Zdecydowanie nie z dnia na dzien. U nas to byl wieloletni proces ( i nadal trwa ).
Najpierw ja sama zaczelam mozolna prace nad nawykami i szukaniem zdrowszych substytutow odkad wylazly problemy ze zdrowiem (moje i potencjalnie dziedziczne w rodzinie) i waga, trudna do strzasniecia i z tendencja zwyzkowa
Reszta domownikow poszla za ciosem zaintrygowana zawartoscia mojego talerza ;-P
Mlodszych przyzwyczajalam od poczatku nie dajac niezdrowych wyborow.
Pozostalym zreszta tez w pewnym sensie bo po prostu nie kupowalismy i nie mielismy w domu tego co ewidentnie badziewne: sklepowych slodyczy, gotowych dan, deserow, serkow roznych podrasowanych, napakowanych cukrem platkow itp
Ale caly proces jednak stopniowo.
Najpierw pieczenie chleba, maka mieszana, stopniowo zwiekszanie proporcji ciemnego w stos. do bialego pieczywa.
POzniej zamienniki dodatkow do niego ( pasty warzywne, pieczone mieso zamiast wedlin itd)
Mniej kanapek, wiecej opcji typu swieze warzywa. Tu dipy rzeczywiscie sie sprawdzily ale to raczej zelazny punkt wszystkich przyjec tubylczych wiec dziatwa byla od poczatku zaznajomiona. A sklad mozna modyfikowac. Nie musi byc majonez czy smietana jako glowny skladnik zeby bylo smaczne.
Z warzywami do nich tez da sie zaszalec (marchewka, pasternak, rzodkiewki, ogorki, kalarepka, seler naciowy, surowe, male pieczarki, papryka w slupki)
Wiecej ryzu, makaronow zamiast ziemniakow. Ziemniaki nadal sa u nas ale rzadziej i w innych proporcjach. 1-2 male obok duzych ilosci surowek, salatek, pieczonych warzyw + mieso czy ryba. W zupach prawie nigdy.
Warzywa pieke albo grilluje hurtowo skropione oliwa czy zamarynowane . Czesc idzie na talerz do obiadu, czesc miksuje na paste do chleba czy marynuje w ramach przetworow.
Sosow zawiesistych nie robie. W ogole sosow nie robie
Tzn takich typowyh do ziemniakow czy kaszy
W gulaszu nie ma nic zlego o ile nie jest zaprawiony maka
Daje duzo warzyw, cebuli, ziol, papryki swiezej i tez jest pyszny i zawiesisty.
Do kaszy w sam raz
Podobnie z zupami. Bez `zaklepek` typowych. Bywa ze kleks smietany ale najczesciej po prostu duzo warzyw( bo mam sporo na stanie zawsze a to najlepszy i najszybszy sposob na zuzytkowanie). Czasem miksuje na zupe krem, czasem zostaje jak jest.
Sporo ziol do tego.
Moje kolo ratunkowe to suszone warzywa, grzyby, ziola- taka mieszanke robie, czesc osobno.
Blyskawicznie nadaje aromatu wszelkim zupom ( i jako podstawa- nie trzeba sie bawic w krojenie)
Do tego moze byc kasza=krupnik
albo czerwona soczewica=zupa , ew curry.
albo suszone grzyby = grzybowa zawiesista
Najprosciej bylo z cukrem bo i duzo zamiennikow i latwiej ograniczyc ( zwlazszca kiedy sie gotowcow nie kupuje ktore juz nim napakowane)
Troche trudniej z sola bo i wszechobecna i przyzwyczajenie jakby u nas silniejsze ale ograniczylismy jednak, najpierw zamieniajac na morska, pozniej wlaczajac wiecej ziol.
Nie przepadamy za dynia, kabaczkami faszerowanymi czyms tam, baklazanem ale ze jestem zasypywana ostatnio to okazalo sie ze sprawdzily sie w roznych ragout, gulaszach, zapiekankach jesli bardziej rozdrobnione i wymieszane z duza iloscia pomidorow itp.
Stopniowo tez przekonalam sie do popularnych tutaj i calkiem zdrowych pasternakow, kalarepek, jarmuzy, burakow lisciowych, wszelkich rukoli i innych lisciastych, tysiaca roznych salat.
Stopniowo, bo to nie sa najlepsze propozycje na poczatek przemian zywieniowych.
Juz po ugruntowaniu nowych wcielen tych bardziej swojskich odmian, mozna sobie powlaczac takie nowosci dla odmiany.
Mam kilka stron ( anglojezycznych wiec nie wiem czy sie nada) gdzie mozna po produkcie/liscie produktow wyszukac przepisy i je wyprobowac. Na poczatku jest to bardziej czasochlonne i trzeba sie nastawic na rozczarowania. Dlatego nie ma sensu codziennie eksperymentu robic.
Raz na tydzien to juz duzo.
Powoli wyloni sie lista znanych i lubianych ktore z zamknietymi oczami i w pol godziny mozna przygotowywac.
A na apetyt najlepiej dziala swieze powietrze i duzo ruchu na nim
Najlepiej tuz przed posilkiem. Metabolizm sie usprawnia i kon z kopytami wchodzi.