To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

psychoterapia

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23, 24, 25, 26, 27, 28
chaton
Kilkakrotnie temat był poruszany w wielu watkach, ale nie było chyba jeszcze wątku poświęconego terapii. Wiem, ze jest wiele dziewczyn pracujących w ten sposób nad sobą, niektóre jak ja mówią o tym otwarcie, inne wypominając mimochodem. Dla mnie ewidentnie jest to bardzo ważna sfera mojego życia: w końcu mam miejsce, w którym mogę mówić o sobie naprawdę i odkrywać sama siebie taka; jakiej nie chciałam widzieć, zaślepiona chęcią bycia zaakceptowana.
I teraz sobie pomyślałam, ze skoro i tak ten temat zawsze mi się wymyka, bo wychodzi każdym porem mojego ciała, to dlaczego nie założyć o nim wątku?
Poza tym ostatnio naszła mnie refleksja, ze tak łatwo komuś poradzić terapie. Masz problemy z sobą? Ze swoim małżeństwem? Zrób terapie! A przecież to nie jest cel sam w sobie, sam fakt pójścia na terapie to dopiero początek długiej i skomplikowanej drogi...
Ja jestem teraz na etapie, kiedy zdaje sobie sprawę, jak jest ze mną źle. Jak wiele mam w sobie żalu, z jak wielkim poczuciem winy żyje... Czuje się, jakbym nosiła na barkach ważąca tonę walizkę uczuć... i tak chciałabym poczuć lekkość życia bez niej.
Czy ktoś jeszcze chce się podzielić swoimi przeżyciami z terapii?
domi
Ja sie mogę z tobą podzielić przeżyciami. Polecam ją mojej mamie ale kobieta jest uparta jak kozioł. Uważa, ze nie umie otworzyć sie przed obcą osoba. . Jeśli ktoś jest naprawdę zdesperowany to pogada z kimkolwiek. Poza tym najczęściej jest tak, ze z obcą osobą rozmawiamy łatwiej. Widac to choćby na forum...często zwierzamy się pozornie obcym forumowiczkom zamiast swoim meżom/matkom itp. Wracając jednak do tematu: ja dobrze wspominam swoja terapię. Pani terapeutka była niesłychanie cierpliwa, wyrozumiała, ze spokojnym spojrzeniem, uspokajającym tonem głosu...aż sie chciało do niej wrócić. Pierwsza wizyta to był głównie mój płacz. Niewiele jej powiedziałam bo głównie płakałam... . Mimo tego nie mogłam sie doczekać aż miną 2 tygodnie i przyjdę ponownie. Dopiero wtedy zaczęłam sie otwierać.

Nie wiem jakbym sobie poradziła bez tej terapii? Dzięki niej zrozumiałam w czym jest najwiekszy problem, uswiadamiałam sobie wiele rzeczy, uczyłam sie oswajać ze swoimi wadami, zrozumiałam własną matkę (wow). Zawdzieczam terapii to, że jestem dziś taka silna.
chaton
Domi: Ty juz skonczylas swoja terapie? Jak dlugo ona trwala?
Inanna
Ja się zastanawiam nad tym tematem od momentu w którym powstał i mam wątpliwości, czy pisać... Ja już próbowałam dzielić się z różnymi ludźmi wrażeniami z terapii (na zasadzie wzajemności, bo oni też w trakcie terapii) i nic dobrego z tego nie wyszło. Kilka osób stwierdziło, że im te rozmowy szkodzą i .... już prawie nie są moimi znajomymi. To bardzo delikatny temat jest...
chaton
Poważnie, Inanna? Zrób jak chcesz, ja w każdym razie mowie o tym osobom wybranym, które są w stanie zrozumieć, a pisze na forum anonimowo.
Nie zauważyłam, ze gdy ktoś wspomina na jakikolwiek wątku, ze prowadzi terapie, żeby był w jakikolwiek sposób stygmatyzowany.
Inanna
CYTAT(chaton @ Sat, 20 Feb 2010 - 11:56) *
Poważnie, Inanna? Zrób jak chcesz, ja w każdym razie mowie o tym osobom wybranym, które są w stanie zrozumieć, a pisze na forum anonimowo.
Nie zauważyłam, ze gdy ktoś wspomina na jakikolwiek wątku, ze prowadzi terapie, żeby był w jakikolwiek sposób stygmatyzowany.


