To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

psychoterapia

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23, 24, 25, 26, 27, 28
Inanna
Dziewczyny, a może zmienimy nicki na okoliczność tego wątku (albo jeszcze lepiej: załóżmy sobie alternatywne konta) i będziemy jednak pisały tutaj? Ja na zamknięte nie mam dostępu. A też bym się chciala wyszczerzyć. Albo załóżmy nowy wątek, na priv wymieńmy się nowymi pseudonimami i lećmy ze szczerością. Co Wy na to?
pcola
Innana,
nie pamiętam, czy można mieć więcej niż jedno konto na forum. Na większości to
niezgodne z regulaminem. Muszę sprawdzić.


Chaton,
tak, o ojcu icon_sad.gif Z jednej strony szkoda mi go, bo widzę, że się sam ze sobą męczy.
Z drugiej strony, to co ostatnio wyprawia jest nie do wytrzymania.
Raczej nie mam odpowiedniej ilości postów na zamknięte forum. Piszę od niedawna,
długo byłam biernym uczestnikiem forum.
kasiaaaaa
Na zamkniętym forum to i ja bym sie chętnie wypłakała. 32.gif
tuLena
CYTAT(chaton @ Fri, 16 Jul 2010 - 16:24) *
To On sam bez niczyjego nacisku ani przekonywania stwierdzil, ze ma problem i pojdzie sie leczyc.
Psychiatra to potwierdzil. Stwierdzil, ze on sie jeszcze nie nadaje na terapie malzenska, ze najpierw musi zajac sie soba.



tak sobie myślę, że to trochę tak jak w rodzinach alkoholowych. Ona się szarapie, chce go zmienić , chce walczyć. On przyciśnięty zgadza się, że ma problem i obiecuje poprawę. Ale to nie następuje. Bo moze nawet faktyczni sobie to uświadomił, ale to za mało.
Bardzo się naszarpałaś Chaton i mam nadzieję, że to jednak coś da i nie stanie sie tak jak w wielu rodzinach z problemem uzależnienia. Trzymam kciuki za Was... a w zasadzie za Ciebie, bo Twojego partnera nie znam nawet wirtualnie.


Pcola Twoja sprawa porusza problem, nad którym się głowię już długo - ile można i czy można i należy znieść w imię zarobku, przy okolicznościach posiadanych kredytów, więzi rodzinnych, innych zobowiązań... W sytacji gdy np otoczenie nie postrzega czegośc co nas uwiera za realny problem. A w Twoim przypadku - gdy jest to osoba Ci bliska, o którą sie martwisz. To bardzo złożona sytuacja. Bo z jednej strony wszędzie trąbią,ze nie wolno dać sobą pomiatać, że mamy prawo nie zgadzać się na ranienie przez innych, a zwłaszca bliskich, że jak się nic w relacji nie zmienia to należy poszukać sobie innej drogi. A z drugiej strony jesli mamy okreslony przed sobą cel i wiemy dlaczego coś robimy, np spłacamy kredyt, budujemy dom, a pomaga nam w tym dobry zarobek, to traktujemy niedogodności jako jednen z warunków pracy i wtedy ta niedogodność tak nas nie uwiera. Mamy dzieki temu lepszy dystans.
No i to,że od bliskich jednak więcej zniesiemy.
Ale jak dużo więcej ? Gdzie jest ta granica, gdzie trudna atmosfera przestaje być naszym postrzeganiem ewentualnie trudnej pracy, a staje sie brakiem granic, co realnie zagraża naszej psychice? Jest przecież też tak, że do pewnych zjawisk, w tym też negatywnych, się przyzwyczajamy, co może prowadzic do przesuwania naszych wewnętrznych granic i nagle okazuje sie,że "nas" nie ma, a trwająca sytuacja niszczy nasze poczucie wartości i wpędza w problemy emocjonalne.

A czy w ogóle masz realną możliwość pracy gdzie indziej ? bo to istotna informacja, aby zobaczyć kontekst.
Agalu
CYTAT(chaton @ Sat, 17 Jul 2010 - 17:51) *
Agalu: ale my nie jestesmy specjalistami, nawet nie wiemy, co Tobie jest, czy Ty wiesz, an co cierpisz? Trudno powiedziec na podstawie jednego postu ile bedzie trwac terapia. Czy jest sens 90 zl, to raczej nie jest odpowiednie pytanie, lecz przede wszystkim czy na to Cie stac? Ja place 50euro za seans i chodze raz w tygodniu, to duzo, ale czy mam wyjscie? Tutaj tyle to kosztuje.
Jedno jest pewne: lekarz Ci nie uswiadomi zepchnietych w podswiadomosc konfliktow, do tego potrzebna jest terapia.
Witaj w kazdym razie. icon_smile.gif

A gdzie reszta, wszystkie na wakacjach, czy jest tak dobrze, ze nie ma o czym pisac? icon_wink.gif


