Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. PLiki cookies stosujemy w celu świadczenia uśług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany
do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczne na Twoim urządzeniu końcowym. W każdym momencie możesz dokonać zmiany
ustawień dotyczących cookies w ustawieniach przeglądarki. Więcej szczegółow w naszej "Polityce Prywatności"
Rzd postanowi kontynuowa program Maluch, zapocztkowany w 2011, zaproponowa jednak jego zmodyfikowan i rozszerzon wersj, nadajc mu nazw MALUCH plus. Program MRPiPS "Maluch plus" na 2017 r...
nie wyrabiam sie.
Nie mam czasu dla zadnego z dzieci wlacznie z najmlodszym.
Nie mam czasu dla siebie.
Maz? Jaki maz?
Mam w dodatku klopoty z komunikacja i poryczalam sobie, maz mnie popocieszal, jak trzeba ale czynnosci konstruktywnych brak.
i nawet nie wiem czego ja od niego chce
zrezygnuje z doktoratu- bede nieszczesliwa.
nie rezygnuje- jestem nieszczesliwa.
Jak juz mam wolne- konczy sie na tym ze ani nie odpoczywam, ani nie robie czegos zaleglego.
Zywie sie kanapkami a zarcie w lodowce gnije....
Konkluzja ogolna- do rzyci to zycie
a na to wszystko naklada mi sie pusty portfel i mam totalne poczucie braku bezpieczenstwa. Bo ten pusty portfel tio m in konsekwencja opiekunki (fakt ze genialnej) a opiekunka dlatego ze doktorat... itd.
Dobra. Ide.
Jaco
Tue, 19 Oct 2004 - 16:18
Gośka nie rycz
Ja nie mam doktoratu a czasu kurcze też nie.......
Nie żywię się kanapkami, bo ich nie ma mi kto zrobić. Żarcie w lodówce nie gnije, bo jest go tyle co dla dziecka. My z mężem obiady jadamy w weekendy. To z czego ja cholera tyję
W portfelu pusto mimo, że opiekunki do dziecka nie ma
Znaczy się u Ciebie wszystko w normie albo i lepiej
Nie ma powodu coby ryczeć
Ika
Tue, 19 Oct 2004 - 16:29
Jaco, Ty to zawsze będziesz mieć pusty portfel, bo co jeden kredyt spłacisz, to najdroższy kibel kupisz i tak w koło Macieju
Wieczna, nie marudź (chyba, że Ci to ulgę przunosi, to marudź ). Ile Ci zajmie ten doktorat? No. To pomyśl, ile to znaczy wobec całego życia. Za chwilę będziesz z doktoratem i nagle zyskasz kupę czasu, co docenisz podwójnie, bo to będzie klasycznie jak z tą kozą u Żyda (znasz, mniemam...).
Uszy do góry. I tak jesteś mega matka więc nie dołuj tych, co mają jedno dziecko i od tygodnia nie mają czasu na zrobienie sobie podstawowego manicure (co kurna zajmuje kwadrans ).
Jesień przyszła i deprechy atakują...
Berek
Tue, 19 Oct 2004 - 16:32
Eee, Gosia, ja to już nawet się pogodziłam z myślą, że doktoratu nie zrobię tylko myśl o zwracaniu 50 000 (jak to potwornie wygląda napisane ) mnie kładzie na płask.
Z jedzenia to w lodówce mam trzy kilo nie obrobionych jeszcze gruszek, które dostałam w prezencie. kiedy migałam się od większej ilości, tłumacząc się, że nie moge siedzieć po nocy, bo ciąża i doktorat, usłyszałam, że zamiast sobie głowę duperelami zawracać - bo doktorat nie zając - powinnam wreszcie się zająć czymś konkretnym i produktywnym. Gruszkami, znaczy.
Własnie połowa się pasteryzuje. Gosia, chcesz trzy kilo gruszek? Są pyszne, można jeść bez przerabiania, ale trzem kilogramom nie podołamy.
Ika - wiem, o co chodzi z Żydem i kozą, ale co to jest manicure?
Ika
Tue, 19 Oct 2004 - 16:40
CYTAT(Berek)
Ika - wiem, o co chodzi z Żydem i kozą, ale co to jest manicure? :evil:
Ty nie musisz wiedzieć, Ty będziesz miała doktorat Ja jestem zwykły magister, to muszę się ratować zewnętrzem
Jakbyś bardzo nie miała gdzie upchnąć gruszek to ja chętnie...