Chaton, nie chodzi mi o stygmatyzowanie. Podam przykład: rozmawiamy sobie z kumpelką o naszych terapiach (mamy tę samą! terapeutkę!) i w trakcie rozmowy ja stwierdzam, że na mojej terapii gadam głównie ja, a terapeutka się prawie nie odzywa. Koleżanka twierdzi, że na jej terapii gada głównie terapeutka a ona (koleżanka) głównie słucha. Ja wyciągam wniosek, że widać mamy różne potrzeby i w związku z tym terapeutka dostosowuje sposób pracy do klienta. Koleżanka wyciąga wniosek, że jej terapia jest źle prowadzona, bo inaczej niż moja i twierdzi, że zaczyna tracić zaufanie do psychoterapeutki. Po jakimś czasie wprawdzie kontynuuje terapię, ale przestaje spotykać się ze mną, bo nie potrafi pogodzić jednego z drugim. Jednym słowem, rozmowy na temat terapii jej szkodzą na terapię.
chaton
QUOTE(Inanna @ Sat, 20 Feb 2010 - 13:06) *
Chaton, nie chodzi mi o stygmatyzowanie. Podam przykład: rozmawiamy sobie z kumpelką o naszych terapiach (mamy tę samą! terapeutkę!) i w trakcie rozmowy ja stwierdzam, że na mojej terapii gadam głównie ja, a terapeutka się prawie nie odzywa. Koleżanka twierdzi, że na jej terapii gada głównie terapeutka a ona (koleżanka) głównie słucha. Ja wyciągam wniosek, że widać mamy różne potrzeby i w związku z tym terapeutka dostosowuje sposób pracy do klienta. Koleżanka wyciąga wniosek, że jej terapia jest źle prowadzona, bo inaczej niż moja i twierdzi, że zaczyna tracić zaufanie do psychoterapeutki. Po jakimś czasie wprawdzie kontynuuje terapię, ale przestaje spotykać się ze mną, bo nie potrafi pogodzić jednego z drugim. Jednym słowem, rozmowy na temat terapii jej szkodzą na terapię.


Inanna, ale chyba tutaj nikt nie ma tej samej terapeutki?
Inanna
CYTAT(chaton @ Sat, 20 Feb 2010 - 13:45) *
Inanna, ale chyba tutaj nikt nie ma tej samej terapeutki?


Chaton, ja podkreśliłam, że mamy tę samą terapeutkę, żeby unaocznić do jak dziwnych wniosków ludzie potrafią dojść. Przecież, gdyby to była inna terapeutka wniosek, że terapia koleżanki jest źle prowadzona byłby może i uzasadniony, ale w przypadku tej samej osoby wyciąganie takich wniosków, jest absurdalne, co nie zmienia faktu, że ma miejsce. Ten przykład jest jednym z wielu. Ja od pewnego czasu miałam ogromną potrzebę dzielenia się moimi doświadczeniami z innymi osobami znającymi ten temat, bo psychoterapia mnie fascynuje. Tymczasem ludzie w ogromnej większości nie są w stanie wytrzymać takiej konfrontacji: nie wiem, czy dlatego, że są neurotyczni bądź w inny sposób zaburzeni...? Taką konfrontację wytrzymują ludzie od wielu lat będący w terapii, tacy, którzy mają już naprawdę ogromną wiedzę na ten temat i są sami w sobie poukładani, którzy mają świadomość, że każdy człowiek jest inny i każdy może mieć inne doświadczenia terapeutyczne.
chaton
Ja wytrzymam. icon_wink.gif
marghe.
Ja z tych co otwarcie icon_smile.gif
Terapia, wizyty u psychiatry. leki przediwdepresyjne i przeciwlękowe..
Dzięki temu wszystkiemu funkcjonuję w miarę icon_wink.gif normalnie.

chaton
marghe: od kiedy chiodzisz na terapie? Jaki rodzaj? Widzisz poprawe?
Inanna
Chaton, w wątku Kaelsy pisałaś o traumie własnego porodu. Moja terapeutka właśnie tego się u mnie doszukuje. W zasadzie skłonna jestem się z tą koncepcją zgodzić, chociaż nie "czuję" u siebie związku nerwicy z lękiem wywołanym opuszczeniem bezpiecznego świata w matczynym brzuszku. Gdzie czytałaś na ten temat? Możesz podać jakieś tytuły po polsku?
chaton
Inanna, nie jestem pewna, ale wydaje mi sie, ze w Alice Miller. U mnie nie tylko porod, a raczej bardziej niz sam porod warunki, w jakich przyszlam na swiat. Wtedy oddzielano matke od dziecka i kladziono w osobnej sali przed ponad tydzien. Poza tym dowiedzialam sie na terapii, ze cierpie na depresje praktycznie od urodzenia, poza tymi niefortunnymi warunkami moja mama musiala sama przejsc jakas traume, o ktorej nie chce mowic. Bo cos nie zadzialalo na samym poczatku relacji miedzy mna a mama. Cos, prawdododobnie lek mojej mamy (ona jest osoba lekowa), moze wzmozony porodem sprawil, ze nie nabylam poczucia bezpieczenstwa i nie mam go do teraz. Bardzo chcialabym porozmawiac z mama, co jej sie stalo. Ale ona niepotrafi rozmawiac o emocjach, mowi, ze wszystko bylo ok. Ale ona nawet jak miala raka i chemie, to mowila, ze czuje sie ok. Ona jest z typu wypierajacych emocje i nie nauczyla mnie sobie z nimi radzic.
marghe.
CYTAT(chaton @ Sun, 21 Feb 2010 - 12:11) *
marghe: od kiedy chiodzisz na terapie? Jaki rodzaj? Widzisz poprawe?