tylko że ja już z Wami pisałam ,nie pisze pierwszy raz, 32.gif
pisałam że lekarka stiwerdziła u mnie nerwicę
pisałam co mi dolega
chodzi mi o to czy leki ,które mają mnie uspokoić i zmniejszyć lęk muszę długo przyjmować żeby było czuć poprawę czy po 2 tygodniach powinny działać, wiem że na kazdego inaczej pewnie ale chodzi mi o takie przybliżone zasady działania leków przeciwdepresyjnych
pcola
tuLena,
teoretycznie mam możliwość znalezienia sobie innej pracy. Jednak moja rezygnacja z dotychczasowej
pracy pociągnie za sobą utratę dużej części dochodów mojego męża, brata, a nawet mamy. To teoretycznie
rodzinny biznes, a praktycznie jeden członek tego biznesu uważa, że wszystko funkcjonuje tylko i wyłącznie
dzięki niemu, a nawet wbrew naszemu postępowaniu icon_eek.gif
Nieustające wytykanie, że on to tylko wszystko dla nas, a my to niewdzięcznicy i nieudacznicy, jest dla mnie
nie do zniesienia. Przestała mnie cieszyć wiele lat wyczekiwana budowa domu, nie mam ochoty/siły jechać na
urlop. Jak ognia unikam bezpośredniego kontaktu, bo obawiam się, że dojdzie z mojej strony do jakiegoś
wybuchu negatywnych emocji. Normalnie paranoja 37.gif Już raz to przerabiałam, naście lat temu i po
niespełna roku uciekłam do innej pracy. Tam było dobrze, dopóki nie zaszłam w ciążę. Dałam się namówić
na powrót, niby świadoma z czym to się może wiązać, a jednak w głębi duszy miałam chyba nadzieję, że coś
się zmieniło na lepsze.
Inanna
Agalu, dobór leków czasami jest bardzo trudny. Benzodiazepiny (np. xanax, tranxene) powinny działać od razu - ważne jest jednak odpowiednie dostosowanie dawki - za mała nie zadziała. W przypadku antydepresantów trzeba natomiast czekać dłużej i czasem, po miesiącu brania leków, gdy poprawy nie widać, trzeba lek zmienić i czekać dalsze dwa tygodnie. Czasem się okazuje, że następny też nie jest dobry. A czasem już po dwóch tygodniach brania pierwszego przepisanego leku świat zaczyna nabierać barw, a chory po miesiącu brania odstawia lek samowolnie, bo stwierdza, że jest już zdrowy i zapomina, jak paskudnie czuł się jeszcze dwa miesiące temu. Być może w Twoim przypadku będziesz musiała poczekać trochę dłużej na efekty, ale one na pewno się pojawią. Nie zniechęcaj się.
Wiesz, kiedy moja mama chorowała na nerwicę ćwierć wieku temu, jej lekarz kazał jej przychodzić nawet kilka razy w tygodniu. Ciągle powtarzał: "przepiszę ci ten lek, bierz go, ale jakbyś się dalej źle czuła, to natychmiast do mnie przychodź" (myślę, że musiało chodzić o bezno, bo nic innego tak szybko nie działa). I ona chodziła. Po kilka razy w tygodniu. Dostawała nowe leki, brała je - jak nie przynosiły szybkiej poprawy, to szła po następne. W końcu się udało! Dziś już nikt tak nie leczy, bo benzodiazepiny przepisuje się ostrożnie, i lekarze stawiają raczej na cierpliwość pacjenta. Ale przykład mojej mamy świadczy o tym, że czasem naprawdę trudno dobrać leki, ale jak się już uda, to poprawa następuje bardzo szybko.
tuLena
CYTAT(pcola @ Sat, 17 Jul 2010 - 23:40) *
tuLena,
teoretycznie mam możliwość znalezienia sobie innej pracy. Jednak moja rezygnacja z dotychczasowej
pracy pociągnie za sobą utratę dużej części dochodów mojego męża, brata, a nawet mamy. To teoretycznie
rodzinny biznes, a praktycznie jeden członek tego biznesu uważa, że wszystko funkcjonuje tylko i wyłącznie
dzięki niemu, a nawet wbrew naszemu postępowaniu icon_eek.gif


a co na to mąż, brat i mama ? czy to postępowanie ojca też ich dotyczy i czy w takim samym stopniu ? no właśnie- jak oni to widzą i czy rozmawiacie na ten temat ? Nie wiem jak wygląda faktyczny podział "praw i obowiązków" w Waszej firmie, może jest jakaś możliwość grupowej współpracy przy problemie?
czy zmiana pracy przez Ciebie wpłynie też na dochody ojca czy nie ?
czasami dobrze jest wypisać na kartce plusy i minusy oraz nadać im wagi - to może "unaocznić" sytację w swej złożoności.
Carrie
CYTAT(chaton @ Sat, 17 Jul 2010 - 17:51) *
A gdzie reszta, wszystkie na wakacjach, czy jest tak dobrze, ze nie ma o czym pisac? icon_wink.gif


nie, nie
nie ma tak lekko

intensywnie nad sobą pracuję - świadomie i nieświadomie

edit: nad związkiem też i też wkładam w to wysiłek

Aktualnie weszłam w etap samookreślenia, samoświadomości, rysowania siebie na nowo.Trudne to - muszę być cierpliwa dla samej siebie bo inaczej wkraczam w nicość.Bardzo przeżyłam stan o istnieniu którego uprzedzałyście mnie.Rozpadłam się na kawałki, zostałam z otworzonymi wnętrznościami na jakiś tydzień.Nie potrafiłam się pozbierać.Rozpacz.Potem krok po kroku, pomalutku zaczęłam się składać na nowo.Jestem teraz jak taki manekin poskładany z małych kawalątków i dopiero teraz wypełniam się emocjami.Tu też ciężka praca bo muszę zmuszać się do wysiłku powiedzenia na głos co ja faktycznie czuję.Do nazywania swoich emocji.Do szukania w sobie różnych emocji.Bo okazało się,że potrafię tylko precyzyjnie określić agresję i spontaniczną radość.Kiepsko.
Okazało się też,że ten lęk który trawił mnie od początku terapii to lęk separacyjny.Wcześniej błędnie interpretowałam to co czuję o ile w ogóle byłam wstanie opisać to co mnie męczyło.


Chaton - tak sobie myślę ze swojej perspektywy - daj Nicowi czas.Mimo wszystko.Zanim ja poszłam na terapię ( a dokładnie poszłam do specjalisty bo wcześniej sama przyznałam się przed sobą z wielkim bólem,że nie jest ok i potrzebuję pomocy a przede wszystkim,że nie jestem taka absolutnie super) to już wiele lat temu zauważyłam rysy na uporczywie polerowanej przeze mnie szklanej tafli.I nic z tym nie robiłam.Od czasu do czasu rysy wydawały mi się jakieś bardziej wyraźne niż zazwyczaj ale przymykałam oczy.Mąż mi o nich przypominał, w kółko przypominał a mnie to drażniło jak brzęczenie komara nad uchem w środku nocy.No przecież jest tak fajnie - w ogóle nie potrzeba niczego zmieniać.Czego on ode mnie chce.Niech sam się zmienia a najlepiej dopasowuje do mnie bo to ja i moja rodzina ma rację i słuszną koncepcję świata. W końcu poszłam.Poprzedzone to było łzami, kłótnią i ogólnym poczuciem rozczarowania i bezsilności.Poszłam ale najpierw musiałam porządnie zwątpić w to co przez tyle lat bezrefleksyjnie brałam za oczywistość.