Jaco
Tue, 19 Oct 2004 - 16:52
Ika,
Po pierwsze: Kupisz sobie mieszkanie to pogadamy o tym kiblu
Po drugie: Mani co? O jakie kure idzie? A sie rozwydrzyła na tym "urlopie" Mani kury jej się zachciewa
marghe.
Tue, 19 Oct 2004 - 20:47
Gosia..
ponarzekać zawsze mozesz, ale ja tam w Ciebie wierze jak w mało kogo.
Dasz radę.
A na obiad zapraszam.. kurka, ja Kura czasu mam w nadmiarze . Mogę pogotować.
m.
Ludek
Tue, 19 Oct 2004 - 23:34
Do roboty baby, a nie na maluchach siedzą i potem marudzą, że czasu na nic nie mają .
Tak mój mąż na mnie wrzeszczy, jak mówię, że czasu nie mam. Dobrze, że dzis on usypiał Młodą i zasnął razem z nią, a ja szaleję i nadrabiam zaległości.
A tak swoją drogą doktoratu nie ma, kasy nie ma, kura poszła do mani więc jajek tez nie ma.
Maciejka
Tue, 19 Oct 2004 - 23:45
Wieczna Gosiu, na szczęście pisanie doktoratu nie jest wieczne, a Ty jesteś. Po drugie rozumiem Cię jak mało kto, bo walcze z doktoratem kosztem dziecka (jednego, a i tak nie jest git), pozmywanych naczyń i czystej podłogi, ze o mężu i tzw. życiu towarzyskim nie wspomne. Chociaż to ostatnie czasami uprawiam pod pozorem opieki nad dzieckiem . I czuję jak mi pewne ważne rzeczy umykają, ale wiem, że jak sobie odpuszczę doktorat, to sie z tym nie pogodzę. A zatem moja Droga Gosiu, bardzo nieszczęsliwe zaciśnijmy zęby i pozwólmy losowi pchac nas ku nauce krok po kroku. Ja bedę trzymała kciuki za Ciebie (i za Berka), a Ty za mnie. A jak nie bedziemy dawac rady, to sobie obie powyrzekamy na niesprawiedliwośc losu, a potem grzecznie wrócimy do pisania. I rach ciach ciach bedziemy dochtory jakich mało!
Ściskam!
sdw
Wed, 20 Oct 2004 - 09:03
Gosia, zajrzyj sobie do mojego watku i przeczytaj swoje własne słowa
I marudź sobie do bólu jak Ci to pomaga
Fasola
Wed, 20 Oct 2004 - 10:49
Hej Dziewczyny, ja jestem wprawdzie z tych cichoczytajek, co to się zanadto nie udzielają (czas ucieka ), ale jak widze temat mi bliski, to się powstrzymać nie mogę.
Gosiu. Doktorat trzeba pisać szybko, jak mawiał mój ginekolog.
Miał rację, chłopina.
Po drugie. Pomarudzić sobie trzeba i popłakać też, ale z samego marudzenia dr przed nazwiskiem nie będzie.
Ale mam dobre wiadomości: osiągnęłas poziom wściekłości i zrezygnowania, który jest gwarantem rychłej obrony. Naprawdę. Teraz hejka! i pisac, pisać, pisać. albowiem tylko to Cię uwolni od podstawowego problemu: wiszącego nad Tobą doktoratu.
Masz przewagę. Z moich obserwacji wynika, że najszybciej bronią się matki dzieciom. Potem ojcowie dzieciom. Najdłużej babrzą się kawalerowie. Dlaczego? Ano własnie dlatego. Bo nie mają poczucia, że czas ucieka, że dzieci cierpią, że dom zarasta, że chciałoby się wreszcie spokojnie okna umyć albo choćby piwko wieczorem wypić, a nie klepać w te klawisze i klepać i klepać.
Taaa. Nas odeszła niania, gdy brakowało mi 3 miesięcy do zamknięcia pracy. alarm. Teściowa. Złociutka, pomogła, ale ileż można eksploatować teściową? Dzięki temu skończyłam jeszcze szybciej.
