To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

O wychowaniu dywagacje różne

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13
kasiaaaaa
Ostatnio wpadła mi w ręce książka psychologa rodzinnego Johna Rosemonda o tytule "Sześć podstawowych zasad jak wychować zdrowe i szczęśliwe dzieci".

Muszę się Wam przyznać, że lektura ta wciągnęła mnie razem z butami. Czytam w niej o sprawach, o których wcześniej nie zdawałam sobie w ogóle sprawy. Ale do rzeczy.

Oto fragment tej książki:

"Wydaje się, że im większe zmiany zachodzą współcześnie w sposobie wychowania dzieci, tym większe jest przekonanie, że są one właściwe. Współcześni rodzice próbują osiągnąć z dzieckiem jak najlepsze porozumienie w przeciwieństwie do naszych babek i dziadków, którzy zdawali sobie sprawę z tego, że dziecko przede wszystkim potrzebuje, aby ktoś nim pokierował. Rodzic nie będzie w stanie właściwie kierować dzieckiem, jeśli jego energia będzie przede wszystkim skupiona na budowaniu "wspaniałego" porozumienia.
Współczesne mamy skaczą wokół własnych dzieci, starając się je uszczesliwiać. W przeszłości to dziecka uwaga była skupiona na mamie, która pragnęła przede wszystkim nauczyć go jak największej samodzielności. Współczesne mamy usiłują robić dla dziecka wszystko, co jest w ich mocy. W przeszłości mamy świadomie robiły jak najmniej, aby dziecko mogło się nauczyć, jak zadbać o siebie i rodzinę (wykonując różne prace domowe). Współczesne mamy są niczym służące dla swoich dzieci podczas ich wydłużającego się okresu dorastania. W przeszłości mamy miały autorytet i nakładały na dzieci obowiązki. Współczesne mamy są oddane swoim dzieciom po wieczne czasy, wierząc, że najlepsza mama to ta, która najlepiej służy.
A ojcowie? Idealny współczesny tata stara się być najlepszym kumplem swojego dziecka. Ojeciec w przeszłości miał autorytet i był nauczycielem. Dobrze się bawił z dziećmi, ale nie byli kolegami.
W przeszłości rodzicie zawierali związek małżeński. Intuicyjnie wyczuwali, że ich wzajemna relacja powinna być silniejsza, niż relacja z którymkolwiek z dziećmi. We współczesnej typowej rodzinie związek związek między rodzicem i dzieckiem jest mocniejszy niż między mężem i żoną, co tłumaczy rozpad wielu małżeństw po odejściu dzieci z domu.
Niestety wielu współczesnych rodziców zafascynowało się nowymi teoriami wychowania. Pięćdziesiąt lat temu, kiedy dominowały tradycyjne sposoby wychowania, dzieci same odrabiały prace domową. Obecnie mamy siadają do zadań domowych razem z dziećmi, wyreczając ich w większości z nich. Pięćdziesiąt lat temu dziecko rzadko odzywało się do rodziców w niegrzeczny sposób. Dzisiaj zdarza się to bardzo często. Pięćdziesiąć lat temu dzieci pozwalały sobie na wybryki, kiedy rodzice nie widzieli. Dziś dzieci zachowują się niewłaściciwe również na oczach rodziców."

Generalnie autorowi chodzi o to, że współcześnie rodzice bardzo często z własnej przyczyny nie mają w oczach dzieci autorytetu. Rodzice za wszelką cenę starają się być kumplami dzieci, więc dzieci traktują rodziców, jak kumpli z podwórka: bez należytego szacunku.

Chciałam Was zapytać co o tym sądzicie? Ja na początku nie byłam co do tego przekonana tak do końca, ale po przemyśleniu, po przeczytaniu cąłej ksiażki - zdecydowanie się z tym zgadzam..
Nie twierdzę, że powinniśmy wymagać od dzieci całowania w rękę za podanie talerza zupy. Ale faktycznie przez kumplowanie i rozpieszczanie robi się z dzieci życiowe niedorajdy. Choć oczywiście nie twierdzę, że dobre dogadywanie się z dzieckiem i posiadanie w jego oczach autorytetu to dwie wykluczające się rzeczy.

Pamiętam, jak kiedyś na powdwórku jakaś koleżanka zaczęła mnie przezywać. Rozpłakałam sie i poleciałam poskarżyć się mamie (miałam wtedy jakieś 6-7 lat). I mama powiedziała mi tak: "Jak sobie nie umiesz sama poradzić z dziećmi na podwórku, to nie chodź się do nich bawić". Byłam wtedy taka zawiedziona i miałam taki żal do mamy... Dziś wiem, że zrobiła wtedy najmądrzejszą rzecz jaką mogła.
Za moich czasów, kiedy w szkole dostało się pałę, to się w domu nie przyznawało, dopóki się nie poprawiło. A dziś nastoletnia uczennica wpada po szkole do domu i zwracając się do matki po imieniu mówi z uśmiechem, że głupi belfer dał jej pałę, na co matka, że i tak dla niej córcia jest najmądrzejsza i że ona to sobie pogada z tym głupim nauczycielem na wywiadówce.

Co myślicie o tym kumplowaniu z dziećmi i służeniu im?

Proszę tylko o normalną, grzeczną wymiane zdań - bez ironii, podtekstów i zygania do oczu. Chętnie poznam wszystkie Wasze opinie, Wasze za i przeciw. icon_smile.gif
Maciejka
tak, kasiaaaa, cos w tym jest. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że sami sobie fundujemy rozpuszczone dzieci w imię nowych metod psychologicznych i wsłuchiwania sie w uczucia i potrzeby dziecka. Albo w imię jakiejś dziwnie pojmowanej tolerancji dla różnych stylów wychowania. Nie za bardzo mam teraz czas, zeby porozwijać to, co mi chodzi po głowie, ale odezwę się później. W każdym razie faktycznie, dorośli pozwalają dzieciom włazić sobie na głowę.
Gremi
a ja zgadzam sie z teoria sprzed 50 lat. Ale nie do konca. Chodzi mi o to ze wazne jest uczenie dziecka samodzielnosci i odpowiedzialnosci za swoje czyny ale warto tez miec kontakt "kumpelski" aby dziecko widzialo w rodzicach nie tylko osoby od nakazow i zakazow ale takze kogos komu mozna powiedziec o tym ze dostalo sie pale w szkole czy tez o tym ze kolega pociagnal za warkocz.

Inanna
Kasia, z przytoczonego przez Ciebie fragmentu wynika, że autor książki postrzega relacje dziecko - rodzic dychotomicznie: albo jest się dla swojego dziecka kumplem-służącą-bezkrytycznąfanką-bez własnego życia-skoncentrowaną tylko na dziecku-wychowującą na niedorajdę etc.albo rodzicem-który-ma-dziecko-w-d....pie - rzuca je na głeboką wodę - nie rozumie jego potrzeb emocjonalnych-jest zimny, surowy, wymagający - oczekujący szacunku dla siebie itd.
A dla mnie ideałem rodzica jest matka/ojciec którzy:
- znają swoje dziecko, mają z nim bliski kontakt, dziecko ma do nich zaufanie, mówi im o swoich problemach, lękach, radościach, marzeniach, oczekiwaniach
- dostowosują wyzwania do możliwości dziecka, stawiają przed nim zadania, które nie wywołując traumy pozwalają dziecku się rozwijać
- akceptujÄ… i kochajÄ… dziecko takie, jakim jest
- mają świadomość swoich obowiązków względem dziecka, ale też wychowują dziecko na osobę odpowiedzialną, zaradną, umiejącą sobie poradzić w życiu
- są dla dzieci autorytetem dlatego, że są porządnymi ludźmi, a nie dlatego, że są rodzicami.



tolala
napiszę później, bo nie mogę sie skupić i myśli mi sie nie skladają w sensowną calość
Fasola
CYTAT(kasiaaaaa @ Fri, 09 Oct 2009 - 14:25) *
We współczesnej typowej rodzinie związek związek między rodzicem i dzieckiem jest mocniejszy niż między mężem i żoną, co tłumaczy rozpad wielu małżeństw po odejściu dzieci z domu.