Teraz pracuję mocno nad sobą.Nad zaakceptowaniem swoich słabości, nad uczłowieczonym wizerunkiem własnego ja.Nad tym,że pod słowem "normalny, typowy" kryje się wiele odcieni,że "normalny" jest ok,że ja też jestem po prostu "normalna" i nie muszę panikować z tego powodu i gorączkowo udowadniać zasadność swego istnienia. No i że "normalny" może być inny, całkiem niepodobny.

Właśnie przed chwilą uświadomiłam sobie,że jestem na takiej krawędzi.Że za chwilę pożegnam tę małą dziewczynkę z kitkami, z kokardami we włosach, w jasnej sukience.Pomachamy sobie na do widzenia a ja pójdę dalej.Ale jeszcze nie, jeszcze nie potrafię tak definitywnie. Jeszcze mi ciężko i wzięłabym ją ze sobą.
Agalu
Inanna - dzięki za odpowiedź, właśnie o to mi chodziło;)
domi
CYTAT(chaton @ Sat, 17 Jul 2010 - 17:51) *
A gdzie reszta, wszystkie na wakacjach, czy jest tak dobrze, ze nie ma o czym pisac? icon_wink.gif

Ja akurat na wakacje się dopiero wybieram (jeśli można to nazwać wakacjami). W tym roku nigdzie wspólnie nie wyjeżdżamy (nad czym ubolewam) ale spędzam 5 dni na działce w towarzystwie dawno nie widzianej przyjaciółki. Przeżyła wybuch gazu, załamała się wyglądem poparzonych dłoni, twarzy i dekoldu, leczyła się jakiś czas z tego załamania. Nie widziałyśmy się od jesieni i wreszcie będziemy mogły pogadać szczerze, spokojnie, bez emocji. Nasze dzieci będą nam czasem przerywać kłótniami o zabawki icon_wink.gif. Ogólnie nie będziemy się nudzić... .
Jeśli zaś chodzi o chwilowy brak aktywności na forum.... to sama nie wiem ale jakaś mało wylewna się zrobiłam. Czasem zabieram się do pisania, a po kilku słowach kasuję bo stwierdzam, ze to niczego nowego do rozmowy nie wniesie, a jeśli źle ujmę moje myśli to kogoś urażę lub zdenerwuję... . Chyba mnie dopadł chwilowy brak pewności siebie icon_rolleyes.gif .
chaton
Agalu: nie bralam tego leku, nie wiem. Moze inne dziewczyny braly i lepiej ci poradza.

QUOTE(tuLena @ Sun, 18 Jul 2010 - 00:04) *
tak sobie myślę, że to trochę tak jak w rodzinach alkoholowych. Ona się szarapie, chce go zmienić , chce walczyć. On przyciśnięty zgadza się, że ma problem i obiecuje poprawę. Ale to nie następuje. Bo moze nawet faktyczni sobie to uświadomił, ale to za mało.
Bardzo się naszarpałaś Chaton i mam nadzieję, że to jednak coś da i nie stanie sie tak jak w wielu rodzinach z problemem uzależnienia. Trzymam kciuki za Was... a w zasadzie za Ciebie, bo Twojego partnera nie znam nawet wirtualnie.


Dzieki za zrozumianie, tuLena. Oj tak, naszarpalam sie, problem w tym, ze tak mnie to wykonczylo, ze teraz patrze sobie na to z boku i pytam sie siebie, po co? W ogole mam kryzys w tym zwiazku taki, ze nie chce mi sie do partnera nawet odzywac, odpowiadac na jego zagadywanie. W ogole patrze na niego i widze jakiegos zupelnie innego faceta, niz ten, z ktorym zalozylam rodzine. I nie potrafie odgonic mysli o tym, ze sie pomylilam. Jak mowia Francuzi, pewnych potraw sie nie odgrzewa... A tak daleko zaszlam i nie starczylo mi sil, zeby jeszcze w to wierzyc.

QUOTE
teoretycznie mam możliwość znalezienia sobie innej pracy. Jednak moja rezygnacja z dotychczasowej
pracy pociągnie za sobą utratę dużej części dochodów mojego męża, brata, a nawet mamy. To teoretycznie
rodzinny biznes, a praktycznie jeden członek tego biznesu uważa, że wszystko funkcjonuje tylko i wyłącznie
dzięki niemu, a nawet wbrew naszemu postępowaniu
Nieustające wytykanie, że on to tylko wszystko dla nas, a my to niewdzięcznicy i nieudacznicy, jest dla mnie
nie do zniesienia. Przestała mnie cieszyć wiele lat wyczekiwana budowa domu, nie mam ochoty/siły jechać na
urlop. Jak ognia unikam bezpośredniego kontaktu, bo obawiam się, że dojdzie z mojej strony do jakiegoś
wybuchu negatywnych emocji. Normalnie paranoja Już raz to przerabiałam, naście lat temu i po
niespełna roku uciekłam do innej pracy. Tam było dobrze, dopóki nie zaszłam w ciążę. Dałam się namówić
na powrót, niby świadoma z czym to się może wiązać, a jednak w głębi duszy miałam chyba nadzieję, że coś
się zmieniło na lepsze.


pcola: ja jednak mysle, ze Ty powinnas zmienic prace, bo teraz jestes od ojca uzalezniona, a powinnas nabrac do niego dystansu.
Bo go nie zmienisz i nie ma zandego powodu, zebys cierpiala z powodu jego choroby, jakakolwiek by nie byla na codzien.
Powiem Ci, co mi wbija terapeutka do glowy od 2 lat: jedyna rodzina, za jaka jestes odpowiedzialna, to ta, ktora zalozylas ze swoim mezem.
Jedynie tu masz wplyw. Ja rozumiem, ze kasa z nieba nie spada, ale czy naprawde warto sie tak szarpac? W imie czego?