Potem jest fajnie, pomyśl: składasz pierwszą wersję pracy promciowi. Promcio czyta, ze 3 tygodnie przynajmniej. W tym czasie masz wolne. Wiadomo, że ta pierwsza wersja nie jest jeszcze ostateczną - ale sama raczej nie stwierdzisz, czego brakuje, co wyciąć itp. Potem prom oddaje Ci to z uwagami. Robisz poprawki. Znowu trochę pracy, ale w końcu oddajesz. On czyta, znowu wolne. Czas dla dzieci itd. Potem idzie do recenzentów. Recenzent lokalny to pewnie się pospieszy, ale zewnętrzny przynajmniej miesiąc potrzebuje, albo i więcej. W tym czasie Ty mas zczas - no bo co robić? No, można się uczyć do egzaminów, ale taka nauka to już bajka. Potem egzaminy, termin obrony - jeden, góra dwa tygodnie niespania i przygotowań pięknej prezentacji i już. Po bólu, po krzyku. Najgorzej jest, jak wnoszę, własnie w tej chwili - praca jeszcze nie zamknięta, dzieci puszczone samopas. Liczba dzieci niewiele ma do rzeczy, bo każde chce mamy osobno. Ale one za pół roku nie będą pamiętały, a Ty odpocznies zi będziesz się cieszyć tytułem i własną dzielnością.
Dom poczeka, mąż poczeka, ale spiąć się trzeba.
Ja oddałam pracę, potem zaszłam z drugim dzieckiem. Broniłam się w sporej ciąży, ale promotorowi powiedziałam dopiero, gdy stwierdził, ż epraca nadaje się do recenzentów. Nie chciałam mieć poczucia, no wiecie. Zresztą obrona miała być w październiku, gdy ciąża była mało widoczna, ale pół rady instytutu karnęło się na konf do japonii i broniłam sę w grudniu. Niedługo będzie rok. O. A już od października poszłam sobie dla rozrywki na nowe studia, to dopiero była jazda: obrona, studia, ciąża, dwulatek. Hehe.
Da się i jak trzeba, to można.
Powodzenia.
F.
Pecia
Wed, 20 Oct 2004 - 12:27
Gosiu, pisanie doktoratu jak sie sprezysz
nie bedzie trwalo wiecznie
a potem..... pomysl ile samozadowolnie bedziesz posiadala
ze Ci sie udalo, ze bylo warto
Berek
Wed, 20 Oct 2004 - 13:03
Jak rozumiem, problem ze zrobieniem doktoratu w przyadku Gosi, podobnie jak w moim, to nie jest problem w napisaniu, psiakrew. Niestety. To jest problem ze zrobieniem doświadczen, co np. u mnie wymaga codziennej wielogodzinnej obecności w instytucie. Pisać to ja mogę z dzieckiem przy cycu, ale robić doświadczen ni cholery.
Ale Gosia, nie martw się - zrobimy te cholerne doktoraty, zobaczysz. I ja niniejszym już Cię zapraszam na swoją obronę, co będzie miało - spoko - miejsce za czas taki, że zdążysz odchować Przemasa i upchnąć go w dobrych rękach na te parę godzinek
pirania
Wed, 20 Oct 2004 - 22:12
CYTAT
Jak rozumiem, problem ze zrobieniem doktoratu w przyadku Gosi, podobnie jak w moim, to nie jest problem w napisaniu, psiakrew. Niestety. To jest problem ze zrobieniem doświadczen, co np. u mnie wymaga codziennej wielogodzinnej obecności w instytucie. Pisać to ja mogę z dzieckiem przy cycu, ale robić doświadczen ni cholery.
dokladnie. Dziewczynki drogie pisac? Czytac? Ja sobie w brode pluje ze na anglistyke nie poszlam bo Gosia sobie pomyslala ze za prosto bedzie to ma kurna za prosto doswiadczen sobie qurna nie skseruje
Ogolnie nie osiagnelam zadnego poziomu zdesperowwania i do mapy sie zbieram od miesiaca. Musze sie nauczyc paint shopa. Nie umiem nadal
W dodatku moj promotor zamiast mnie opierdzielc sika z radosci jak mu przyniose kartke a jak dwie to w ogole trans
Faasola- prace mag pisalam przez tydzien. Napisanie w przypadku nauk przyrodniczych to w ogole nie jest problem, tym bardziej ze pioro mam lekkie i ja prace mag dostalam bez jednek poprawki i z doktoratem sadze ze tez tak bedzie a poprawki i jaja to beda jak mi teza nie wyjdzie doswiadczalna
Fasola
Thu, 21 Oct 2004 - 08:50
No toście mnie zgasiły. A dobrze chciałam.
Ja też żałowałam, że na hum nie poszłam. To teraz sobie studiuję germanistykę.