Hmm, trudne pytanie icon_smile.gif
Jakby tak się zastanowić to od 7 lat . Ale ze sporymi przerwami.
3 róznych terapeutów.
Ale dopiero trzeci dał największe efekty.
W sumie to na dwóch terapeutów zmarnowałam sporo lat i pieniędzy...
Na szczęscie znalazłam trzeciego i dzieki niemu w bardzo krótkim czasie zaczełam funkjonować jak nalezy.. no prawie ;D, bo jeszcze mam nad czym pracować.
Biorę coraz mniejsze dawki proszków, lęki mnie nie dopadają, latam samolotami itp.. To dla mnie ogromny krok
chaton
To super, Marghe! Ja tez mialam trzech terapeutow. Najpierw chodzlam na psychoterapie analityczna: roznica miedzy psychoanaliza jest taka, ze nie lezysz na kozetce. Moze nie powiedzialbym, ze zmarnowany czas, ale faktem jest, ze terapeuta w tej metodzie jest bardzo malo reaktywny i praktycznie sie nie udziela. Po pewnym czasie zaczelam se krecic wokol wlasnej osi i dalej juz nie poszlam do przodu. Teraz mam terapeutke, ktora ze mna rozmawia, daje mi wskazowki, czaem mam zadanie sie nad czyms zastanowic, na przyklad nad moim wizerunkiem kobiety. I teraz dopiero widze postep. Ostatnio dopadl mnie zal, mialam zal do calego swiata, ze mam "bylejakie zycie". Ona powiedziala mi, ze pewnie ten zal wynika z tego, ze kiedys jako dziecko zrozumialam, ze w kwestii uczuc musze sie zadowolic tym, co mam i ten zal zostal. Trafila w sedno. Poza tym powiedziala mi, ze moje zycie nie jest bylejakie, ze mam ciekawe zycie. W psychoanalizie takie stwierdzenie byloby niedopomyslenia. A mi dobrze zrobilo i pozwolilo zrzumiec, dlaczego tak ciezko mi sie jest zadowolic "byle czym".
basiau
W akcie desperacji icon_wink.gif zapisałam się na wizytę do psychologa. Przychodnia państwowa. Pierwszą moją wizytę. Miałam iść w czwartek. No właśnie - miałam, bo wczoraj dzwonili do mnie z tej poradni, że pani psycholog przełożyła mi wizytę na przyszły tydzień icon_confused.gif
No i chyba dam sobie spokój z tą przychodnią, bo przypomniało mi się, czego byłam świadkiem (akurat po odczulaniu musiałam siedzieć pół godziny na korytarzu)- pani recepcjonistka na polecenie pani doktor (właśnie psycholog jak się okazało) dzwoniła do pacjentów i odwoływała wizyty. Któremuś pacjentowi odwołano 3 wizytę pod rząd icon_evil.gif
chaton
basiau: ale to w zadnym stopniu nie swiadczy o psychoterapii, tylko o tej pani.
marghe.
Chaton ma racjÄ™.
Zawsze mozesz zmienić przychodnię
basiau
Nie, no oczywiście, że ja o tej pani.
Właśnie przychodnię chcę zmienić, tylko niekoniecznie w tej chwili na prywatną, i nie na taką gdzie się czeka od wizyty do wizyty 4-6 tygodni.
szo_sza
Ja sie wlasnie wybieram, do psychiatry i psychologa. Myslalam, ze poradze sobie sama, ale jest coraz gorzej icon_sad.gif . Czy Wy korzystacie z terapii indywidualnej u psychologa?
Gosia z edziecka
Tak, korzystam z pomocy psychologów. Już 8 lat z przerwami.
Dwukrotnie brałam udział w grupach terapeutycznych.
Dwukrotnie w terapii rodzin (rodzina pochodzenia).
Korzystałam też z pomocy psychiatry.
Plus ciągłe poszukiwania w książkach i necie.
No i w sobie 06.gif

PS Dużo tego korzystania z pomocy...
marghe.
CYTAT(szo_sza @ Wed, 24 Feb 2010 - 23:42) *
Ja sie wlasnie wybieram, do psychiatry i psychologa. Myslalam, ze poradze sobie sama, ale jest coraz gorzej icon_sad.gif . Czy Wy korzystacie z terapii indywidualnej u psychologa?


Tak.
Aczkolwiek w terapii grupowej tez brałam udział.
WolÄ™ jednak indywidualnÄ…
szo_sza
Ja sie z TYM borykam od pol roku wlasciwie, troche sie wszystko wyciszylo, ale teraz uderzylo ze zdwojona sila. Moja siostra twierdzi, ze juz od dawna mialam objawy tylko teraz nastapila erupcja. Nigdy nie bylam u psychiatry ani u psychologa, ale mysle, ze to juz najwyzszy czas icon_sad.gif. Marghe, Twoja historia troche mnie pociesza, bo generalnie mam wizje, ze niedlugo nie wyjde sama z domu, a jednak widze swiatelko w tunelu.
Wiewi
ja czuję bardzo, że potrzebuję pomocy. dociera to do mnie z każdym dniem i na każdym polu. muszę tylko w końcu znaleźć czas aby się zarejestrować i wybrać.
marghe.
Zmobilizujcie się, przestańcie szukać wymówek i zapiszccie się do specjalistów.
Samamu można nie dac rady. Ja nie dałam, mimo wsparcia rodziny.
A dziś jest dobrze, nie idealnie icon_wink.gif ale dobrze. A to w moim przypadku znaczy bardzo dużo
Gosia z edziecka
CYTAT(marghe. @ Fri, 26 Feb 2010 - 11:42) *
Zmobilizujcie się, przestańcie szukać wymówek i zapiszccie się do specjalistów.