Ja tak tylko siÄ™ czepnÄ™:
Co to znaczy współczesna typowa rodzina. Czy znasz osobiście wiele takich rodzin, gdzie więź między rodzicami jest w zaniku kosztem więzi z dziećmi. Czyu znasz osobiście pary, które rozstały się po wyfrunięciu dzieci z gniazda. I wreszcie. Żeby dziecko wyfrunęło z gniazda, musi mieć przeciętnie tych min. 20 lat. Zatem jego rodzice nie są tymi współczesnymi rodzicami, o których traktuje owa książka. Tylko wcześniejszymi o blisko ćwierć wieku. Nie zgadza mi się ten wywód zatem.
A ja nie znam takich par, dzieci włażące rodzicom na głowę widuję sporadycznie i w porównywalnej częstości występowania jak w domach moich szkolnych koleżaneg 30 lat temu. Nie znam też dzieci, którym rodzice usługują i nie widuję rodziców zabiegających o względy własnych dzieci poprzez sie kumplowanie.
No cóż, za moich czasów - czy ktoś też pamięta te książkę?
edit:literówki
kasiaaaaa
CYTAT(Inanna @ Fri, 09 Oct 2009 - 14:59) *
Kasia, z przytoczonego przez Ciebie fragmentu wynika, że autor książki postrzega relacje dziecko - rodzic dychotomicznie: albo jest się dla swojego dziecka kumplem-służącą-bezkrytycznąfanką-bez własnego życia-skoncentrowaną tylko na dziecku-wychowującą na niedorajdę etc.albo rodzicem-który-ma-dziecko-w-d....pie - rzuca je na głeboką wodę - nie rozumie jego potrzeb emocjonalnych-jest zimny, surowy, wymagający - oczekujący szacunku dla siebie itd.

Wiesz co możesz mieć takie odczucie, bo zacytowałam tylko wstep do książki - po nim może się tak faktycznie wydawać. Ale po przeczytaniu całej książki to odczucie jest zupełnie inne. Ten człowiek naprawdę na fantastyczne podejście do dzieci (sam też je posiada) i daje wiele bezcennych rad na różne problemy wychowawcze. icon_smile.gif
kasiaaaaa
CYTAT(Fasola @ Fri, 09 Oct 2009 - 15:08) *
Ja tak tylko siÄ™ czepnÄ™:
Co to znaczy współczesna typowa rodzina. Czy znasz osobiście wiele takich rodzin, gdzie więź między rodzicami jest w zaniku kosztem więzi z dziećmi. Czyu znasz osobiście pary, które rozstały się po wyfrunięciu dzieci z gniazda.

To pytanie nie do mnie, tylko do autora książki. A autor zna takie rodziny, bo przytacza ich przykłady w książce. A tak na marginesie - ksiażka jest wydana 2 lata temu, więc jest aktualna.
Ja osobiście też znam takie rodziny, o które pytasz. icon_smile.gif
A co dla mnie znaczy typowa dzisiesza rodzina? Myślę, że rodzina zabiegana, nie mająca czasu, by uczyć dzieci tego, co ważne, zapracowana, itp. Myślę, że autor miał coś podobnego na myśli.
skanna
Ha, czyli jednak istnieje jakiś współczesny psycholog, którego wywody mam szansę przeczytać bez bólu zębów i postukiwania w czoło co kilka minut? Podoba mi się to, co zacytowałaś, jest bardzo bliskie moim obserwacjom i wnioskom z 10-letniego stażu rodzicielskiego. Nie wierząc we własny zdrowy rozsądek usiłowałam się kierować współczesnymi poglądami na wychowanie dzieci i z perspektywy dekady widzę, że mało toto skuteczne, zarówno w moim domu jak i w domach znajomych. Jako świeży rodzic, starałam się tak współcześnie, po 5 latach, widząc nie najciekawsze efekty, zaufałam swoim poglądom i efekt mam zgoła odmienny, zdecydowanie lepszy.
Dzieci włażących rodzicom na głowę i rodziców podporządkowanym głównie dzieciom widzę multum, zarówno w realu jak i tutaj, na maluchach.
Olu, matek, które łączy znacznie większa więź z dziećmi niż z mężem znajdziesz "mrowie a mrowie" - niedaleko trzeba szukać - na każdym forum rodzicielskim wystarczy wątek o spaniu z dziećmi na przykład.

Maciejko, niecierpliwie czekam na TwojÄ… opiniÄ™.
Fasola
No to widocznie źle szukam, albo też w ogóle czegoś takiego nie szukam, bo nie mam potrzeby, skoro wokół mnie jakoś tak normalnie.
A przeciez nie żyję w enklawie.
No ale niech mi ktoś wyjasni, skoro ta więź ma byś przyczyną rozpadu małżeństwa po wyfrunięciu dzieci, to znaczy, że te obserwacje nie dotyczą rodzin z teraz małymi dziećmi, tylko tych, które już dzieci mają dobrze dorosłe... Czyli te ćwieć wieku temu też było już tak źle? Tak się czepiam, ale usiłuję to wziąć na logikę.
O ile dobrze pamiętam, już Sokrates pisał w podobnym tonie, że wychowanie dzieci do niczego, ze ropastwione toto, granic nie zna, stąd mój sceptycyzm. A może to był inny filozof na S.
tolala
Zgadzam się. Zacytowany fragment książki jest bliski moim poglądom na wychowanie dziecka.
Jako rodzic chcę (poza zapewnieniem mojemu dziecku godziwych warunków do życia) przede wszystkim nauczyć moje dziecko szeroko pojętego "życia". I mogę to zrobić tylko jako nauczyciel-przewodnik. Bo żeby nauczyć trzeba również wymagać, stawiać przed dzieckiem zadania do wykonania, uczyć odpowiedzialności. A to są zadania nauczyciela, a nie kumpla.
Ale poza byciem nauczycielką, jestem mamą, czyli tą, która kocha, daje buziaki i jest czula. I taka rola matki-nauczycielki bardziej mi się widzi, niż matki-kumpelki (kumpel kojarzy mi się z chodzeniem na piwo). Problem tkwi we wlaściwych proporcjach, żeby nie być zbyt czulą a jednocześnie zbyt ostrą. TO oczywiste.
kasiaaaaa
CYTAT(Fasola @ Fri, 09 Oct 2009 - 16:09) *
No ale niech mi ktoś wyjasni, skoro ta więź ma byś przyczyną rozpadu małżeństwa po wyfrunięciu dzieci, to znaczy, że te obserwacje nie dotyczą rodzin z teraz małymi dziećmi, tylko tych, które już dzieci mają dobrze dorosłe... Czyli te ćwieć wieku temu też było już tak źle? Tak się czepiam, ale usiłuję to wziąć na logikę.