Pisanie pracy - to ja rozumiem przez to całokształt prac związanych z wypuszczeniem doktoratu między ludzi (czyli prom, rec1 i rec2).
Ja "pisałam". Z mechaniki. Konkretnie - z konstrukcj i metodologii projektowania. Ta metodologia to była bajka. Konstrukcja... tyz. Tylko że przez kilka miesięcy msiałam projektować. Nauczyć się programów, niestety. I nie da się tego z dzieckiem przy piersi. Wymyślac, rysować, przeliczać, porównywać, rysowanie ręką też wchodziło, niestety. I kilogramy norm do tego i innych konstrukcji dla porównani. A z tego do pracy to były 2 strony. Bo przecież chodziło o gotową konstrukcję, a nie o to, ile ja ją tworzyłam, hehe. Oczy na stole, oczy na klawiaturze. Analizowanie innych maszyn na żywo. Nocki, bo projektować, z nieznanych mi przyzyn, da się tylko nocą. Był taki moment, że byłam pewna, że nigdy tego nie skończę, że ani za mną, ani przede mną. Tylko że ja się zawzięłam, bo bardzo chciałam skończyć i odejśc, bo praca na uczelni mi nie odpowiada.
A żeby martyrologii nie było, to uwierzcie, ja już tego nie pamietam prawie wcale. Było, minęło.
Moja koleżanka robiła na chemii pracę typowo doświadczalną. Było tak samo - codziennie po kilka godzin w lab, a w pracy z tego 3 strony. Posiedziała w lab 3 tygodnie, zrobiła. Ale - fakt. Ona miała świetnego promotora i doskonale zaplanowany eksperyment.
Gosiu - ja tezę pisałam na końcu. U nas tak się robi. A założenia swoje musiałam w trakcie niestety zmienić, po tym, jak okazało się, że mój rewelacyjny pomysł, niestety, nie działa
Nie wiem, jak to jest w naukach humanistycznych, ale w pozostałych chyba każdy doktorat zawiera, a przynajmniej powinien zawierać, jako trzon, częśc eksperymentalną, praktyczną. Jak jest z hum pewnie nigdy się nie przekonam, chyba że na stare lata napiszę z germanistyki, hihi.
Trzymajcie się .
Berek
Thu, 21 Oct 2004 - 09:02
CYTAT(Fasola)
Posiedziała w lab 3 tygodnie, zrobiła. Ale - fakt. Ona miała świetnego promotora i doskonale zaplanowany eksperyment.
Mam świetnego promotora i zaplanowane eksperymenty. Moje eksperymenty wymagają sprzętu, komórek i odczynników.
Kiedy byłam na urlopie macierzyńskim (2 lata temu) popsuł się sprzęt. jedyny, na którym moge pracować.
Rok zajęło wywalczenie grantu na zakup nowego. Zakupiono. Po miesiącu zepsuła się kamera. naprawa trwała trzy miesiące. W międzyczasie zdechły nam komórki. Sprowadzenie nowych trwało około trzech miesięcy.
Zaplanowałam wszystko dokładnie i przystąpiłam do działania. Po czym zaszłam w ciążę. Planowaną, a jakże. Zaplanowąłam wszystko - jak to do końca roku zakończę eksperymenty, potem urodzę dziecko, a potem będę pisać. Idiotka. Tym większa, że podobno biolog.
Nie przewidziałam, że ciąża na dwa miesiące wykluczy mnie z życia. ciągła senność, mdłości, zawroty głowy, totalny brak koncentracji, anemia... Wychodzę z tego. Od dwóch tygodni jest lepiej. W tym czasie komórki kolejno zaatakowała mykoplazma, zdechły z braku CO2 i otruły się aktywną surowicą. Nadal nie mam na czym prowadzić eksperymentów. Konczy się październik.
Zostały mi cztery miesiące - licząc optymistycznie. Nie zrobiłam nic. Wiem, jest to wina moich zbyt optymistycznych planów. Tu możemy sobie z Gosią rękę podać. Problem w tym, że mnie doktorat jako taki nie jest do niczego potrzebny i może dlatego tym trudniej mi się do niego zmusić.
Nie wystarczą mi te cztery miesiące. Wystarczyłoby 6-7, ale juz ich nie mam. Praca w ciemni mnie wykańcza, nie daję rady dłużej niż 4 godziny ciurkiem, a powinnam co najmniej 8 i to codziennie. 1/3 eksperymentów biologicznych nie wychodzi z założenia, więc musze to brać pod uwagę.