Sie podpisujÄ™ icon_smile.gif

Ciekawe, że wciąż psycholog(czy raczej terapia, pomoc psychologa) jest traktowany jak "towar wysoko_luksusowy". Dlaczego zbyt wiele osób czeka, aż życie stanie sie totalnie nie do zniesienia - żeby udać sie po pomoc? A przecież wiadomo, że gorzej jest załatać większą dziurę niż maleńką. Nie ma co czekać, aż się pogorszy...

Inną sprawą też jest i to, że ludzie nie rozumieją często na czym polega terapia, czym jest, a czym nie jest.
chaton
QUOTE(Gośka z edziecka @ Fri, 26 Feb 2010 - 13:35) *
Sie podpisujÄ™ icon_smile.gif

Ciekawe, że wciąż psycholog(czy raczej terapia, pomoc psychologa) jest traktowany jak "towar wysoko_luksusowy". Dlaczego zbyt wiele osób czeka, aż życie stanie sie totalnie nie do zniesienia - żeby udać sie po pomoc? A przecież wiadomo, że gorzej jest załatać większą dziurę niż maleńką. Nie ma co czekać, aż się pogorszy...

Inną sprawą też jest i to, że ludzie nie rozumieją często na czym polega terapia, czym jest, a czym nie jest.


Dlatego, ze na krotka mete latwie jest negowac problem i czekac, az samo przejdzie... Dopiero, jak sie okazuje, ze nie przechodzi samo, przeciwnie, im bardziej sie chce o tym nie myslec tym bardziej problem sie nasila, to czlowiek reaguje.
Czasami trzeba spasc tak nisko, ze nie ma innego wyjscia, jak odbic sie od dna.
Tak, nie latwo jest przyznac sie przed samym soba, ze potrzebujemy pomocy, podczas kiedy "normalni" ludzie nie potrzebuja. Psychologia i psychoterapia czesto sa utozsamiane z "nienormalnoscia", szalenstwem, choroba psychiczna.
Duzo latwiej tez zrzucic problemy na zewnetrzne srodowiskowe czynniki niz przyznac sie do problemow z soba. Niestety (albo na szczescie w moim przypadku), mechanizmy obronne maja swoje granice i na dluzsza mete okazuja sie zgubne...
szo_sza
Nie jest tez latwo uwierzyc, ze to akurat mnie sie przytrafia i DLACZEGO do licha, przeciez jeszcze niedawno bylo wszystko w porzadku. No i akceptacja i zrozumienie najblizszych gra tu duza role. Ale o tym to juz nie mam sily pisac. Jestem umowiona do psychiatry na srode. Czy jest szansa, ze dostane tak doraznie jakis lek, ktory pomoze mi w miare normalnie funkcjonowac? Wiem, ze to nie wystarczy, ze najwazniejsza jest psychoterapia, ale w tej chwili najbardziej potrzebuje czegos co mnie postawi do pionu.
chaton
szo_sza: u psychiatry jest dua szansa, ze dostaniesz lek. Natomiast czy zadziala on od razu, to zalezy, jakiego typu i na jakie zaburzenie. Jakis uspokajajacy czy przeciwlekowy dziala od razu, ale antydepresor naprzyklad dziala stopniowo i potrzebuje tygodni, zanim poczujesz sie lepiej. Najwazniejsze, ze cos z tym robisz, specjalista zawsze lepiej doradzi niz amator. Najwyzej poradzi Ci kogos innego, ale zawsze cos. Nie ma nic gorszego niz brak reakcji w takiej sytuacji.
Wiesz, czasem jest tak, ze wydawalo sie, ze wszystko jest ok, bo te mechanizmy obronne dzialaly, a ze one maja ograniczone dzialanie, to w pewnym momencie Cie opuszcza i wtedy masz wrazenie, ze wszystko sie wali, a to dopiero wychodza na powierzchnie prawdziwe uczucia. Mowiac o mechanizmach obronnych mam na mysli wyparcie: negacja, banalizacja, racjonalizacja i inne metody majace na celu nie zwalczenie sedna problemu, tylko chwilowe zmniejszanie skutkow.
Dlatego w terapii jest taki okres, kiedy czujesz sie bardzo zle, bo zdajesz sobie sprawe z przykrych uczuc. Ale to jest konieczne, bo zeby cos z nimi zrobic, to najpierw musisz je sobie uswiadomic.
domi
CYTAT(chaton @ Thu, 18 Feb 2010 - 17:35) *
Domi: Ty juz skonczylas swoja terapie? Jak dlugo ona trwala?