Fasolko myślę, że zbyt dosłownie starasz się wszystko zrozumieć. Wydaje mi się, że autorowi chodzi o to, że dawne rodziny to te, których dzieci maja teraz 50 lat, a współczesne to te, których dzieci nie są starsze niż 15-20 lat . Wręcz jestem pewna, że o to chodzi autorowi, co wnioskuję po reszcie książki, której inni niestety nie mogą póki co przeczytać.
Po drugie autor sugeruje, że rozpad niektórych małżeństw po odejściu dzieci można tłumaczyć zbyt silną z nimi więzią, ale wcale nie twierdzi, że to powód każdego rozwodu.
Po trzecie w ksiażce jest mnóstwo rodziałów, poświęconych współczensnym młodym rodzicom.
Czy te ćwierć wieku też już było źle? Pewnie tak, skoro o tym pisze autor. Z resztą ja też, kiedy przypomnę sobie niektóre epizody z moich pierwszych lat młodości, mogę to poniekąd potwierdzić. icon_smile.gif
Myślę, że Twoje - jak to sama nazwałaś - "czepianie się" wynika z tego, że nie masz możliwości przeczytania całej ksiażki. icon_smile.gif
Fasola
Nie mam możliwości i nie zamierzam, jako że mam uczulenie na dzieła pt "kiedys to był inny świat", w których na dodatek w aureoli odkrycia autor przedstawia rzeczy oczywiste.
Dla mnie dzieci wodzące rodziców za nos to margines i oczywiście patologia - tak jak i te 30 lat temu (bo tyle gdzieś sięga moja pamięć).
Rodziny, w których mamcia tak kocha dzieci, że by je zjadła i nie może się od nich odkleić - to samo.
I to było zawsze, ja nie zauważam wzrostu natężenia.
Moja mama (dobry wojenny rocznik) miała w klasie koleżanki, bliźniaczki, które jeszcze jako nastolatki przeprowadzały w domu swoją wolę w ten sposób, że kładły się na podłodze i wyły i tupały i tata leciał do sąsiadów po pożyczkę "bo one już leżą"
Jej najbliższa przyjaciółka (podobnie dobry rocznik) olewała swych rodziców tekstem "no i co mi zrobią"
Miałam w klasie koleżankę, która miała swoją oddaną mamusię głęboko i posyłała ją co i rusz po coś na posyłki... A mamusia dygała w tę i w tamtę.
Pamiętam z kolonii dwie panienki siostrzyczki, które nie umiały uprać sobie skarpetek a moje zdziwienie skwitowały "a od czegóż jest mama?"
Co nie zmienia faktu, że znakomita większość pozostałych nie właziła rodzicom na głowę, jakoś tam respektowała granice i bez większych raf wyrosła a fajnych, dorosłych ludzi.
W przedszkolenej grupie mojej córki jest jedno rozbestwione i jedna wczuta mamuśka,
W klasie u syna współczynnik jest podobny.
A poza tym w większości otaczają mnie normalne, pogodne dzieciaki w gorzej lub lepiej zorganizowanych rodzinach. Mój brat jest bardziej ode mnie liberalny w wychowaniu, ale na litość boska jego syn w żaden sposób nie rządzi w domu ani nic z tych rzeczy.
Więc mnie nie o tezy przedstawione chodzi tylko o to podejście "kiedyś to było inaczej"
Jak dla mnie było tak samo.
I nie ma co zwalać na jakiś aksjomat współczesnej rodziny, tylko zastanowić się, czego chcemy w wychowaniu. Bo każdy chce trochę czegoś innego.
kasiaaaaa
CYTAT(Fasola @ Fri, 09 Oct 2009 - 16:35) *
Więc mnie nie o tezy przedstawione chodzi tylko o to podejście "kiedyś to było inaczej"
Jak dla mnie było tak samo.

Fasolko po pierwsze - autor o tym "jak było kiedyś" wspomina tylko we wstępie, którego treść przytoczyłam. Cała reszta dotyczy tego, co jest wspołcześnie, a raczej stara się pomóc współczenym rodzinom pomóc wychować dzieci i rozwiązać problemy wychowawcze, które są inne niż kiedyś. Tak Fasolko - inne niż w dawnych czasach, bo z czym innym nasze dzieci i my borykamy się teraz, a z czym innym borykały się nasze babki i prababki.
Po drugie: nie o te tezy Ci chodzi? A mi Fasolko właśnie o te tezy chodzi w założonym przeze mnie temacie. icon_smile.gif
Ze sporą częścią Twoich poglądów się zgadzam, ale "poszłaś" nie w ten temat. icon_smile.gif Mimo to dzięki za opinię. icon_smile.gif
aluc
a co to jest, na Boga, kumplowanie się z dziećmi? wspólne chodzenie na dyskoteki i wspólne rwanie facetów/panienek? mówienie do rodziców po imieniu? normalne funkcjonowanie w rodzinie, ino bez okazywania uniżonego szacunku starszym na każdym kroku? wychowywanie dzieci bez wzbudzania w nich lęku, nagminnie mylonego z autorytetem?

co to jest służenie dziecku? podsuwanie wszystkiego pod nos? podporządkowywanie swojego trybu zycia potrzebom dziecka? czy może branie strony dziecka w każdym sporze? a może dawanie zawsze wiary w to, co dziecko mówi?

co to jest należyty szacunek?

za moich czasów, jak się dostało pałę, to się mówiło matce, że ta bura suka się na mnie uwzięła, a matka odpowiadała, że było się uczyć - no ale ja miałam etap mówienia do matki po imieniu, bez należytego szacunku icon_wink.gif

a zawodzenie "o tempora, o mores!" też nie ma lat dziesięciu, stu czy dwustu - we wszystkich epokach starsi ubolewali nad zepsuciem młodzieży, nasze dzieci też będą, widać takie jęki są wpisane w tetryczenie, razem z wypadaniem zębów, łysieniem i osteoporozą
Bosanova
CYTAT(aluc @ Fri, 09 Oct 2009 - 15:45) *
a co to jest, na Boga, kumplowanie się z dziećmi?

Może byc pozytywne kumelstwo, czyli te wszystkie gry planszowe wieczorami, gry w tenisa, czy wspólne wędkowanie. To zaufanie dziecka do rodzica, to dobra rada rodzica dla dziecka, wspólne śmichy i chichy.
Ale może tez być toksyczne kumpelstwo, i ja je widze wtedy, gdy jest traktowanie dziecka jak swego równolatka,gdzie granica między robienim coś wspólnie, mocno się zatarła i przekształciła się w układ typu syna jak kumpla, czy córeczka jak przyajciółeczka - do chodzenia pod raczke po zakupkach, wyrywaniu sobie tj samej kusej kiecki, plotkowaniu przy piwku córci wraz z koleżankami mamy
;Zwierzanie sie przez mame córce, dlaczego jej sie nie układa z tatusiem i inne obraczajace dziecko historie, kórych nie potrafi dziecko przetrawić w sobie
to jest, mówienie cytuje" tatuś lubi młode dupcie, widzisz, jaki podły";
to jest picie piwa przy 10 letnim synu, i mówienie mu,że matka to frajerka;
to jest chodzenie przez mame przy dorastajcym synu w bieliźnie, i gadanie"nie patrz na mnie synku w TAKI spsób' (uwodzenie?).

To wszystko obserwacje z mojego podwórka.

Tylko,że tacy rodzice byli ZAWSZE, bez znaczenia czy teraz czy 50 lat temu, choć może teraz nastepuje to z jakąś eskalacją.
magdalenka
CYTAT(Fasola @ Fri, 09 Oct 2009 - 15:08) *
Czy znasz osobiście wiele takich rodzin, gdzie więź między rodzicami jest w zaniku /.../



trudno mi powiedzieć, czy "w zaniku", ale dla mnie mama, która tak KOCHA swoje dziecko, że przez 2,3 lata śpi z nim w łóżku, mając w nosie potrzeby swojego męża dąży właśnie do takich relacji. A matek takich znam sporo. I nie widzą nic niestosownego w "spaniu męża na sofie". Tyle tylko, że jakoś męża o to nie pytały.

I myślę, że łatwo męża odsunąć z powodu "zaspakajania potrzeb dziecka".
kasiaaaaa
Tak się dziewczyny zastanawiam, jak to w ogóle będzie kiedyś, jak moje dziecko (mam nadzieję, że dzieci) będą miały 20 lat... icon_smile.gif
Ja na przykład mam taki jedyny w swoim rodzaju szacunek do moich rodziców. Taki, począwszy od tego, że nigdy nie powiedziałam o nich "starzy", skończywszy na tym, że kiedy w wieku 15 lat chciałam iśc na dyskotekę a mama powiedziała "nie" to poprostu nie poszłam. Kiedy rodzice kazali być na 22.00 w domu, to bezwzględnie byłam o 22.00 w domu. Zawsze czułam przed rodzicami respekt i czuję do dziś. I jest mi z tym bardzo dobrze. icon_smile.gif

A tutaj mały off: 29.gif
Co do wychowania w dzisiejszych czasach - myślę, że poniekąd jest ono trudniejsze niż kiedyś. Powody, dla których tak uważam w zależności od sytuacji mogą być też plusami wychowywania dzieci w dzisiejszych czasach, ale mam na myśli np. internet. Dawniej, żeby odrobić zadanie trzeba było sięgnąć np. do encyklopedii, która leżała w pokoju na półce. Dziś wklepuje sie hasło w google i po sprawie. Może się mylę, ale to raczej nie jest zbyt twórcze dla dzieci. Dawniej, żeby zrobić referat, szło się do biblioteki i wertowało się książki, dziś (powtórzę się) sprawę załatwia internet.
Wiem, wiem. Po pierwsze uczepiłam się tego interneru, a po drugie internet to też oczywiście bardzo pomocna rzecz w edukacji. Ale chyba nie każde dziecko jest nauczone umiejętnie z tego dobrodziejstwa korzystać.
No. To tak na przykładzie internetu wspomniałam o trudnościach wychowawczych. 29.gif

tolala podpisuję się pod tym: "Ale poza byciem nauczycielką, jestem mamą, czyli tą, która kocha, daje buziaki i jest czula. I taka rola matki-nauczycielki bardziej mi się widzi, niż matki-kumpelki (kumpel kojarzy mi się z chodzeniem na piwo)."