Szlag by to... Kobieta naukowiec to rzeczywiście jest świnka morska. W moim przypadku chyba nawet rozetkowa, bo nic innego nie wygląda równie idiotycznie. Ale to nic. Dam sobie radę. Gosia tym bardziej, bo jej przynajmniej minerały nie zdechną znienacka... Jeszcze będziemy sobie mówić "pani doktor".
Fasola
Thu, 21 Oct 2004 - 09:42
Oj no pewnie, że dacie radę. Moja siostra, gdy byłam w desperacji, mówiła: doktorat zrobisz i tak. Będziesz pisać dłużej, będzie lepszy.
Ja też miałam przedłużone studia dok, o rok (udało się w 10 miesięcy). Własnie dlatego, że pierwsza ciąża wyłączyła mnie z pracy umysłowej całkowicie (nawet autem nie mogłam jeździć, bo mi się lewa z prawą myliły. Trudno. W drugiej za to główka działała.
To się da, a jaka potem satysfakcja!
W końcu - zobaczycie - przychodzi taki moment, że wszystko zaczyna się układać i w kilka miesięcy praca gotowa. Najgorsze są właśnie przygotowania, dogrywanie wszystkiego. Mi zajęło prawie 4 lata, wliczając przerwę. Potem już idzie, bo musi.
A macie granty promotorskie? To jednak pomaga finansowo, gdy sprzęt się psuje albo coś.
Fasola
Thu, 21 Oct 2004 - 10:11
Wzmianka o koleżance ze świtnym promotorem to nie była po to, żeby Was zdołować, tylko z zazdrości. Dziewczyna machnęła naprawde trudny doktorat, ale pracowała modelowo: jej doktorat był kontynuacją magisterki, promotor regularnie ją sprawdzał i naprowadzał, projekt miał poparcie w instytucie itp. U mnie było trochę inaczej, tzn mój doktorat nie był częścią jakiejś większej całości, więc wszystkim zwisał, ale nie narzkam, bo to była moja decyzja.
W ciemni to nie wiem, jak można w ciązy, ale pewnie można. Pracę mag. robiłam doświadczalną z interferometrii holograficznej i po kilku tygodniach powiedziałam sobie, że nigdy więcej. A w ciazy nie byłam.
No ale zrobisz, zrobisz i jeszcze się będziesz śmiała.
I ciągle jestem zdania, że dzieci - paradoksalnie - pomagają.
anetadr
Thu, 21 Oct 2004 - 17:24
Gosia, Berek!
Jeszcze nie poznałam takiego doktoranta, który by podobnego dołka nie miał. Ja sama przez 4 lata zdołałam tylko wszelkie badania zrobić i wyniki umieścić w tabelkach. Pozostała część najgorsza (dla mnie), tzn. pisanie, czyli katorga. Czasu miałam sporo (dziecko akurat nauczyło się zasypiać przed mamą, a to był sukces), ale za to kłopoty osobiste nie pozwoliły racjonalnie myśleć. W lipcu oddałam pracę promotorce, a ona ją (prawie) wywaliła przez okno. Czyli znowu od początku. We wrześniu (pracę miałam oddać do końca września) kierownik Studium Doktoranckiego zgodził sie przedłużyć mi termin oddania pracy o semestr. Promotorka podniosła krzyk, ze najwyżej 2 miesiące, bo mi się badania starzeją. W ciągu tych 2 miesięcy normalnie pracowałam (8 godz dziennie + 4 godz. dojazdu), napisałam pracę, zdałam 2 egzaminy (filozofia i angielski) i w pracy przygotowałam konerencję (byłam sekretarzem) i referat na nią. Powiem szczerze do tej pory nie wiem jak to zrobiłam. Ile razy chciałam zrezygnować, to wiedzą chyba tylko moi najbliżsi w domu i w pracy, ale szczerze teraz przyznają, że chcieli mi w takich chwilach nakopać. Teraz myślę, że ta życzliwość i wiara, ze mi się uda wyrażana przez wszystkich naokoło była dla mnie bardzo budująca i bardzo mi pomogła.
Dziewczyny, Wam też się uda! W chwilach zwątpienia macie ode mnie (w zależności od potrzeb) kopniaka lub pogłaskanie po główce. A z rzeczy praktycznych wszelką pomoc w wyszukiwaniu i zdobywaniu literatury. Trzymam mocno kciuki.