Inanna: ja tam nie musze zmieniac nicka. Zmienilam raz, zostalam zdemaskowana, zrobilo mi sie glupio, wrocilam do "chaton".
Czego ja mam sie wstydzic?
No jesli znasz rozne osoby z forum osobiscie, to inna sprawa. Ja spotkalam jedynie dwie osoby z forum na zywo: jedna juz tu nie bywa, druga nie jest dla mnie osoba znaczaca i prawdopodobnie juz w realu jej nie spotkam.

Carrie: swietnie, ze terapia daje efekty. Tak trzymac!

Domi: milych "wakacji. Takie szczere rozmowy duzo daja, kto wie, moze sie lepiej poczujesz niz jakbys sie byczyla miesiac na plazy.
Inanna
Chaton, ja właśnie doszłam do wniosku, że zmiana nicka nic mi nie da. Bo jak zacznę pisać o najtrudniejszych sprawach, to ludzie się i tak połapią, że to ja icon_sad.gif
kejt.chmiel
Hej dziewczyny!
Ja też jeszcze nie wybyłam, ale szykuję się na 11 dni do Barcelony! Jadę z najlepszą przyjaciółką i zamierzamy się bawić! Cieszę się jak (nomen omen 06.gif ) mała dziewczynka, bo prawdziwych wakacji nie zaznałam od 4 lat.....A bardzo jest mi potrzebne oderwanie i nabranie dystansu do swojego życia.
Poza tym leki u mnie zaczęły już porządnie działać i czuję się jakbym fruwała nad ziemią cały czas 06.gif
A psycholog rzuciłam w diabły, bo się okazało, że z moją mamą się znają i jak się zorientowała, że ja to ja to zmieniła taktykę, więc sorry gregory, musiałyśmy się pożegnać. Koleżanka poleciła mi dobrego terapeutę, certyfikowanego, ale bierze 120zł/h i biję się z myślami czy warto....
Z grubsza tyle.
Buziaki
Carrie
CYTAT(chaton @ Sun, 18 Jul 2010 - 20:38) *
W ogole mam kryzys w tym zwiazku taki, ze nie chce mi sie do partnera nawet odzywac, odpowiadac na jego zagadywanie. W ogole patrze na niego i widze jakiegos zupelnie innego faceta, niz ten, z ktorym zalozylam rodzine.


hmmm, znam to uczucie, niestety
dopada mnie od pewnego czasu za każdym razem gdy on "staje okoniem" na moje propozycje, koncepcje
dziwne, nie podoba mi się intensywność tego uczucia bo w chwilach krytycznych czuję jakby przede mną stał obcy facet celujący jedynie jak tu najboleśniej zrobić mi na złość

staram się,ostatnio, skracać wtedy dyskusję do minimum i nie przypierać go do muru ( ale kiepsko mi idzie) bo z perspektywy czasu widzę, że bardzo intensywnie wtedy nakręcam swój własny film, czytam między wierszami ale coś czego wcale nie ma, nad interpretuję i w ogóle szukam punktu zaczepienia dla własnej teorii.Tyle, że widzę to dopiero po dłuższym czasie.
Inanna
Ja też mam czasem wrażenie, że żyję z obcym facetem, ale odbieram to zupełnie inaczej. Wydaje mi się, że to ma związek z moją nieumiejętnością zbliżenia się do innych ludzi - własnego chłopa też. Zatem żyjemy razem od czternastu lat 37.gif a mnie czasami dopada świadomość, jak bardzo jesteśmy sobie obcy. Kiedyś zrobiłabym wokół tego aferę, zwalając całą winę na niego: bo taki wycofany, bliskiej relacji nawiązać nie umie, etc. Dziś już wiem, że problem tkwi we mnie. Tzn. on faktycznie jest wycofany i nieumiejący tworzyć głębokiej relacji, ale mi to odpowiada, bo sama głębokich ralacji nie chcę, bo się ich boję.
Carrie
CYTAT(Inanna @ Sun, 18 Jul 2010 - 23:25) *
Ja też mam czasem wrażenie, że żyję z obcym facetem, ale odbieram to zupełnie inaczej. Wydaje mi się, że to ma związek z moją nieumiejętnością zbliżenia się do innych ludzi - własnego chłopa też. Zatem żyjemy razem od czternastu lat 37.gif a mnie czasami dopada świadomość, jak bardzo jesteśmy sobie obcy.

widzisz, ja mam problem z akceptacją

z akceptacją mnie przez innych oraz z zaakceptowaniem odmowy
co za tym idzie - problem z proszeniem i wyrażaniem głośno swoich potrzeb

więc jak już je mówię ( uf uf uf odważam się) to okazuje się,że inni - w tym mój mąż - bywa że odmawiają mi.A skoro ja powiedziałam na głos to pewnie powinnam dostać nagrodę w postaci morza zrozumienia i zgody.A jak tego nie ma - no to co? No to ktoś na pewno chce mojej krzywdy i robi to specjalnie.
Przez wiele, wiele lat nie mówiłam na głos o sobie i swoich potrzebach w nadziei na wszelką akceptację i wieczną szczęśliwość.Zapętliłam się.Efekt był co najmniej połowiczny.Ale wtedy nie musiałam aż tak bardzo konfrontować się z innymi ludźmi.Nawet z własnym mężem.Stąd mam teraz okresowe zdziwienia oraz oszołomienie jak bardzo stanowczy bywa nawet w stosunku do mnie.
chaton
QUOTE(Carrie @ Sun, 18 Jul 2010 - 23:37) *
widzisz, ja mam problem z akceptacją

z akceptacją mnie przez innych oraz z zaakceptowaniem odmowy
co za tym idzie - problem z proszeniem i wyrażaniem głośno swoich potrzeb

więc jak już je mówię ( uf uf uf odważam się) to okazuje się,że inni - w tym mój mąż - bywa że odmawiają mi.A skoro ja powiedziałam na głos to pewnie powinnam dostać nagrodę w postaci morza zrozumienia i zgody.A jak tego nie ma - no to co? No to ktoś na pewno chce mojej krzywdy i robi to specjalnie.
Przez wiele, wiele lat nie mówiłam na głos o sobie i swoich potrzebach w nadziei na wszelką akceptację i wieczną szczęśliwość.Zapętliłam się.Efekt był co najmniej połowiczny.Ale wtedy nie musiałam aż tak bardzo konfrontować się z innymi ludźmi.Nawet z własnym mężem.Stąd mam teraz okresowe zdziwienia oraz oszołomienie jak bardzo stanowczy bywa nawet w stosunku do mnie.