Bosanova uważam, że Twoja definicja "kumplowania się z dzieckiem" jest warta swojego miejsca we współczesnej encyklopedii wychowywania dzieci. Jakbyś mi to z ust wyjęła. "Tylko,że tacy rodzice byli ZAWSZE, bez znaczenia czy teraz czy 50 lat temu, choć może teraz nastepuje to z jakąś eskalacją." Pewnie i tu masz rację. Chodzi tylko o to, aby umieć to skutecznie zmienić.


Carrie
CYTAT(Bosanova @ Fri, 09 Oct 2009 - 17:58) *
Może byc pozytywne kumelstwo, czyli te wszystkie gry planszowe wieczorami, gry w tenisa, czy wspólne wędkowanie. To zaufanie dziecka do rodzica, to dobra rada rodzica dla dziecka, wspólne śmichy i chichy.
Ale może tez być toksyczne kumpelstwo, i ja je widze wtedy, gdy jest traktowanie dziecka jak swego równolatka,gdzie granica między robienim coś wspólnie, mocno się zatarła i przekształciła się w układ typu syna jak kumpla, czy córeczka jak przyajciółeczka - do chodzenia pod raczke po zakupkach, wyrywaniu sobie tj samej kusej kiecki, plotkowaniu przy piwku córci wraz z koleżankami mamy
;Zwierzanie sie przez mame córce, dlaczego jej sie nie układa z tatusiem i inne obraczajace dziecko historie, kórych nie potrafi dziecko przetrawić w sobie
to jest, mówienie cytuje" tatuś lubi młode dupcie, widzisz, jaki podły";
to jest picie piwa przy 10 letnim synu, i mówienie mu,że matka to frajerka;
to jest chodzenie przez mame przy dorastajcym synu w bieliźnie, i gadanie"nie patrz na mnie synku w TAKI spsób' (uwodzenie?).


nie zawsze się z Tobą zgadzam ale to co napisałaś powyżej jest bardzo prawdziwe, bardzo

od siebie dodam,że z każdej przesady ( w jedną czy w drugą stronę) nic ciekawego w procesie wychowawczym nie wyniknie.W moim odczuciu, prędzej czy później, klęskę poniesie i rodzic "toksyczny kumpel" i rodzic "na piedestale swego absolutnego i niepodważalnego autorytetu".
Bo wbrew pozorom mimo,że nie jest się w/w kumplem to i tak nie ma się autorytetu rodzicielskiego z automatu.On się nie pojawia wraz z narodzinami potomka.Autorytet się wypracowuje.


kasiaaaaa
CYTAT(carrie @ Fri, 09 Oct 2009 - 19:30) *
Bo wbrew pozorom mimo,że nie jest się w/w kumplem to i tak nie ma się autorytetu rodzicielskiego z automatu.On się nie pojawia wraz z narodzinami potomka.Autorytet się wypracowuje.

carrie doslownie jakbyś zacytowała autora wspomnianej przeze mnie książki. icon_smile.gif A co do tego, że "prędzej czy później, klęskę poniesie i rodzic "toksyczny kumpel" i rodzic "na piedestale swego absolutnego i niepodważalnego autorytetu" - zgadzam się w stu procentach. Najlepiej zawsze znaleźć ten złoty środek.
milutka
Znam taką rodzinę współczesną, męża siostra , jest dla córki kumpelą a nie mamą, córka ma 3 latka i zaczyna coraz gorzej się dziać, córka coraz bardziej rządzi mamą a mama nie ma już siły, ale dalej usługuje małej i mała wszystko am czego chce.
Ostatnio do 24:30 oglądała bajki i nie chciała się umyć i takich sytuacji jest coraz częściej i więcej.
Wychodzi bezstresowe wychowanie.

Dokładniej jest tak w tej rodzinie:
CYTAT
-Współczesne mamy skaczą wokół własnych dzieci, starając się je uszczesliwiać.
-Współczesne mamy usiłują robić dla dziecka wszystko, co jest w ich mocy
-Współczesne mamy są niczym służące dla swoich dzieci podczas ich wydłużającego się okresu dorastania
-We współczesnej typowej rodzinie związek związek między rodzicem i dzieckiem jest mocniejszy niż między mężem i żoną,
-że współcześnie rodzice bardzo często z własnej przyczyny nie mają w oczach dzieci autorytetu. Rodzice za wszelką cenę starają się być kumplami dzieci, więc dzieci traktują rodziców, jak kumpli z podwórka: bez należytego szacunku.
-


Szwagierka ma już dość, czy jest jeszcze szansa aby wprowadzić jakąś dyscyplinę? tylko ja nawet nie wiem czy mam prawo porozmawiać o tym ze szwagierką, czy mogę się wtrącić.
Agnieszka AZJ
CYTAT(Inanna @ Fri, 09 Oct 2009 - 14:59) *
Kasia, z przytoczonego przez Ciebie fragmentu wynika, że autor książki postrzega relacje dziecko - rodzic dychotomicznie: albo jest się dla swojego dziecka kumplem-służącą-bezkrytycznąfanką-bez własnego życia-skoncentrowaną tylko na dziecku-wychowującą na niedorajdę etc.albo rodzicem-który-ma-dziecko-w-d....pie - rzuca je na głeboką wodę - nie rozumie jego potrzeb emocjonalnych-jest zimny, surowy, wymagający - oczekujący szacunku dla siebie itd.
A dla mnie ideałem rodzica jest matka/ojciec którzy:
- znają swoje dziecko, mają z nim bliski kontakt, dziecko ma do nich zaufanie, mówi im o swoich problemach, lękach, radościach, marzeniach, oczekiwaniach
- dostowosują wyzwania do możliwości dziecka, stawiają przed nim zadania, które nie wywołując traumy pozwalają dziecku się rozwijać
- akceptujÄ… i kochajÄ… dziecko takie, jakim jest
- mają świadomość swoich obowiązków względem dziecka, ale też wychowują dziecko na osobę odpowiedzialną, zaradną, umiejącą sobie poradzić w życiu
- są dla dzieci autorytetem dlatego, że są porządnymi ludźmi, a nie dlatego, że są rodzicami.


Ja sie moge tylko podpisać.

Kumpli dziecko moze mieć przez cale życie na pęczki. Rodziców - ma tylko dwoje. Ich brak zaburza poczucie bezpieczeństwa.

Miedzy tymi dwoma biegunami (albo/albo) jest przestrzeń dla rodzicow, którzy się z dziećmi po prostu lubią i dogadują, sa szczerzy, potrafia przyznać się do blędow i slabości ale równocześnie są dorosłymi i w trudnych momentach potrafią byc dla dziecka oparciem.
kasiaaaaa
CYTAT(milutka @ Fri, 09 Oct 2009 - 21:35) *
Szwagierka ma już dość, czy jest jeszcze szansa aby wprowadzić jakąś dyscyplinę? tylko ja nawet nie wiem czy mam prawo porozmawiać o tym ze szwagierką, czy mogę się wtrącić.