Skończyłam kilka lat temu. Trwała niespełna 2 lata.
Ja podczas swojej terapii głównie mówiłam. Jednak nie było chwil milczenia bo od razu terapeutka coś mówiła, najczęściej zadawała pytania. Jednak nie były to takie zwykłe pytania. Nie pytała dlaczego/po co tak zrobiłam/powiedziałam. Zadawała pytania w stylu: "co wtedy czułaś? o czym myślałaś? jak myślisz co on czuł? ". Czyli nakłaniała mnie do tego bym powiedziała co mam w sercu i duszy. Z czasem pytania zaczęły przeradzać sie w dyskusje typu:" a moze byłaś zazdrosna? a może on czuł to samo?". Wtedy ja zadawałam pytania np; "ale on nie miał powodu " "myslę, że miał" itd... . W ten sposób uświadamiałam sobie co moze czuć mąż, odkrywałam inny punkt widzenia, poznawałam męża od innej strony, której on nie umiał mi przekazać lub ja nie chciałam zauważyć. Były dni, że chciałam zostac dłuzej u terapeutki. Byłam zła, że musiałyśmy przerwać a ja dopiero zaczęłam coś odkrywać... coś rozumiec i musiałam poczekać z ujawinieniem swoich mysli.
domi
CYTAT(chaton @ Fri, 26 Feb 2010 - 17:09) *
Dlatego w terapii jest taki okres, kiedy czujesz sie bardzo zle, bo zdajesz sobie sprawe z przykrych uczuc. Ale to jest konieczne, bo zeby cos z nimi zrobic, to najpierw musisz je sobie uswiadomic.

Ja sie nigdy nie czułam bardzo źle. Bywało, że było mi przykro bo uświadomiłam sobie, ze sama doprowadziłam do niektórych sytuacji, że sie oszukiwałam wmawiając bajki, mimo, że czułam coś innego. Jednak po takiej chwili przykrości przychodziło oczyszczenie. Jakby spadł kamień z serca.
tuLena
CYTAT(Gośka z edziecka @ Fri, 26 Feb 2010 - 13:35) *
Ciekawe, że wciąż psycholog(czy raczej terapia, pomoc psychologa) jest traktowany jak "towar wysoko_luksusowy". Dlaczego zbyt wiele osób czeka, aż życie stanie sie totalnie nie do zniesienia - żeby udać sie po pomoc? A przecież wiadomo, że gorzej jest załatać większą dziurę niż maleńką.


ja np. żyłam w przekonaniu, ze problemy sama sobie wymyśliłam, że szukam dziury w całym, że INNI to dopiero mają problemy i powinnam się wstydzc zawracać komuś głowę podczas, gdy tak dobrze mam.....

przez długi czas na terapii oczekiwałam,ze terapeutka mi powie : " i to ma być problem? zajmij się czymś to przestaniesz wymyślać sobie problemy". Długo trwało zanim uwierzyłam ( po licznych spotkaniach i rozmowach), ze ona mi tak nie powie, bo to SĄ dla mnie problemy i nikt nie ma prawa wmawiać mi co mam myśleć na ten temat....

w każdym razie warto sięgać po pomoc, bardzo warto...
chaton
Po ostatnim seansie stwierdzilam, ze terapia jest dla mnie jak ukladanie puzzli. Problmem w tym, ze one sa z tysiecy kawalkow. Wczoraj znow ulozylamm nowa czesc, ale jeszcze sporo mi brakuje. Udalo mi sie z pomoca terapeutki zidentyfikowac ten zal, ktory zalewa mnie czasem bez kresu. To chyba zal dziecka, malej dziewczynki, ze nikt nie zawraca sobie glowy jej uczuciami, podczas kiedy ona ma role ukoic niepokoj swojej matki... Do dzis biore na swoje barki emocje innych... i jak mi potrzeba wsparcia, to jest mi zal.
Ciocia Magda
Też chodziłam na terapię, przez rok. Wydawało mi się, że idę z konkretnymi problemami - ale kiedy je wyłuszczyłam terapeutce, stwierdziła, że wygląda na to, że interesuję się terapią w celu "rozwojowym". Na spotkaniach obie rozmawiałyśmy, dostawałam ćwiczenia do zrobienia, odgrywałyśmy scenki, pisałam dziennik. Najbardziej niesamowite dla mnie było to, że na spotkaniach pytania terapeutki często mnie zaskakiwały - odpowiadałam coś-tam, na szybko, ale dopiero po wyjściu ze spotkania, po paru godzinach, albo nawet w nocy przychodziła do mnie prawdziwa odpowiedź na te pytania. I... co jeszcze ciekawsze - wcale nie musiałam dzielić się tą nową wiedzą z terapeutką, ona i tak była w stanie nadal mnie prowadzić.

Moja terapeutka od razu ostrzegła mnie, że powinnyśmy określić cel spotkań i zakreślić jakieś ramy czasowe - żebym nie uzależniła się od niej. Myślę, że trudno poza relacją terapeutyczną znaleźć takie zainteresowanie swoją osobą, swoim życiem, przemyśleniami - i trudno z tego zrezygnować.

domi
CYTAT(Magda EZ @ Sat, 27 Feb 2010 - 20:31) *
Moja terapeutka od razu ostrzegła mnie, że powinnyśmy określić cel spotkań i zakreślić jakieś ramy czasowe - żebym nie uzależniła się od niej. Myślę, że trudno poza relacją terapeutyczną znaleźć takie zainteresowanie swoją osobą, swoim życiem, przemyśleniami - i trudno z tego zrezygnować.