O to, to.
Pracuje od lat nad tym, zeby uczyc sie wyrazac wlasne potrzeby i uczucia. Kiedy w koncu sie na to zbiore, to okazuje sie, ze wcale te potrzeby i uczucia nie sa mile widziane! Ze wyglada na to, ze jednak fakt, ze niepotrafilam ich wyrazac niektorym pasowal. Wiec zamiast oklaskow dostaje jakas odwalona polgebkiem odmowe i jestem w szoku, mialo byc tak pieknie.
W ogole na ostatiej terapii zastanawialam sie, dlaczego wybralam takiego faceta i terpaeutka mowila mi o zjawisku "podswiadomego castingu". Ze cos tam podswiadomie nam zalatwia. Ja wiem doskonale, co ja jemu podswiadomie zalatwiam (swiadomie tez, z reszta). Ale co on mi do jasnej Anielki zalatwia? Oto jest pytanie.

Inanna: a czego Ty tak naprawde sie boisz? Znasz duzo osob osobiscie na forum? Bo mi to latwo mowic, jak 2 tys km od kraju mieszkam i mam male prawdopodobienstwo, zeby jakas kolezanka z forum okazala sie na przyklad moim potencjalnym pracodawca... 08.gif
tuLena
dubel
tuLena
CYTAT(Inanna @ Sun, 18 Jul 2010 - 21:25) *
Dziś już wiem, że problem tkwi we mnie. Tzn. on faktycznie jest wycofany i nieumiejący tworzyć głębokiej relacji, ale mi to odpowiada, bo sama głębokich ralacji nie chcę, bo się ich boję.


też doszłam do takich wniosków. To nie znaczy, że mąż wycofany, wręcz przeciwnie, ale oczywiscie wydawał mi się nie taki jak potrzebowałam i to jego niewycofanie mnie drażniło. Zupełnie nie taki jhak sobie wyobrażałam kogo potrzebuję. Zastanawiałam się jak to możliwe,że w takim razie jego wybrałam i tak bardzo mi zależało?
Po dojściu do ściany i rozpoczęciu pracy nad sobą zrozumiałam, że on jest dokładnie taki jak potrzebowałam, bo innej osoby bym nie zniosła, albo bym sie bała, co spowodowałoby, że i tak nie mielibyśmy szans być razem. Choć pozornie oczywiście tak, bo świadomie inne cechy mnie pociągają, a podświadomie wybrałam dokładnie to czego mi było trzeba, choć o mały włos sama bym sie tego pozbawiła.
Co nie znaczy, że mnie nie wkurza, ale jest o niebo lepiej niż bywało przez większość lat jakie jesteśmy razem
chaton
... czyli podswiadomy casting.
Inanna
CYTAT(tuLena @ Mon, 19 Jul 2010 - 11:27) *
wydawał mi się nie taki jak potrzebowałam i to jego niewycofanie mnie drażniło. Zupełnie nie taki jhak sobie wyobrażałam kogo potrzebuję. Zastanawiałam się jak to możliwe,że w takim razie jego wybrałam i tak bardzo mi zależało?
...zrozumiałam, że on jest dokładnie taki jak potrzebowałam, bo innej osoby bym nie zniosła, albo bym sie bała, co spowodowałoby, że i tak nie mielibyśmy szans być razem. Choć pozornie oczywiście tak, bo świadomie inne cechy mnie pociągają, a podświadomie wybrałam dokładnie to czego mi było trzeba...
Co nie znaczy, że mnie nie wkurza, ale jest o niebo lepiej niż bywało przez większość lat jakie jesteśmy razem


Mogę się podpisać w całej rozciągłość. Doszłam do dokładnie takich samych spostrzeżeń w moim małżeństwe.
Gosia z edziecka
CYTAT(chaton @ Mon, 19 Jul 2010 - 10:33) *
Ale co on mi do jasnej Anielki zalatwia? Oto jest pytanie.

Co mi przyszło do głowy? Potrzeba opiekowania sie kimś/bycia komus potrzebnym po to, żeby pochwalił, docenił, zauważył????????

A teraz, Chaton, "leczysz sie", wychodzisz ze swoich ról, zrywasz z przeszłością i się wkurza Cie to, co przez jakiś czas ci pasowało. Co Ty na taka hipotezę????
Inanna
CYTAT(chaton @ Mon, 19 Jul 2010 - 10:33) *
Inanna: a czego Ty tak naprawde sie boisz? Znasz duzo osob osobiscie na forum? Bo mi to latwo mowic, jak 2 tys km od kraju mieszkam i mam male prawdopodobienstwo, zeby jakas kolezanka z forum okazala sie na przyklad moim potencjalnym pracodawca... 08.gif


No, parę osób z tego forum to znam osobiście. Wolałabym chyba, żeby niektórych rzeczy o mnie nie wiedziały. Przynajmniej na razie... Może kiedyś dojdę do takiego etapu, że nie będę się wstydzić swojej historii.