Milutka myślę, że nie zaszkodziłoby, gdyby szwagierka zaopatrzyła się w tą książkę. icon_smile.gif Jest tam dokładnie na przykładach pokazane, jak uczyć dyscypliny dzieci, które nigdy nie miały z nią do czynienia. Bo im później, to niestety tym gorzej. icon_sad.gif

Agnieszka AZJ jak z kolei podpiszę się pod tym Twoim zdaniem: "Kumpli dziecko moze mieć przez cale życie na pęczki. Rodziców - ma tylko dwoje. Ich brak zaburza poczucie bezpieczeństwa."
vika
Ja myślę, że nie można popadać w żadną skrajność i to co napisała Inanna jest mi niezwykle bliskie. A respekt kojarzy mi się wyłącznie ze strachem. Nie chciałabym żeby moje dzieci czuły przede mną respekt.
kasiaaaaa
CYTAT(vika @ Fri, 09 Oct 2009 - 22:33) *
A respekt kojarzy mi się wyłącznie ze strachem. Nie chciałabym żeby moje dzieci czuły przede mną respekt.

Zupełnie nie rozumiem, czemu masz takie odczucie. icon_smile.gif Jak już pisałam wcześniej - ja czuję respekt przed moimi rodzicami i odczuwam to jako coś pozytywnego. Nawet wg słownika słowo "respekt" oznacza "szacunek, poważanie". icon_wink.gif
Bądź co bądź, moje dziecko/dzieci mają czuć przede mną respekt. Chociaż odrobinkę. 29.gif
Agnieszka AZJ
Respekt to rzeczywiście jest "szacunek, poważanie" ale w moim odczuciu jest to szacunek podszyty strachem.

Poza tym kojarzy mi sie raczej z dystansem niz bliskością.

Edit:
Respekt odczuwam wobec osoby, która ma nade mną wladzę. Np. wobec mojego Profesora, którego podziwiam i szanuję, ale zawsze byl miedzy nami pewien dystans.
eve69
CYTAT(kasiaaaaa @ Fri, 09 Oct 2009 - 14:25) *
"Wydaje się, że im większe zmiany zachodzą współcześnie w sposobie wychowania dzieci, tym większe jest przekonanie, że są one właściwe. Współcześni rodzice próbują osiągnąć z dzieckiem jak najlepsze porozumienie w przeciwieństwie do naszych babek i dziadków, którzy zdawali sobie sprawę z tego, że dziecko przede wszystkim potrzebuje, aby ktoś nim pokierował. Rodzic nie będzie w stanie właściwie kierować dzieckiem, jeśli jego energia będzie przede wszystkim skupiona na budowaniu "wspaniałego" porozumienia.
Współczesne mamy skaczą wokół własnych dzieci, starając się je uszczesliwiać. W przeszłości to dziecka uwaga była skupiona na mamie, która pragnęła przede wszystkim nauczyć go jak największej samodzielności. Współczesne mamy usiłują robić dla dziecka wszystko, co jest w ich mocy. W przeszłości mamy świadomie robiły jak najmniej, aby dziecko mogło się nauczyć, jak zadbać o siebie i rodzinę (wykonując różne prace domowe). Współczesne mamy są niczym służące dla swoich dzieci podczas ich wydłużającego się okresu dorastania. W przeszłości mamy miały autorytet i nakładały na dzieci obowiązki. Współczesne mamy są oddane swoim dzieciom po wieczne czasy, wierząc, że najlepsza mama to ta, która najlepiej służy.
A ojcowie? Idealny współczesny tata stara się być najlepszym kumplem swojego dziecka. Ojeciec w przeszłości miał autorytet i był nauczycielem. Dobrze się bawił z dziećmi, ale nie byli kolegami.
W przeszłości rodzicie zawierali związek małżeński. Intuicyjnie wyczuwali, że ich wzajemna relacja powinna być silniejsza, niż relacja z którymkolwiek z dziećmi. We współczesnej typowej rodzinie związek związek między rodzicem i dzieckiem jest mocniejszy niż między mężem i żoną, co tłumaczy rozpad wielu małżeństw po odejściu dzieci z domu.
Niestety wielu współczesnych rodziców zafascynowało się nowymi teoriami wychowania. Pięćdziesiąt lat temu, kiedy dominowały tradycyjne sposoby wychowania, dzieci same odrabiały prace domową. Obecnie mamy siadają do zadań domowych razem z dziećmi, wyreczając ich w większości z nich. Pięćdziesiąt lat temu dziecko rzadko odzywało się do rodziców w niegrzeczny sposób. Dzisiaj zdarza się to bardzo często. Pięćdziesiąć lat temu dzieci pozwalały sobie na wybryki, kiedy rodzice nie widzieli. Dziś dzieci zachowują się niewłaściciwe również na oczach rodziców."


Ja bym chętnie podyskutowała z autorem na temat źródeł tych uogólnień. I skąd zaczerpnął tą złotą wizję przeszłości. O ile mi wiadomo, 50 lat temu, w większości rodzin panował patriarchat, żona miała niespecjalnie dużo do powiedzenia, dzieci jeszcze mniej. Uwaga niespecjalnie była skupiona na dzieciach, bo należało je widzieć a nie słyszeć. Ojciec w przeszłości był bardzo często dla dziecka kimś obcym, odległym. W przeszłości rodzice zawierali związek małżeński, intuicyjnie wyczuwali, że żona ma sprzątać i gotować, obowiązek małżeński to rzecz święta.
Etc etc.

Zgadzam się całkowicie z tezą że kumplowanie się z dzieckiem, zwłaszcza rozumiane jako traktowanie dziecka jako równorzędnego partnera w związku owo dziecko krzywdzi. Że dzieci potrzebują jasnych granic i autorytetów, ale nie opartych na jakiejś wydumanej dyscyplinie, można się z dzieckiem przyjaźnić i być dla niego autorytetem. Szacunek dla rodzica powinien wynikać z tego jakim ów rodzic jest człowiekiem i nie powinien być ważniejszy od szacunku dla dziecka, jego potrzeb, możliwości.
Współczesne czasy, dokonania psychologii, edukacja + intuicja dają nam ogromną szansę na wychowanie ludzi którzy będą szczęśliwsi, mniej obciążeni, pewniejsi siebie. Trzeba umieć z tego mądrze korzystać.

tyczka
ALE,po prawdzie, O CO CHODZI...?

Wybacz autorko tematu,ale jest dla mnie bezsensowny.Wpisujesz kawałek książki,poradnika do tego,których są tysiące, "hamerykańskiego" psychologa,których jest setki tysięcy i wpisujesz jakieś teorie, których są miliony.

Mam w "poważaniu" wszelkie książulki i poradniki, a zwłaszcza dot. wychowywania dzieci. Spieszę wyjąsnić dlaczego-
moja mamusia, po pedagogice, łykała setki książek o tym, jak należy wychowywać dzieci. Zapchane dwie biblioteczki.
I pewnie próbowała zgodnie z nimi żyć.
Dość powiedzieć,że zwinęłam manatki z toksycznego domu mająć niespełna 18 lat, a mój młodszy brat uciekł w świat wirtualny i ma problemy z nawiązywaniem kontaktów z rówieśnikanmi i ogólnie życiem. Oboje okaleczeni emocjonalnie.

Wychowuję swoje dziecko intuicyjnie, robiąc to, co uważam za najlepsze- lub próbując to robić.
Carrie
pytanie główne brzmiało
CYTAT(kasiaaaaa @ Fri, 09 Oct 2009 - 14:25) *
Co myślicie o tym kumplowaniu z dziećmi i służeniu im?


a chodziło o to

CYTAT
Proszę tylko o normalną, grzeczną wymiane zdań - bez ironii, podtekstów i zygania do oczu. Chętnie poznam wszystkie Wasze opinie, Wasze za i przeciw. icon_smile.gif


EDIT: a tak poza tym to to jest temat do podforum "wychowanie" chyba
tyczka
Ot, co.
monilka
CYTAT(eve69 @ Fri, 09 Oct 2009 - 21:10) *
Ja bym chętnie podyskutowała z autorem na temat źródeł tych uogólnień. I skąd zaczerpnął tą złotą wizję przeszłości. O ile mi wiadomo, 50 lat temu, w większości rodzin panował patriarchat, żona miała niespecjalnie dużo do powiedzenia, dzieci jeszcze mniej. Uwaga niespecjalnie była skupiona na dzieciach, bo należało je widzieć a nie słyszeć. Ojciec w przeszłości był bardzo często dla dziecka kimś obcym, odległym. W przeszłości rodzice zawierali związek małżeński, intuicyjnie wyczuwali, że żona ma sprzątać i gotować, obowiązek małżeński to rzecz święta.
Etc etc.