To jest ważna sprawa. Moja znajoma sie uzalezniła od terapii i gdy jedna terapeutka zakonczyła terapie, znajoma poszła do innej. wydawało jej sie, ze bez stałej konteroli psychologa nie będzie umiała żyć, popełni z powrotem te same błędy. Zmieniałą tak terapeutkę juz 3 razy i teraz zapisała sie do kolejnej, której od samego początku chce powiedzieć, ze jest uzależniona od terapii. Prawda jest, mi też było przykro, że już nie będę chodzić na spotkania. Żal mi było. Zadawałam sobie pytanie i co ja teraz będę robić? Na szczęście miałam co robić, nie zrobiłam sobie z tego kolejnego problemu.
chaton
To sie nazywa transfer i polega na lokowaniu uczuc w osobie terapeuty, ktory symbolizuje znaczaca osobe, czesto rodzica. Trudno ulec pokusie pokochania osoby, ktora nas slucha i wspiera, tym bardziej, jesli zdarza nam sie taka relacja po raz pierwszy w zyciu. Ja nie wiem, czy idealizuje swoja terapeutke, ale z pewnoscia daze ja absolutnym szacunkiem zaufaniem i mam do niej wiele wiele podziwu i wdziecznosci.
Natomiast nie powiedzialabym, ze ide na senasy z radoscia. Nie, jestem spieta, nielatwo jest grzebac w niezafajnym dziecinstwie, czasem nawet ogarnia mnie lek, zastanawiam sie w poczekalni co powiedziec i w jaki sposob... a i tak zawsze wychodzi inaczej.
Wychodze duzo lzejsza, i jak napisala Magda terapia trwa dalej, wracajac samochodem do domu dalej kontynuuje swoje rozmyslania i czesto olsni mnie kilka godzin, a nawet nie po seansie.
Gosia z edziecka
CYTAT(Magda EZ @ Sat, 27 Feb 2010 - 18:31) *
Moja terapeutka od razu ostrzegła mnie, że powinnyśmy określić cel spotkań i zakreślić jakieś ramy czasowe - żebym nie uzależniła się od niej.

Ja sobie nie zakreślałam żadnych ram czasowych. U mie bylo tak, ze jesli próbowałam to robić, to proces terapeutyczny sie "psuł", bo czułam sie "poganiana przez czas", "zmuszona do pośpiechu". A emocje nie lubią presji icon_wink.gif
A cel - to sie chyba zawsze jakiś określa, tak myślę. Bo przecież przychodzi się z określonym problemem.
chaton
Ale czesto chyba jest tak, ze te problemy, z ktorymi przychodzimy sa tylko przykrywka prawdziwych problemow. U mnie tak bylo. Zwalalam wszystko na stres, a stres na emigracje, prace... A okazalo sie, ze problem powstal dluuugo wczesniej i ze cale swoje obecne zycie zbudowalam na walce z tym problemem.
Ja tez nic nie zakreslam.
Gosia z edziecka
CYTAT(chaton @ Tue, 02 Mar 2010 - 13:55) *
Ale czesto chyba jest tak, ze te problemy, z ktorymi przychodzimy sa tylko przykrywka prawdziwych problemow. U mnie tak bylo. Zwalalam wszystko na stres, a stres na emigracje, prace... A okazalo sie, ze problem powstal dluuugo wczesniej i ze cale swoje obecne zycie zbudowalam na walce z tym problemem.
Ja tez nic nie zakreslam.

Bo to też zależy z jakim problemem się idzie icon_wink.gif Ale tak jak mówisz, przeważnie czlowiek sie zaskakuje, jak mało sie zna.

Ja chciałam poprawić sobie relacje z rodziną (szeroko rozumianą). Gotowa byłam nawet na zerwanie kontaktów. icon_sad.gif
Chciałam przestac męczyć sie życiem. Zacząć czerpać przyjemność z życia.
Była też motywacja taka: zeby nabrać cierpliwości do dzieci.
I taka, zeby poznać siebie, swoją "ciemną stronę" icon_wink.gif - to po przeczytaniu "Dobrej milości" - żeby jak najmniej tej "ciemnej strony" zapakować dzieciom do walizki icon_wink.gif.
I pewnie jeszcze inne motywacje.

chaton
Ja nazwalam to wewnetrznym spokojem.
domi
CYTAT(Gośka z edziecka @ Tue, 02 Mar 2010 - 17:05) *
Bo to też zależy z jakim problemem się idzie icon_wink.gif Ale tak jak mówisz, przeważnie czlowiek sie zaskakuje, jak mało sie zna.

