczestnictwa w zajęciach przez 12 miesięcy, bo płaci się co miesiąc 120 zł, czyli tyle co w FitCurve w wersji całorocznej ze zniżkami. Prócz zumby mogę też korzystać z innych zajęć grupowych i dzięki temu wzięłam udział w ćwiczeniach pt. "Płaski brzuch, zdrowy kręgosłup", które naprawdę pomogły mi w danej chwili gdy czułam plecy obolałe od siedzenia.
Poza tym jest jeszcze joga, tai chi, dance i wiele innych możliwości, podczas gdy w FitCurve jest możliwość ćwiczenia w kręgu, co moim zdaniem jest mimo wszystko monotonne. Wydaje mi się, że FitCurve jest adresowane do zabieganych pań, które nie mają czasu na zajęcia dłuższe niż 30 min i które wcześniej nie korzystały z innych klubów i nie mają porównania.
Od kwietnia będę miała kartę MultiSport i wówczas dopiero zaszaleję
. Już zapisałam się na salsę w jedno miejsce.
Ponadto okazało się, że w mojej okolicy miejsc, w których króluje zumba jest całkiem sporo i przy użyciu wyszukiwarki Benefit można sobie ułożyć całkiem niezły grafik
.