Aneta
użytkownik usunięty
Thu, 21 Oct 2004 - 23:20
Dziewczyny, jak Was czytam, to zaczynam żałować, ze zrezygnowałam z doktoratu...
Ale jak kiedyś mi się zamarzy żeby jednak go zrobić, to wygrzebię ten wątek i każę się Wam mobilizować
Maciejka
Thu, 21 Oct 2004 - 23:31
To ja też poprosze o pogłaskanie albo kopniaka, bo za 8 tygodni musze oddać pracę doktorską. I tak sie strasznie boję, ze nie dam rady. Bo choc dopiero co pocieszałam Gosie, to dziś mi mina zrzedła i skrzydła opadły. Wiem, wiem, po pierwsze trzeba się brac do roboty, a nie biadolić i siedzieć na forum...
ulla
Fri, 22 Oct 2004 - 00:06
Hehe...Maciejko...moja miała byc oddana w połowie czerwca...jeszcze nie jest, ciągle powstaje. Ale cóż, akurat nie mam łatwego pióra. O dziwo, kiedy przychodzi co do czego lepsza jestem w matematyce (znaczy statystyce), choć tego akurat nie lubię. Tylko, ze moja praca (UWAGA GŁUPIO SIE CHWALE W TEJ CHWILI) ma obecnie 1000 stron katalogu czcionką 10 bez odstępu, i ponad 200 stron tekstu (normalnego), 60 stron tabel, 60 stron bibliografi, 20 map, ponad 40 planów cmentarzysk i w tekscie jest ok. 70 rycin, i bynajmniej nie jest to połowa, to trochę czasem jestem zniechęcona.
Ło matko, potwornie jestem zniechęcona, bo muszę jeszcze dwa rozdziały "obyleczym" napisać, żeby zacząć pisać o tym co dokładnie chciałam wykazać w pracy.....Tzn. co wyjdzie nie wiem w szczegółach, tylko ogólnie, bo na razie pisze coś innego...ale opóźnienia mam takie, że aż wstyd się przyznawać i cała rodzina, łącznie z przyszywanymi babciami (znaczy babcie mojego męża) życzy mi rychłego skończenia pracy.
Pozdrawiam
Ps. Biedne (babcie), nie wiedzą, że jeżeli ją zobacza napisaną to na pewno im to odrobinę zaszkodzi...tyle stron "o niczym".....
anetadr
Fri, 22 Oct 2004 - 09:33
Maciejko!
To do roboty! Pisz jak najwięcej, żeby (ewentualnie) było co poprawiać. Faktycznie czasu nie za dużo, ale UDA SIĘ.
A przy okazji zdradź na jaki temat piszesz.
Ulla, moja praca była w 2 tomach, I tom-analiza (167 s.), II tom - 115 tabel (413 s.).
Pozdrawiam
Aneta
Maciejka
Sat, 23 Oct 2004 - 01:45
Oj, a moja praca nie będzie zapewne tak imponująca objętościowo. Mam nadzieje, ze będzie przynajmniej nieco przydatna. Chociaz w tym momencie chciałabym ja po prostu napisac i miec z głowy.
Aneto, mój długalasny temat brzmi następująco "Kultura na prowincji czy kultura prowincjonalna? Społeczne zjawisko czasopism regionalnych (1989-2000)".
Nie pozostaje mi nic innego jak po prostu przysiąść i napisać. Dobre fluidy mile widziane... Najgorsze jest to, kiedy moje dziecko chodzi koło mnie i pyta "mamusiu, kiedy skończysz pracować?". Ale jeszcze tylko kilka tygodni i bedę mogła nareszcie spędzać z nim więcej czasu.
A swoją drogą, Aneta, czy wiesz, że ja zawsze czytam Twój nick "Aneta doktor"? Od początku, tzn, jeszcze na edziecku tak mi się skojarzyło i nijak nie umiem się przestawić.
Ika
Sat, 23 Oct 2004 - 08:23
[quote=Maciejka]A swoją drogą, Aneta, czy wiesz, że ja zawsze czytam Twój nick "Aneta doktor"? Od początku, tzn, jeszcze na edziecku tak mi się skojarzyło i nijak nie umiem się przestawić. Ja też...
moko.
Sat, 23 Oct 2004 - 13:22
hii ja też .
anetadr
Mon, 25 Oct 2004 - 10:24
A to było niezamierzone. "Dr" to dwie pierwsze litery mojego nazwiska, a doktorat obroniłam zanczenie później, niż powstał ten nick. Ale swgo czasu, gdy jeszcze sporo czasu spędzałam na czacie, wiele osób pytało mnie, czy jestem lekarzem.