A propos "załatwiania Ci". Kiedyś pisałaś, że on obiecał, że Ci pomoże, że się Tobą zaopiekuje. Moim zdaniem to zupełnie wystarczy, żeby z kimś być, jeśli nosi się w sobie małą, potrzebującą opieki dziewczynkę.
Carrie
CYTAT(chaton @ Mon, 19 Jul 2010 - 10:33) *
O to, to.
Pracuje od lat nad tym, zeby uczyc sie wyrazac wlasne potrzeby i uczucia. Kiedy w koncu sie na to zbiore, to okazuje sie, ze wcale te potrzeby i uczucia nie sa mile widziane! Ze wyglada na to, ze jednak fakt, ze niepotrafilam ich wyrazac niektorym pasowal. Wiec zamiast oklaskow dostaje jakas odwalona polgebkiem odmowe i jestem w szoku, mialo byc tak pieknie.


a no właśnie
a że mąż wybrany samodzielnie to tym większe osłupienie jak odmawia - no w końcu tak nam miało być razem super, nie? Tylko,że tak się nie da.Dzisiaj o tym rozmawiałam z terapeutą.Uczę się siebie, uczę się mówić na głos co czuję ( a muszę się nieźle zastanowić czasem bo trudno mi to werbalizować) i ...robie to dla siebie.Ale to rodzi konsekwencje.Moje ja - sprecyzowane, określone spotyka inne "ja".Mojego męża.No i następuje konfrontacja.Nieunikniona.Bo to odrębny byt.Ma prawo do odmowy, ma prawo do swoich wizji.Jest mi to trudno zaakceptować bo w odwrotnej sytuacji - ja rezygnowałam ze swoich potrzeb w celu "zrobienia dobrze" wszystkim naokoło i widocznie nie znam innego wzorca postępowania niż ten który sama wypracowałam.A mąż nie ustępuje, nie stara się "zrobić dobrze" dla dobra sprawy i ...rozpacz.No jak on tak może! A no może.

CYTAT
W ogole na ostatiej terapii zastanawialam sie, dlaczego wybralam takiego faceta i terpaeutka mowila mi o zjawisku "podswiadomego castingu". Ze cos tam podswiadomie nam zalatwia. Ja wiem doskonale, co ja jemu podswiadomie zalatwiam (swiadomie tez, z reszta). Ale co on mi do jasnej Anielki zalatwia? Oto jest pytanie.


pole do popisu? ( to tak niby do Ciebie, a może i do mnie - jak przemyślę - to rozwinę myśl)
chaton
QUOTE(Gośka z edziecka @ Mon, 19 Jul 2010 - 22:56) *
Co mi przyszło do głowy? Potrzeba opiekowania sie kimś/bycia komus potrzebnym po to, żeby pochwalił, docenił, zauważył????????

A teraz, Chaton, "leczysz sie", wychodzisz ze swoich ról, zrywasz z przeszłością i się wkurza Cie to, co przez jakiś czas ci pasowało. Co Ty na taka hipotezę????


Goska: no podswiadomnie to moze tak. Bo swiadomie mowil, ze bedzie mnie wspieral, ze moge liczyc na niego.
Jak ja sobie przypomne, jak na samym poczatku on sie nie odwazyl mnie poderwac, jak ja wychodzilam z siebie, zeby mu w tym pomoc? Jak ja walczylam jak lwica, zeby ze mna byl, choc wiedzialam, ze chce, ale widzialam tez, ze ma opory i jak mu pieknie wszystko ulatwialam!
Nie wiem, moze wyczailam podswiadomie kogos, kto ma potencjal i opory, i w tej podswiadomosci powiedzialam sobie, ze ja mu pomoge! I ja jemu pomoglam, on teraz doszedl do takiego etapu, ze widzi, ze cos mu jest i chce cos z tym zrobic, a mi zainteresowanie jakby przypadkiem opadlo? Co, nie potrzebuje juz mnie? Znalazl sobie psychiatre? To ja juz nie jestem potrzebna? Bo przeciez czy ja potrafie byc z kims dlatego, ze MI on cos daje?
I teraz przerazenie. A jesli tak, jesli wlasnie zrozumialam, ze ja tez mam prawo cos dostac, nie tylko dawac, to co?
Jezeli on nie potrafi dawac?
tuLena
Chaton : dobrze to opisałaś. Wygląda mi na to,że właśnie podświadomie wybrałas to czego wtedy potrzebowałaś: pomagać, wyciągać , walczyć i ciagnąć za uszy. Owszem - on mówił,że Cię wesprze, a Ty bardzo chciałaś to usłyszeć. Dlatego właśnie mówił to , a nie co innego. I nie dlatego, że Cię okłamał, czy wtedy był inny. Był taki jak teraz, ale chyba bardzo chciałaś to usłyszeć i on spełnił Twoje oczekiwania.
A teraz po pierwsze jesteś na innym etapie, więc moze już nie musisz walczyć i może chcesz, aby coś dostać. A moze najzwyczajniej w świecie walka Cię wypaliła i naprawdę potrzebujesz wsparcia. Ale to nie ten adresat. Ten adresat potrzebuje być "ciągnięty" i wspomagany.
Chyba, że jest tak, że i on sie teraz zmieni- wtedy macie szansę się ponownie spotkać w swych oczekiwaniach. Bo na razie nie musiał- bo załatwaiałaś wszystko za niego, robiłaś to czego potrzebowałaś , a on dostawał to czego on potrzebował i było to wbrew temu co deklarowałaś, zgodne z Waszymi oczekiwaniami.
Teraz być może sytuacja się zmieniła.

I to jest racja z tym podświadomym castingiem. Problem zaczyna sie wtedy kiedy okazuje się,że na tamtą chwilę owszem, wybrałaś słusznie, ale teraz jesteś gdzie indziej. I nie mnie orzekać co dalej z Wami.

edit- literówki
chaton
tuLena: no i tu nas masz.

QUOTE(tuLena @ Tue, 20 Jul 2010 - 14:27) *
I to jest racja z tym podświadomym castingiem. Problem zaczyna sie wtedy kiedy okazuje się,że na tamtą chwilę owszem, wybrałaś słusznie, ale teraz jesteś gdzie indziej. I nie mnie orzekać co dalej z Wami.


Szkoda, chetnie bym komus podrzucila ta odpowiedzialnosc...
Bianka
Witajcie kochane!
Bylam na urlopie wrocilam w sobote.Dzis bylam na terapii wciaz wydaje mi sie ze tkwie w punkcie zero a z drugiej strony wciaz mam nadzieje...