Wiesz...czasem nie wiadomo z jakim problemem się przychodzi. Np. ja miałam depresje i nie określałam problemu z jakim przychodzę. Chciałam po prostu sie z niej wyleczyć. To terapeutka wyłapała problemy/ powody mojej depresji, które jak sie okazało miały początek juz w dzieciństwie. A kolejne życiowe zdarzenia tylko pogłębiały owe problemy.
chaton
Ja nawet nie wiedziałam, ze mam depresje! Depresja mi się kojarzy ze spowolnieniem, a ja takiego speed'a maiłam, ze za własnymi myślami nie nadążałam. Myślałam, ze jakaś nerwica. Okazało się, ze depresja miewa rożne twarze... nie tylko klasyczne gapienie się w ścianę z niemożliwością wjscia z łózka.
Bianka
Dopiero teraz znalazlam ten watek dlatego kopiuje moj wpis:

Od trzech miesiecy chodze na terapie. Psycholog chyba mi nie odpowiada .Tak czulam miesiac temu ale pomyslalm sobie z nie nalezy sie poddawac za szybko zreszta ja zawsze koncze to co zaczynam . Problem tkwi w tym ze ona mnie denerwuje naprawde odnosze wrazenie ze mnie nie rozumie ze zle interpretuje moje problemy zadaje irtujace pytania. Terapia na dzien dzisiejszy nie wprowadzila ZADNYCH pozytwnych zmian w moim mysleniu. Wkurzaja mnie te spotkania ,to ze musze opowiadac historie swojego zycia czy to ma w ogole jakis sens?

Kiedy terapia zaczyna odnosic jakies pozytywne skutki?
Czy warto ta terapie kontynulowac?

Dodatkowo gnebi mnie jeszcze to ze przeszlam juz jedna terapie piec lat tamu kiedy to doswiadczylam zdrady meza. Nie chce do tego tematu juz wracac nie chce rozdrapywac starych ran nie chce znowu zastanawiac sie nad ta sprawa przerobilam juz ten temat na wszystkie mozliwe sposoby moje zmagania w tym temacie trwaly dwa lata i temat zamknelam ( teraz z mezem nam sie uklada bardzo dobrze)a terapeutka uparcie do tego chce wracac STRASZNIE mnie to irytuje tymardziej ze wiedze ze ona tego nie rozumie..
chaton
Bianka: odpowiedzialam Ci na twoim watku, ale mozesz rowniez smialo pisac na moim. Zapraszam! icon_smile.gif
Powtorze tutaj jedynie, ze bardzo wazny na dalszy rozwoj terapii jest fakt wyboru terapeuty ze wzgledu na to, czy odpowiada TOBIE. To moze byc subiektywne odczucie, gdyz sposob, w jaki odczuwasz emocje jest subiektywny.
Gosia z edziecka
CYTAT(Bianka @ Wed, 31 Mar 2010 - 12:16) *
Kiedy terapia zaczyna odnosic jakies pozytywne skutki?
Czy warto ta terapie kontynulowac?

Teraz po 8 latach moge powiedzieć, że zdecydowanie przynosi dobre skutki. I bardzo sie ciesze, że nie przerwalam wczesniej.
Jełsi przez kilkanaście (kilkadziesiat) lat żyło się w układzie niezdrowym - nie da się tych wszystkich lat naprawić w kilka miesiecy. Trzeba czasu.
Teraz moge powiedzieć, że warto. Dużo trudów i cierpienia spotkało mnie po drodze i jeszcze spotka. Ale moge powiedziec, że jestem szczesliwym czlowiekiem.
Ja uwazam że warto. Trud terapii, zle samopoczucie (o którym tu na forum pisałam tez kilka razy) i inne takie warte sa tego by czuć że się zyje świadomie - to jest dla mnie szczescie.
Wyszłam (i ciagle wychodzę) z poczucia bycia podnózkiem i piłką w grze (czyli przedmiotem miotanym przez innych).

Też miałam nie za bardzo utalentowanych psychologów, ale nawet oni mi jakoś pomogli.
Zachowaj czujność i idź icon_smile.gif trzymam kciuki icon_smile.gif
kasiarybka
CYTAT
Jełsi przez kilkanaście (kilkadziesiat) lat żyło się w układzie niezdrowym - nie da się tych wszystkich lat naprawić w kilka miesiecy. Trzeba czasu.
Teraz moge powiedzieć, że warto. Dużo trudów i cierpienia spotkało mnie po drodze i jeszcze spotka. Ale moge powiedziec, że jestem szczesliwym czlowiekiem.
Ja uwazam że warto. Trud terapii, zle samopoczucie (o którym tu na forum pisałam tez kilka razy) i inne takie warte sa tego by czuć że się zyje świadomie - to jest dla mnie szczescie.
Wyszłam (i ciagle wychodzę) z poczucia bycia podnózkiem i piłką w grze (czyli przedmiotem miotanym przez innych).



Gosiu chciałam napisać to samo.
Tak własnie to odczuwam.
Ta praca nad sobą, te układanie siebie od nowa, poznawanie i nazywanie po imieniu emocji....to okropnie trudne dla mnie było, ale dzisiaj mogę szczerze powiedziec, że jestem szczesliwa, tak jak Ty Gosiu.
Nie oznacza to, że wyzbyłam sie problemów, zyskałam jednak spokój duszy, jakieś takie zrozumienie siebie, nauczyłam sie być cierpliwa a przede wszystkim pokorna.
Bianka
Gosiu az 8 lat trzeba zeby lepiej sie poczuc to szmat czasu!