Maciejko, fajny temat. Chętnie bym poczytała twoją pracę, jeśli to będzie możliwe. Ja się co prawda zajmuję się bibliometrią, ale tematyka czasopism jest mi bliska. Teraz mam zamiar (z kolegą) stworzyc bazę polskich naukowych czasopism elektronicznych i pewnie coć na ten temat napiszemy w EBIB-ie.
Serdecznie pozdrawiam i życzę jak najszybszego napisania pracy.
Aneta
Berek
Mon, 25 Oct 2004 - 10:32
O, Aneta, to chyba mamy wspólnych znajomych, skoro produkujesz się w EBIB-ie . Poczułam się jak w domu.
anetadr
Mon, 25 Oct 2004 - 10:44
Berek, świat jest mały, prawda?
Aneta
cydorka
Mon, 25 Oct 2004 - 11:35
ha no to i ja sie do ogolnego auuu dolacze,
doktorat robie ( lubie to okreslenie robic doktorat), tyz w labolatorium (jak to mowi jeden szacowny profesor mojej szacownej uczelni)
robie i robie i robie i ciagle cusik nowego mi wychodzi, a jeszcze to a jeszcze to i wyjsc z tych doswiadzcen niemogut, a ja bym chciala juz pisac no bym chciala ale ciagle jeszcze cos...........
Janek sztuk raz ma 2,5 roku o drugim myslalam po ale do po sie strasznie odwleka w czasie..........
jeden dr w domu jest (malzon)- wystarczy, tak sobie czasem mowie, no ale lubie swoich studentow, no i prace swoja tyz lubie- ha to trza ten dr miec bo jak go nie budziet to zwolnia
ja pracuje na etacie winc w pracy mus byc codziennie i........ z letka nie daje rady dom praca doktorat Jacho
gwm kochana a Was jest troszki wiency to chiba zrozumiale ze czasem sil Ci brak
ale Ty se poradzisz bos Ty wielka i wieczna
manicure mowicie - tia.. no ostatnio to mi sie nawet udalo pedi ta kure ale......
eh, ale jaka bedzie po wszystkim satysfakcja
ale kiedy to bedzie i czy ja dotrwam loj- tego juz nie wiem
pozdr Cydorka
pirania
Mon, 25 Oct 2004 - 15:02
dawno nie mialam prawde mowiac tak dlugiej znizki formy
Ale czuje sie tak:
jak pies na lancuchu przy budzie. Co sie szarpnie na wolnosc to smycz za krotka przytrzyma. Co chce z podkulonym ogonem do budy- to sie okazuje ze ktos ja zamknal ( a w budzie szczeniaczki buuu).
marghe.
Mon, 25 Oct 2004 - 15:06
Gosia, hmm. To ja z drugiej strony.
Jestes w 100% pewna ze chcesz ten doktorat zrobic? Bo moze tu pies (nomem omen ) pogrzebany?
m.
Maciejka
Mon, 25 Oct 2004 - 15:49
Berek, Aneta,w sprawie powiązań i znajomosci, to jednym z redaktorów EBIB-u jest moja koleżanka Basia Sz. Niezwykle mądre dziewczę!
A w sprawie doktoratu, Aneta, nie wiem czy to bedzie aż tak dobre jak bym chciała. W każdym razie jak wyjdzie książka to będę o Tobie pamietać.
Marghe, wiesz, ze o to samo mnie ostatnio zapytało parę osób, bo matrudziłam okropnie. I wiesz co, spróbowalam sobie wyobrazić sytuacje, ze rezygnuję. Pomijając to, że w moim przypadku jest to równoznaczne z rezygnacją z pracy, którą lubię, to mysle sobie, ze byłoby mi wstyd, ze się wycofałam tuż przed metą. Otworzyć przewód doktorski i go nie zamknąć, bo mi to zabiera za dużo czasu to bez sensu. A z drugiej strony, kiedy siedzę nad książkami i papierzyskami, nieustatnnie powtarzając sobie "po doktoracie zrobię..." (prawo jazdy, naucze się angielskiego, urodze dziecko, będę spędzała więcej czasu z bliskimi), to czasami przychodzi mi do głowy czarny scenariusz, w którym np. zabraknie kogos z bliskich. I wtedy mi żal tego czasu, który spędzam nad książkami. Ale z drugiej strony przecież nie przestanę robić niektórych rzeczy z lęku, że nie uda mi się zrobić innych, nieprawdaż?
marghe.