Wiecej postaram sie napisac z domu zabieram ze soba laptopa moze mi sie uda.

pozdrawiam serdecznie
malinka1978
Czesc!
Ja nie zagladałam na forum, ponieważ chyba mialm etap ze juz mialam dosc terapii, czytania o problemahc rozwiazywaniu ich,.
byłam dzis u lekarza, odstawianie lexotanu mnie strasznie wymeczylo opocz fizycznie to psychicznie też.'
ale po 2 miesiacach zeszlam z 6 mg do 1 mg 29.gif

odpukac aby tak zostalo i chcialabym zejsc calkiem.z lexotanu. do tego spamilan zazywam 3 x 2, 5 mg.
co spamilanu to bylam 3 razy u lekarza , prosilam o zmiane leku, juz mowilam aby zapisal mi inna benzodwuzapine, ale to bylo takie kuszenie. ze juz nie dam rady, ze po co mam sie meczyc z lekiem z lękiem jak moge zjesc tabletke ktora mi pomagala i bedzie OK.

ale na darmo poszly by 2 miesiace meczarstwa.

pozdrawim, poczytam dokladniej jak znjde chwile bo dziecko mi buszuje
malinka1978
przeczytalam zalegle posty.

co do lekow to napisze ze czasem sa szukaniem odpowiediego i dopasowanie. benzodiazepiny dzialaja szybko po 5 dniach jest sie nowym czlowiekiem, uspokojonym bez lęków.
a na inne np przeciwdepresyjne trzeba poczekac od 2 tyg do miesiaca.

jesli pierwszy zadziala i jest dobrze dobrany to super.
jesli nietrafiony to trzeba duzo cierpliwosci by zadzialal inny i trzeba nastawic sie na czekanie i efekty.

po swoim doswiadxczeniu wiem ze teraz nie siegnelabym po benzodiazepiny bowiem jak trudno sie je odstawia i jak sie czlowiek uzaleznia...
ale z drugiej strony rozumiem ososby ktore zazywaja lek z tej grupy. bo pomaga. bo likwiduje napiecie lęk, pomaga zasnąc.
malinka1978
a reszty nie poukladalam sobie w glowie by napisac z głowa icon_smile.gif
malinka1978
a jak mozna pisac na zyciowych zakretach. ? kto decyduje o tym aby tam pisac?
pcola
malinka,
trzeba wysłać maila do admina, czy ma się wystarczającą ilość postów w odpowiednich podforach.
malinka1978
dziekuje za odpowiedz pcola
chaton
QUOTE(malinka1978 @ Tue, 20 Jul 2010 - 18:16) *
a jak mozna pisac na zyciowych zakretach. ? kto decyduje o tym aby tam pisac?


Tu masz zasady:
https://www.maluchy.pl/forum/Zyciowe-Zakrety-t72424.html
Agalu
hej

ja się naczytałam o nerwicy wczoraj wieczorem i się załamałam, na innym forum dziewczyny piszą że z niej sie nie można wyleczyć ,że ma sie ją do końca życia, że niezbedna jest psychoterapia ale ona nie pomaga na stałe się wyleczyć itp. czytam ile to każdy miał terapii ,w ogóle same dołujące rzeczy i sie dziś znowu gorzej czuję, trzęsę sie lekko i jestem niespokojna a już było całkiem dobrze
ech podłamałam się ,jakoś nie mogę zaakceptować tej nerwicy
tzn.same objawy somatyczne wracające co jakis czas jakoś bym zaakceptowała ale boje się tych ataków bycia wewnętrzenie niespokojnym jakby sie miało zwariować 32.gif

chaton
Agalu: to ciezka walka, ale do wygrania. Te objawy sa zewnetrznym symptomem wewnetrzych nieswiadomych konfliktow. Mozna dojsc do nich i wyzdrowiec, kilka dzieczyna n forum wyzdrowialo, ja mysle, ze mialam kiedys nerwice, ktora sie przeksztalcila w cos innego. Niestety leki znosza jedynie dorazne objawy, to znaczy nie lecza ich przyczyny, tylko lagodza lub znosza symptomy. To troche tak, jakby na leczenie zlamanej reki dawac jedynie srodki przeciwbolowe i zostawic zlamanie tak, jak jest.
Niestety im glebsze i wczesniej nabyte te podswiadome konflikty, tym trudniej do nich dotrzec.
Nie idac na terpie masz pewnosc, ze samoistnie nie przejda, moga sie wzmocnic, symptomy moga sie przemiescic.
Na terapii nie masz pewnosci, ale masz szanse dotrzec do tych konfliktow. Mysle, ze warto sobie ta szanse dac.
Inanna
Każdemu, komu wydaje się, że z tego nie można wyjść polecam książkę "To trzeba wyrazić..." Marie Cardinal.
Agalu
CYTAT(chaton @ Thu, 22 Jul 2010 - 10:44) *
Agalu: to ciezka walka, ale do wygrania. Te objawy sa zewnetrznym symptomem wewnetrzych nieswiadomych konfliktow. Mozna dojsc do nich i wyzdrowiec, kilka dzieczyna n forum wyzdrowialo, ja mysle, ze mialam kiedys nerwice, ktora sie przeksztalcila w cos innego. Niestety leki znosza jedynie dorazne objawy, to znaczy nie lecza ich przyczyny, tylko lagodza lub znosza symptomy. To troche tak, jakby na leczenie zlamanej reki dawac jedynie srodki przeciwbolowe i zostawic zlamanie tak, jak jest.
Niestety im glebsze i wczesniej nabyte te podswiadome konflikty, tym trudniej do nich dotrzec.
Nie idac na terpie masz pewnosc, ze samoistnie nie przejda, moga sie wzmocnic, symptomy moga sie przemiescic.
Na terapii nie masz pewnosci, ale masz szanse dotrzec do tych konfliktow. Mysle, ze warto sobie ta szanse dac.


jak do wygrania,m to ja jak najbardziej podejmę walkę 06.gif
na terpię zbieram kasę,im więcej uzbieram wtedy zacznę chodzić,na pewno

Inana - chętnie bym poczytałą tę książkę, poszukam w księgarni
Inanna
Agalu, szukaj na allegro. W tej chwili jej nie ma, ale kilka razy już ją widziałam, więc pewnie niedługo się pojawi.
chaton
QUOTE(Inanna @ Thu, 22 Jul 2010 - 11:11) *
Każdemu, komu wydaje się, że z tego nie można wyjść polecam książkę "To trzeba wyznać" Marie Cardinal.


