Dzieki, dziewczyny, wszystkie Wasze uwagi czytam z uwaga. Ja naleze do tych, ktore zawsze uwazaly, ze bieganie nie jest dla mnie. W szkole dobiegalam ostatnia, z mega zadyszka, wf-u nie znosilam. Kilka lat temu zaczelam biegac, osmielona tym, ze wsrod biegaczy widzialam ludzi w roznym wieku, roznej wagi, itd., i okazala sie, ze daje rade, ze po dwoch tygodniach nie umieram po pieciu minutach, a moge przebiec 15 minut, a potem 30 itd. Dalo mi to ogromna satysfakcje chyba wlasnie dlatego, ze udalo mi sie cos, co uwazalam za przekraczajace moje mozliwosci. No i ten podziw mojego meza, bezcenny
gdy wracalam z porannego biegania
Ja chyba zrobie zatem tak, ze zaczne od porannych szybkich marszow przeplatanych krotkim biegiem, od czego i tak powinnam zaczac, i moze uda mi sie na razie chociaz wejsc w nawyk, a wtedy wiosna bede juz gotowa na dluzsze dystanse. Zobaczymy tylko, jak sie moje buty beda sprawowac na sniegu.