Mon, 25 Oct 2004 - 17:12
MAciejko, odniosę sie tylko do jednego zdania, które napisałaś.
Ewentualna rezygnacja z doktoratu to nie wstyd IMHO. Jesli jest to decyzja podyktowana waznymi pobudkami (a dla kazdego powody te moga być inne ) to nie ma mowy o wstydzie.
Co do reszty to tylko Wasza decyzja
Powodzenia i podziwiam
m.
Maciejka
Mon, 25 Oct 2004 - 18:01
CYTAT(marghe.)
Jesli jest to decyzja podyktowana waznymi pobudkami (a dla kazdego powody te moga być inne ) to nie ma mowy o wstydzie.
Marghe, zgadzam sie naturalnie. Naprawde doktorat nie jest najważniejszy na swiecie. Mnie chodziło raczej o to, ze rezygnacja w tym momencie, prawie u celu, byłaby z MOJEJ strony raczej przejawem lenistwa, a zatem i powodem do wstydu. Przed samą sobą bardziej niż przed innymi. Są sytuacje, kiedy nie zawahałabym się rzucic wszystkiego w kąt. Ale mam nadzieję, ze nie bedę musiała stanąć wobec takich prób losu...
Ida.dorota
Mon, 25 Oct 2004 - 19:09
Gdybym tak podle się czuła jak Ty, Gosiu, i wiedziała, że to nie chwilowe oraz, że potrwa jeszcze długo, zrezygnowałabym z doktoratu. Na zawsze lub na trochę, czyli wymyśliła jakiś urlop. Jeśli byłoby to możliwe.
Ale mojego zdania to Ty chyba nie powinnaś brać pod uwagę, bo ja jestem skrajnym przypadkiem, który zawsze preferuje dzieci i przedkłada je nad własny rozwój i pracę.
Berek
Tue, 26 Oct 2004 - 10:46
Gosia - ja myślę, że po drodze do doktoratu kryzysy są nieuniknione. Zwłaszcza, jesli przy okazji jest się mamą piątki dzieci (chyba że jednak masz tylko Przemasa ). I nie ma przepisu, że te kryzysy trwają nie dłużej niż trzy dni . Mogą i parę tygodni.
Ja mam prościej niż Ty - nie mogę zrezygnować z doktoratu, bo musiałabym zabulić ciężką kasę. Ale wydaje mi się, że rzeczywiście warto zrobić "rachunek zysków i strat". Bardzo spokojnie, ale na serio. Tak, jakbyś rozważała, czy odejść od męża. De facto to jest decyzja Podobnie poważnego kalibru.
I ewentualnej decyzji na "nie" nie rozpatrywałabym w kategoriach wstydu czy porażki. Różne decyzje trzeba podjąć w życiu. Ja na przykład po długiej walce ze sobą zadecydowałam, że nie wyjadę na postdoca, bo to by zbyt wiele kosztowało moją rodzinę. I nie mam poczucia, że coś tracę. Wolę patrzeć na to, co w ten sposób zyskam.
ulla
Tue, 26 Oct 2004 - 13:41
CYTAT(Berek)
Ja mam prościej niż Ty - nie mogę zrezygnować z doktoratu, bo musiałabym zabulić ciężką kasę.
Taaa....mam tak samo, bo dostałam grant na badania. Pomimo opóźnień z merytorycznym rozliczeniem grantu (bo finanse juz rozliczone), mam presje na pisanie ze strony duużego grona osób, poza tym własną wewnetrzną, bo chcę i byłoby mi szkoda, chyba najbardziej na świecie, gdyby tyle wysiłku poszło w "kosmos", ze strony KBN-u, bo choc chwilowo się nie odzywa, a ja na wszelki wypadek sie nie dopytuję, zwłaszcza, że wariant awaryjny logistycznie opracowany, to gdyby jednak się odezwał, mogłabym się nieco spocić...a na pewno przejąć tak, że przez kilka dni nic bym nie napisała.
A tak, plan maksimum zakłada robienie ostatnich poprawek w początku grudnia i oddanie pracy recenzentom przed Świętami, plan minimum zakończenie własnego pisania do Bożego Narodzenia, a ostatnie poprawki i oddanie pracy w styczniu.....
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.