Inanna: chetnie bym sobie ta ksiazke przeczytala w oryginalnej wersji. Czy wiesz, czy to jest w orginalnym brzmieniu "Les mots pour le dire"? To jest jej biografia, gdzie opisuje swoja terapie?

OT: zawsze mnie fascynowalo, ze po francusku wyraz mots= slowa czyta sie identycznie jak slowo maux= bole, dolegliwosci.

Edit: wlasnie sobie zamowilam, mam lekture na wakcaje! 06.gif
Inanna
CYTAT(chaton @ Thu, 22 Jul 2010 - 18:39) *
Inanna: chetnie bym sobie ta ksiazke przeczytala w oryginalnej wersji. Czy wiesz, czy to jest w orginalnym brzmieniu "Les mots pour le dire"? To jest jej biografia, gdzie opisuje swoja terapie?


Chaton, tytuł oryginalny brzmi dokładnie tak, jak przetłumaczyłaś. Natomias ja źle podałam tytuł polskiego przekładu, ale już poprawiłam. Tak, ta książka stanowi opis terapii.
chaton
Inanna: dzieki. Dla scislosci nie przetlumaczylam, tylko wystukalam ja w fr googlu i z tego, co mi wyskoczylo wygladalo na to. Doslowne tlumaczenie brzmialoby: "Slowa, zeby to opowiedziec".
malinka1978
ja tez poszukam tej ksiazki, na razie nie widze jej na allegro
tylko jest opcja francuska
za 14 zl


ja tez juz mysle ze zawsze nerwica i lęki bedą ze mną, zwlaszcza ze obecnie koszmarnie sie czuje. nawet nie zadawala mnie fakt ze zminimalizowalam benzo 41.gif 41.gif
a spamilan dziala nie tak jakbym chciala, czyli ani mnie nie wycisza ani lęków nie likwiduje 21.gif
Agalu
CYTAT(malinka1978 @ Thu, 22 Jul 2010 - 19:39) *
ja tez poszukam tej ksiazki, na razie nie widze jej na allegro
tylko jest opcja francuska
za 14 zl
ja tez juz mysle ze zawsze nerwica i lęki bedą ze mną, zwlaszcza ze obecnie koszmarnie sie czuje. nawet nie zadawala mnie fakt ze zminimalizowalam benzo 41.gif 41.gif
a spamilan dziala nie tak jakbym chciala, czyli ani mnie nie wycisza ani lęków nie likwiduje 21.gif


malinka - a Ty chodziłąś bądź chodzisz obecnie na terapię?
przytul.gif
Bianka
Mialam napisac a nie napisalam poniewaz maz uspil dziecko w ciagu dnia i nie bylo wieczoru potem mialam dwa bardzo zalatane dni i nie moglam sie usprawiedliwic.

U mnie duzy krok do przodu chce wszystko opisac ale nie mam jak w terapii bede miala miesiaczna przerwe w sierpniu troche mnie to martwi no ale trudno...

Juz niedlugo bede miala dostep do netu w domu wtedy bede czasciej pisala bardzo tego pragne.

pozdrawiam Was bardzo i chodz nie pisze to ciagle podczytuje.
malinka1978
agaluobecnie od marca chodze na terapie co tydzien. ostatnio bylo przerwy 3 tygodnie bo kobieta była na urlopie...

i tak sie martwie ze bez lku jestem wrakiem, roślinka ktora wegetuje i nie mam sily by byc silna i odeprzec ataki innych...
nawet trudno mi do sklepu isc bo boje sie ludzi, ze zaslabne itd 41.gif
Agalu
Malinka - nie wiem co Ci poradzić, smutno mi jak to czytam
tyle już terapii ,leków a Ty bidulko nadal źle się czujesz przytul.gif przytul.gif

wierzę ,że jednak z tego wyjdziesz, jeszcze ujrzysz światełko w tunelu i będzie dobrze
przytul.gif
może powinnaś zmienić terapeutę?

ja w sumie takich lęków aż nie mam ,ale kieds miewałam tele że od czasu do czasu i same mijały
teraz to się od rana już trzęsę i tak czasem cały dzień się męczę ze soba ale nie wiem czego się boję, nie wiem skąd ten stan ,coś takiego że mam uczucie że zwariuję ,że mam jakąś chorobę psychiczną i w końcu mi ktoś dzieci zabierze
ale są dni że mi lepiej a są dni fatalne
leki biorę dopiero 3 tygodnie i to pół dawki, chyba czas sie umówic na kontrolę
jak podwyższyłam dawkę z pół na całą to mi było przez tydzień tak źle że mi lekarka znowu kazała zmniejszyć dawke no a teraz to nie wiem co dalej

no i ciągle się biję z myślami że ta terapia taka droga, 4- 5 razy w miesiącu to 400-450 zł miesięcznie, a jak ja tu czytam że Wy kilka misiecy juz chodzicie to ja dziękuję bardzo
ja nie pracuję, mąż dość dobrze zarabia, ale ja mam coś takiego że nie chcę jego ciężko zarobionych pieniędzy wydawać ciagle na swoje choroby 21.gif
dokłądnie rok temu straciłam majątek na prywatne rezonanse, lekarzy itp, jak mnie brzuch bolał


co myslicie o terapii grupowej ,warto pójść? ta jest tańsza bo 40 zł wiec już by mnie to tak bardzo nie bolało
Inanna
Agalu, jeśli masz możliwość pójść na terapię grupową - to koniecznie z niej skorzystaj. Grupowa jest lepsza. Procesy terapeutyczne przebiegają w niej z większą intensywnością, proces zdrowienia następuje szybciej. Grupa działa jak lustro, stąd człowiek szybciej "załapuje" o co w terapii chodzi, może popatrzeć na siebie oczami innych, może siebie odnaleźć o opowieściach innych ludzi. Łatwiej poukładać siebie w takich okolicznościach. U nas nie ma grupowej - ani płatnej ani bezpłatnej. Są tylko grupy DDA, ale ja się tam nie łapię.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.