Kurcze widze ze dluga i wyboista droga przede mna. 32.gif
Carrie
Dziękuję za ten wątek.Pomógł mi podjąć decyzję o podjęciu terapii, bo sama czy z pomocą męża nie ze wszystkim sobie poradzę.Prawie dziesięć lat temu doraźnie leczył mnie farmakologicznie psychiatra bo doświadczyłam bardzo ciężkich napadów paniki i ogólnego lęku i wycofania.Nie było żadnej analizy, tylko leczenie.
Dwa lata sama wspierałam się ziołami i literaturą na temat nerwicy wegetatywnej.Jakoś udało mi się opanować lęki do tego stopnia,że mogłam wychodzić z domu.Natomiast całkowite wyzbycie się napadów zawdzięczam męzowi i wyprowadzeniu się od rodziców.Niemal jak ręką odjął.To mąż wyciągał ze mnie po kawałku strzępy informacji, kazał nazywać emocje jakie czułam, otworzyć się.
Okazało się,że to tylko wierzchołek góry lodowej ale do tej pory nic więcej z tym nie zrobiłam. Tymczasem doszłam do wniosku,że więcej nie dam rady sama.Że w zasadzie to cała moja najbliższa rodzina nadaje się na terapię.( to już za głęboki temat, pewnie na osobny wątek ale nie wiem czy az taka odważna jestem, na razie nie).
W zasadzie to nie wiem czego się spodziewać po terapii.Nie wiem od czego zacząć, nie wiem co jest najistotniejsze. Co mi da terapia mojej osoby skoro nie zmienię chorych wydarzeń z przeszłości oraz obecnych wyobrażeń i oczekiwań rodziców?Uzyskam jeszcze większą samoświadomość ale otaczająca mnie rzeczywistość będzie taka sama?Jestem w "przyczajonym" konflikcie z rodzicami, nie ma siły, konflikt zaogni się bo akurat mam doskonale określoną jedną z przyczyn. Postawienie sprawy jasno nie oczyści atmosfery - będzie otwarta wojna. Jestem skołowana i przybita, temat wraca, wżarł się w życie codzienne mojej rodziny na tyle,że jest tak powszedni jak kubek kawy do śniadania.

Potrzebuję najpierw rozmów z Wami,żeby sobie to poukładać.Mąż, mimo,że wspiera, to w pewnym momencie traci obiektywizm. No i czas już najwyższy żeby nasze rozmowy nie były jedynie roztrząsaniem moich wspomnień, zadr i bolączek.Więcej - to co było udziałem moim w dzieciństwie ( wcześniejszym i późniejszym) chyba jednak rzuca cień na mój związek.Bo chyba to wypierałam do tej pory, ale prawda jest taka a nie inna.

edit: a przede wszystkim mam ogromnÄ… potrzebÄ™ zrzucenia tego z siebie, wygadania siÄ™
do czasu znalezienia psychologa bedzie mi bardzo ciężko 13.gif
Gosia z edziecka
CYTAT(Bianka @ Wed, 07 Apr 2010 - 14:16) *
Gosiu az 8 lat trzeba zeby lepiej sie poczuc to szmat czasu!

Mnie było tyle potrzeba. Zależy jak bardzo pokręcona była sytuacja Twojego dzieciństwa. I to tez jest tak, że ja nie wiem, w którym momencie zaczęło być widać. Bardziej chciałam napisać, ze patrząc z perspektywy tych 8 lat, mogę stanowczo powiedzieć - to działa. To troch ę tak jak z mżawką. Jak na nią wyjdziesz i idziesz trudno powiedzieć w którym momencie jeste ś mokra. Dopiero jak przemokniesz porządnie, wtedy możesz wiedzieć, ze przemokłaś.

No i jeszcze to, ze Ty 5 lat temu też przeszłaś terapię. Ona tez juz w Tobie działa.
Ja nie cały czas chodziłam do psychologów. Miałam przerwy. Jak czułam potrzebę (czyli miałam poczucie ze stoje pod ścianą i w zadną stronę ruchu) to znowu szukałam pomocy.
Gosia z edziecka
CYTAT(carrie @ Wed, 07 Apr 2010 - 14:25) *
Co mi da terapia mojej osoby skoro nie zmienię chorych wydarzeń z przeszłości oraz obecnych wyobrażeń i oczekiwań rodziców?


Ja uzyskałam poczucie że mam prawo do niektórych rzeczy. Pozbywam sie uczuć które drążą i niszczą człowieka (poczucie winy, wstydu, odpowiedzialności za sprawy które sa nie moje, a zwłaszcza za emocje innych ludzi).
Zyskuję poczucie takie jakbym się - zgnieciona i ugniatana kartka - rozprostowywała. Jakbym oddychała pełna piersią, zamiast takim przyduszajacym oddechem.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.