Zgadzam się całkowicie z tezą że kumplowanie się z dzieckiem, zwłaszcza rozumiane jako traktowanie dziecka jako równorzędnego partnera w związku owo dziecko krzywdzi. Że dzieci potrzebują jasnych granic i autorytetów, ale nie opartych na jakiejś wydumanej dyscyplinie, można się z dzieckiem przyjaźnić i być dla niego autorytetem. Szacunek dla rodzica powinien wynikać z tego jakim ów rodzic jest człowiekiem i nie powinien być ważniejszy od szacunku dla dziecka, jego potrzeb, możliwości.
Współczesne czasy, dokonania psychologii, edukacja + intuicja dają nam ogromną szansę na wychowanie ludzi którzy będą szczęśliwsi, mniej obciążeni, pewniejsi siebie. Trzeba umieć z tego mądrze korzystać.


Że się z lenistwa podpiszę
Ogólnie kumplowskich stosunków rodzic-dziecko z życia osobistego znam mało. Słowa autora odbieram dodatkowo tak, żeby dziecku na zbyt wiele nie pozwalc w każdej dziedzinie, stawiac jasne granice, dziecko ma się słuchac rodzica i już, i ma go szanowac. a gdzie miejsce na pozostawinie dzieciowi szans do swiadomego wyboru, do popełniania błędów??
I się wyłamię. Stawiam dziecko ponad partnera. Nie sypiam z dzieciem w łóżku, ale po prostu dobro tego dzieci jest dla mnie ważniejsze jak dobro mojego partnera, który jest już doroslą osobą, którego nie muszę kształtowac, który nie jest zalezny ode mnie. I nie sądzę, żeby to było powodem rozpadu naszego związku "jak już dzieci wyfruną w świat"
Edit: nie ten cytat skopiowalam
monilka
CYTAT(milutka @ Fri, 09 Oct 2009 - 19:35) *
Wychodzi bezstresowe wychowanie.

A takie teksty pasjami uwielbiam. Nie, przy stresowym wychowywaniu, czy jak to tam zwał, dziecko byłoby na pewno ułożone
marghe.
To ja poproszÄ™ o definicjÄ™ "bezstresowego" i "stresowego" wychowania.

Na szacunek, czy jak kto woli respekt trzeba sobie zasłużyc, zapracować. Sam fakt, że jedtem rodzicem nie wystarczy
Artola
Jej, tyle piszecie ciekawych rzeczy, że nie nadążam z czytaniem, o odniesieniu nie wspomnę 29.gif
To będę na raty 06.gif
Po pierwsze: ja widzę różnice między kiedyś a dziś...Głównie jeśli chodzi o szacunek dzieci do dorosłych. I nie chodzi mi o przesadę, całowanie po rączkach! Kiedyś nauczyciel, rodzic to był ktoś. Teraz często są nikim. Moim zdaniem wynika to właśnie z bezstresowego wychowywania, dziecko ma zawsze rację, wie co robi, bo to dla jego dobra itd itp...Mam wrażenie, że jednak rodzice powoli widzą efekty i odchodzą od takiego podejścia.
Po drugie: mamy usługujące dzieciom, a jeszcze bardziej babcie, były zawsze. Przykład z mojego podwórka: babcia przychodzi do szkoły przebrać 8-latka na wf 37.gif Jednak chyba w dzisiejszych czasach mamy większą skłonność do tego...Może chcemy zrekompensować dziecku zabieganie itp? Sama się na tym łapię, że wolę coś zrobić sama, bo szybciej, niż mówić 10 razy starszakowi, żeby zrobił...A powinnam raz 37.gif A wręcz powinien sam wiedzieć, ze się kurtkę wiesza, a nie rzuca 37.gif Pracuję nad tym 06.gif
I po trzecie: nauka samodzielności nie wyklucza bliskości, czułości, wspólnego spędzania czasu. Wspólnego czytania, tulenia, rozmawiania...Dziecko musi się czuc bezpieczne, nie ulega wątpliwości!
A, jeszcze co do kumpli. Wg mnie traktowanie dziecka jak kumpla to pozwalanie mu na zbyt wczesne podejmowanie pewnych decyzji, na zbyt duże uczestniczenie w sprawach dorosłych. Dziecko dla poczucia bezpieczeństwa potrzebuje jednak "zwierzchnika", a problemy dorosłych zbyt je obciążą...
Ufff....się rozpisałam 37.gif
Książkę chętnie przeczytam!
Artola

CYTAT(monilka @ Sat, 10 Oct 2009 - 01:04) *
Że się z lenistwa podpiszę

I się wyłamię. Stawiam dziecko ponad partnera. Nie sypiam z dzieciem w łóżku, ale po prostu dobro tego dzieci jest dla mnie ważniejsze jak dobro mojego partnera, który jest już doroslą osobą, którego nie muszę kształtowac, który nie jest zalezny ode mnie. I nie sądzę, żeby to było powodem rozpadu naszego związku "jak już dzieci wyfruną w świat"

Wg mnie co innego dobro dziecka, a co innego zaburzenie relacji z partnerem przez zbyt silną więź z dzieckiem. Oczywiście, że dziecko potrzebuje matki inaczej, niż mąż żony, ale nie może być wg mnie tak, że liczy się tylko dziecko, jego potrzeby, przyjemności, bo ono jest najważniejsze! Szybciej niż nam się wydaje, dzieci znajdą swoje towarzystwo, zamkną się przed nami w swoich pokojach, usamodzielnią. Dziecko, to ktoś, kto tak naprawdę tak intensywnie spędzi z nami kilka lat! A mąż ma być osobą na całe życie! Przykład z mojej rodziny: po naszym (moim i brata) usamodzielnieniu się, moi rodzice nie umieli razem, sami spędzić wakacji 37.gif Przykład inny, u znajomych kiedy urodziło się dziecko, mąż został wydelegowany do innego pokoju, a żona stworzyła idealną symbiozę z córeczką, nikt inny do szczęścia nie był im potrzebny. Chore wg mnie.
Gosia z edziecka
CYTAT(eve69 @ Fri, 09 Oct 2009 - 21:10) *
Ja bym chętnie podyskutowała z autorem na temat źródeł tych uogólnień. I skąd zaczerpnął tą złotą wizję przeszłości. O ile mi wiadomo, 50 lat temu, w większości rodzin panował patriarchat, żona miała niespecjalnie dużo do powiedzenia, dzieci jeszcze mniej. Uwaga niespecjalnie była skupiona na dzieciach, bo należało je widzieć a nie słyszeć. Ojciec w przeszłości był bardzo często dla dziecka kimś obcym, odległym. W przeszłości rodzice zawierali związek małżeński, intuicyjnie wyczuwali, że żona ma sprzątać i gotować, obowiązek małżeński to rzecz święta.
Etc etc.

Zgadzam się całkowicie z tezą że kumplowanie się z dzieckiem, zwłaszcza rozumiane jako traktowanie dziecka jako równorzędnego partnera w związku owo dziecko krzywdzi. Że dzieci potrzebują jasnych granic i autorytetów, ale nie opartych na jakiejś wydumanej dyscyplinie, można się z dzieckiem przyjaźnić i być dla niego autorytetem. Szacunek dla rodzica powinien wynikać z tego jakim ów rodzic jest człowiekiem i nie powinien być ważniejszy od szacunku dla dziecka, jego potrzeb, możliwości.
Współczesne czasy, dokonania psychologii, edukacja + intuicja dają nam ogromną szansę na wychowanie ludzi którzy będą szczęśliwsi, mniej obciążeni, pewniejsi siebie. Trzeba umieć z tego mądrze korzystać.

Zgadzam siÄ™ z tym, co pisze Eve.
Gosia z edziecka
CYTAT(tyczka @ Fri, 09 Oct 2009 - 21:47) *
Wychowuję swoje dziecko intuicyjnie, robiąc to, co uważam za najlepsze- lub próbując to robić.

Intuicja może tez być głosem podswiadomości.
agabr
CYTAT(Artola @ Sat, 10 Oct 2009 - 09:30) *
Wg mnie co innego dobro dziecka, a co innego zaburzenie relacji z partnerem przez zbyt silną więź z dzieckiem. Oczywiście, że dziecko potrzebuje matki inaczej, niż mąż żony, ale nie może być wg mnie tak, że liczy się tylko dziecko, jego potrzeby, przyjemności, bo ono jest najważniejsze! Szybciej niż nam się wydaje, dzieci znajdą swoje towarzystwo, zamkną się przed nami w swoich pokojach, usamodzielnią. Dziecko, to ktoś, kto tak naprawdę tak intensywnie spędzi z nami kilka lat! A mąż ma być osobą na całe życie! Przykład z mojej rodziny: po naszym (moim i brata) usamodzielnieniu się, moi rodzice nie umieli razem, sami spędzić wakacji 37.gif Przykład inny, u znajomych kiedy urodziło się dziecko, mąż został wydelegowany do innego pokoju, a żona stworzyła idealną symbiozę z córeczką, nikt inny do szczęścia nie był im potrzebny. Chore wg mnie.

dobrych relacji z partnerem nie zaburzy zadna wiez z dzieckiem ,jesli matka kompensuje sobie cokolwiek dzieckiem to znaczy ze w zwiazku jest nie halo .b
Artola
Też prawda...Chociaż zapędzić się w zbyt silną zależność matka-dziecko dość łatwo...
Bosanova
CYTAT(tyczka @ Fri, 09 Oct 2009 - 21:47) *
ALE,po prawdzie, O CO CHODZI...?

Wybacz autorko tematu,ale jest dla mnie bezsensowny.

Myśle,że ten wątek jest bardzo ważny.Choćby dla mnie.
Czekam na wpisy Chanton i paru innych dziewczyn.


kasiaaaaa
Droga tyczko i monilko. Rozumiem Wasze wątpliwości, jednak wydaje mi się, że wynikaja one z tego, że znacie tylko przytoczony przeze mnie fragment, a nie całą książkę. Wielokrotnie zaznaczałam już, że autor nie propaguje surowego wychowywania dzieci bez wzglądu na ich potrzeby. Tak naprawdę pokazuje jak rozsądnie i skutecznie radzić sobie z problemamy wychowawczymi w wielu różnych przypadkach. Proszę nie oceniać autora i ponad 200 stronicowej książki po kilkunastozdaniowym wstępie. icon_smile.gif Rozumiem, że możecie się nie zgadzać z autorem, ale żeby taki stwierdzić, trzeba książkę przeczytać.

tyczko jeśli temat jest dla Ciebie bez sensu, to po co bierzesz udział w dyskusji? Przecież ja nikogo do tego nie zmuszam. icon_smile.gif A uogólnianie na przykładzie jednej osoby (Twojej mamy) jest chyba dość niedorzeczne. icon_smile.gif

Ogólnie w temacie chodziło mi o to, co Wy sądzicie na temat wychowywania dzieci w poczuciu, że rodzice są ich kolegami, że z wielu spraw się je wyręcza, itp. Dla wyjaśnienia o co mi chodzi posłużyłam się cyctatem, który miał być tylko pomocny do zrozumienia mojego pytania. icon_smile.gif

Artola Twój tekst: "Dziecko, to ktoś, kto tak naprawdę tak intensywnie spędzi z nami kilka lat! A mąż ma być osobą na całe życie! Przykład z mojej rodziny: po naszym (moim i brata) usamodzielnieniu się, moi rodzice nie umieli razem, sami spędzić wakacji Przykład inny, u znajomych kiedy urodziło się dziecko, mąż został wydelegowany do innego pokoju, a żona stworzyła idealną symbiozę z córeczką, nikt inny do szczęścia nie był im potrzebny. Chore wg mnie." jest jakby dokładnie tym samym, o czym pisze autor, podaje nawet całkiem podobne przykłady - a więc jednak coś w tym musi byćprawdy. icon_smile.gif
"Kiedyś nauczyciel, rodzic to był ktoś. Teraz często są nikim." Niestety przykra sparwa. Również znam to z życia codziennego.

Ja z kolei pamiętam taka sytuację: Parę lat temu pytam moją stojącą na balkonie osiemnastoletnią koleżankę-sąsiadkę: "Ty już po obiedzie?" A ona do mnoe oburzona: "A nie wiesz, kto by mi go ugotował? Przecież mama jest w pracy!".
Przytoczę inny przykład. Okres matur. Dzowni do mnie mama kolegi ze szkoły: "Kasiu, powiedz że mi, z czego ja mam temu mojemu Tomkowi ściągi na polski napisać?" Dodam tylko, że Tomek do matury nie podszedł, mama załatwiła mu zaświadczenie, że jest nerwowy i nie może przeżywać takiego stresu.

Przykład z innej beczki. Rynek w mojej miejscowości, bar, stoliczki rozstawione na polu. Przy nich siedzi matka z 4 dzieci (najstarsze 17 lat, najmłodsze kilka miesięcy). Nadmienię, że każde dziecko ma innego ojca. Na stoliku same kufle z piwem. Jest godzina 14.00. I ta matka popijając piwo i jednocześnie karmiąc piersią to najmłodsze dzieko, wyciąga z kieszeni jakieś pieniądze i podaje je najstarszej córce. A ona jak automat bez słowa idzie do baru i przynosi matce kolejny kufel piwa.
Ja się pytam, jak to kurde jest na tym świecie? icon_sad.gif Żałuję, że do niej nie podeszłam i nie wylałam jej tego piwa na głowę.

Inny przykład: matka prosi 3letnie dziecko, by wreszcie spokojnie usiadło i zjadło ten obiad. Po kilku takich prośbach dziecko uderza matkę w twarz. A matka nie reaguje w żaden sposó. Pewnie nie jeden zwolennik nowoczesnych metod wychowania powie, że dobrze zrobiła, że to małe dziecko, że przecież nie rozumie, co zrobiło, że nie można go stresować. Dla mnie totalna bzdura. Trzyletnie dziecko jest mądrzejsze i sprytniejsze niż się wydaje. Mi taka sytuacja pachnie wychowawcza tragedią.

Powiem Wam szczerze, że złapałam się na tym, że już teraz uczę moją 8 miesieczną córkę, że po pierwsze mama to nie służąca, a po drugie, że istnieje jeszcze inny świat poza mamą i tatą. ")
eve69
CYTAT(kasiaaaaa @ Sat, 10 Oct 2009 - 11:25) *
Przykład z innej beczki. Rynek w mojej miejscowości, bar, stoliczki rozstawione na polu. Przy nich siedzi matka z 4 dzieci (najstarsze 17 lat, najmłodsze kilka miesięcy). Nadmienię, że każde dziecko ma innego ojca. Na stoliku same kufle z piwem. Jest godzina 14.00. I ta matka popijając piwo i jednocześnie karmiąc piersią to najmłodsze dzieko, wyciąga z kieszeni jakieś pieniądze i podaje je najstarszej córce. A ona jak automat bez słowa idzie do baru i przynosi matce kolejny kufel piwa.
Ja się pytam, jak to kurde jest na tym świecie? icon_sad.gif Żałuję, że do niej nie podeszłam i nie wylałam jej tego piwa na głowę.


Tak, to byłaby dojrzała reakcja która poprawiłaby dobrostan dzieci i dała matce dużo do myślenia 43.gif . I pytam serio - którą z Twoich teorii miałby ilustrować ten przykład?

BTW, co to jest bezstresowe wychowanie?
kasiaaaaa
CYTAT(eve69 @ Sat, 10 Oct 2009 - 11:33) *
Tak, to byłaby dojrzała reakcja która poprawiłaby dobrostan dzieci i dała matce dużo do myślenia 43.gif . I pytam serio - którą z Twoich teorii miałby ilustrować ten przykład?

Prosiłam o rzeczową dyskusję bez ironii i sakrkazmów. Proszę, stosuj się do tego. icon_smile.gif
Jednak nie wylałam jej tego piwa na głowę, z jakiegoś powodu na pewno, nie sądzisz? icon_smile.gif
Proszę Cię też o czytanie postów zw zrozumieniem. Pytasz, którą z moich teorii ma ilustrować przykład. A czy ja gdzieś wspominałam coś o moich teoriach? Nie przypominam sobie. icon_smile.gif Ale jeśli już, to myślę, że podpięłabym to pod "kumplowanie się dzieckiem" - nastoletnia córka kupuje matce piwo i siedzą razem przy barowym stole.

Pozwól, że teraz ja zapytam - naprawdę nie wiesz, co oznacza sformułowanie "bezstresowe wychowanie"? Jakoś trudno mi w to uwierzyć. icon_smile.gif No ale jeśli faktycznie nie wiesz, to proszę: https://pl.wikipedia.org/wiki/Bezstresowe_wychowanie

Latte_macchiato
CYTAT(kasiaaaaa @ Sat, 10 Oct 2009 - 11:25) *
Przykład z innej beczki. Rynek w mojej miejscowości, bar, stoliczki rozstawione na polu. Przy nich siedzi matka z 4 dzieci (najstarsze 17 lat, najmłodsze kilka miesięcy). Nadmienię, że każde dziecko ma innego ojca. Na stoliku same kufle z piwem. Jest godzina 14.00. I ta matka popijając piwo i jednocześnie karmiąc piersią to najmłodsze dzieko, wyciąga z kieszeni jakieś pieniądze i podaje je najstarszej córce. A ona jak automat bez słowa idzie do baru i przynosi matce kolejny kufel piwa.
Ja się pytam, jak to kurde jest na tym świecie? icon_sad.gif Żałuję, że do niej nie podeszłam i nie wylałam jej tego piwa na głowę.


Powinnaś zadzwonić na policję od razu ! a nie podejść i wylać piwo .....
kasiaaaaa
CYTAT(Prada @ Sat, 10 Oct 2009 - 12:01) *
Powinnaś zadzwonić na policję od razu ! a nie podejść i wylać piwo .....

Wiem, masz rację. icon_redface.gif icon_redface.gif Przyznaje się bez bicia. Głupio to zabrzmi, ale będę miała jeszcze na pewno nie jedną okazję, bo ten proceder powtarza się średnio 5 razy w tygodniu. 32.gif
monilka
CYTAT(kasiaaaaa @ Sat, 10 Oct 2009 - 09:25) *
Droga tyczko i monilko. Rozumiem Wasze wątpliwości, jednak wydaje mi się, że wynikaja one z tego, że znacie tylko przytoczony przeze mnie fragment, a nie całą książkę. Wielokrotnie zaznaczałam już, że autor nie propaguje surowego wychowywania dzieci bez wzglądu na ich potrzeby. Tak naprawdę pokazuje jak rozsądnie i skutecznie radzić sobie z problemamy wychowawczymi w wielu różnych przypadkach. Proszę nie oceniać autora i ponad 200 stronicowej książki po kilkunastozdaniowym wstępie. icon_smile.gif Rozumiem, że możecie się nie zgadzać z autorem, ale żeby taki stwierdzić, trzeba książkę przeczytać.

Ale, że nie powinnam miec swojego zdania w tej dyskusji, bo nie przeczytałam książki, li i jedynie wstęp, który zacytowałaś?? Trzeba byo tak zaznaczyc od razu. Ale przepraszam, to nie jest konstruktywna odpowiedż, na dodatek chciałabym żeby zabrzmiała ironicznie, także z pewnością nie jest w tym watku mile widziana.
Przykłady, które przytaczasz zakrawają o patologię i nijak do mnie nie przemawiają
I jak uwielbiam stwierdzenie: wynik bezstresowego wychowywania, tak również kocham to: kiedyś te dzieci były inne, bardziej szanowały np. nauczycieli. Taaak. kiedyś w ogóle inaczej było. Gówniarz nie nafikał, miał szacunek do policji, a jak nie- to dostał kilka razy pałą, ale przynajmniej nie było takiego rozwydrzenia i braku granic u młodzieży jak w czasach dzisiejszych
kasiaaaaa
CYTAT(monilka @ Sat, 10 Oct 2009 - 12:17) *
Ale, że nie powinnam miec swojego zdania w tej dyskusji, bo nie przeczytałam książki, li i jedynie wstęp, który zacytowałaś?? Trzeba byo tak zaznaczyc od razu.

monilko czytaj dokładnie moje posty. Napisałam, żebyć nie oceniała książki, bo jej nie przeczytałaś. Ale nie napisałam, że nie masz prawa brać udziału w dyskusji. Jak najbardziej masz prawo. icon_smile.gif Nie rozumiem, czemu się tak denerwujesz. icon_smile.gif Naprawdę niepotrzebnie. Wyrażasz swoje zdanie, bo o to tu chodzi, i bardzo dobrze. Każdy ma prawo do własnej opinii i każdy po swojemu wychowuje swoje dzieci. icon_smile.gif A ja chcę, żebyśmy się tym ze sobą podzieliły, bo może któraś kiedyś skorzysta na czyimś pomyśle, opinii, radzie, itp. icon_smile.gif
Inanna
Kasia, na tym świecie jest tak, że istnieją: 1) rodziny normalne 2) rodziny w miarę normalne 3) rodziny w których rodzice zdają sobie sprawę z popełnianych przez siebie błędów i pracują nad sobą i rodziną aby dzieci dobrze wychować 4) są również rodziny patologiczne - takie, które popełniają masę błędów, krzywdzą dzieci na różne sposoby: przemocą fizyczną, psychiczną - w tym przerzucaniem na dzieci swoich "dorosłych" problemów - kształtowaniem w dzieciach postaw roszczeniowych, wypracowywaniem w nich niezaradności, egoizmu, egocentryzmu, kształtowaniem w dzieciach fałszywego obrazu rzeczywistości (np. "że człowiek uczciwy nie może być bogaty", "że jak się nie ukradnie to się nie ma", "że tylko frajerzy wstają rano do roboty"). Ta kategoria rodziców nie wie, że jest patologiczna, nie jest świadoma - z różnych powodów - swoich błędów, nie pracuje i nie chce pracować nad sobą i dziećmi. Ale jest to pewna szczególna grupa, którą wyłączyłabym z rozważań nt "warto, czy nie warto być kumplem swojego dziecka". Bo jeśli rozważamy kwestię kumplostwa między rodzicami i dziećmi w rodzinach normalnych, w miarę normalnych i tych z problemami ale świadomych to myślę, że takie kumplostwo nie powinno być niebezpieczne.
Natomiast kumplostwo w rodzinach patologicznych jest raczej pochodną patologii i samo w sobie jest nie tyle błędem wychowawczym, co okonsekwencją głębszych problemów w rodzinie. Ta dziewczynka nie dlatego pobiegła po piwo, że matka traktuje ją jak kumpelkę, ale dlatego, że w jej rodzinie alkohol jest na porządku dziennym, nikt nie ma świadomości jego szkodliwości, a obraz matki z dziećmi przy kielichu to nic niezwykłego. Ot, codzienność! Ta dziewczynka pobiegła po piwo, bo jakby tego nie zrobiła, toby najzwyczajniej w świecie dostała w twarz, za to że matki nie szanuje i się jej nie słucha.
monilka
droga kaaasiuniu, czytaj moje posty również ze zrozumieniem icon_biggrin.gif A w którym momencie ja oceniłam książkę, poza oceną słów autora, które wkleiłaś??
Artola
Monilka, a mnie się wydaje, że to nie dzieci były inne. To dorośli i ich metody wychowawcze były inne! A dzieci robią z reguły to, na co rodzice i dorośli im pozwalają. Gdyby problemy, o jakich pisze Kasia, jakie wynikają z lightowego i kumplowskiego traktowania dzieci były taką rzadkością, patologią wręcz, to Superniania nie robiłaby takiej kariery 04.gif

I jeszcze jedno: zupełnie inaczej na na temat patrzą osoby mające niemowlaka, a inaczej np. szkolniaka.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.